
endofhope
Użytkownik-
Postów
62 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez endofhope
-
nienormalna21, powiem szczerze, że nie zniechęciła mnie Pani pseudo psycholog, ponieważ nie miałem wątpliwości, że są profesjonaliści potrafiący pomóc, tym bardziej, że w sumie przypadkowo pogadałem z kardiologiem - psychologiem i każde jedno zdanie wypowiedziane do mnie było inne - przemyślane. Byłem w tym czasie już na antydepresancie, ale nie był wystarczająco skuteczny, z dnia na dzień było coraz gorzej, pojawiły się obsesje - wyjaśnię Wam w dalszej dyskusji - skąd. Pojechałem do przychodni kilka dni po poprzedniej wizycie i mówię, że nie radzę sobie, a Pani doktor z lekkim uśmieszkiem - a co ja Panu zrobię? Mogę skierowanie do szpitala wypisać. Wyszedłem, po kilku dniach byłem w szpitalu, tyle, że na innym oddziale. Nie spodziewałbym się, że tak ogromny wpływ na organizm ma psychika (później okazało się że może mieć jeszcze większy. Nie było wtedy mowy o psychologach, potrzebowałem innego psychiatry, bo przerażało mnie to co się dzieje. Dostałem jakieś mocne psychotropy - fakt uspokoiły mnie, ale czułem się jak totalny kretyn. Zrezygnowałem z tego po kilku tygodniach, na szczęście nie wróciło mi świrowanie. Oszzz, ale opowiadanie tworzę. Chciałbym Wam to opowiedzieć, ale nie wiem czy nie przeginam. Wszystko cały czas kręci się wokół, lub jest następstwem tego.... Proszę, szczerze mówcie jak się zapędzę w nieistotne szczegóły. Dla mnie to wszystko są mocne przeżycia i gubię się. Przepraszam...
-
nienormalna21, powiem szczerze, że nie zniechęciła mnie Pani pseudo psycholog, ponieważ nie miałem wątpliwości, że są profesjonaliści potrafiący pomóc, tym bardziej, że w sumie przypadkowo pogadałem z kardiologiem - psychologiem i każde jedno zdanie wypowiedziane do mnie było inne - przemyślane. Byłem w tym czasie już na antydepresancie, ale nie był wystarczająco skuteczny, z dnia na dzień było coraz gorzej, pojawiły się obsesje - wyjaśnię Wam w dalszej dyskusji - skąd. Pojechałem do przychodni kilka dni po poprzedniej wizycie i mówię, że nie radzę sobie, a Pani doktor z lekkim uśmieszkiem - a co ja Panu zrobię? Mogę skierowanie do szpitala wypisać. Wyszedłem, po kilku dniach byłem w szpitalu, tyle, że na innym oddziale. Nie spodziewałbym się, że tak ogromny wpływ na organizm ma psychika (później okazało się że może mieć jeszcze większy. Nie było wtedy mowy o psychologach, potrzebowałem innego psychiatry, bo przerażało mnie to co się dzieje. Dostałem jakieś mocne psychotropy - fakt uspokoiły mnie, ale czułem się jak totalny kretyn. Zrezygnowałem z tego po kilku tygodniach, na szczęście nie wróciło mi świrowanie. Oszzz, ale opowiadanie tworzę. Chciałbym Wam to opowiedzieć, ale nie wiem czy nie przeginam. Wszystko cały czas kręci się wokół, lub jest następstwem tego.... Proszę, szczerze mówcie jak się zapędzę w nieistotne szczegóły. Dla mnie to wszystko są mocne przeżycia i gubię się. Przepraszam...
