Witam.
Mam pewne pytanie. Otóż zawsze byłam nerwową osobą, jako dziecko nawet pamiętam, iż rodzice jeździli ze mną do lekarza, gdyż miałam napady lękowe, zbyt szybki puls. Od jakiegoś czasu przechodze bardzo trudne chwile, spowodowane tym, że od prawie roku nie mam pracy, dodatkowo dochodzi do tego utknięcie w domu rodzinnym i odizolowanie od narzeczonego, przyjaciół. Bardzo jestem przez to wszystko poddenerwowana, zestresowana, podminowana. Niemniej jednak od jakiś trzech, czterech miesięcy zauważyłam u siebie dziwne objawy. Niemal przez cały dzień mam bardzo silne kołatanie serca, towarzyszy mi ono od momentu wstania, budzę się bardzo zdenerwowana, odczuwam bardzo silny lęk. W ciągu dnia objawy te nasilają się. W zasadzie to kołtanie nad ranem pojawiło się już wcześniej a później tylko się nasilało. Cały czas mam ochotę płakać, nie potrafię się powstrzymać, jestem agresywna, unikam w ogóle towarzystwa w domu, wszyscy mnie irytują. Dodatkowo cały czas chodzę zlana potem, czasami mam wrażenie jakbym "odplywała", mam miękkie nogi. Niemniej jednak to kołatanie serca jest nie do zniesienia, odczuwam to cały czas nawet jak momentami czuję się spokojna, jak mam lepszy dzien, to serce bije tak, że czuję je w piersi i te stany lękowe, są nie do zniesienia Naprawdę zaczynam mieć dość wszystkiego, dodatkowo te objawy naprawdę mnie dręczą. Ponadto wszystkiego się boję. Boję się spotkania z bliskimi przyjaciółmi, boję się o moich bliskich, mam jakieś straszne lęki ale w zasadzie nie wiem o co. Kiedy na przykład pokłócę się z kimś bliskim nawet nie z mojej winy , mam straszne poczucie winy, dręczy mnie to i znowu pojawiają się te lęki, że to moja wina, że powinnam się wstydzić, że musze przeprosić bo inaczej ta osoba mnie odrzuci. Dawniej taka nie byłam. Prosze o poradę: czy to jest normalne? Czy to jakieś chwilowe załamanie, czy raczej jakaś glębsza nie wiem- depresja, nerwica? Ostatnio próbowałam o tym powiedzieć bliskiej osobie to mnie wyśmiała, że ludzie mają większe problemy...