
endofhope
Użytkownik-
Postów
62 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez endofhope
-
Nigdy nie zdarzyły mi się myśli samobójcze, ale niechęć do życia, takiego życia nader często. Coraz bliższy jestem poświęceniu się pomocy innym - tego pragnę, bo dla siebie szanse widzę coraz mniejsze na "normalne życie". Coraz realniejsza jest dla mnie perspektywa wyjazdu do Afryki, do kraju misyjnego - Etiopia lub Zimbabwe. Znam biegle jęz. Angielski w mowie i piśmie, jestem z wykształcenia elektrykiem, mam firmę związaną z motoryzacją - dokładnie to czego tam najbardziej brak. Powstrzymuje mnie tylko fakt, że mam dwójkę cudownych dzieciaczków, które kocham ponad wszystko, ale nie umiem być w obecnej sytuacji dobrym ojcem... -- 08 mar 2013, 13:53 -- Nie do końca tak to wygląda, przynajmniej u mnie. Moja pierwsza partnerka była dla mnie wspaniała w tej kwestii, te kontakty wspominam z przyjemnością, tak pierwszy jak i każdy kolejny raz. Kolejnej, która była molestowana w dzieciństwie i przyjemność dawało jej sprawianie bólu, też nie wspominam źle. Było dla mnie dziwne, jak wbijała mi paznokcie w plecy lub przygryzła język, że aż łzy potrafiły popłynąć, ale była zawsze zadowolona i mnie to cieszyło. To przy niej urosło moje "ego" jak powtarzała mi - Ty to masz dar. Dopiero "femme fatale" w postaci mojej żony zrujnowała to wszystko co przez długie lata udało mi się wypracować, tak skutecznie, że znalazłem się w takiej sytuacji jakiej jestem teraz...
-
nienormalna21, ja już dawno nauczyłem się z tym żyć, jak widać potrafię o tym mówić, nawet nie myślałem, że aż tak. Co do własnej winy, nie pamiętam kiedy ostatnio się o to obwiniałem. To jest główny powód który pchnął mnie do olbrzymiego poświęcenia, poniżenia i upodlenia wypisując to wszystko - chciałbym, aby inni nie czuli się winni. Mam ogromną nadzieję, że choć część czytających zrozumie, że nie ważne czy z makijażem, czy bez, w mini, w dresach, czy sukni za kostki - jak oprawca namierzy ofiarę - tak jak mnie to nie ma znaczenia kto jak aktualnie wyglądał - TO NIE WINA OFIARY! Wszystko było u mnie OK, dopóki nie rozsypało mi się życie, w dupie mam to, że materialistka okradła mnie ze wszystkiego, czego się przez całe życie dorabiałem, trudno, że wybrała innych, którym pałki sterczą permanentnie, ale nie mogę znieść tego, że jestem nawet nie w punkcie wyjścia, nigdy nie miałem takich skrajnych odczuć jak teraz, z jednej strony zdesperowany jestem w potrzebie miłości - chcę kochać i być kochanym, z drugiej dosłownie - nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji intymnej.
-
nienormalna21, ja już dawno nauczyłem się z tym żyć, jak widać potrafię o tym mówić, nawet nie myślałem, że aż tak. Co do własnej winy, nie pamiętam kiedy ostatnio się o to obwiniałem. To jest główny powód który pchnął mnie do olbrzymiego poświęcenia, poniżenia i upodlenia wypisując to wszystko - chciałbym, aby inni nie czuli się winni. Mam ogromną nadzieję, że choć część czytających zrozumie, że nie ważne czy z makijażem, czy bez, w mini, w dresach, czy sukni za kostki - jak oprawca namierzy ofiarę - tak jak mnie to nie ma znaczenia kto jak aktualnie wyglądał - TO NIE WINA OFIARY! Wszystko było u mnie OK, dopóki nie rozsypało mi się życie, w dupie mam to, że materialistka okradła mnie ze wszystkiego, czego się przez całe życie dorabiałem, trudno, że wybrała innych, którym pałki sterczą permanentnie, ale nie mogę znieść tego, że jestem nawet nie w punkcie wyjścia, nigdy nie miałem takich skrajnych odczuć jak teraz, z jednej strony zdesperowany jestem w potrzebie miłości - chcę kochać i być kochanym, z drugiej dosłownie - nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji intymnej.
