Skocz do zawartości
Nerwica.com

kozica6

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia kozica6

  1. Hej! Czy ktoś miał /ma podobnie...? Zaczęłam nową pracę, dziś jadę na szkolenie na drugi koniec Polski, przede mną 12 godzin w autobusie i już zaczynam się bać tej podróży w nieznane na tydzień, boję się ludzi, czasu na myślenie i wszystkiego po kolei co przyjdzie mi do głowy. Od tygodnia w nowej pracy siedziałam jak jakaś obca, nie umiem się kompletnie odnaleźć, nie jem, nie śpię... Płaczę wieczorami i w sumie rano też. Nie dzeje mi się tam żadna krzywda, praca w banku, więc przede mną duuużo nauki, dużo wyzwań przed którymi jestem sparaliżowana. Zamykam się w błędnym kole myśli - jak tam jestem, myślę o tym, jak jest mi tam źle i jak świetnie było mi w poprzedniej pracy z której zrezygnowałam, bo wcale nie było tak kolorowo, ale z drugiej strony, znałam wszystkich, wiedziałam co robię i byłam w tym dobra. Tutaj boję się nawet dać sobie szansę spróbować. Dostałam umowę na 3 miesiące próbne i zamiast zmotywować się i wykorzystać tę szansę pogrążam się w odliczanie czasu do końca trwania tej umowy by stamtąd uciec, nawet bez próbowania. Kompletnie nie rozumiem swojego toku, zamiast cieszyć się z możliwości, szansy i wyzwania, dołuję się i chcę się wycofać... Oczywiście też zgodnie z zasadą "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma" ciągle wyobrażam sobie miejsca w których byłoby mi lepiej, żeby byli inni ludzie, inne miejsce, inne obowiązki, a przecież warunki mam niezłe, ludzie też do najgorszych nie należą. Miał ktoś z Was podobnie? Skąd się bierze takie podejście? Jak walczyć ze sobą? Naczytałam się o róznych formach motywacji, zmiany myślenia, NLP itd. i wcale mi to nie pomogło. W towarzystwie jestem brana za otwartą, miłą, uprzejmą, skromną osobę, ale w nowych sytuacjach kompletnie się nie odnajduję, blokuję się i boję się, że tym razem nie minie to z czasem, w poprzedniej pracy po tygodniu obserwacji i pracy czułam się już całkiem dobrze, komfortowo, a tutaj po chwili zaczęcia pracy jestem już spocona i z milionem wizji by stamtąd wyjść, chociaż wiem, że to byłoby najgłupsze ze wszystkich możliwych rozwiązań...
  2. Mushroom, robiłeś coś z tym? Jak udało Ci się "wyjść" z tego po akim czasie? U mnie wygląda to trochę inaczej, to ak jakby celowe omijanie tego, co mam zrobić, czy chodzi o rzeczy codzienne typu wizyta u lekarza - np. nie stawiłam się na umówioną wizytę i dopiero po pół roku zjawiłam się u lekarza, chociaż wystarczyło zadzwonić, każdy normalny człowiek tak robi, jak wie, że coś go i tak nie ominie... Mogłabym to określić jako świadome unikanie sytuacji, które i tak nie znikną, jak np. oddanie książek do biblioteki, pomimo, że mijam ją kilka razy w tygodniu, mam czas, a nawet książki ze sobą, nie wejdę tam i nie załatwię ej sprawy od razu... Candy 14 - dzięki za opinię, póki co faktycznie odpowiadam tylko za siebie, chociaż dla innych naprawdę dosłownie rzucę wszystko, a zrobię to o co mnie prosili, na przykład w trakcie pisania - opornego swojej pracy licencjakiej w międzyczasie napisałam mnóstwo rzeczy dla znajomych, a jeśli chodzi o życiowe doświadzczenia, nie miałam ani źle ani dobrze, mam świetną rodzinę, ale życiowe niepowodzenia wcale mnie nie omijały. Dzięki za Wasze odpowiedzi!
  3. Zaglądałam na forum od dłuższego czasu, dopiero teraz zdecydowałam się zarejestrować, widzę, że jest tu duużo świetnych przydatnych informacji, ale przede wszystkim ogromna empatia :) Może więc znajdzie się ktoś, kto (albo mam nadzieję, że był) w podobnej sytuacji do mojej - mam 23 lata, dopiero od niedawna zauważam coś, z czym walczyć nie umiem, otóż decyzje, zadania dnia codziennego stwarzają dla mnie straszny problem, w ogóle ostatnio po przeanalizowaniu moich doświadczeń doszłam do wniosku, że niewiele zawdzięczam sobie i swojej pracy, a raczej większość tego, co mnie spotkało, było dziełem przypadku albo inicjatywy, wpływów innych osób. Ale do rzeczy... Liceum, normalne wyniki - raz lepiej, raz gorzej, matura, studia, wyniki niezłe, lubiłam tę naukę, ale kiedy przyszło do napisania pracy licencjackiej, tu pojawił się problem... Inni pisali, oddawali, a ja... rok po zakończeniu studiów nadal to odkładam, nie mam oddanej pracy. W mojej głowie siedzi wielki mur, który nie pozwala mi nic z tym zrobić, a przecież nie jestem niezdolna, nie jestem głupia, inni robią, dlaczego dla mnie to jest problem? W momencie kiedy zaczęłam pracę - całe szczęście, że miałam w pracy dużą swobodę podejmowania decyzji i wykonywania obowiązków, ale też pojawiały się bardzo często takie pomysły, że dopilnuję czegoś do końca, dopilnuję, a później odkładałam to na "święte nigdy" i jakoś mi się zawsze takie wybryki dawało wytłumaczyć albo wyręczyć się kimś innym. Nie uważam się za lenia, ciężko opisać mi jak wygląda to poczucie składania sobie obietnic, że teraz będę wypełniać obowiązki, teraz będę sobie ułatwiać rozwiązywanie wszystkich spraw, a jak zawsze kończy się na tym, że nie robię nic. Niedługo idę do nowej pracy, paraliżuje mnie strach, wręcz poczucie, że tutaj się już ak nie uda, nie będę mogła ściemniać, będę musiałą pracować jak każdy inny normalny człowiek,a ktoś mnie będzie z tego rozliczał... Macie jakieś pomysły : jak nie odkładać dosłownie wszystkiego (nawet napisania tego postu :):):) ) na później, staram się już nie odkładać nieczego na później,bo wiem, że i tak nigdy już mogę tego nie zrobić. Ktoś z Was był na jakieś terapii, może jakieś inne metody? Będę wdzięczna za odpowiedzi i oczywiście pozdrawiam cieplutko
×