Witam ponownie. Moniko, bardzo dziękuję Ci za Twoją długą odpowiedź.
Problem z kolegą właśnie jest taki, że on nie uważa tego za "cudowne panaceum", ale... No właśnie "ale", nie wiem dokładnie jak to powiedzieć, bo zresztą nie siedzę w jego mózgu, ale mówi, że wszystko, co dotychczas robił mu się znudziło i choć równie dobrze mógłby sobie żyć, to równie dobrze mógłby umrzeć. Coraz bardziej mi się zdaje, że on ma rację... To znaczy, nie mam depresji, mam przyjaciół, rodzinę, psa, od roku uczę się grać na pianinie, jestem zadowolona z życia, ale myśl, że on ma rację i życie nie ma sensu coraz bardziej wydaje mi się prawdziwa i mnie to przygnębia.
Próbowałam mu wytłumaczyć, że skoro świat jest bez sensu, to nie ma sensu sensu też się tak martwić, tylko trzeba cieszyć się życiem, ale on mówił, że skoro świat jest bez sensu, to cieszyć się życiem też nie ma sensu i tak w kółko. Ten zwrot "coś nie ma sensu, bo świat nie ma sensu" powtarza jak mantrę...
On twierdzi, że nie ma żadnego problemu. Ja mu nie wierzę, wiem, że coś jest nie tak, ale on się upiera, zresztą nigdy nie widziałam, żeby płakał. Owszem, czasem chodzi smutny, ale to jak my wszyscy... On twierdzi, że skoro świat nie ma sensu, to życie jego bliskich też nie ma sensu, i tak umrą i tak dalej, zresztą mówi, że "nie będzie niczyim niewolnikiem" Spróbuję mu powiedzieć, że tak naprawdę niczym nie różni się oprócz "normalnej" osoby w depresji, że ma problem, że powinien dalej żyć, żeby się nad tym zastanowił, ale nie wiem, czy to coś da ...
Co do testu Becka, to sam się kiedyś "chwalił", że miał 13 punktów. Mówił, że mu to odpowiada, bo "czuje się dobrze" i "to z nami jest gorzej, bo żyjemy w złudzeniu". Zresztą ta depresja do niego nie pasuje, on ma o sobie bardzo wysokie mniemanie, mówił, że "nigdy nie czuł się winny", itd.
Informowanie wychowawcy nic nie da, bo jak tylko skończył 18 lat, to wysłał pismo do dyrektora, że żadnych informacji o jego nauce i o nim nie można przesyłać rodzicom, wysłał jakiś paragraf z konstytucji i oni to zaakceptowali. Zresztą, jego rodzice i tak go mają w... W domu zjawia się tylko czasami, mieszka raczej u znajomych.
Co do mnie to po prostu ja nie potrafię "się chronić", muszę mu jakoś pomóc, nawet jeśli to ma się odbić na mnie, po prostu muszę...
Pomyślałam kiedyś, że może lepiej po prostu się nie mieszać, może niech się zabije i tyle, ale ta myśl mnie przeraża, on jest moim bliskim przyjacielem, chciałabym by żył nadal, byśmy mogli rozmawiać, spotykać się...... Nic już nie wiem, sama mam mętlik w głowie, nie wiem, co dalej z tym robić, nie potrafię się po prostu przestać tym przejmować, a nie mam się do kogo zwrócić z pomocą, wszyscy mówią, że albo mu przejdzie, albo że to nie ich sprawa....