Skocz do zawartości
Nerwica.com

daredevil9

Użytkownik
  • Postów

    46
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez daredevil9

  1. Witaj Ezekiel, dzięki za sugestię o dystymii...W sumie w sumie posiadam ok. 80-90% objawów kwalifikujących mnie do tego schorzenia (chociaż oczywiście teraz zastanawiam się,czy sam sobie tego nie wmawiam....). Widzisz, pomimo zdiagnozowania przez lekarza psychiatrę (w miniona sobotę) nerwicy, mi dalej jest ciężko w to uwierzyć i zastanawiam się, czym jest spowodowana: czy faktycznie przeżyciami z dzieciństwa, młodości, czy może z walki o uczucie przez 4 lata (chociaż, jak podkreślałem, problemy nerwowe mam odkąd pamiętam - już od szkoły podstawowej, tylko że wtedy objawiały się one głównie dolegliwościami fizycznymi: ból żołądka, mimowolne drgania mięśni, potliwość, itp). Zauważyłem także, że mam problem z "przyjęciem" miłości od mojej M. (jak mi mówi, że kocha, to Ja na to: "na pewno nie",, "Ty mnie nie chcesz", itp). Sam nie wiem,czy wynika to z mojego spaczonego postrzegania miłości (idealizowania, traktowania jako związku dusz, jako umiejętności przewidywania myśli i oczekiwań partnera, wypaczone przez angażowanie się w twórczość Mickiewicza), czy z czegoś innego... Kolejną rzeczą jest też niska pewność siebie, niskie poczucie własnej wartości, trudności w obronie własnego zdania, a nawet z wyrażeniem własnych poglądów na dany temat (czy coś mi się podoba czy nie) i zdefiniowaniem, co lubię, czego nie lubię, na czym mi zależy, a na czym nie....Nie wiem, czy wynika to ze strachu przez odrzuceniem, krytyką, strachem, czy np. jest to objaw chorobowy...Czasami nie umiem samodzielnie zadecydować nawet o wyborze koszuli do pracy, a gdy juz się zdecyduje, to rozważam, co by było jakbym wybrał inną opcję... Boję się konsekwencji moich czynów, krytyki, rozczarowania...Zawsze przede mną stawiane były wymagania osiągnięcia 110% normy i, nauczony tego sposobu myślenia, w każdej istotnej dla mnie dziedzinie życia dążyłem, aby to osiągnąć. Chcę to zmienić, chcę też zweryfikować i wyprostować moje postrzeganie miłości, chcę zacząć dostrzegać także odcienie szarości, a nie klasyfikować wszystko jako "czarne" (złe) i "białe" (dobre). Chcę wreszcie dorosną decyzyjnie i dojrzeć emocjonalnie. Chcę porzucić infantylne zachowania i uwagi, chcę stać się oparciem dla swojej M., odpowiedzialnym facetem, człowiekiem, kiedyś mężem...Patrzę na ludzi w koło i widzę, że ja w wieku 25 (prawie 26 lat), mieszkam na mieszkaniu studenckim, a na koncie posiadam 400 zł, które muszę wydać na jedzenie i psychoterapie...Nie umiem niczego zaplanować, zrealizować, moje wszystkie plany palą na panewce. Zniechęca mnie to. Chciałbym umieć zapewnić mojej M. normalne życie, zaangażować się w prawdziwe problemy życiowe, a nie tylko rozważać w każdym kroku, czy dobrze wybrałem wiążąc się z moja M. Chce iść dalej, wykonywać kolejne kroki w związku i w życiu, a nie ciągle być mentalnym nastolatkiem liczącym, że jak będzie źle to mama pomoże....Chcę umieć liczyć na siebie i radzić sobie... Ezekiel, czy uważasz, że ten mój brak motywacji, objawy, niedojrzałość emocjonalna, ciągła obawa przed pełnym zaangażowaniem się, może być objawem nerwicy? Obecnie z moja M. podjęliśmy decyzję, że ograniczymy widzenia...Jak rano wstaję do pracy, odbębniam swoje, przychodzę do domu, jem coś albo i nie, kładę się do łóżka i włączam na laptopie jakiś mecz, gram w jakieś bzdurne gierki....wiem, ze tak nie można żyć, ale na obecna chwile mi to po prostu odpowiada, jest na rękę...Proszę poradź coś! -- 09 sty 2013, 09:37 -- Zastawia mnie, co w moim przypadku jest natręctwem: czy myśli, że nie ko0cham mojej M., czy też myśli, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze...jak to odróżnić? czy nie powinno być tak, że skoro kocham, to teraz powinienem się martwić, jak ona sobie radzi, czy daje sobie radę, czy nie spóźni się na pociąg do pracy, czy ma jak na dworzec dojechać....hm...?
