Skocz do zawartości
Nerwica.com

zupagrzybowa

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zupagrzybowa

  1. Podsyłam ten link dla wszystkich nerwicowców. To jest krótki fabularyzowany filmik o nerwicy. Niby nic nadzwyczajnego ale przesłanie na jego końcu jest niesamowite. Obejrzyjcie sobie :) Filmik o nazwie Right place.
  2. Chciałem się podzielić pewną refleksją. Zauważyłem, że jak oglądam filmy dokumentalne o tematyce zaburzeń obsesyjno kompulsywnych i widzę w nich ludzi jak się borykają z walką z tą chorobą i na jak głęboko nierzadko zakorzenione obsesje cierpią to to mi pomaga. Uświadamiam sobie wtedy,że to jest choroba i mówię sobie, że jeżeli będę ulegał swoim natrętnym myślą to będzie coraz gorzej. I to mówienie pomaga ograniczyć mi powtarzanie tych czynności. Polecam, może komuś też to pomoże...taka filmo a raczej dokumento terapia :) A tak w ogóle proponuje Panu Moderatorowi o założenie wątku, gdzie każdy z nas mógłby wstawiać linki do filmów o tej tematyce. Ja będę pierwszy i wstawię bardzo ciekawą wariację animowaną zrobioną przez Anglików na ten temat. I jeszcze jedno...czy ktoś może ma w posiadaniu dokument "Lek na lęk"...a dokładniej "OCD Project", który leciał na TLC? A tutaj zamieszczam linka:
  3. Owszem imprezy jak najbardziej ale bez alkoholu. Po pierwsze będąc w towarzystwie zapominamy o swoich problemach, nie męczą nas tak bardzo natręctwa, to wiąże się z tym że nie koncentrujemy się tylko na sobie ale i na innych. Jak jestem w towarzystwie rzadko miewam natrętne myśli i rzadko dokonuje rytuałów, to pewnie się wiążę też z tym że co inni powiedzą gdy zobaczą moje nienaturalne zachowanie. Alkohol stanowcze nie..czemu? Jak to już ktoś wcześniej powiedział, że podczas picia owszem czujemy się fajnie, ale to co czujemy na drugi dzień to jest już nie fajne. I nie mam na myśli tylko kaca. Zauważyłem, że podczas kaca natrętne myśli uderzają ze zdwojoną siłą. Dzięki temu piję z umiarem :) W każdym bądź razie nerwicowcom alkohol nie służy. To może i lepiej bo bylibyśmy alkoholikami
  4. Nie wiem która to jest północna część Warszawy, nie mam psa, jedynie kota, ale na spacer z chęcią się mogę wybrać...bez kota
  5. zupagrzybowa