-
Masz do tego prawo -- 08 mar 2013, 08:07 -- Podobno dżentelmen nie pije przed południem, ale żaden ze mnie dżentelmen, więc wypiję Wasze dziewczyny zdrowie o 8.00. I tak nie mam paliwa w samochodzie, to nie pojadę nigdzie. -- 08 mar 2013, 10:46 -- Nachlałem się jak świnia, sam nie wiem po co?! Ale przynajmniej jest okazja, żeby pierwszy raz w życiu po 13 latach i 6 miesiącach przedstawić przebieg zdarzenia: Było wrześniowe popołudnie 1999 roku, wracałem na rowerze od babci i dziadka ze strony mamy. Jechałem skrótem, nieutwardzoną dróżką, było stromo pod górkę, z przeciwka - także na rowerze jechał typ z parszywym ryjem - przyglądał mi się. Po chwili poczułem, że coś przyciera mi o tylną oponę - była to jego przednia opona, odwróciłem się. Bałem się go, już czułem się sterroryzowany, powiedział - zatrzymaj się. Tak też uczyniłem. Powiedział - fajny masz licznik - pomyślałem - już po liczniku, nie spodziewałem się, że będzie "po normalnym życiu". Od tej pory jak zahipnotyzowany wykonywałem każde polecenie, czego nie mogę sobie darować. Kazał zjechać na bok w krzaki, potem powiedział - rozbieraj się, nie rozumiałem sytuacji. Zostałem w samej koszulce, on opuścił wtedy spodnie i spojrzał na mojego... spytał - co on taki mały? Odparłem głupio, na głupie pytanie - nie urósł. Powiedział - ma Ci stanąć - wtedy przeżyłem największą traumę tego wydarzenia - bałem się jak na to zareaguję - z jednej strony byłem tak ubezwłasnowolniony, że robiłem wszystko co mi każe, z drugiej nie chciałem aby taka sytuacja wywołała u mnie "podniecenie". Oczywiście, nie było takiej możliwości pomimo tego, że wziął go do ust.... łeeeeeeehhhhhh, nawet 0,7ltr nie jest w stanie mnie wystarczająco znieczulić... -- 08 mar 2013, 11:10 -- Powiedziałem "A", powiem i "B". Po tym kazał mi się odwrócić, i... daruję sobie szczegóły, bo każdy domyśla się co zrobił. W międzyczasie kazał wziąć jego... do ust, później powiedział - liż mi dupę, nie zrobiłem tego, ale za-symulowałem czubkiem nosa. Nie wiem ile to mogło trwać, dla mnie całą wieczność, znów od tyłu i nareszcie skończył. Wytarł się o moją koszulkę i łaskawie pozwolił się ubrać. Ale nie, nie to nie koniec. Ten licznik mu się nadal podobał, powiedział - zamontuj go do mojego roweru - jak bym mógł odmówić!? Nie mając narzędzi pokaleczyłem dłonie, krew płynęła, ale to mnie nie bolało. Po tym padło pytanie - wiesz kto ja jestem? Ja na to że nie. A on - wiesz! Jestem Paweł Flak. A Ty się nazywasz (tu nazwisko panieńskie mojej mamy)? Odpowiedziałem, że tak, choć to była nieprawda. A gdzie mieszkasz, mówi - zmyśliłem fikcyjny adres. Dotarłem jakoś do domu, od razu nalałem pełną wannę wody, siedziałem w niej aż woda stała się nieprzyjemnie zimna... -- 08 mar 2013, 11:17 -- Mam ochotę pozabijać wszystkich zwyrodnialców, którzy krzywdzą innych... Nie boję się tego... Flaka, niech się napatoczy, to go zajebię, ale polować nie mam zamiaru. Moje życie i tak już rozpierdolone jest w strzępy, ale w pełni świadomy odpowiedzialności karnej, zapierdolę każdego, o którym się dowiem... -- 08 mar 2013, 11:32 -- Zapomniałem o jednym fakcie - jak powiedziałem, że to boli - odpowiedział - "mnie też bolało jak mi tak robili..."
-
Masz do tego prawo -- 08 mar 2013, 08:07 -- Podobno dżentelmen nie pije przed południem, ale żaden ze mnie dżentelmen, więc wypiję Wasze dziewczyny zdrowie o 8.00. I tak nie mam paliwa w samochodzie, to nie pojadę nigdzie. -- 08 mar 2013, 10:46 -- Nachlałem się jak świnia, sam nie wiem po co?! Ale przynajmniej jest okazja, żeby pierwszy raz w życiu po 13 latach i 6 miesiącach przedstawić przebieg zdarzenia: Było wrześniowe popołudnie 1999 roku, wracałem na rowerze od babci i dziadka ze strony mamy. Jechałem skrótem, nieutwardzoną dróżką, było stromo pod górkę, z przeciwka - także na rowerze jechał typ z parszywym ryjem - przyglądał mi się. Po chwili poczułem, że coś przyciera mi o tylną oponę - była to jego przednia opona, odwróciłem się. Bałem się go, już czułem się sterroryzowany, powiedział - zatrzymaj się. Tak też uczyniłem. Powiedział - fajny masz licznik - pomyślałem - już po liczniku, nie spodziewałem się, że będzie "po normalnym życiu". Od tej pory jak zahipnotyzowany wykonywałem każde polecenie, czego nie mogę sobie darować. Kazał zjechać na bok w krzaki, potem powiedział - rozbieraj się, nie rozumiałem sytuacji. Zostałem w samej koszulce, on opuścił wtedy spodnie i spojrzał na mojego... spytał - co on taki mały? Odparłem głupio, na głupie pytanie - nie urósł. Powiedział - ma Ci stanąć - wtedy przeżyłem największą traumę tego wydarzenia - bałem się jak na to zareaguję - z jednej strony byłem tak ubezwłasnowolniony, że robiłem wszystko co mi każe, z drugiej nie chciałem aby taka sytuacja wywołała u mnie "podniecenie". Oczywiście, nie było takiej możliwości pomimo tego, że wziął go do ust.... łeeeeeeehhhhhh, nawet 0,7ltr nie jest w stanie mnie wystarczająco znieczulić... -- 08 mar 2013, 11:10 -- Powiedziałem "A", powiem i "B". Po tym kazał mi się odwrócić, i... daruję sobie szczegóły, bo każdy domyśla się co zrobił. W międzyczasie kazał wziąć jego... do ust, później powiedział - liż mi dupę, nie zrobiłem tego, ale za-symulowałem czubkiem nosa. Nie wiem ile to mogło trwać, dla mnie całą wieczność, znów od tyłu i nareszcie skończył. Wytarł się o moją koszulkę i łaskawie pozwolił się ubrać. Ale nie, nie to nie koniec. Ten licznik mu się nadal podobał, powiedział - zamontuj go do mojego roweru - jak bym mógł odmówić!? Nie mając narzędzi pokaleczyłem dłonie, krew płynęła, ale to mnie nie bolało. Po tym padło pytanie - wiesz kto ja jestem? Ja na to że nie. A on - wiesz! Jestem Paweł Flak. A Ty się nazywasz (tu nazwisko panieńskie mojej mamy)? Odpowiedziałem, że tak, choć to była nieprawda. A gdzie mieszkasz, mówi - zmyśliłem fikcyjny adres. Dotarłem jakoś do domu, od razu nalałem pełną wannę wody, siedziałem w niej aż woda stała się nieprzyjemnie zimna... -- 08 mar 2013, 11:17 -- Mam ochotę pozabijać wszystkich zwyrodnialców, którzy krzywdzą innych... Nie boję się tego... Flaka, niech się napatoczy, to go zajebię, ale polować nie mam zamiaru. Moje życie i tak już rozpierdolone jest w strzępy, ale w pełni świadomy odpowiedzialności karnej, zapierdolę każdego, o którym się dowiem... -- 08 mar 2013, 11:32 -- Zapomniałem o jednym fakcie - jak powiedziałem, że to boli - odpowiedział - "mnie też bolało jak mi tak robili..."
