Skocz do zawartości
Nerwica.com

janusz_80

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia janusz_80

  1. Świadomie, choć niekiedy w emocjach w sposób zupełnie nie planowany. Przypuszczam, że jest to normalne, ale jak wspomniałem: upewnię się.
  2. Jak dla mnie wygląda to na natręctwo. Natomiast pytałaś w innym topicu czy ja "rozmawiałem" z konkretną osobą: zazwyczaj tak. Często rozwiązywałem tak problemy: nawet zadawałem temu komuś pytanie i starałem się aby "ta osoba" odpowiedziała mi (nie dosłownie jako rozmowa, jeśli rozmawiałem z kolegą, to starałem się, żeby odpowiedź była jak najbardziej prawdopodobna do tego co ten kolega by powiedział). Jak wspomniałem, wydaje mi się, że jest to natręctwo (nie samo mówienie do tego kogoś, ale przymus robienia tego). Najbliższe spotkanie z Panią Terapeutką mam za 10 dni, więc do tego czasu nie będę w stanie powiedzieć Ci, czy moje zachowanie było normalne
  3. Witaj! Również przed terapią omówiłem większość tematów z "wGłowieTerapeutą". Bardzo często takimi monologami rozładowuję napięcia, klnę, czy mówię różne rzeczy. Wydawało mi się to normalne na tyle, że nawet nie rozmawiałem o tym z moją psychoterapeutką.
  4. Witaj. Uważam, że powinieneś porozmawiać z innym psychologiem/psychiatrą - oni również są ludźmi i zdarza im się źle ocenić "przypadek". Jesteś młody, jeśli są to natręctwa, czy hipochondria, itd., to warto poddać się profesjonalnej terapii. Ja kilka lat temu również zostałem uzdrowiony w ramach ubezpieczenia społecznego. Gdybym zrobił wtedy to, co napisałem Tobie, to jest duża szansa, że byłbym teraz zdrowy (w każdym razie miałbym NN w jakimś stopniu pod kontrolą). Wiem, że sporo osób skrytykuje to co powiem, ale należy korzystać z pomocy profesjonalistów - autoterapia wymaga wiedzy, doświadczenia a niejednokrotnie także nadzoru z zewnątrz.
  5. Łatwiej chyba wymienić, czego nie dotyczą, choć w tej chwili nic nie przychodzi mi do głowy A bardziej poważnie, zdaję sobie sprawę, że jeśli pojadę, to będę musiał konfrontować się z tym, czego unikam, ale z tym szukaniem jest pewien problem. Chodzi o to, że moje najgorsze natręctwa, czyli te, które bardzo długo nie dają mi spokoju są zwykle nieweryfikowalne. Zacznę od końca.... Wspomniałem wcześniej o prowadzeniu samochodu. Jeśli już muszę jechać sam, to mam kilka sprawdzonych "technik": Sytuacja 1, jeździłem poza miastem w obrębie kilku kilometrów: nie pamiętam żebym zrobił komuś krzywdę, nie mam wgnieceń na samochodzie, nie słyszałem karetki/radiowozu/itd. Jeśli pojawi się natręctwo, to dość szybko minie (szczególnie ostatnio, może to wpływ parogenu?) Gorzej, gdy za kilka minut usłyszę "łaje". Wtedy przez kolejne dni wertuję lokalne wiadomości, czy nie było wypadków, potrąceń z nieustalonym sprawcą. Sytuacja 2, jeździłem po mieście lub dalej niż w obrębie kilku kilometrów: przez kolejne dni wertuję wiadomości lokalne. Ostatecznie po kilku(nastu) dniach daję sobie spokój. Mój rekord samodzielnej jazdy to odległość ok 40km w jedną stronę w dzień. Wieczorem, czy w nocy nigdy się nie odważyłem. Gorzej z tym, czego zweryfikować się nie da.... Pierwszy z brzegu przykład. Kilka razy byłem na szkoleniach, i jak mogę być pewien, że np nie zdradziłem Żony i nie wyparłem tego z pamięci? Wiem, że to abstrakcyjne, zdaję sobie sprawę, że mało realne, ale potrafi mnie zabijać miesiącami. Raz trwało chyba z rok. Długo analizowałem co wieczór, co robiłem w robocie, tyle, że czasem podczas pracy mam odlot (bakcyla, gdy jestem zaabsorbowany pracą non stop przez kilka godzin). Przez jakiś czas chodziłem z włączonym dyktafonem w telefonie. Jeśli jakaś dziewczyna złamała "przestrzeń socjalną/osobistą" (czyli np choć raz stanęła zbyt blisko), to tak skutecznie później uprzykrzałem jej życie, że pewnie nienawidzi mnie do tej pory. A to tylko jedno z wielu stałych natręctw. W codziennym życiu staram się uchodzić za "normalną" osobę. Uśmiecham się, dużo gadam i nawet dobrzy znajomi nie zdają sobie sprawy, że "coś ze mną nie tak". Unikam rytuałów, staram się pamiętać zamykanie domu/samochodu, zwracać uwagę na coś, co pozwoli mi przypomnieć sobie, że przekręciłem kluczyk i szarpałem za klamkę, ale tak, by nie wyglądało to dziwnie. W domu "spłukuję" ręce dziesiątki razy w ciągu dnia, ale między ludźmi "zmuszę się" do zjedzenia kebaba "brudnymi" rękoma. Jeśli minie mnie radiowóz na sygnale, to nie zawrócę, albo nie będę dzwonił na policję i pytał o wypadki (raz, że gdyby zdarzył się wypadek i sprawca by zbiegł, to nikt normalny nie zrozumiał by, że to nie ja). Ogromnym kosztem staram się sprawiać pozory "normalności".... -- 05 sty 2013, 12:06 -- Ludziska, czekam na jakieś słowo, najlepiej dobre