    Wstyd

    Niestety moi rodzice już nic nie mówią bo ich już nie ma. Mimo to mogę się uważać, za pewnego rodzaju szczęściarza, bo uciekłem ze wsi i jakoś radzę sobie w tym wielkim mieście. Choć przez to spaprane alkoholem dzieciństwo trudniej mi się żyje, trudniej radzę sobie z problemami i brak mi pewności siebie. Wstydu natomiast nauczyłem się w dzieciństwie, kiedy trzeba było iść podkraść węgiel czy kupić pół litra wódki w pobliskim sklepie, nienawidziłem tego. Mówiłem sobie, że to ostatni raz, a i tak chodziłem. Poproszę pół litra wódki. Na co właściciel sklepu, który nas dobrze znał...a co ojciec już tak pijany, że nie potrafi już przyjść po wódkę tylko Ciebie wysyła. Wstydziłem się za moich rodziców, wstydziłem się złych ocen na świadectwie. Gdy skończyłem szkołę podstawową schowałem wszystkie stare świadectwa żeby już na nie nie patrzeć. Wstydzę się podejść do dziewczyny, która mi się podoba. Jestem towarzyski i bez problemu nawiązuje kontakt ale wstydzę się nawiązać bliższą relację bo wydaje mi się, że nie zasługuje na tą osobę. Wstydzę się tego, że jestem tu na forum. Wstydzę się... Przez wstyd i brak wiary w siebie, której brak jest nieodłącznym elementem życia osoby z DDA, zawaliłem studia. Wielu rzeczy nie spróbowałem, właśnie przez wstyd. Wstydzę się tego, że chce iść na terapię, ale czas najwyższy, muszę z kimś o tym pogadać bo mam wrażenie, że wszystkiego sam nie rozwiążę. Ostatnio czytam książki motywacyjne i to bardzo pomaga. Nie warto się wstydzić. Wstyd w tych czasach jest nieopłacalny.
  6. To zdarzyło się w sobotę, po tym poczułem się naprawdę lepiej. Postanowiłem, że napiszę o tym opowiadanie, więc jak ktoś ma ochotę czytać, to zapraszam. 20 dag sera żółtego. Dziś wstałem nieco później jak to na sobotę przystało. Dobiegała 10 rano, a żołądek coraz bardziej przypominał mi o moim istnieniu. Zazwyczaj po świeże produkty na śniadanie w postaci pieczywa i nabiału idę do pobliskiego sklepu Społem, mieszczącego się tuż przy Gminie Żoliborz. Potocznie mówi się na niego Merkury, bo na samym szczycie fasady umieszczony jest neon w kolorze burdelowej czerwieni o tej właśnie nazwie. Wieczorem gdy wyglądam przez okno i patrzę na żarzący się neon nie mam wątpliwości, że mieszkam na Żoliborzu. Wstałem rano z kacem, nie tylko moralnym, który akurat obudził się o tej samej godzinie co ja i udałem się po 20 deko warszawskiego. Nie to, że bym był jakimś pieprzonym lokalnym patriotą mieszkającym na pieprzonym Żoliborzu i kupującym codziennie 20 deko warszawskiego i pijącym tylko Królewskie do obiadu. Po prostu ten ser mi smakuje. Żołądek nadal chodził na biegu jałowym. Nie wiele myśląc ubrałem się szybko i wyszedłem w japonkach i krótkiej koszulce do sklepu. Naprawdę nie wiem co mi odbiło, że założyłem na stopy te japońce ale wydawało mi się tak ciepło, że postanowiłem je wypróbować. I faktycznie było dość ciepło, jednocześnie dało się odczuć, że spadek temperatury i opady deszczu to tylko kwestia czasu. Wyruszyłem... Japonki przyjemnie klapały mnie po piętach a wiatr smagał mnie po palcach. Miasto zdawało się trochę wyludnione, widać było po ilości wolnych miejsc do parkowania, że długi weekend zaczął się na dobre i teraz większość warszawiaków zaczyna swe śniadanie od otwarcia puszki Królewskiego gdzieś na dalekich Mazurach. Minąłem ośrodek zdrowia i przeszedłem obok już nie tak nowego apartamentowca. Gdy znalazłem się już w środku sklepu, podszedłem do stoiska z serami, sąsiadującego z wędliną i wyrobami garmażeryjnymi. Cały ten konglomerat żywieniowy umiejscowiony jest na parterze i z góry przypomina trójkąt.. Bardzo często zaglądam do tego stoiska. Najczęściej kupuje tam połowę bloczku sera twarogowego półtłustego. W połączeniu z miodem jest naprawdę smaczny i skutecznie zapycha żołądek na