Skocz do zawartości
Nerwica.com

Elsie

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Elsie

  1. A ja po 2 tygodniach wychodzę z marazmu, nic mnie nie "boli", spałam bez proszków, nie wiem może dlatego, że była kolęda, że obecność księdza i jego mądre słowa wypchnęły ze mnie te lęki, a jeszcze wczoraj rano byłam niespokojna. Dziś idę po południu do pracy więc strasznie się cieszę, że wyrwę się z domu i będę miała się czym zająć i jutro i w niedzielę, a w sobotę obiecałam sobie, że odśnieżę teściom całe podwórko, jak się zmęczę, nie będzie czasu sobie nic wkręcać.
  2. Witam, znalazłam to forum bo ostatnio też jestem emocjonalnym wrakiem, mam 26 lat, jestem młodą mężatką i zapewne hipochondryczką. Ostatnio miałam bardzo dużych stresów, jazdy związane z mężem, moimi rodzicami i teściami przy kupnie swojego pierwszego mieszkania. Miałam masę skumulowanych negatywnych emocji. Później napatoczyła się grypa (a już lekarzowi powiedziałam, że obawiam się zapalenia płuc i mnie po badaniu wyśmiał i zabronił szukać w necie chorób). I jakieś 2 tygodnie po poczułam się słabo, ale na 100% pochodziło to od żołądka - bo byłam bardzo wzdęta - nie mogło mi się odbić, coś musiało mi się przykleić, wypiłam masę coli i przeszło, ale cała ta sytuacja mnie przeraziła na tyle (a też jestem typem, który lubi sobie wymyślać choroby), że właściwie do dziś mam schizy, że źle się czuje, wcześniej była duszność w klacie (to myślałam, że mam już zapalenie mięśnia sercowego, że to powikłania grypy), ostatnio czułam kłucie pod żebrami więc na pewno wysiada mi trzustka, a ogólnie wsłuchuję się w bicie serca jak jakaś psychiczna i nie mogę spać po nocach bo strasznie się wszystkiego boję. Jak jestem czymś zajęta to czuję się wyśmienicie, w pracy mimo że boję się iść to czuje się fantastycznie, a wystarczy moment i mam zjazd i lęk że znów coś jest nie tak, tu mnie zaczyna boleć, to tam, wmawiam sobie najgorsze. Nie cieszy mnie zbliżająca się przeprowadzka, nie wybiegam w przyszłość myśląc, że może jej nie doczekam... Jestem apatyczna, osowiała, mąż każe mi się pozbierać, mama rozumie, ale też stara się mnie zmobilizować. Chciałabym pracować non stop, żeby nie myśleć o swoich domniemanych chorobach. Teraz boję się nawet denerwować, odsuwam od siebie trudne decyzje, unikam konfliktów bo boję się, że nie wyjdę z tego marazmu. Mierzę sobie ciśnienie, przy ataku paniki mam 140/90, natomiast po przebudzeniu 117/80. Miałam teraz bardzo trudny czas, w pracy cisną, muszę oddać magisterkę, kłótnie z mężem, rodzicami, kredyt hipoteczny, może lęk przed odcięciem pępowiny i mi się to odbija na zdrowiu psychicznym. Czasem sama w duchu śmieję się z tej mojej nerwicy, bo jak to dorosły człowiek może się czegoś bać, zastanawiam się jakim kiedyś będę rodzicem, jak teraz sobie nie radzę, a przecież dzieci potrzebują poczucia bezpieczeństwa a nie roztrzęsionej matki, ile przede mną jeszcze trudnych chwil, życiowych decyzji, kłótni, nerwów, a ile dni stracę na doszukiwanie się chorób i wegetowanie... Kiedyś wmawiałam sobie, że umrę w wieku 15 lat - miałam miesiąc z głowy, wysokie ciśnienie, sercowe jazdy, strach, bezsenność, sama z siebie z tego wyszłam bo nikomu o tym na początku nie powiedziałam, a jak powiedziałam tak jak ręką odjął, przeszło. Widzę historia się powtarza i człowiek mimo świadomości co się dzieje nie umie sobie z tym lękiem poradzić...
×