  2. Ezekiel, Proszę Cie (lub którąś z Was dziewczyny) o jeszcze jedną radę: obecnie czuje pustkę...Nie wiem co czuję, nie wiem czy chcę czy nie chcę być z moją M....Po prostu totalna pustka...Jednocześnie chcę i nie chcę (a może chcę, ale się boję?) wróciła mi senność, apatia, jednocześnie w pracy potrafię się uśmiechać, rozmawiać z kolegą...Ciagle jednak patrzę na zagerake, kiedy już będzie można iść do domu (moja produktywność jest bliska "0")Ale wracając do domu całe popołudnie i wieczór spędzam ślepo błąkając się po internecie....Z jednej strony czuję ulgę, relax psychiczny (bo wiem, że o nic nie muszę się troszczyć, martwić), z drugiej natomiast pustkę i jakiś chyba rodzaj tęsknoty do M....Wyobrażam sobie czasami, że jesteśmy razem, że idziemy na spacer, że się przytulamy...wtedy są to dobre myśli, ale blokuje mnie coś, żeby po prostu zadzwonić i powiedzieć: "kochanie, zapomnijmy o wszystkim co złe, chodź tu do mnie...." Mam mentlik w głowie, bo nie wiem, czy wynika to z NN, ze strachu przed byciem samym, czy coś jeszcze innego...Boję się, że znowu Ją zranię, rozczaruję...Łapię się na tym, że chociaż za oknem pada śnieg, to nie zastanawiam się jak dojedzie do domu, czy nie zmarznie, czy nie jest głodna...A chyba miłość polega na tym, prawda? Dalej utrzymuje mi si derealizacja....Czy to wszystko może być wynikiem NN, leków, które biorę (rexetin 1x20 mg), czy może "dochodzenia" po epizodzie n napadzie nerwicowym? -- 08 sty 2013, 13:52 -- Eh, zauważyłem jeszcze, że nie interesują mnie za bardzo sprawy codzienne takie jak: opłaty za rachunki, jakies przygotowanie jedzenie, pomycie naczyń, posprzątanie pokoju, czy zrobienie zakupów...Od dłuższego czasu też moja uwaga doszukuje sie prawie w każdym aspekcie powiązań z seksem, erotyką, itp...Wiem, ze to może głupie, ale tak jest. -- 08 sty 2013, 13:55 -- Nie umiem docenić mojej dziewczyny, doecnic tego, co mam...Nie umiem mówić, że jest najwspanialsza na świecie, jedyna i idealna (a może tak nie myślę?), a może boję się oświadczyn, slubu, zycia razem i monotonii dnia codziennego....? boję się, że ją skrzywdzę...eh....Poradźcie coś...:( -- 08 sty 2013, 14:02 -- Patrzę na znajomych, jak idą do przodu, zakładają rodziny, mają dzieci, mieszkania wynajmuja, kupuja...A ja tak nie potrafię i zwalam winę, że to pewnie przez moją M. bo nie jest dla mnie odpowiednia, bo jest niedojrzała....A problem zapewne jest we mnie:( eh, nie wiem, co mam robić...
  3. A może nerwica i obecna sytuacją są efektem walki o uczucie? Może obecnie czuję po prostu to, co każdy po tym, jak długoletni związek się kończy?!?! Boże....jakie są granice tej nerwicy, a jakie sa granice ludzkich uczuc, emocji i umysłu??!!??!! Moze ja po prostu jestem złym człowiekiem, który nie potrafi docenic tego, co ma...Nie potrafi docenic, ze są ludzie, ktorym na mnie zalezy, którzy mnie chca wspierac i mi pomoc...czemu ich odrzucam i odpycham? Moze dlatego, ze nie chce tego przyjac, ze szukam innego swiata....?? Kupiłem wczoraj polecaną, także na tym forum, książkę pt. "Umysł ponad nastrojem"....Czekam, dzisiaj powinna dotrzeć....Może i w niej znajdę kilka wskazówek...
  4. Ezekiel, bardzo fajnie tłumaczysz wiele rzeczy. Z takim spokojem, opanowaniem. Ja mam jedno pytanie (a właściwie dwa): Jak mogę rozpoznać, co jest moim natręctwe? Czy jst nim wątpienie w miłość do M. , czy może, po takim załamaniu, chęć powrotu, próbowania "jeszcze raz" z nadzieją, że teraz będzie lepiej...Drugie pytanie: obecnie, nie wiem czy po lekach, nie czuję nic. Mysli jakby się zzerowały (nie czuję ani kochania, ani niekochania), raczej obojętność (choć, gdy moja M. dzwoni z jakims problemem, staram się Jej pomóc, choć czasami jest to nieudolne i łapię się, że skoro nie potrafie Jej pomóc, zaangażować się całym sobą w Jej problem, to chyba mi nie zależy...brrrrr). Już sam nie wiem, co jest natręctwem, a co faktem....eh....Dręczy mnie po prostu, czy nie uciekam w chorobe przez niespełnienie swoich celów i dążeń (znaleźć jedną kobiete i być z Nia na zawsze)....Chcoiaż wiem, że jeszcze 3 miesiące temu było wszytsko ok, to boję się, że ten stan juz nie wróci, że chociaż kilka razy walczyłem z tymi myslami i uczuciem "niekochania", to tym razem to juz jest definitywne wypalenie i koniec...Bo teraz oprócz apatii i obojętności dochodzi jeszcze stres i wstyd przed rodzina i znajomymi, po całej akacji z zareczynami9 i rozstaniem po 2 dniach... Może ja po prostu nie umiem przyznać się przed sobą, że nie chcę być z moją M. i walczę o to? Sam już nie wiem...co o tym sądzisz? -- 08 sty 2013, 08:00 -- A może ja po prostu boję się odpowiedzialności? Boję się dorosnąć, stać się głową rodziny, zacząć decydować...?