  6. Moja psychoterapeutka radziła mi spróbować jechać z Żoną.... ale się nie da.... Przypuszczam, że będzie tam głównie terapia, choć kto wie.... Natomiast co do tego, że niepokój nie może trwać wiecznie.... Rok temu trafiłem na zwolnienie lekarskie. Właśnie po ponad pół roku pływania w głębokiej wodzie.... i uwierz mi, że mało brakowało do tego, że silny "chroniczny" stres by mnie zabił (pracowałem umysłowo, ze sporym zakresem odpowiedzialności. Chyba nie muszę w tym miejscu tłumaczyć, co to znaczy dla ludzi takich jak my?). Pod koniec byłem już tak wykończony, że pewnie gdyby mucha puściła obok mnie bąka, złapał bym przeziębienie A najgorsze jest to, że gdyby szef sam nie wysłał mnie na przymusowy urlop, to pewnie nie trafił bym do psychiatry i kto wie jak by się to skończyło.... Chodzi mi o to, że "głos z tyłu głowy" prosi mnie o stworzenie bezpiecznej przestrzeni i odpoczynku, a nie o kolejne stresy. Nie czuję się jeszcze na siłach, by skakać na głęboką wodę.... Niby rok to długo, ale chyba u każdego z nas rekonwalescencja przebiega trochę inaczej....
  7. lovely , również miałem wrażenie, że czytam o sobie.... z tym, że ja walczę z tym od bardzo wielu lat. Od niemal roku stała psychoterapia i farmakoterapia (w sumie dziennie: parogen 60mg + convulex 1000mg). Również tak jak poprzednicy miałem wielkie trudności z wyjazdami do DOBREGO psychoterapeuty (tak na prawdę psychoterapeutki). Mam bardzo wiele natręctw (myślę, że setki stałych, a i nie ma tygodnia bez nowych "kilkudniówek/kilkutygodniówek"), jednak obsesje odnośnie samokontroli (głownie bezpodstawne, ale upierdliwe dotyczące kontrolowania czynności fizjologicznych, czy wszystko pamiętam, czy nie zrobiłem nic głupiego) nie pozwalają mi na korzystanie ze środków komunikacji publicznej - przed wyjazdem z domu brałem masę prochów typu laremid czy loperamid, ale i tak myśli nie dawały mi spokoju (zawaliłem przez to studia, wyleciałem z uczelni). Nie dość, że boję się autobusów, to do tego nie nienawidzę sam prowadzić samochodu, jeśli nie jedzie nikt ze mną, ponieważ boję się np tego, że nie pamiętam/nie zauważyłem, czy np. kogoś nie potrąciłem itd.... Nie chcę mocno się rozwodzić - po piętnastu (a może i 20) latach, przez ostatni rok widzę u siebie duże postępy - żyję, raz lepiej, raz gorzej, ale czuję, że żyję. Ogrom roboty nadal przede mną, ale przynajmniej widzę, że już coś udało mi się osiągnąć i wierzę, że będzie coraz lepiej.
  8. silence_sadness, myślałem o tym, ale.... problem w tym, że już teraz mam lekkie ataki paniki i masę lepkich myśli.... Bardzo się boję, że jeśli będzie tak dalej, to znowu będzie ze mną źle. Przypuszczam, że większość z Was zna temat na tyle, że zdaje sobie sprawę jak to z nami jest i, że "normalni" ludzie nie są w stanie tego zrozumieć....
  9. Witam! Od lat borykam się z nerwicą natręctw dotyczącą bardzo wielu aspektów życia. Przez większość tego czasu w jakiś lepszy, lub gorszy sposób dawałem sobie radę. Niemal od roku jestem pod stałą opieką psychoterapeuty i psychiatry. Generalnie na ile to możliwe, w swoim otoczeniu staram się zachowywać maksymalnie "normalnie". Po zaostrzeniu prawie rok temu poszedłem na zwolnienie, a później na świadczenie rehabilitacyjne. Ostatnio dostałem z ZUS skierowanie do sanatorium. Problem w tym, że już sama myśl o tym powoduje, że lęki narastają i budzą się stare natręctwa. Nie wiem ile osób z was ma tak, że jeden stras może obudzić wiele starych natręctw, jak i stworzyć nowe. Nie wyobrażam sobie wyjazdu na 3 tygodnie z "bezpiecznego" i higienicznego środowiska, a do tego jeszcze bez mojej Żony (ośrodek, gdzie zostałem skierowany, nie przyjmuje pacjentów komercyjnych), która jest dla mnie większym wsparciem niż farmakoterapia i psychoterapia. Czy macie jakiś pomysł co mogę zrobić?
×