-
Vian, domyślam się, że takie sytuacje są jak najbardziej realne, niemniej jednak dla mnie nie do zaakceptowania. Obojętnie co by mi Pani psycholog odpowiedziała, nie zmieniłoby to mojego podejścia do tematu.
-
Vian, domyślam się, że takie sytuacje są jak najbardziej realne, niemniej jednak dla mnie nie do zaakceptowania. Obojętnie co by mi Pani psycholog odpowiedziała, nie zmieniłoby to mojego podejścia do tematu.
-
Chciałbym wszystkim kobietom w dniu Waszego święta życzyć z całego serca -WSZYSTKIEGO DOBREGO! Dla mnie wszystkie, i każda z osobna jesteście wyjątkowe i zasługujące na szczęście w życiu. Szkoda, że forum nie umożliwia obdarowania kwiatkiem, wysłałbym Wam wszystkim
-
Chciałbym wszystkim kobietom w dniu Waszego święta życzyć z całego serca -WSZYSTKIEGO DOBREGO! Dla mnie wszystkie, i każda z osobna jesteście wyjątkowe i zasługujące na szczęście w życiu. Szkoda, że forum nie umożliwia obdarowania kwiatkiem, wysłałbym Wam wszystkim
-
No tak. Słodką to ona cały czas udaje, do tego teraz jeszcze pokrzywdzoną. A do czego zmierzasz?
-
No tak. Słodką to ona cały czas udaje, do tego teraz jeszcze pokrzywdzoną. A do czego zmierzasz?
-
Sorrow, też się nad tym zastanawiam. Ciężko mi jest doszukać się w niej choć odrobiny "człowieczeństwa". To co tutaj przedstawiłem jest tylko maleńkim przykładem okrucieństwa. Zapytałem jej kiedyś - "Co się z Tobą dzieje? Dlaczego jesteś tak okrutna? Po co mnie tak mocno ranisz? Nie jesteś tą osobą którą znam". A ona - "Bo Ty mnie nigdy nie znałeś, taka właśnie jestem - jestem jak zatruty bluszcz"
-
Sorrow, też się nad tym zastanawiam. Ciężko mi jest doszukać się w niej choć odrobiny "człowieczeństwa". To co tutaj przedstawiłem jest tylko maleńkim przykładem okrucieństwa. Zapytałem jej kiedyś - "Co się z Tobą dzieje? Dlaczego jesteś tak okrutna? Po co mnie tak mocno ranisz? Nie jesteś tą osobą którą znam". A ona - "Bo Ty mnie nigdy nie znałeś, taka właśnie jestem - jestem jak zatruty bluszcz"
-
Lilith, pozwolę sobie zacytować to co napisałaś wcześniej: "To oczywiście tak w telegraficznym skrócie, bo to było o wiele bardziej skomplikowane", ale zaczęło się od nazywania mnie "impotentem", później coraz częstsze podejrzenia o to, że mam kogoś na boku - były to niedorzeczne oskarżenia, więc nie tłumaczyłem się, bo i z czego?! Że tak długo pracowałem - no chyba jak przychodzę brudny, śmierdzący smarami, olejami itp. to nie od kochanki. Coraz częstsze wyśmiewanie się z mojej "męskości" prowadziło do coraz mniejszej, powiedzmy - "ochoty". Strasznym ciosem było jak stwierdziła, że skoro "nie pociągają mnie kobiety to pewnie jestem... gejem". Domyślacie się pewnie, że dla mnie - osoby heteroseksualnej, tamten kontakt jest tym bardziej obrzydliwy... spowodowało to, że wspomnienia znów były coraz bardziej bolesne. Mówiłem żonie, że przecież wie co przeżyłem i że ma to wpływ na moją "seksualność". Nie zrobiło to na niej niestety wrażenia, było coraz gorzej, ja coraz mniej śpieszyłem się z powrotem do domu... Ona już wtedy robiła za moimi plecami takie rzeczy, jakich wiele osób pewnie nie umiałoby sobie wyobrazić, odkryłem to znacznie później. Najbardziej potwierdzającym, myślę faktem użycia "tego" przeciw mnie jest sms jaki od niej otrzymałem: cyt. "Wstyd mi, że taka łajza jest ojcem moich dzieci. Takich pedałów jak Ty powinno się kastrować". Uprzedzając podejrzenia wielu czytających - poza niewywiązywaniem się z obowiązków "łóżkowych" nie zrobiłem jej nigdy nic złego... -- 07 mar 2013, 21:33 -- bittersweet, myślę, że mój poprzedni post daje odpowiedź na Twoje pytanie. Zastanawia mnie, czy możliwe jest w pełni czerpać przyjemność z seksu po tym i mieć do niego takie podejście jakby się to nigdy nie wydarzyło? Udaje się komuś?