  5. hehe, a czy wydaje Ci sie czasami, jak zbliża się "zły" czas, że np. Ty jesteś dla Niego za dobra? Jak w ogóle wyglądają u Ciebie epizody chorobowe? Czy zmieniają się codziennie np. (jeden dzień super, drugi do d**y), czy raczej np. kilka miesięcy, tygodni ok, a potem kilka miesięcy, tygodni źle?
  6. No u mnie to jakoś po 2,5 roku...wracałem od mojej M. samochodem i nagle głupa mysl w głowie: nie kocham Jej...Psycholog powiedział mi, ze istotnym było, że kilka ok. 2 tygodnie wcześniej miałem wpadek samochodowy. Niby nic mi sie nie stało poważnego (skręcenie kręgosłupa szyjnego, stłuczona czaszka, pocięte ręce), ale ponoć takie urazy aktywują jakies psychiczne, skrywane leki i obawy....Faktem jest też, że przez te pierwsze 2 - 2,5 roku związku to ja byłem tą osobą, która "bardziej kocha": obsypywałem kwiatami, pisałem wiersze, robiłem prezenty, wine brałem na siebie, panicznie bałem się, ze moja M. mnie zostawi i robiłem wszystko, aby tak sie nie stało...Jak tylko trochę dłużej nie odpisywała na smsa, to od razu zastanawiałem się, czy nie zrobiłem czegoś źle, przepraszałem...
  7. Widzisz, ja już chyba z 6 raz wracam w błędne koło....Ale ciagle z ta samą dziewczyną, więc chyba to cos więcej, skoro ciagle chcę do Niej i dla Niej wracać? Też mi przez głowę czasmi przewija sie moja była partnerka, z która byłem 2,5 roku, a które po prostu z dnia na dzień stwierdziła sms-em, ze juz nigdy sie nie zobaczymy...Mój chory (tak mi się wydaje) umysł, tworzy imaginacje, jakby było z nia, czy by sie nam nie udało, chociaż na logike wiem, jak bardzo mnie skrzywdziła...Zastanawiam się, czy poprostu jakieś mimowolne mysli odnosnie zranienia obecnej dziewczyny (wizje związku z kims innym, mówienie, ze nie kocham), moga być związane z porzuceniem przez poprzednią partnerke...Dla mnie najgorsze, ze powoli zaczynam tracic juz siły...Nie wiem, czy to ta nerwica czy może faktyczny brak miłości...Czasami już nawet nie wiem,c zy jest sens walczyć...eh, zastanawiam sie, czy nie prosciej byłoby samemu, chcoiaż wiem, ze moja M. nadaje sens mojemu życiu i sprawia, że staje sie lepszym człowiekiem...Przeraża mnie, że bywają okresy, że czuję się zmęczony związkiem, obecnoscia drugiego człowieka....i wtedy nie wiem, czy to choroba, czy to Ja...straszne...Nie umiem sam okreslic, czego chcę, a boje się, ze podczas psychoterapi, która zaczynam w piatek, wyjdzie, że faktycznie nie kocham, a choroba jest tylko moja ucieczką....:(
  8. Przyłączam się do pytania. Może ktoś odpowie? Ezekiel?
  9. Ezekiel dzięki ejszcze raz, mam nadzieję, że zbliżę się kiedyś do Twojego poziomu...Eh, zawsze jak mam złe myśli, mówię mojej M. że to cś w mojej głowie, że to nie jestem prawdziwy Ja...Czesto wydaje mi się, że jakbyśmy byli już po ślubie wszytsko byłoby lepiej....A potem trafiam na artykuły na internecie, ze: nie lcizcie na to, że slub rozwiąże problemyw wzwiązku. Nie będzie cudownym lekarstwem:....I przychodzi dół...Rozmyślanie...Boże, ja już nie wiem, czy jestem chory, czy sobie wmawiam na siłę....Psychiatra, psycholog zdiagnozowali mi nerwicę, Ezekiel czytałes mój post o moim zyciu, a ja dalej się zastanawiam, czy aby oni się nie mylą...Teraz czuję pustkę. Chyba jeszcze gorszą od tych myśli...Boję się, że za późno się zdecydowałem na leczenie, że miłość już uciekła, że ją przegapiłem...Czasami patrzę na inne dziewczyny, zastanawiam się jak by było z nimi...Jak jakas kolezanka powie coś, o czym też myśle, to nagle wydaje mi się, że to jest TO....Ach, czy aż tak działa choroba? A ż tak bardzo dotyka w to, na czym nam zalezy??!! Sam już nie wiem co mysleć...Prosze o jakąś radę...