kilka godzin, więc nie ma przymusu podjadania aż do obiadu. Dziś jednak postawiłem na żółte odcienie na kanapce. Stoisko obsługiwała Pani około czterdziestki, którą dobrze znałem, przynajmniej z widzenia. Podczas konwersacji z tą ekspedientką, jak zresztą z każdą ( no chyba, że miała długie nogi, duży biust i nie przekraczała trzydziestki) nie wychodziłem poza tematy związane z serem i wydawaniem reszty. A zresztą w mojej głowie nadal hulało kilku kasztelanów pięcio procentowych, więc nie miałem najmniejszej ochoty na konwersacje z kimkolwiek a co dopiero z Panią ze stoiska z żółtymi serami. Poprosiłem jak zwykle uprzejmie warszawskiego 20 deko. Gdy rytuał krojenia sera się zakończył, chwyciłem za portfel i sięgnąłem palcami do portmonetki. Długo w niej dłubałem aż w końcu światło dzienne ujrzała pięciozłotówka, która była dziś jedynym gościem w mojej sakiewce. Nie spodziewałem się tego co za chwile miało nastąpić. Od wielu lat robię tu zakupy i nigdy nie miałem okazji usłyszeć czegoś miłego od ludzi tam pracujących poza dziękuję i do widzenia. Pani ekspedientka wydając mi reszty z pięciu złotych ni stąd ni zowąd powiedziała: - Lubię Pana obsługiwać, jest Pan bardzo miły. Trochę się zdziwiłem bo nie wyglądała na kobietę, u której w zwyczaju jest dawanie tego typu komplementów klientom a i nawet nigdy nie byłem świadkiem takowego zajścia. Odpowiedziałem z kolei, że bardzo mi miło i że też ją lubię. Nie wiedziałem co mogłem innego odpowiedzieć. Uderzyła w najmniej spodziewanym momencie tymi słowami. W pewnej chwili poczułem się jak Najman znokautowany w pierwszej rundzie. Byłem zaskoczony. Może nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo dzięki jej słowom odmieniła mój dzień na lepsze. Nawet tańczący Kasztelani na chwilę umilkli. I wcale nie chodzi tylko o to, że poczułem się lepiej i poprawił mi się humor, ale głównie o to, że uświadomiłem sobie, iż dawanie dobra we wszelkiej postaci jest jedną z najpiękniejszych rzeczy jakie można robić w życiu. Uświadomiłem sobie już któryś raz z kolei że człowiek jest naprawdę szczęśliwy tylko wówczas jeżeli robi coś pożytecznego i jednocześnie dobrego. A dobre...tak mi się wydaje, jest to co czyni ten świat lepszym. Robienie czegoś co daje satysfakcje i radość z tego co się robi. Robieniu czegoś o czym się nawet myśli nie robiąc tego i marzy żeby zacząć to robić. I nie mam tu na myśli seksu...choć wydaje się w ostatnim zdaniu tożsame. Wracając tak do domu zastanawiałem się, czemu ludzie nie potrafią prawić sobie komplementów z byle powodu. Tak po prostu. Mówienie komuś czegoś dobrego, miłego. Jaki ten świat byłby lepszy gdybyśmy robili to częściej. Trochę to rozumiem, bo najczęściej się wstydzimy lub brak nam odwagi powiedzieć drugiej osobie, nawet obcej, a może nawet przede wszystkim obcej, czegoś miłego. Czegoś podnoszącego na duchu, dającego pozytywnego kopa na cały dzień a może nawet i na całe życie. To nic nie kosztuje, no może trochę odwagi, a ile pozytywnego może w życiu tej drugiej osoby zdziałać tego nie jesteśmy sobie wstanie nawet wyobrazić. Ta Pani zasługuje na docenienie bo pokonała swój lęk przed powiedzeniem komuś czegoś miłego, komuś obcemu. Zasługuje także na podziw bo ja z kolei często nie potrafiłem pokonać lęku przed powiedzeniem komuś zupełnie obcemu czegoś dobrego, co właśnie mi w danym momencie przyszło do głowy i co faktycznie czułem. Niektórzy powiedzą, że pewnie miała na celu poprzez wyartykułowanie tych kilku słów zwiększenie sprzedaży na swoim stoisku. Nie sądzę, a nawet jeżeli to nie zmienia faktu, że miała rację...jestem kurewsko miły, aż za miły J Rozpracowała mnie skubana. Może studiowała psychologię. Tak czy owak, nie zmienia to faktu, że powinniśmy mówić sobie dobre rzeczy i nie bać się tego robić.
  7. zupagrzybowa

