Skocz do zawartości
Nerwica.com

Biała Kostka

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Biała Kostka

  1. Właściwie, to myślę, że "bycie z kims" byloby fajne. Dobrze byłoby poczuć trochę ciepła i taką jakby stabilność, pewność, że komuś na mnie zależy. Ale ja okropnie boję się, że ktoś mnie nie zaakceptuje. Mam ogromne kompleksy, z którymi walczę. Co do moich relacji z ojcem... Właściwie, to pewno nie są takie złe. Czasami się nawetdogadujemy, gramy w szachy, rozmawiamy. Ale najczęściej widzę go niezadowolonego ze mnie. Cały czas próbuje mi udowadniać, że nic nie potrafię. Od świeta powie mi coś miłego. Kiedy byłam w 4 klasie, zaczął wypominać mi że nie umiem angielskiego i nie mam szczególnych talentów. Nauczyłam się angielskiego, wygrywałam wojewódzkie i ogólnopolskie konkursy plastyczne, on dalej był niezadowolony, bo nie rozumiem angielskich instrukcji. Żadne tłumaczenia nie pomagają. Mam umieć i już. Ale tak naprawdę to do jakiej ja szkoły pojde, czy jakie mam oceny, mało go interesuje. Po prostu często doczepia się do jakiegoś szczegółu, żeby mi prawić przykrość. Kiedy miałam 11 czy 12 lat, mówił mi, że jestem gruba. Niby w żartach. Wzżyłam 49 kg przy wzroście 165. Mówił, że niby żartował, ale ja pamiętam do teraz jak się ze mnie śmiał i do dzisiaj mam problemy z jedzeniem i zaakceptowaniem siebie. Ale to inna historia... . Jak byłam mała zawsze na mnie krzyczał, to on był "tym złym", ciągnął mnie za włosy, ale nigdy nie bił. Poprostu czasami wydawało i wydaje mi się, że on mnie nie cierpi. Dlatego oskarża mnie o wszystko. Potrafił zrobić awanturę z powodu niedomkniętej szuflady. Kiedyś, kiedy kupiłam kurtkę za 150 zł, nw dodatku za swoje pieniądze, zwyzywał mnie, że jestem próżna, rozpieszczona, rozkapryszona, w ogole to posypalo sie sporo przekleństw... Wstyd się przyznac, bo to takie w sumie drobiazgi, ale czasami myslałam, jaką ulge bym mu sprawiło jakbym umarła... Przykro mi to pisac, ale licze na wasza rade...
  2. Witam serdecznie. Jestem tu nowa więc na wstępie chcę się przywitać. Piszę tu, bo mam już dosyć ciągłego strachu przed przyszłością. Okropnie boję się ... miłości. Mam dopiero 15 lat. Widzę moje koleżanki z chłopakami za rękę. Na przerwach wysłuchuję coraz to nowszych historii o nowo poznanych chłopakach. Niby ja też bym tak chciała, ale... nie potrafię. Moje koleżanki poznaly ostatnio kilku chlopaków. Od razu mają ich numery telefonów, piszą z nimi, umawiają sie na spotkania. Ja sobie tego nie ppotrafię wyobrazić. To znaczy, nie widzę siebie w takiej sytuacji. Ogólnie, jestem bardzo odważna, niczego się nie boję. Ale czasami w towarzystwie, czuję się tak dziwnie, jakbym była inna. Kiedy muszę przejść koło grupki moich znajomych, czuję sie tak... dziwnie.. nie wiem czemu. Ale na codzien rozmawiam z nimi normalnie, śmiejemy się żartujemy. Ale bardzo martwi mnie fakt, że nikt kto mi się podoba, nie interesuje się mną. Kiedy były moje urodziny, wszyscy pozapominali, a w urodziny mojej koleznaki, dostala prezenty, zyczenia... przykro mi okropnie z tego powodu. Mam dużo koleżanek, ktore nie są specjalnie piękne. Jedna jest naprawdę wredna, złośliwa, a ma fajnego chlopaka, z którym kłoci sie co chwile i ja widzę, że to nie jest prawdziwe uczucie. Jednak jakims cudem i ona znalazla sobie kogoś. Więc dlaczego mnie nikt nie chce? Druga koleżanka zachowuje sie jak... pani do towarzystwa... nie musze chyba opisywac takiego zachowania. Mimo to podoba się wielu chlopakom, ona nie wstydzi się spotkać z chlopakiem którego widziała raz na oczy... Dodam, że miałam i mam fatalne kontakty z tatą. Może to ma jakiś związek. Proszę, doradźcie mi coś, bo boję się ze juz nigdy nikogo sobie nie znajdę i zostane starą panną..
×