  10. Dzięki za wszystkie Wasze rady... Mam czasami tak, że wydaje mi się, wtedy, kiedy "nie kocham", że się oszukuję, że jestem z moją M. bo liczę, że Jej miłość nam wystarczy że przeleje się w jakiś wspaniały sposób na mnie...Gdy odganiam te myśli, czasami przychodzi do głowy, że Ona jest dla mnie "zbyt kiepska", że znajdę lepszą...Ostatnio miałem myśli, ze jestem za młody na ślub, dzieci, itp (mam 25 lat), że powinienem się jeszcze wyszaleć...jesteśmy razem 6 lat a więc odkąd mieliśmy 19 lat...Przychodzą myśli, że całe dorosłe życie spędziłem z Nią, zamiast popróbować życia, pokosztować, pobalować...(choć zawsze moim marzeniem było znaleźć jedną, wybraną i być z nią do końca życia). Rozpamiętuje niekiedy poprzedni związek, jakby było gbyby...Czasami myślę, że jakby mojej M. coś się stało, wypadek, jakiś poważny uraz, to byłoby mi łatwiej, bo z litości musiałbym przy Niej zostać...kiedyś rozmawiałem z moją M. i doszliśmy do wniosku, że miłość to przyjaźń plus seks;). Łapię się na tym, że nie mówię jej czułych słowek, nie komplementuję, a każda kobieta tego potrzebuje...Wtedy jest mi źle, tłumacze sobie "tacy są przecież faceci". Ja mam jeszcze gorzej...Oświadczyłem się, a po 2 dniach zerwałem...Oprócz tych myśli dochodzi jeszcze większy strach i wstyd - przed Jej rodziną, znajomymi...Te uczucie, które mnie naszło dzień po zaręczynach (Widzisz, teraz jest jeszcze gorzej niż było i będzie jeszcze gorzej!!!)brrr....Czasami wyobrażam sobie, że moja M. jest z kimś innym, z kimś, z kim jest jej lepiej...Ona sama mówi, że między nami jest wręcz idalnie, a ja nie umiem tego docenić, dostrzec...Dochodzi głos, że czas na zmiany, że zmarnujemy sobie zycie...Kiedy nie widzimy się kilka dni, kiedy o Niej nie mysle, to pojawia sie mysl: "oddalacie sie od siebie". Wtedy panikuję. Boję się, że na psychoterapii dojdę do wniosku, ze jednak nie kocham....I co wtedy??!!??!!6 lat poświęciliśmy na budowanie naszego związku, na kompromisy, dotarcie, ustępstwa, zaakceptowanie cech i zachować...Nie da się chyba tego w kilka dni zniszczyć i zapomnieć.... Dzisiaj się widzimy pierwszy raz od Nowego Roku....ciekawe jak będzie...Przed południem pomyślałem: zrobie coś miłęgo na wieczór, kolację, może kino....ale potem naszła myśl: "po co" "w jakim celu"....Ogólnie od kilku dni ejstem ospały, leze ciągle w łóżku (wychodzę tylko do pracy)...ja już sam nie wiem, czy lepiej mi z Nią, czy samemu...:(:(;(:(....Logicznie analizując chcę z Nią być, ma wszytsko, o czym przeciętny człowiek marzy....Ale wtedy pojawiają się my śli, że masz to tylko w głowie, a nie w sercu....MASAKRA!! eh, co o tym sądzicie? iał tak ktoś?
  11. Ezekiel dzięki bardzo, jesteś Geniuszem. Pomogłeś mi (chociaż wdrożenie Twoich zaleceń zajmie mi pewnie trochę czasu), ale także mojej M., co mnie tym bardziej ciesz. Ja zazwyczaj jak czuje, że zbliża się okres, w którym pojawić mają się "myśli" czuję potrzebę kupowania różnych rzeczy (pierdół: czapki, rękawiczek, jaki drobiazgów, które potem okazują mi się zupełnie niepotrzebne. Podejrzewam, że to też może być skutek NN. Ma tak ktoś?