-
Lilith, to była regularna terapia, ale Pani psycholog była ewidentnie przeciążona moim przypadkiem i improwizowała, ale tak nieudolnie, że po 4 lub 5 spotkaniu byłem mocno zażenowany. Np. użyła błyskotliwego stwierdzenia - "jak głowa nie może, to główka też nie może". W każdym razie fakt samego gwałtu był raczej omijany. Rozmawiałem kilka tygodni później z kardiologiem, który jak się okazało miał także specjalizację z psychologii i to była zupełnie inna rozmowa, bardzo pomocna, pomógł mi wiele spraw zrozumieć, poukładać, ale znów temat gwałtu, bez echa. To były zwykłe rozmowy nie mające nic wspólnego z terapią i w przypadku bardziej złożonych problemów, przeprosił mnie, że nie będzie podejmował dalszych działań, bo nie praktykuje tej specjalizacji i nie chciałby mi zaszkodzić, zamiast pomóc. Chciałem kontynuować i dobrego specjalisty, bo zobaczyłem, jak bardzo skuteczne potrafi być odpowiednie, fachowe podejście do tematu. Wymyśliłem wspólnie z tym kardiologiem Panią, która jest biegłą sądową, bardzo chwalona etc. Powstał niestety problem - Pani już miała za krótką dobę na aktualne obowiązki i temat ugrzązł... Lilith, czy ja mógłbym ewentualnie napisać do Ciebie prywatną wiadomość? Chciałbym jeszcze bardzo dużo opowiedzieć, ale nie da się bez charakterystycznych elementów, co mogłoby doprowadzić do rozpoznania mnie przez kogoś kto mnie zna. Być może popadam w przesadę, ale mam już tak życie pokopane, że wolę na zimne dmuchać. Oczywiście nie mam nic przeciwko, aby osoby uczestniczące w dyskusji miały dostęp, bo o to przecież chodzi, ale nie mogę tak w świat wysłać takich wyznań.
-
Lilith, to była regularna terapia, ale Pani psycholog była ewidentnie przeciążona moim przypadkiem i improwizowała, ale tak nieudolnie, że po 4 lub 5 spotkaniu byłem mocno zażenowany. Np. użyła błyskotliwego stwierdzenia - "jak głowa nie może, to główka też nie może". W każdym razie fakt samego gwałtu był raczej omijany. Rozmawiałem kilka tygodni później z kardiologiem, który jak się okazało miał także specjalizację z psychologii i to była zupełnie inna rozmowa, bardzo pomocna, pomógł mi wiele spraw zrozumieć, poukładać, ale znów temat gwałtu, bez echa. To były zwykłe rozmowy nie mające nic wspólnego z terapią i w przypadku bardziej złożonych problemów, przeprosił mnie, że nie będzie podejmował dalszych działań, bo nie praktykuje tej specjalizacji i nie chciałby mi zaszkodzić, zamiast pomóc. Chciałem kontynuować i dobrego specjalisty, bo zobaczyłem, jak bardzo skuteczne potrafi być odpowiednie, fachowe podejście do tematu. Wymyśliłem wspólnie z tym kardiologiem Panią, która jest biegłą sądową, bardzo chwalona etc. Powstał niestety problem - Pani już miała za krótką dobę na aktualne obowiązki i temat ugrzązł... Lilith, czy ja mógłbym ewentualnie napisać do Ciebie prywatną wiadomość? Chciałbym jeszcze bardzo dużo opowiedzieć, ale nie da się bez charakterystycznych elementów, co mogłoby doprowadzić do rozpoznania mnie przez kogoś kto mnie zna. Być może popadam w przesadę, ale mam już tak życie pokopane, że wolę na zimne dmuchać. Oczywiście nie mam nic przeciwko, aby osoby uczestniczące w dyskusji miały dostęp, bo o to przecież chodzi, ale nie mogę tak w świat wysłać takich wyznań.
