Witam wszystkich ciepło i serdecznie
Nie bardzo wiem od czego zacząć, więc może opiszę pokrótce swoją sytuację.
Otóż od zawsze czułam, że jestem w pewien sposób inna od wszystkich, a ostatnimi czasy to uczucie ponownie się nasiliło. Piszę ponownie, ponieważ w trzeciej klasie gimnazjum przechodziłam poważny "kryzys". Według mnie była to po prostu depresja. Nikt w koło zdawał się nie dostrzegać moich problemów, toteż nie leczyłam się. Miewałam jednak w tamtym okresie myśli samobójcze, a samookaleczanie się nie było czymś nadzwyczajnym. Przez cały ten okres słyszałam za to: "Co ty taka smutna?" - głownie z ust nauczycieli.
Potem poszłam do liceum i wszystko uległo poprawie. Życie nabrało sensu i kolorów.
Od kilku miesięcy zauważyłam jednak powrót do tamtych "mrocznych" czasów. Zaczęłam wycofywać się z życia i zatracać kontakty ze znajomymi. Moja dobra koleżanka sama stwierdziła, że coś musi się dziać, ponieważ "nie mam w sobie tej energii". Podejrzewając u siebie jakieś zaburzenia osobowościowe, przeszukałam internet i jakież było moje zdziwienie kiedy natknęłam się na artykuł odnośnie osobowości paranoicznej! To było jak olśnienie - pomyślałam sobie coś w stylu "Ten artykuł mówi dokładnie o mnie!". Zrobiłam nawet test Liebowitza, który wskazał na poważną fobię społeczną, jednak wiem, że nie należy traktować tego jako specjalistycznej diagnozy.
I właśnie tu jest mały haczyk! Już w gimnazjum chciałam pójść na wizytę do psychologa (nawet w trakcie jakiejś kłótni z matką powiedziałam jej to wprost) jednak rodzice nigdy mnie tam nie zabrali. Mama nie widzi nic złego w mojej izolacji od społeczeństwa - zawsze mówiła mi, że jestem zupełnie normalna, że to moi rówieśnicy byli dziwni, ale dopiero teraz dostrzegłam, że to nie prawda. Obawiam się, że nawet jeśli trafię w "normalne" towarzystwo, to nie będę w stanie zachowywać się "tak jak należy". Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że moja nienawiść do ludzi jest dziwna i niezdrowa. Teraz w pełni pojęłam o co chodzi.
Chciałabym coś z tym zrobić, ponieważ obecna sytuacja nie jest dla mnie obojętna. Niestety cokolwiek bym nie zrobiła i tak ciągle dręczy mnie przeczucie, że zostanę wykorzystana, zdradzona i porzucona. Te trzy słowa dokładnie opisują moje odniesienie do relacji z ludźmi, którzy jeszcze pół roku temu byli "moimi przyjaciółmi".
Wiem, że trochę to chaotycznie opisałam, i że wszystkiego po trochu, ale kiedy przychodzi do opisywania tego typu spraw, to jakoś nie umiem się zorganizować.
Miało być krótko i zwięźle, a wyszły kluchy... Bardzo za to przepraszam
Na koniec chciałam jeszcze dodać, że zarejestrowałam się tu także po to, by poznać nowych ludzi, którzy mają podobne problemy do moich, bo jakoś zawsze tacy ludzie wydawali mi się interesujący.
I jeszcze tylko jedno pytanie, które właściwie powinnam napisać już na początku! Chciałabym wybrać się do psychologa, jednak sytuacja w domu jest nie najlepsza. Czy warto podjąć trud wytłumaczenia swoich problemów mamie, czy też lepiej sobie odpuścić i samemu spróbować sobie poradzić? Może tylko histeryzuję i moje zachowanie jest związane z okresem wchodzenia w dorosłe życie? Wiem, że to bardzo głupie i dziecinne pytanie, ale niestety nie umiem sobie sama na nie odpowiedzieć. Wydaje mi się jednak, że problem musi leżeć gdzieś głębiej, skoro taka sytuacja zdarza mi się nie pierwszy raz w życiu.
Dziękuję wszystkim, którzy przebrnęli przez tę litanię