  12. Dziękuję Wam dziewczyny (po paczce serexatu dla Was:)). Wszystkie inne myśli potrafię odganiać, bo wiem, że mam moją M. przy sobie....Poczucie niskiej wartości, to, że ludzie mnie nie szanują, to że robię coś źle...ale kiedy myśli dotykaja naszego związku, kiedy nie mam ochoty Jej całować, dotykać, przytulać....wtedy pękam...Czasami wyobrażam sobie mimowolnie, jak w danej sytuacji zachowałaby się inna dziewczyna na Jej miejscu, jak by się ubrała, co by powiedziała, jak zachowała...Też tak macie? mi czasem pomaga taka czynność: Zakładam wykonanie jakiejś czynności, czegokolwiek, choćby jakiegoś rezultatu punktowego w grze na komputerze. Zakładam, że uda mi się osiągnąć jakiś wyniki i mówię sobie, że jak go osiągne, to znaczy, że kocham...Staram się osiągnąc i kiedy się uda, to mam ulgę. Czasami np. mówię sobie: Jeżeli wstrzymam oddech na np. 1 minutę, to znaczy, że kocham swoją M...Jak mi się udaje, jest lepiej:) Czasami mi pomaga, może komuś też:)
  13. Witam, mi czasem pomaga taka czynność: Zakładam wykonanie jakiejś czynności, czegokolwiek, choćby jakiegoś rezultatu punktowego w grze na komputerze. Zakładam, że uda mi się osiągnąć jakiś wyniki i mówię sobie, że jak go osiągne, to znaczy, że kocham...Staram się osiągnąc i kiedy się dua, to mam ulgę. Czasami np. mówię sobie: Jeżeli wstrzymam oddech na np. 1 minutę, to znaczy, że kocham swoją M...Jak mi się udaje, jest lepiej:) Czasami mi pomaga, może komuś też:) Pytanie: Obecnie od tygodnia biorę rexetin, 1 x20 mg...Myśli trochę ustąpiły, ale mam w sobie taka ogólną obojetnośc...do mojej M, do swiata, do ludzi, do tego co dzieje się ze mną, z otoczeniem....Czy ktos tak miał? Czy tak może działać lek?
  14. Dzięki bardzo...Czasami tez mam mysl,ze to ja jestem dla Niej za dobry, ze Ona blokuje mnie, moj rozwoj, zycie...Czy NN tez moze dawac takie "jazdy"? Sorry, ze tyle pytam, ale jestem nowy i dopiero zaczynam walke, po 4 latach leczenia na depresje...
  15. Bezradna89 dzięki bardzo za otuchę...Ciężko jest mi wracać do początku, bo to było już 6 lat temu, hehehe....jak to zleciało:):) Niekiedy cięzko mi patrzeć na nasze wspólne zdjęcia, bo chce mi się płakać...Nie widzieliśmy się od 2 stycznia, ale codziennie przez telefon rozmawiamy przez ok 2 godziny...Więc to chyba jest znak, że jednak kocham....Mam nadzieję...Najgorsze jest, że po rozstaniu, miałem myśli, że to nie z żalu, że się rozstałem, tylko naturalny skutek emocji, w związku z tym, że coś co trwało tak długo się kończy...Nie wiedziałem nawet, czy chcę próbować to ratować...Czułem wyrzuty, ale i ulgę, chciałem się gdzieś schować...Pierwsze moje objawy, które pojawiły się kilka lat temu, mówiły mi: "popatrz na jej wygląd, coś jest nie tak, zdejmij różowe okulary". Poradziłem sobie z tym. Potem było: "nie pasuje Ci jej charakter". Też sobie poradziłem. A teraz jest pojawiły się mysli "to nie ta, której szukasz". Ehhh, siedze w mieszkaniu, cały dzień przed kompem....Czuje się lepiej i pojawiaja sie mysli: "lepiej Ci, bo jestes sam i Jej nie ma..." Ahhhh....Nie wiem, co jest prawda, co mysle na prawde, czego chce...CZY TO MOZLIWE, ŻE NN TAK DZIALA??!!??!!?!! AZ TAK??!! Dzisiaj juz rozmaiwalismy ponad godzine....Mialem scisk w brzuchu, ale cieszylem sie. Pojawialy sie mysli, ale udalo sie je odgonic i zaangazowac w dialog. Od tygodnia biore Rexetin, mysli niby troche ustapily....nie mysle, czy kocham, ale czuje pustke....Nie czuje nic, wszytsko mi obojetne...Czy to moze byc efekt NN albo lekow? Dzis bylem w psychiatry...Powiedzial, ze rozpoznaje Nerwice, nie chce jej jednak klasyfikowac po jednej wizycie...Mowil, ze rozne nerwice lubia sie nakladac na siebie...Zalecil kontynuacje Rexetinu, a przede wszytskim psychoterapie (zaczynam w piatek) tak, aby stopniowo odkladac leki...Myslicie, ze pomoze? Obudzi uczucia? JA TAK BARDZO CHCE JA KOCHAC, TULIC, CALOWAC!! ZEBY BYLO PO PROSTU DOBRZE I NORMALNIE... Prosze o opinie i dalsze sugestie, jestem wdzieczny za pomoc!! I teraz mysl: "Moja dziewczyna nigdy nie kupila mi salaty do kanapki....""ehhh, chcoiaz, gdy jest mozliwosc, robi mi sniadania a na dodatek sprzata po sniadaniu...