-
Bardzo dziękuję za te słowa, naprawdę bardzo dużo dla mnie znaczą. Mam ogromny stres związany z tym forum, ale to najfajniejszy stres jaki w życiu doświadczyłem. Przeraża mnie trochę fakt upubliczniania na tak ogromną skalę jaką jest internet tych tak bardzo osobistych spraw. Idiotów nie brakuje. Kiedyś miałem taką sytuację, że obwiniano mnie za coś na co nie miałem wpływu i powiedziałem, że mam pewną skazę na psychice.... Riposta jaką usłyszałem była... z resztą, to był taki tekst: "tak to jeszcze byś był prawiczkiem, hahaha..." Muszę się pozbywać tego z siebie, ale nawet Ci zaufani którym powiedziałem nie potrafią na ten temat nic powiedzieć. Nie dziwi mnie to, tylko wciąż pozostaję sam. Muszę nie zgodzić się z tym, że nie przyniesie mi to zbyt wielkiej ulgi, już mi przynosi. Poszedłem w październiku 2012 do Pani psycholog, masakra... Pierwsze zdanie Pani po wysłuchaniu przyczyn z jakich się znalazłem w tym miejscu było: "faktycznie tego dużo". Od razu pojąłem, że ją przerosło. Kolejne wizyty przyniosły raczej skutek odwrotny do zamierzonego. Zacytowałbym kilka zdań, ale jeszcze to przeczyta...
-
Bardzo dziękuję za te słowa, naprawdę bardzo dużo dla mnie znaczą. Mam ogromny stres związany z tym forum, ale to najfajniejszy stres jaki w życiu doświadczyłem. Przeraża mnie trochę fakt upubliczniania na tak ogromną skalę jaką jest internet tych tak bardzo osobistych spraw. Idiotów nie brakuje. Kiedyś miałem taką sytuację, że obwiniano mnie za coś na co nie miałem wpływu i powiedziałem, że mam pewną skazę na psychice.... Riposta jaką usłyszałem była... z resztą, to był taki tekst: "tak to jeszcze byś był prawiczkiem, hahaha..." Muszę się pozbywać tego z siebie, ale nawet Ci zaufani którym powiedziałem nie potrafią na ten temat nic powiedzieć. Nie dziwi mnie to, tylko wciąż pozostaję sam. Muszę nie zgodzić się z tym, że nie przyniesie mi to zbyt wielkiej ulgi, już mi przynosi. Poszedłem w październiku 2012 do Pani psycholog, masakra... Pierwsze zdanie Pani po wysłuchaniu przyczyn z jakich się znalazłem w tym miejscu było: "faktycznie tego dużo". Od razu pojąłem, że ją przerosło. Kolejne wizyty przyniosły raczej skutek odwrotny do zamierzonego. Zacytowałbym kilka zdań, ale jeszcze to przeczyta...
-
Witam! Trafiłem tutaj nie przypadkowo. Tak - jestem mężczyzną, ale doświadczyłem tego... Nigdzie nie znalazłem nawet wzmianki o tym, że nie tylko kobiety stają się "ofiarami" i potęguje to moje poczucie odosobnienia. Po przeczytaniu kilku postów w tym temacie uznałem, że płeć ma niewielkie znaczenie jeżeli chodzi o konsekwencje. Pierwszy raz od wielu lat, popłakałem się dzisiaj (myślałem, że nie jestem już do tego zdolny), poczułem ten ból który towarzyszy autorom, do tego stopnia są to dla mnie intensywne emocje, że zacząłem rwać włosy z głowy. Mnie już chyba nie boli tak bardzo wspomnienie tamtego dnia, jak to, że tak bardzo mocno zmieniło resztę życia... Przepraszam za taki wstęp, myślę, że mnie zrozumiecie, jak trudna to dla mnie sytuacja - podejrzewam, że jestem jedynym w tym temacie. Walczę z tym przez połowę życia - ponad 13lat, we wrześniu będzie 14, mam teraz 29. W 2005 roku, po 6 latach - zwyciężyłem, pokonałem to - tak wtedy uważałem, nie zniknęło wspomnienie, ale nie wywoływało emocji, cieszyłem