-
Lilith, pozwolę sobie zacytować to co napisałaś wcześniej: "To oczywiście tak w telegraficznym skrócie, bo to było o wiele bardziej skomplikowane", ale zaczęło się od nazywania mnie "impotentem", później coraz częstsze podejrzenia o to, że mam kogoś na boku - były to niedorzeczne oskarżenia, więc nie tłumaczyłem się, bo i z czego?! Że tak długo pracowałem - no chyba jak przychodzę brudny, śmierdzący smarami, olejami itp. to nie od kochanki. Coraz częstsze wyśmiewanie się z mojej "męskości" prowadziło do coraz mniejszej, powiedzmy - "ochoty". Strasznym ciosem było jak stwierdziła, że skoro "nie pociągają mnie kobiety to pewnie jestem... gejem". Domyślacie się pewnie, że dla mnie - osoby heteroseksualnej, tamten kontakt jest tym bardziej obrzydliwy... spowodowało to, że wspomnienia znów były coraz bardziej bolesne. Mówiłem żonie, że przecież wie co przeżyłem i że ma to wpływ na moją "seksualność". Nie zrobiło to na niej niestety wrażenia, było coraz gorzej, ja coraz mniej śpieszyłem się z powrotem do domu... Ona już wtedy robiła za moimi plecami takie rzeczy, jakich wiele osób pewnie nie umiałoby sobie wyobrazić, odkryłem to znacznie później. Najbardziej potwierdzającym, myślę faktem użycia "tego" przeciw mnie jest sms jaki od niej otrzymałem: cyt. "Wstyd mi, że taka łajza jest ojcem moich dzieci. Takich pedałów jak Ty powinno się kastrować". Uprzedzając podejrzenia wielu czytających - poza niewywiązywaniem się z obowiązków "łóżkowych" nie zrobiłem jej nigdy nic złego... -- 07 mar 2013, 21:33 -- bittersweet, myślę, że mój poprzedni post daje odpowiedź na Twoje pytanie. Zastanawia mnie, czy możliwe jest w pełni czerpać przyjemność z seksu po tym i mieć do niego takie podejście jakby się to nigdy nie wydarzyło? Udaje się komuś?
-
Postanowiłem podzielić się z Wami tym co doradziła mi pani pseudo psycholog, ponieważ doszedłem do wniosku, iż być może pozwoli to uniknąć tego typu "niespodzianek" osobom które planują wybrać się na terapię i nie pójdą tak jak ja do pierwszego - lepszego "specjalisty". Myślę, że w wystarczającym stopniu opisałem wcześniej moją sytuację w jakiej byłem w momencie zdecydowania się na ten krok, więc pominę długie wstępy, poza jednym faktem o którym nie wspomniałem wcześniej - byłem zdradzany przez żonę, mało tego, byłem za to przez nią obwiniany. Mimo wszystko chciałem ratować rodzinę. Usłyszałem wtedy poradę, która po prostu mnie powaliła na kolana: Pani "psycholog" mówi do mnie: "A może, warto by przemyśleć opcję (normalnie nie mogę, aż tego napisać)... życia w trójkącie"... Zrobiłem wielkie oczy - pytam - Że co?! Jakim trójkącie??? A ona - "W Skandynawii staje się to coraz bardziej popularne, że w związku w którym jedno z partnerów ma większe potrzeby niż drugie, ma kolejnego partnera - do seksu." Normalnie zgłupiałem wtedy, nie wiedziałem czy baba mówi poważnie, czy to głupi żart? Zapytałem jej, czy ona by się widziała w takim związku, na co odpowiedziała, że nie ważne jest jak ona do tego podchodzi, nie jej problemy są rozwiązywane. Dodałem jeszcze tylko, że nie jesteśmy w Skandynawii, a w Polsce i tutaj chyba takich "związków" się nie praktykuje. Poszedłem później jeszcze raz do niej, ale było to bez sensu, bo nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ze mnie kpi.
-
Postanowiłem podzielić się z Wami tym co doradziła mi pani pseudo psycholog, ponieważ doszedłem do wniosku, iż być może pozwoli to uniknąć tego typu "niespodzianek" osobom które planują wybrać się na terapię i nie pójdą tak jak ja do pierwszego - lepszego "specjalisty". Myślę, że w wystarczającym stopniu opisałem wcześniej moją sytuację w jakiej byłem w momencie zdecydowania się na ten krok, więc pominę długie wstępy, poza jednym faktem o którym nie wspomniałem wcześniej - byłem zdradzany przez żonę, mało tego, byłem za to przez nią obwiniany. Mimo wszystko chciałem ratować rodzinę. Usłyszałem wtedy poradę, która po prostu mnie powaliła na kolana: Pani "psycholog" mówi do mnie: "A może, warto by przemyśleć opcję (normalnie nie mogę, aż tego napisać)... życia w trójkącie"... Zrobiłem wielkie oczy - pytam - Że co?! Jakim trójkącie??? A ona - "W Skandynawii staje się to coraz bardziej popularne, że w związku w którym jedno z partnerów ma większe potrzeby niż drugie, ma kolejnego partnera - do seksu." Normalnie zgłupiałem wtedy, nie wiedziałem czy baba mówi poważnie, czy to głupi żart? Zapytałem jej, czy ona by się widziała w takim związku, na co odpowiedziała, że nie ważne jest jak ona do tego podchodzi, nie jej problemy są rozwiązywane. Dodałem jeszcze tylko, że nie jesteśmy w Skandynawii, a w Polsce i tutaj chyba takich "związków" się nie praktykuje. Poszedłem później jeszcze raz do niej, ale było to bez sensu, bo nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ze mnie kpi.