  16. Ehhh, ja jeszcze gorzej zrobiłem....teraz, podczas ataku, a dokłądnie 28.12. oświadczylem sie...Mialem stres, zzeralo mnie, ale cos w srodku mowilo: "robisz dobrze, robisz to, czego chcesz". I...wytrzymalem 2 dni...Przyszla mysl w kuchni: "myslales, ze po zareczynach bedzie lepiej, a jest gorzej, marnujecie sobie zycie...."TRAGEDIA!!. Dzien przed sylwestrem zerwalem zareczyny...Impreze Sylwestrowa odwolalismy...Moja M. poplakala sie...Ja zostalem u niej, chcoiaz juz bylem spakowany, zeby jechac. Mialem ochote spic sie, wypalic paczke fajek (chociaz zawsze bylem przeciw paleniu). Mam wyrzuty sumienia...Boje się, ze to nie NN...Cos mi mowi: "nie masz wyrzutow sumienie z powodu zerwanych zareczyn, tylko ze zostales, a nie olales i nie pojechales". To jest straszne...Powiedzcie mi prosze....czy jest mozliwe, zeby NN az takie zniwo zbierala?
  17. Ezekiel dzięki za odpowiedź... Jestem ze swoją dziewczyną ponad 6 lat..."To" pojawiło się ok. 4 lata temu - nagła myśl, bez powodu, NIE KOCHAM JEJ. Zbagatelizowałem to, ale nie dawało mi to spokoju...Męczyłem się, próbowałem ignorować, robić coś...Starałem się uprawiać sport, ale jak np. pomyślałem o Niej, jej imię...Nagły paraliż. Poszedłem do lekarza psychiatry...Pierwszego lepszego, w mojej małej rodzinnej miejscowości. Wstydziłem się, bałem. Lekarz przepisał mi antydepresanty (seroxat 1x20 mg) i mówił, że to mogą być objawy depresji, a ponadto: "Jesteście jeszcze bardzo młodzi, mogą pojawiać się wątpliwości" (mieliśmy wtedy po 21 lat, teraz mamy 25). Poszedłem także do psychologa, który stwierdził "depresję przez małe d" oraz "strach przed odpowiedzialnością, dorosłością". W tym okresie z moją M. mieliśmy już wykupioną wycieczkę do Egiptu...Polecieliśmy, czułem się nieswoja...Niby wszystko ok, ale patrzyłem na Nią, widziałem wady fizyczne...Po pewnym czasie seroxat zaczął działać, ale obawa, że "TO" wróci była gdzieś ciągle w głowie. I tak mijały miesiące, lata...Raz lepiej, raz gorzej...Udawało mi się załatwiać seroxat "po znajomości", gdy czułem, że wątpliwości nawracają...Z reguły pomagało. Od kwietnia 2012 postanowiłem, że poradzę sobie bez tabletek. Po 2 miesięcznej terapii odstawiłem je. Wątpliwości czasami wracały, ale po przytuleniu mojej M. wszystko mijało. Do czasu. W okolicach września podjąłem decyzję - do grudnia oświadczę się mojej M. Żyłem z ta świadomością radośnie, choć pojawiały się myśli tym razem: "jest ci źle, i masz nadzieję, że zaręczyny coś zmienią - a nie zmienią i będzie gorzej". Jakoś żyłem. W połowie listopada przyszedł nagle krach. Prowadziłem wykład na konferencji, po czym, nagle, zaczęły mnie nachodzić myśli: "nic w życiu nie osiągnąłem, jestem zerem, inni mają lepiej, moja dziewczyna jest fatalna". Dopóki myśli dotykały tematów poza związkowych (lub dotyczyły ich w małym sensie" było w miarę ok - przynajmniej wątpliwości nie wracały. Jednak po pewnym czasie wróciły. Jak wspomniałem, kiedyś widziałem wady w wyglądzie, potem był okres na wady w charakterze, a teraz przyszyła myśl: "wygląd ok, charakter też, ale to nie to"...Myślałem , że umrę. Łydki mi sztywniały, gardło ściskało, do ubikacji biegałem co pól godziny, bo te myśli zamiast ustępować to się nasilały...Niestety nie mogłem w tym okresie dostać Seroxatu, gdyż byłem przez dłuższy czas u mojej M. Widziałem jednak, że to wraca, a ja nad tym nie panuję. Pomimo walki, chęci zajęcia się czymś, myśli we mnie były. Postanowiłem się oświadczyć. Kupiłem pierścionek (oczywiście później sto myśli: "wybrałem za tani", "za krótko go szukałem i wybierałem", itp. Ten moment jednak nadszedł. Całą noc wcześniej się cieszyłem, planowałem. W godzinie "N" byłem zestresowany na maksa (myślałem, że to naturalne),a po jej zgodzie, byłem sparaliżowany, ale wewnętrznie świadomy, że zrobiłem dobrze, że zrobiłem to, co chiałem JA. W ciągłym stresie na drugi dzień (przed wyjściem na urodziny do znajomych), pojawiło się: "oświadczyłem się i widzisz, jest jeszcze