Skocz do zawartości
Nerwica.com

niebieskie.niebo

Użytkownik
  • Postów

    58
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez niebieskie.niebo

  1. Zauważyłem u siebie błędne koło. Staram się coś robić, to kosztuje mnie wiele wysiłku i energii. Za to nasila się u mnie, a raczej powraca depresja i przygnębienie. Czuję się wśród ludzi wyobcowany i bardzo samotny. Jest coraz gorzej, pojawiają się u mnie pytania po co ja to robię? Po co się męczyć? Skoro w domu mi jest dobrze i mam to czego potrzebuje czyli spokoju. Poddaje się. Racjonalnie zdaje sobie sprawę, że jest to głupie i godne pogardy. Bo co ze mnie za facet? Pizda nie facet. Emocje jednak mówią mi całkiem coś innego. Mam jeszcze wiele innych głosów, które są sobie sprzeczne i tak rodzi się nerwica. Już od gimnazjum miałem z tym straszne problemy, jednak tam dzięki woli zmuszałem się do wielu rzeczy, co wytworzyło u mnie tak silne napięcie i nerwicę, że w liceum wybuchłem przez co prawie bym nie zdał do następnej klasy. Chęć do robienia czegokolwiek kompletnie zniknęła. Izoluję się od ludzi bo nie wykształciłem u siebie odpowiedni umiejętności społecznych, nie kontroluje u siebie emocji i wstydzę się.. ludzie tacy jak ja (nic nie robiący) są pogardzani w społeczeństwie. Boje się pytań, które mogą się pojawić i boje się niezrozumienia. Nie mam znajomych, płytkie kontakty po szkole się posypały, choć jakoś nie cierpię z powodu ich straty. Zdałem sobie sprawę dzisiaj myśląc o tym wszystkim, jak bardzo potrzebuję przyjaciół albo mentora, którzy by mnie dowartościowali, z którymi mógłbym być w 100% szczery i którym bym ufał. Jednak to mrzonki, patrząc w jakim neurotycznym społeczeństwie żyjemy, gdzie (prawie) każdy ma jakieś problemy ze sobą. Dlatego muszę trzymać się z dala od sekt bo by mnie łatwo wciągneli - to akurat nie moja myśl.
  2. Jak będę się tak wszystkim stresował i przejmował tak jak teraz to myślę, że długo nie pożyję albo umrę na zawał albo coś mi się na stałe w głowie popierdoli i popełnię jakieś głupstwo. Albo się całkowicie odizoluje od świata.
  3. Afirmacje na mnie nie działają, a nawet jeśli to efekt jest krótkotrwały. Z resztą takie coś może być źródłem kolejnych nerwic Więc pozostaje siła woli.
  4. A jeśli nic mi się nie chce robić i najchętniej zamknąłbym się w pokoju? Czy to dobre rozwiązanie?
  5. Nie wiem czy mam nerwice lękową, ale jakby się zastanowić to odczuwanie silnego lęku towarzyszyło mi od dawna. Byłem uważany za grzecznego chłopca, ale prawda była taka, że się bałem, bałem się coś przeskrobać, bałem się odpowiedzieć komuś na wyzwiska, dlatego wpadałem szybko w rolę ofiary, nic specjalnego. Oczywiście skłamałbym gdybym powiedział, że zawsze byłem grzeczny, czasami coś się przeskrobało, komuś dokuczało bo inni tak robili, psychologia grupy i te sprawy. Miałem również okres względnego spokoju, gdzie byłem lubiany, ale to też pominę bo to mało ważne. Jednak pomimo mijających latach jedno się nie zmieniało. Lubiłem siedzieć w domu, w swoim pokoju. Tylko tam czułem się bezpiecznie, tam byłem sobą. I tak w szkole myślałem tylko, żeby iść do domu i sobie wreszcie odpocząć. Z resztą zawsze dziwiło mnie dlaczego szkoła mnie tak męczy, ze studiami (z którymi szybko się pożegnałem) było podobnie. Teraz wydaje mi się, że znam odpowiedź; lęk. To gówno strasznie wykańcza psychicznie. I tak się prześlizgnąłem przez swoje życie, w sumie nic nie robiąc. Nigdy nie miałem dziewczyny, przyjaciół też, byłem raz na imprezie, gdzie czułem się jak gówno. Mimo wszystko nie cierpię z tego powodu w przeciwieństwie do ludzi tutaj siedzących. Może mam osobowość samotnika, nie wiem. Miałem również krótki roczny epizod z psychologiem, po tym jakbym prawie nie zdał do następnej klasy, jednak nic mi to w dłuższej perspektywie nie dało.Mimo wszystko nie żałuje tych niby straconych lat, wiele się w tym czasie nauczyłem i zrozumiałem. Często bywa tak, że są człowiekowi przekazywane mądre prawdy, które jednak da się zrozumieć tylko na własnej skórze. Nie byłem wyjątkiem. Zawsze