-
Dosłownie przed chwilą zakończyłem rozmowę z tym kardiologiem o którym wcześniej wspominałem, jest on moim klientem od wielu lat, chyba odkąd prowadzę działalność - powtarza mi, że jest moim przyjacielem i wychodzi na to, że tak jest. Moja firma sypie się podobnie jak reszta życia, nie umiem się na niczym już skoncentrować, a mimo to mnie wspiera. Ale najważniejsze jest to, że obiecał jutro porozmawiać ze swoją znajomą psycholog, której, jak stwierdził, można na pewno zaufać. Jeszcze dwa dni temu, gdy pisałem pierwszego posta, powiedziałbym, że nie ma opcji, abym poszedł gdziekolwiek, ale pójdę, pójdę na pewno.
-
Dosłownie przed chwilą zakończyłem rozmowę z tym kardiologiem o którym wcześniej wspominałem, jest on moim klientem od wielu lat, chyba odkąd prowadzę działalność - powtarza mi, że jest moim przyjacielem i wychodzi na to, że tak jest. Moja firma sypie się podobnie jak reszta życia, nie umiem się na niczym już skoncentrować, a mimo to mnie wspiera. Ale najważniejsze jest to, że obiecał jutro porozmawiać ze swoją znajomą psycholog, której, jak stwierdził, można na pewno zaufać. Jeszcze dwa dni temu, gdy pisałem pierwszego posta, powiedziałbym, że nie ma opcji, abym poszedł gdziekolwiek, ale pójdę, pójdę na pewno.
-
Muszę się czymś Wam pochwalić Nie koniecznie tym, że po trzech dobach bez snu - przespałem całą dobę, ale tym, że po raz pierwszy od ponad pół roku spałem w swoim łóżku - w mojej sypialni. Wiem, że zabrzmi to błaho, ale dla mnie to ogromny sukces Niesamowite, jak dzięki temu forum zmienia się moje spojrzenie na rzeczywistość. Wczoraj spotkało mnie coś trochę dziwnego, mianowicie - pojechałem rano do oddalonej o 40 km Częstochowy - świadomie zdradzam swoją lokalizację - nie mam zamiaru dłużej kisić tego w sobie. W drodze powrotnej - można powiedzieć - urwał mi się film. O godz. 17.00 obudziła mnie kobieta pukająca w szybę samochodu i mówi - panie, co pan? Zjedź pan na bok! Przecieram oczy - rozglądam się - gdzie ja k***a jestem?!?!?! Dookoła wszędzie las, silnik pracuje, stoję na nieutwardzonej ścieżce, nie wiedziałem w którą stronę nawet mam pojechać. Czy to już obłęd? A może po tak obfitych w skrajne emocje dniach przyszedł czas na odpoczynek? Dzisiaj czuję się bardzo dobrze, można powiedzieć świetnie - chce mi się iść dalej, mój nick jakby tracił na aktualności - pytanie - na jak długo? Generalnie mam najbardziej dosyć tego, że coraz to więcej nie rozumiem tego co mnie spotyka. Lilith, bardzo Ci dziękuję za to co napisałaś. Biłem się z myślami - czy może nie zwalam za dużo na tamten fakt. Nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdyby nie to przeżycie. Moja ostatnia partnerka nie tylko okazała się niewyrozumiała - użyła tego przeciwko mnie i to było stanowczo zbyt ciężkie, abym mógł to udźwignąć. Chętnie bym Wam to opowiedział, ale nie wiem czy kogoś to interesuje? Niemniej jednak dziękuję, bardzo dziękuję za to, że w końcu mogę wywalić pewne rzeczy na zewnątrz i nie słyszę - "Nie użalaj się nad sobą, nie takie rzeczy ludzi spotykają". Co najgorsze, najczęściej o tym, że nie takie ludzie przechodzą dramaty i żyją słyszę od... mamy. Z tym, że ona ma na myśli rozpad mojego związku, uważa, że po tylu latach nie ma śladu po tamtym. A to, jak się okazuje wyryło głębszy ślad niż rów mariański...
-
Muszę się czymś Wam pochwalić Nie koniecznie tym, że po trzech dobach bez snu - przespałem całą dobę, ale tym, że po raz pierwszy od ponad pół roku spałem w swoim łóżku - w mojej sypialni. Wiem, że zabrzmi to błaho, ale dla mnie to ogromny sukces Niesamowite, jak dzięki temu forum zmienia się moje spojrzenie na rzeczywistość. Wczoraj spotkało mnie coś trochę dziwnego, mianowicie - pojechałem rano do oddalonej o 40 km Częstochowy - świadomie zdradzam swoją lokalizację - nie mam zamiaru dłużej kisić tego w sobie. W drodze powrotnej - można powiedzieć - urwał mi się film. O godz. 17.00 obudziła mnie kobieta pukająca w szybę samochodu i mówi - panie, co pan? Zjedź pan na bok! Przecieram oczy - rozglądam się - gdzie ja k***a jestem?!?!?! Dookoła wszędzie las, silnik pracuje, stoję na nieutwardzonej ścieżce, nie wiedziałem w którą stronę nawet mam pojechać. Czy to już obłęd? A może po tak obfitych w skrajne emocje dniach przyszedł czas na odpoczynek? Dzisiaj czuję się bardzo dobrze, można powiedzieć świetnie - chce mi się iść dalej, mój nick jakby tracił na aktualności - pytanie - na jak długo? Generalnie mam najbardziej dosyć tego, że coraz to więcej nie rozumiem tego co mnie spotyka. Lilith, bardzo Ci dziękuję za to co napisałaś. Biłem się z myślami - czy może nie zwalam za dużo na tamten fakt. Nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdyby nie to przeżycie. Moja ostatnia partnerka nie tylko okazała się niewyrozumiała - użyła tego przeciwko mnie i to było stanowczo zbyt ciężkie, abym mógł to udźwignąć. Chętnie bym Wam to opowiedział, ale nie wiem czy kogoś to interesuje? Niemniej jednak dziękuję, bardzo dziękuję za to, że w końcu mogę wywalić pewne rzeczy na zewnątrz i nie słyszę - "Nie użalaj się nad sobą, nie takie rzeczy ludzi spotykają". Co najgorsze, najczęściej o tym, że nie takie ludzie przechodzą dramaty i żyją słyszę od... mamy. Z tym, że ona ma na myśli rozpad mojego związku, uważa, że po tylu latach nie ma śladu po tamtym. A to, jak się okazuje wyryło głębszy ślad niż rów mariański...