gorzej". Totalnie mnie sparaliżowało. Odganiałem myśl, ale na urodzinach tylko to miałem w głowie. Nie umiałem Jej przytulić, cały byłem spocony, zestresowany. Po 2 dniach nie wytrzymałem: powiedziałem, że zrywam (masakra!!) Było to dzień przed sylwestrem. Ona w płacz, a ja, czując wyraźnie, że nie ejstem sobą, chciałem się zabrać i uciec. Marzyłem, żeby schowała mnie matka i zerwała z moją M. zamiast mnie. Nic do mnie nie docierało. zabrałem swoje rzeczy i poszedłem pożegnać się z jej rodziną. To mnie uratowało przed największym błędem życia (choć oczywiście teraz myśli mówią co innego;p). Porozmawiałem z jej ciocią, poszliśmy na spacer. Najgorszym było, że nie czułem nawet, czy chcę to naprawić. Chciałem upić się, wypalic paczkę papierosów. Miałem myśli: "spróbuj z inną, będzie Ci lepiej". potem, że odejdę, bo moja M. zasługuje na kogoś lepszego, potem, ze ja jestem za dobry dla niej...Dodam, że planowaliśmy w sylwestra imprezkę na kilkanascie osob - przez moją "akcje" wszytsko zostało odwołane/ Sylwestra spedzilismy razem. Bez szalenstw. Wytlumaczylem, ze nie wiem co sie ze mna dzieje, ze to nie sa moje mysli, ze to nie jestem ja...W Nowy Rok wrocilem do wynajmowanego pokoju w miesice, gdzie pracuje. Postanowilismy, ze wszytsko przemyslec sobie musze. bardzo chce z nia byc, ale boje sie jej ranic. Cos mi mowi: "teraz jest ci lepiej", a wiem, ze tak nie jest. Dodatkowo pojawily sie inne syndromy: wrazenie, ze wszyscy slysza jak przelykam sline, jak gryze posilek, drza mi rece, nogi...Jem bardzo malo juz od kilku dni, schudlem ponad 7 kg...Poczatkowo spalem po kilkanascie godzin, a teraz w nocy gora 3 (a czuje sie wsypany). Dodam tylko kilka faktów z dziecinstwa: - wychowalem sie bez ojca, - ojczym mnie ignorowl, zajmowal sie "swoim" synem a moi mlodszym bratem, (bylem odpychany, stawiany w roli łamagi, nieudacznika), - widziałem, w wieku ok. 12 - 13 lat jak matka probóje się udusci, (matka z ojczymem czesto sie kocili), - ojca swiadomie pierwszy raz na pełnoletnosc zobaczylem, - od dawna mialem problemy z nerwami - stresy, bole zoladka, dretwienia rak, bole serca. Prosze o opinie, czy to moze byc NN? Bo ja juz sam nie wiem, czy nie kocham, czy to choroba...Jak są dobre chwile, to wiem, ze moja M. jest najwiekszym skarbem, jaki mam, ale gdzies w glowie siedzi, zeby uwazac, bo wszytsko wroci...Zaraz ide na 1 konsultacje do psychologa...Mam andzieje, ze pomoze. Wiem, ze glupio to brzmi, ale mam andzieje, ze jstem chory - bo nie wyobrazam sobie tak na prawde zycia bez M...ehhh i znowu wkretka, ze psycholog nawet jak powie mi, ze jestem chory, to tylko dlatego, zeby mnie zbyc i kase wyludzic za psychoterpie...POMOCY!! Ciagle mysle, analizuje...Staram sie byc idealny we wszytskim...poprawic najmniejszy blad, przesunac o centymetr zegarek, ktory krzywo wisi moim zdaniem... Dziekuje wszytskim, ktorz zaangazuja sie w moj problem. -- 04 sty 2013, 17:11 -- pragnę jeszcze dodać, że wszelkie słowa w gazecie, TV, interencie, kojarzące się z rozstaniem, zostają w mojej głowie...Mimowolnie klikam na linki w stylu: "jak rozstac sie po latach" i wkręcam sobie, że chyba tego chce...Cigale analizuje inne zwiazki, innych ludzi...Przygladam sie, ile lat maja znajomi, znani ludzie, ktorzy sie zenia, maja dzieci...czy aby nie jestm za mlody, czy lepiej nie czekac....chociaz wiem, ze czekam juz za dlugo...Ostatnio doszla mysl, ze "po prostu za dlugo czekalem na oswadczyny i dlatego jest jak jest"....ehhhh, jeszcze moglby duzo objaw opisywac, bo trwa to juz 4 lata...Dochodzi jeszcze derealizacja, depersonalizacja...Już sam nie wiem co jest prawdą, a co sobie wmawiam...(((((((
  18. Czy jest tu jakiś facet z takim problem (nie kocham, lepiej jak sie rozejdziemy, nie będziemy szczęśliwi, itp)? Bo jak widzę posty samych kobiet, to oczywiście mam wkrętkę, że na prawdę nie kocham, bo tak tylko maja kobiety, a nie faceci...że facet nie ma wahań i niepewności...że się zmuszam do uczucia....Proszę o pomoc!!!!