się z życia, pełen optymizmu odnosiłem - można powiedzieć - "sukcesy" Niestety - to jest nieśmiertelne, we wrześniu 2012 - równo po 13 latach nastąpiła reaktywacja, co gorsze ze spotęgowaną mocą, a do potęgi podniosła najbliższa mi osoba, ta którą bezgranicznie kochałem. Skumulowany szok jaki przeżyłem był tak ogromny, że nie da się go opisać słowami, ale karetką odjechałem po utracie przytomności do szpitala - tydzień pod kroplówką. Dodam, że nie mam żadnych problemów ze zdrowiem. Jak to będzie kogoś interesowało - bardzo chętnie opiszę bardziej szczegółowo. W tej chwili po pół roku upadania i prób podniesienia się - poddaję się. Jestem wykończony, nie widzę już szans, nie jestem już w stanie zrobić czegokolwiek (tego posta piszę już godzinę z minutami ... stąd ten właśnie akt desperacji... Ja Was doskonale rozumiem, więc resztką nadziei wierzę, że ktoś i mnie zrozumie... Mam nadzieję, że wyszła z tego tekstu jakaś logiczna całość. Jednego jestem pewien - nie było w tym co mnie spotkało mojej winy, nie mogłem tego uniknąć i tak samo: ŻADNA Z WAS NIE JEST W NAJMNIEJSZYM STOPNIU WINNA - PAMIĘTAJCIE!
-
Witam! Trafiłem tutaj nie przypadkowo. Tak - jestem mężczyzną, ale doświadczyłem tego... Nigdzie nie znalazłem nawet wzmianki o tym, że nie tylko kobiety stają się "ofiarami" i potęguje to moje poczucie odosobnienia. Po przeczytaniu kilku postów w tym temacie uznałem, że płeć ma niewielkie znaczenie jeżeli chodzi o konsekwencje. Pierwszy raz od wielu lat, popłakałem się dzisiaj (myślałem, że nie jestem już do tego zdolny), poczułem ten ból który towarzyszy autorom, do tego stopnia są to dla mnie intensywne emocje, że zacząłem rwać włosy z głowy. Mnie już chyba nie boli tak bardzo wspomnienie tamtego dnia, jak to, że tak bardzo mocno zmieniło resztę życia... Przepraszam za taki wstęp, myślę, że mnie zrozumiecie, jak trudna to dla mnie sytuacja - podejrzewam, że jestem jedynym w tym temacie. Walczę z tym przez połowę życia - ponad 13lat, we wrześniu będzie 14, mam teraz 29. W 2005 roku, po 6 latach - zwyciężyłem, pokonałem to - tak wtedy uważałem, nie zniknęło wspomnienie, ale nie wywoływało emocji, cieszyłem się z życia, pełen optymizmu odnosiłem - można powiedzieć - "sukcesy" Niestety - to jest nieśmiertelne, we wrześniu 2012 - równo po 13 latach nastąpiła reaktywacja, co gorsze ze spotęgowaną mocą, a do potęgi podniosła najbliższa mi osoba, ta którą bezgranicznie kochałem. Skumulowany szok jaki przeżyłem był tak ogromny, że nie da się go opisać słowami, ale karetką odjechałem po utracie przytomności do szpitala - tydzień pod kroplówką. Dodam, że nie mam żadnych problemów ze zdrowiem. Jak to będzie kogoś interesowało - bardzo chętnie opiszę bardziej szczegółowo. W tej chwili po pół roku upadania i prób podniesienia się - poddaję się. Jestem wykończony, nie widzę już szans, nie jestem już w stanie zrobić czegokolwiek (tego posta piszę już godzinę z minutami ... stąd ten właśnie akt desperacji... Ja Was doskonale rozumiem, więc resztką nadziei wierzę, że ktoś i mnie zrozumie... Mam nadzieję, że wyszła z tego tekstu jakaś logiczna całość. Jednego jestem pewien - nie było w tym co mnie spotkało mojej winy, nie mogłem tego uniknąć i tak samo: ŻADNA Z WAS NIE JEST W NAJMNIEJSZYM STOPNIU WINNA - PAMIĘTAJCIE!