-
Ogólnie mój przypadek wygląda tak, że po incydencie następnego dnia powiedziałem o tym mamie, nie powiedziała wtedy nic, ani nigdy. Nawet jak zapytałem, czy tacie przekazała - kiwnęła tylko głową, że tak. Poszedłem na policję, powiedziałem dyżurnemu, że chciałem zgłosić... pobicie. Na to on - osoby niepełnoletnie mogą tylko z opiekunem, klops. Oczywiście powiedziałem mamie, ale dalej klops. Byłem strasznie przerażony możliwością choroby wenerycznej, w szczególności HIV. I znowu problem nie do przeskoczenia, niepełnoletni itd. Była jedna możliwość badania anonimowego, ale w Warszawie do której mam prawie 300km, musiałbym jechać 2 razy, jak? Za co? W ten sposób zostałem z tym sam jak palec. Nawet w centrum pomocy rodzinie kazano mi przyjść z rodzicem. Nie pamiętam jak wyglądało tych 6 lat, ale szybko wróciłem "normalnego" życia. W szkole bez problemu, dziewczyny mnie jeszcze nie specjalnie interesowały. Niestety widywałem typa. Kilkakrotnie nawet chciał mnie złapać, raz mu się nawet udało, ale wymknąłem się. Myślała łajza, że uda mu się mnie sterroryzować drugi raz, ale ja wolałbym śmierć... Nie wiem dlaczego ja wtedy nie umiałem się sprzeciwić, nawet uciec bym dał radę... Teraz wiem, że lepiej byłoby ryzykować utratę życia. Niewiarygodne jak ogromne spustoszenie gwałt (faktycznie trudno to napisać) powoduje w człowieku. Pewnego dnia jechałem z tatą samochodem, zobaczyłem go, przy tacie czułem się bezpiecznie i mówię - to on! Tata - kto? Mówię - no ten... zatrzymał samochód, cieszyłem się - myślę - teraz będziesz miał dziadu za swoje. Tamten zobaczył, że zmierza w jego stronę i od razu złożył pięści do walki, a mój kurwa tatuś coś bąknął do niego i stchórzył - to było dla mnie gwoździem do trumny. Nie mogłem uwierzyć, nadal nie mogę. Jakby ktoś skrzywdził moje dziecko, to nawet jakby był 3 razy większy i mistrzem kick-boxingu to nic by mnie nie zatrzymało. Ale cóż... życie. Po jakimś czasie kolega z klasy, którego ojciec był policjantem opowiada super neewsa - mówi - matka kogośtam była na posterunku zgłosić, że tentamten niby zgwałcił chłopaka. Myślę - o ja pierdziele, przecież mogłem temu zapobiec, chciałem jakby nie było. Ale temat dla łebków był tak śmieszny i w ogóle, z resztą rozniósł się szybko, oczywiście nikt nawet się nie zastanowił czy może faktycznie tak było. Ofiara stała się znowu ofiarą, jak ja mu współczułem. Nie wiedziałem kto to i dyplomatycznie wyciągnąłem to od tego syna policjanta. W dniu w którym zdecydowałem się do niego pójść celem zaproponowania połączenia sił, odwołali zeznania. Mało tego, wyprowadzili się tego samego dnia z miasta. Kolejne lata jakoś mijały, w sumie kojarzę ze coraz gorzej było. Podobały mi się dziewczyny, mną też się interesowały - prosta sprawa - taaa, dla wszystkich, ale nie mnie. W wieku 19 lat to w śród kolegów sex był tematem dominującym, nawet jak temperament nie wielki to natura sama popycha i tu powstała w mej głowie sprzeczność - jak można kogoś szanować, obdarzyć uczuciem i zrobić taką krzywdę??? Paradoks. Miałem 21 lat i poznałem dziewczynę - ta co mnie pocałowała z zaskoczenia. Po jakimś czasie ewidentnie robiła podejścia do... a ja uniki, ale zawzięta była na moje szczęście i jak już bardzo się dobierała do mnie i moje nie i nie, nie przynosiło skutku, odepchnąłem ją i wykrzyczałem - NIE MOGĘ! Domyślałem się jak musiała się czuć, nie chciałem jej poniżyć - musiałem wytłumaczyć - i wtedy pierwszy raz powiedziałem w czym rzecz. Ja chciałem, ale bardzo się bałem, czy będę zdolny, obawiałem się wyśmiania itd. Miałem wtedy szczęście, bo zrozumiała skąd takie a nie inne moje zachowanie, minęły kolejne 3 tygodnie i odmieniło się moje życie. Mój problem szybko zanikał, aż przestało to mieć znaczenie, mogłem pomyśleć o tym bez większych emocji. Z kolejną partnerką było mi łatwiej, ale niewiele, też musiałem powiedzieć, nie dałbym inaczej rady. Później była trzecia i ostatnia, moja żona - nie zostałaby nią gdyby nie wpadka. Ciąża, połóg, kilka miesięcy, znowu ciąża, połóg, blabla, i tu jest temat na osobny post. W każdym razie, po czterech latach bez żadnych "złych" wspomnień, zaczęły się pojawiać, ale tak delikatnie. Pominę tu pewne wydarzenia - będą w następnym odcinku. Efekt - od pół roku nadal nie umiem nawet wyobrazić sobie współżycia, a wydarzenia sprzed blisko 14 lat nigdy jeszcze tak mnie nie prześladowały. Samotność jest tragiczna, tak pragnę bliskości, aby się przytulić, ale ciężko mi jest wyobrazić sobie związek, może nie tyle związek co współżycie, tak okrutnie mnie zniszczyła, że autentycznie nie umiem nawet pomyśleć na ten temat.