    Spotkanie.

    Haha, dobre, podoba mi się :)
  8. Cześć wszystkim, Zarejestrowałem się tu wczoraj ale od kilku tygodni obserwowałem to forum. Bardzo podoba mi się temat "pośmiejmy się", uwierzcie mi naprawdę jak człowiek czyta to wiele sytuacji wywołuje śmiech. Super, że istnieje takie forum, bo wiele postów daje dużo otuchy i wiedza o tym, że z podobnymi lub takimi samymi przypadłościami zmaga się bardzo dużo osób nieco krzepi bo to daje siły do walki ze swoimi natręctwami. Ale wrócę do głównego tematu topiku, otóż pozwolę sobie opowiedzieć historię swojej choroby. Zauważyłem, że czytanie takich postów pomaga, a szczególnie tych które nerwicę traktują z przymrużeniem oka. Zaczęło się to w sumie dwa lata temu, początkowo dostawałem ataków paniki i lęku, nie wiedziałem co mi jest bo nigdy nie miałem takich objawów. Najbardziej nie miłym objawem był wówczas ucisk w gardle przy przełykaniu śliny i jedzeniu. Po roku fizyczne objawy ustąpiły ale przekształciły się w lęki i natrętne myśli. W tym samym roku rzuciła mnie dziewczyna którą bardzo kochałem i między innymi to wyzwoliło u mnie takie objawy. Piszę między innymi ponieważ obejrzałem kiedyś dokument o tej chorobie i lekarz psychiatrii powiedział, że jest to choroba "martwienia się". Muszę przyznać mu rację, bo będąc na studiach bardzo dużo się zamartwiałem, stwarzałem sobie wiele sztucznych problemów. Kiedy o tym się dowiedziałem, staram się już tego nie robić. Nie rozumiałem nigdy ludzi, którzy mają lekkomyślny stosunek do życia, teraz im nieco zazdroszczę bo może dzięki niemu nie miałbym żadnych dziwnych natręctw. Nie biorę żadnych leków bo wydaje mi się, że leki tu nie wiele pomogą, zamierzam pójść na psychoterapię poznawczo behawioralną ( wyczytałem tutaj, że taka jest najbardziej skuteczna). Wychodzę z założenia, że rozmowa ze specjalistą jest bardziej skuteczna niż branie leków. Ukrywam swoje dziwne zachowania, ale kiedyś moja siostra zauważyła, że coś tam dotykam kilka razy i tak dalej. A zadziwiające było dla mnie to, że ona też miała podobne objawy rok temu, obejrzała jakiś dokument w telewizji na ten temat i sama wyleczyła się z tego. No cóż ale to też kwestia wrażliwości. Tak czy owak życzę wszystkim powrotu do zdrowia :)
  9. zupagrzybowa

    Spotkanie.

    Dzięki, dobrze wiedzieć, że jestem pomieszany, ale nie wstrząśnięty, zaznaczam.
  10. zupagrzybowa

    Spotkanie.

    Witam, Jestem tu nowy i jestem ciekaw czy czasem są aranżowane spotkania osób z tą przypadłością, nie znalazłem takiego tematu, dlatego postanowiłem go założyć. Z nerwicą natręctw borykam się od ponad roku i bardzo chciałem poznać ludzi którzy mają podobny problem i stąd pytanie me. Czy nie chcielibyście się spotkać w jakimś miejscu w stolicy. Zastanawiałem się czemu osoby z DDA (do których chyba poniekąd też należę) mają tyle grup wsparcia, rozumiem, że żyjemy w kraju w którym nie wylewa się za kołnierz, ale nas chyba też jest nawet sporo, sądząc po wpisach na forum. Tak czy owak fajnie się by było spotkać gdzieś w stolicy. Jeżeli są już takie spotkania to z chęcią się na nie wybiorę tylko poprosiłbym o jakieś informację. Pozdrawia zupa grzybowa z Warszawy
  11. zupagrzybowa

    Cześć

    No jak narazie to widzę, że Twój kot wcina marchewkę
  12. zupagrzybowa

    Cześć

    Cześć wszystkim. Jakby nie było jestem tu nowy. Też od jakiegoś czasu wpadam na to forum ale teraz postanowiłem się zarejestrować głównie w celu poznania ludków cierpiących na podobne przypadłości, które dezorganizują nieco życie. Od nieco ponad roku pojawiają się u mnie nerwice natręctw, myślałem, że to przejdzie samo więc nie robiłem nic w tym kierunku. Postanowiłem to wreszcie zmienić. Pierwszym krokiem jest rejestracja na forum. Pozdrawiam ciepło wszystkich forumowiczów
×