żyłem w świecie iluzji, jak pójdziesz do liceum to będzie lepiej mówiłem sobie, jak pójdziesz na studia to coś się zmieni. Jak myślicie czy coś się zmieniło? Na studiach kompletnie nie potrafiłem się odnaleźć, było nawet gorzej niż w liceum, bo tam ciągle przebywa się z tymi sami osobami, więc naturalnie, po jakimś czasie się kogoś poznaje. Zadziwiło mnie jak szybko ludzie się podobierali w jakieś grupki na studiach. Ja coś tam próbowałem zrobić, ale prawda była taka, że za bardzo się nie starałem. Do tego kierunek mi za bardzo nie odpowiadał, więc szybko odpuściłem. Wyniosłem z tego dość oczywistą nauczkę; nic się samo nie zrobi. Problemy zamiecione pod dywan zawsze powracają z podwójna siłą i strzelają cię w ryj. W dodatku lęk powoduje u mnie problemy z koncentracją, pogarsza płynność moich wypowiedzi i sprawia, że czasami gadam jakieś dziwne głupoty, które nie mają sensu. W kryzysowych momentach tracę kontakt z rzeczywistością i wszystko wydaje się takie dziwne, lekko odrealnione jakbym był na kimś haju. To wszystko sprawia, że częstą wychodzę na debila i powstaje u mnie takie silne napięcie, które skutkuje atakami depresji i powrotami myśli samobójczych. Staram się z tym walczyć i mieć wyjebane na co co myślę, że myślą sobie inni o mnie. Powoli jest jakiś progres choć to wszystko kosztuje mnie wiele energii. Czytałem ciekawy artykuł w gazecie, że ludziom w obecnych czasach brakuje Wielkiego Celu, celu wszystkich celów. Mi właśnie tego brakuje. Brakuje mi powodu, że rano wstać i pójść do pracy/ do szkoły. Żeby zacząć poważnie o siebie walczyć. Może problemem jest to, że mam dość małe wymagania od życia i marchewka, która jest powszechnym motywatorem na mnie nie działa. Nie marzę o kasie. Problemem są też moi rodzice, którzy mnie bardzo kochają i zapewniają mi na prawdę dobre warunki życia - kij tym samym również odpada. Może również problemem jest głęboka zakorzeniona wiara w to, że nic mi się nie uda w życiu, przecież nie wszyscy kończą dobrze. I nie jest to użalanie się nad sobą, choć tak brzmi. Nie jestem typem wylewnego człowieka, który innych obarcza swoimi problemami. Potrafiłem wytrzymać na prawdę dużo, dzięki sile woli, jednak coś we mnie pękło w liceum i nie mam już tak dużej siły. I prawdę mówiąc trochę się rozleniwiłem ;d Mimo wszystko staram się walczyć. Po co to wszystko napisałem? Bo czasami to pomaga, nie mam nic przeciwko jeśli moderacja to usunie. Pozdrawiam.
  6. Nie wszystko da się robić dla przyjemności. Np. ja się zmuszam żeby iść do pracy choć cały czas myślę, żeby sobie odpuścić, bo teoretycznie pracować nie muszę. Moja rada ćwicz siłę woli. Powiedz sobie, że musisz to zrobić i tyle. Jeśli będziesz odpuszczać to z wiekiem będzie z tym coraz gorzej, coraz bardziej się rozleniwisz. Coś jak mięsień, który nie ćwiczony zanika. I nawet do pracy/hobby, która daje ci satysfakcję trzeba się czasami zmuszać bo zdarzają się złe dni, gdzie nic się nie chce robić, ale trzeba. Dyscyplina i regularność to klucz do sukcesu.
  7. Możliwe że po części masz TROCHĘ racji, ale ludzie kierujący się uczuciami w dziesiejszym świecie i tak są znacznie bardziej wyjątkowi od typowych konsupcjonistów, których z tego co widzę starasz się wywyższać nad tych pierwszych w ostatnich dwóch linijkach swojego postu. Głupie. Nie, nie. Po prostu aż żal nie wykorzystywać swojego intelektu dla własnych korzyści. Co do emocji; jeśli ty kierujesz emocjami, a nie one tobą, to masz rację. Jest to wartościowa cecha.
  8. Czytam i czytam i nic specjalnego tutaj nie widzę. Myślę, że ponad połowa osób, która cierpi na jakieś zaburzenia lub ma problemy z psychiką uważa się za w jakiś sposób wyjątkowa. Tak samo jest z resztą ze zdrowymi ludźmi. Złudzenie ego jakby to powiedzieli buddyści. bomba21 ma racje. Inteligentni ludzie wykorzystują swój mózg do zdobycia kasy, władzy i kobiet. W rynkach finansowych jest ich groma Młodzi po Harvardzie potrafią zarabiać nawet milion dolców rocznie na wall street ( nie ważne, że taka kasa jest legalnie ukradziona).
×