-
Ogólnie mój przypadek wygląda tak, że po incydencie następnego dnia powiedziałem o tym mamie, nie powiedziała wtedy nic, ani nigdy. Nawet jak zapytałem, czy tacie przekazała - kiwnęła tylko głową, że tak. Poszedłem na policję, powiedziałem dyżurnemu, że chciałem zgłosić... pobicie. Na to on - osoby niepełnoletnie mogą tylko z opiekunem, klops. Oczywiście powiedziałem mamie, ale dalej klops. Byłem strasznie przerażony możliwością choroby wenerycznej, w szczególności HIV. I znowu problem nie do przeskoczenia, niepełnoletni itd. Była jedna możliwość badania anonimowego, ale w Warszawie do której mam prawie 300km, musiałbym jechać 2 razy, jak? Za co? W ten sposób zostałem z tym sam jak palec. Nawet w centrum pomocy rodzinie kazano mi przyjść z rodzicem. Nie pamiętam jak wyglądało tych 6 lat, ale szybko wróciłem "normalnego" życia. W szkole bez problemu, dziewczyny mnie jeszcze nie specjalnie interesowały. Niestety widywałem typa. Kilkakrotnie nawet chciał mnie złapać, raz mu się nawet udało, ale wymknąłem się. Myślała łajza, że uda mu się mnie sterroryzować drugi raz, ale ja wolałbym śmierć... Nie wiem dlaczego ja wtedy nie umiałem się sprzeciwić, nawet uciec bym dał radę... Teraz wiem, że lepiej byłoby ryzykować utratę życia. Niewiarygodne jak ogromne spustoszenie gwałt (faktycznie trudno to napisać) powoduje w człowieku. Pewnego dnia jechałem z tatą samochodem, zobaczyłem go, przy tacie czułem się bezpiecznie i mówię - to on! Tata - kto? Mówię - no ten... zatrzymał samochód, cieszyłem się - myślę - teraz będziesz miał dziadu za swoje. Tamten zobaczył, że zmierza w jego stronę i od razu złożył pięści do walki, a mój kurwa tatuś coś bąknął do niego i stchórzył - to było dla mnie gwoździem do trumny. Nie mogłem uwierzyć, nadal nie mogę. Jakby ktoś skrzywdził moje dziecko, to nawet jakby był 3 razy większy i mistrzem kick-boxingu to nic by mnie nie zatrzymało. Ale cóż... życie. Po jakimś czasie kolega z klasy, którego ojciec był policjantem opowiada super neewsa - mówi - matka kogośtam była na posterunku zgłosić, że tentamten niby zgwałcił chłopaka. Myślę - o ja pierdziele, przecież mogłem temu zapobiec, chciałem jakby nie było. Ale temat dla łebków był tak śmieszny i w ogóle, z resztą rozniósł się szybko, oczywiście nikt nawet się nie zastanowił czy może faktycznie tak było. Ofiara stała się znowu ofiarą, jak ja mu współczułem. Nie wiedziałem kto to i dyplomatycznie wyciągnąłem to od tego syna policjanta. W dniu w którym zdecydowałem się do niego pójść celem zaproponowania połączenia sił, odwołali zeznania. Mało tego, wyprowadzili się tego samego dnia z miasta. Kolejne lata jakoś mijały, w sumie kojarzę ze coraz gorzej było. Podobały mi się dziewczyny, mną też się interesowały - prosta sprawa - taaa, dla wszystkich, ale nie mnie. W wieku 19 lat to w śród kolegów sex był tematem dominującym, nawet jak temperament nie wielki to natura sama popycha i tu powstała w mej głowie sprzeczność - jak można kogoś szanować, obdarzyć uczuciem i zrobić taką krzywdę??? Paradoks. Miałem 21 lat i poznałem dziewczynę - ta co mnie pocałowała z zaskoczenia. Po jakimś czasie ewidentnie robiła podejścia do... a ja uniki, ale zawzięta była na moje szczęście i jak już bardzo się dobierała do mnie i moje nie i nie, nie przynosiło skutku, odepchnąłem ją i wykrzyczałem - NIE MOGĘ! Domyślałem się jak musiała się czuć, nie chciałem jej poniżyć - musiałem wytłumaczyć - i wtedy pierwszy raz powiedziałem w czym rzecz. Ja chciałem, ale bardzo się bałem, czy będę zdolny, obawiałem się wyśmiania itd. Miałem wtedy szczęście, bo zrozumiała skąd takie a nie inne moje zachowanie, minęły kolejne 3 tygodnie i odmieniło się moje życie. Mój problem szybko zanikał, aż przestało to mieć znaczenie, mogłem pomyśleć o tym bez większych emocji. Z kolejną partnerką było mi łatwiej, ale niewiele, też musiałem powiedzieć, nie dałbym inaczej rady. Później była trzecia i ostatnia, moja żona - nie zostałaby nią gdyby nie wpadka. Ciąża, połóg, kilka miesięcy, znowu ciąża, połóg, blabla, i tu jest temat na osobny post. W każdym razie, po czterech latach bez żadnych "złych" wspomnień, zaczęły się pojawiać, ale tak delikatnie. Pominę tu pewne wydarzenia - będą w następnym odcinku. Efekt - od pół roku nadal nie umiem nawet wyobrazić sobie współżycia, a wydarzenia sprzed blisko 14 lat nigdy jeszcze tak mnie nie prześladowały. Samotność jest tragiczna, tak pragnę bliskości, aby się przytulić, ale ciężko mi jest wyobrazić sobie związek, może nie tyle związek co współżycie, tak okrutnie mnie zniszczyła, że autentycznie nie umiem nawet pomyśleć na ten temat.