  19. Witam... Jestem nowy na forum, mieszkam w Opolu. Muszę się pogodzić, że potrzebuję pomocy...Poszukuję dobrego psychologa/psychoterapeuty/psychiatry w Opolu z zakresu depresji, niekontrolowanego stresu, lęku (przed odpowiedzialnością, dojrzałością)... Mam 25 lat, od 6 lat świetną dziewczynę, solidną pracę, przyzwoite wykształcenie...Co jakiś czas nachodzą mnie myśli. Czarne myśli. Myśli które bolą: że nic tak na prawdę nie osiągnąłem, że inni dookoła idą do przodu a ja stoję w miejscu, a najgorsze, wątpliwości odnośnie uczucia do swojej dziewczyny (na której na prawdę bardzo mi zależy, i gdy jest "normalny" okres wiem, że ją kocham). Trochę historii: w mojej rodzinie małżeństwa, związki, zawsze były kiepskie....Matka 2 razy się rozwodziła, ojciec ją zdradził z sąsiadką, próbowała powiesić się na moich oczach, jak miałem 12 czy 13 lat...Od zawsze duża presja psychiczna - naciskanie, że muszę być najlepszy, wyjątkowy...Teraz, jestem w miarę samodzielny, ale i tak w każdej możliwej sytuacji problemowej, matka wysyła mi smsy, że "idę się powiesić", "znajdziecie mnie tu i tu na drzewie", itp... Mam lęk przed ślubem, narzeczeństwem. Mam ochotę uciec w "coś nowego", choć wiem, że już nigdy takiego związku jak mam nie uda mi się zbudować (oparty na zaufaniu, szczerości, wsparciu całej rodziny ukochanej...) boję się, panicznie. Paraliżujaca. Ale chcę iść na przód. Chcę się z Nią ożenić...Czasami mam siłę powiedzieć: "Kochanie, ułoży się już teraz wszystko"!. Ale boję się, że zawiodę, zranię, nie dotrzymam słowa...Natręctwa myśli że nie kocham, że to nie to....Dobijają...Sprawiają, że sam już nie wiem co jest realne, a co jest tylko objawem choroby, problemu....Obecnie biorę od kilku dni Rexetin 1x20 mg...na zdiagnozowaną depresję (oraz sugestię właśnie lęku przed odpowiedzialnością, opieką nad drugim człowiekiem). Czuję, kiedy zbliżają się ciężki dni, tygodnie.... Proszę o pomoc w postaci kontaktu psychologa/psychoterapeuty/psychiatry w Opolu specjalizującego się w takich tematach... Dziękuję. M....
  20. Witam... Jestem nowy na forum, mieszkam w Opolu. Muszę się pogodzić, że potrzebuję pomocy...Poszukuję dobrego psychologa/psychoterapeuty/psychiatry w Opolu z zakresu depresji, niekontrolowanego stresu, lęku (przed odpowiedzialnością, dojrzałością)... Mam 25 lat, od 6 lat świetną dziewczynę, solidną pracę, przyzwoite wykształcenie...Co jakiś czas nachodzą mnie myśli. Czarne myśli. Myśli które bolą: że nic tak na prawdę nie osiągnąłem, że inni dookoła idą do przodu a ja stoję w miejscu, a najgorsze, wątpliwości odnośnie uczucia do swojej dziewczyny (na której na prawdę bardzo mi zależy, i gdy jest "normalny" okres wiem, że ją kocham). Trochę historii: w mojej rodzinie małżeństwa, związki, zawsze były kiepskie....Matka 2 razy się rozwodziła, ojciec ją zdradził z sąsiadką, próbowała powiesić się na moich oczach, jak miałem 12 czy 13 lat...Od zawsze duża presja psychiczna - naciskanie, że muszę być najlepszy, wyjątkowy...Teraz, jestem w miarę samodzielny, ale i tak w każdej możliwej sytuacji problemowej, matka wysyła mi smsy, że "idę się powiesić", "znajdziecie mnie tu i tu na drzewie", itp... Mam lęk przed ślubem, narzeczeństwem. Mam ochotę uciec w "coś nowego", choć wiem, że już nigdy takiego związku jak mam nie uda mi się zbudować (oparty na zaufaniu, szczerości, wsparciu całej rodziny ukochanej...) boję się, panicznie. Paraliżujaca. Ale chcę iść na przód. Chcę się z Nią ożenić...Czasami mam siłę powiedzieć: "Kochanie, ułoży się już teraz wszystko"!. Ale boję się, że zawiodę, zranię, nie dotrzymam słowa...Natręctwa myśli że nie kocham, że to nie to....Dobijają...Sprawiają, że sam już nie wiem co jest realne, a co jest tylko objawem choroby, problemu....Obecnie biorę od kilku dni Rexetin 1x20 mg...na zdiagnozowaną depresję (oraz sugestię właśnie lęku przed odpowiedzialnością, opieką nad drugim człowiekiem). Czuję, kiedy zbliżają się cięzki dni, tygodnie.... Proszę o pomoc w postaci kontaktu psychologa/psychoterapeuty/psychiatry w Opolu specjalizującego się w takich tematach... Dziękuję. M....
×