-
Przez całą noc mam ochotę podzielić się z Wami, moimi dzisiejszymi emocjami, ale ciągle mam wrażenie że wyjdę na świra. Jak tak będzie, to pewnie jestem świrem. Poczytałem kilka stron wpisów, każdy indywidualny przypadek, przeżywam bardzo mocno, przeszywa mnie ból, pojawiają się łzy i wcale się tego nie wstydzę - nie zdawałem sobie nawet sprawy jaką łzy przynoszą ulgę, nie umiem sobie przypomnieć kiedy ostatnio mi się zdarzyło, ale przez ostatnie 10 lat na pewno nie. Kojarzę w 2001 roku, jak miałem 17 lat, wiadomo co dzieje się z nastolatkiem - hormony szaleją itd. ja pragnąłem wtedy chociaż poczuć dotyk dłoni dziewczyny na mojej dłoni a spotkała mnie sytuacja, gdzie włosy rok młodszej, atrakcyjnej panny dotknęły mojego policzka i totalnie mnie sparaliżowało, widziałem, że chciała mnie pocałować, dla mnie było to jak trafić 6 w lotto, ale nie byłem w stanie drgnąć nawet. Tego wieczora na pewno się rozryczałem. Minęły kolejne 4 lata zanim pierwszy raz miałem pierwszy kontakt z dziewczyną, w sumie z zaskoczenia dostałem całusa i też mnie sparaliżowało, 6 lat u mnie minęło, zanim zaczęło się poprawiać. Dzisiaj od około 1.00 słucham heavy metalu bardzo głośno (pewnie sąsiedzi będą zaraz komentować), ale musiałem się wykrzyczeć i pokrzyczałem z Children of Bodom, trochę potrzęsła się ziemia, generalnie polecam - mnie pomaga taka muzyka - negatywne emocje zmieniły się w energię i to sporą - aż podniosłem dwukrotnie ode mnie cięższą 200ltr. beczkę z olejem. Ogólnie bardzo się cieszę, że tutaj trafiłem, potrzebuję Waszej pomocy, ale też bardzo bym chciał choć trochę być pomocnym - stąd te moje wywody - może ktoś skorzysta.
-
Przez całą noc mam ochotę podzielić się z Wami, moimi dzisiejszymi emocjami, ale ciągle mam wrażenie że wyjdę na świra. Jak tak będzie, to pewnie jestem świrem. Poczytałem kilka stron wpisów, każdy indywidualny przypadek, przeżywam bardzo mocno, przeszywa mnie ból, pojawiają się łzy i wcale się tego nie wstydzę - nie zdawałem sobie nawet sprawy jaką łzy przynoszą ulgę, nie umiem sobie przypomnieć kiedy ostatnio mi się zdarzyło, ale przez ostatnie 10 lat na pewno nie. Kojarzę w 2001 roku, jak miałem 17 lat, wiadomo co dzieje się z nastolatkiem - hormony szaleją itd. ja pragnąłem wtedy chociaż poczuć dotyk dłoni dziewczyny na mojej dłoni a spotkała mnie sytuacja, gdzie włosy rok młodszej, atrakcyjnej panny dotknęły mojego policzka i totalnie mnie sparaliżowało, widziałem, że chciała mnie pocałować, dla mnie było to jak trafić 6 w lotto, ale nie byłem w stanie drgnąć nawet. Tego wieczora na pewno się rozryczałem. Minęły kolejne 4 lata zanim pierwszy raz miałem pierwszy kontakt z dziewczyną, w sumie z zaskoczenia dostałem całusa i też mnie sparaliżowało, 6 lat u mnie minęło, zanim zaczęło się poprawiać. Dzisiaj od około 1.00 słucham heavy metalu bardzo głośno (pewnie sąsiedzi będą zaraz komentować), ale musiałem się wykrzyczeć i pokrzyczałem z Children of Bodom, trochę potrzęsła się ziemia, generalnie polecam - mnie pomaga taka muzyka - negatywne emocje zmieniły się w energię i to sporą - aż podniosłem dwukrotnie ode mnie cięższą 200ltr. beczkę z olejem. Ogólnie bardzo się cieszę, że tutaj trafiłem, potrzebuję Waszej pomocy, ale też bardzo bym chciał choć trochę być pomocnym - stąd te moje wywody - może ktoś skorzysta.