Skocz do zawartości
Nerwica.com

MartaKo

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MartaKo

  1. Hej! Widzę, że jakoś sobie radzicie, chociaż jest ciężko... Opowiem Wam, co mi się ostatnio przytrafiło...Szkoła. Tak...Paręnaście wątków temu pisałam o moim koledze, który chory przyszedł do szkoły...W ten wtorek sytuacja się powtórzyła. Tym razem inny kolega z mojej klasy przyszedł spóźniony na fizykę, co wytłumaczył "kleksem w samochodzie" Cokolwiek miało to znaczyć, bynajmniej nie czułam się zbyt komfortowo na pierwszej lekcji. Po paru godzinach, na jednej z przerw, podsłuchałam rozmowy tego kolegi z jego kumplami. I usłyszałam to straszne słowo - "rzygać". Już wiedziałam, co jest grane. Jeden z kumpli kolegi spytał się go "A co, grypa żołądkowa? Kurde, ja przy tobie siedziałem, będę miał sranie..." Normalnie może by to było śmieszne ale gdy masz emetofobię, nie jest ci do śmiechu po usłyszeniu czegoś takiego. Kolega nie przyszedł na 2 następne dni do szkoły, a ja starałam się myśleć pozytywnie. Nie panikowałam bo nauczyłam się nieco panować nad swoim lękiem (z czego zresztą jestem bardzo dumna ) Niestety, delikwent wrócił dzisiaj do szkoły, a mi spokoju nie chce dać myśl, że od chorego na grypę jelitową można się zarazić nawet 3 dni po ukończeniu się u niego objawów, więc... No i jeszcze okres inkubacji choroby. Nigdy nie wiadomo, kiedy cię dopadnie. Kiedy się zacznie. Cholera. I jakby tego było mało, to przed dosłownie chwilką mama dała mi jakąś kanapkę do zjedzenia. Leżała ona w aucie przez kilka godzin w plastikowym pojemniku. Zjadłam ją, a potem zaczęły się oczywiście myśli...Spytałam się mamy, z czym była kanapka, a ona powiedziała, że z jajkiem. I teraz nie mogę się uspokoić bo zastanawiam się, czy kanapka z jajkiem po kilku godzinach leżenia w takich warunkach mi nie zaszkodzi...Czy któraż mogłaby mi doradzić? Proszę Ech, no nic, trzeba, tak czy inaczej, żyć...Chyba byłabym już w grobie gdyby nie fakt, że jestem, mimo wszystko, optymistycznie nastawiona Pozdrawiam
  2. Hej, dziewczyny, cieszę się, że jakoś sobie radzicie Mnie dzisiaj natomiast dopadła ostra biegunka i trochę się zaniepokoiłam Próbuję się uporac z dokuczliwymi myślami i zasnąc...ale wiecie, że to nie jest takie proste...Ale no nic, walczę dalej...Chyba muszę
  3. Hej, dziewczyny, cieszę się, że jakoś sobie radzicie Mnie dzisiaj natomiast dopadła ostra biegunka i trochę się zaniepokoiłam Próbuję się uporac z dokuczliwymi myślami i zasnąc...ale wiecie, że to nie jest takie proste...Ale no nic, walczę dalej...Chyba muszę
  4. Hej, dziewczyny! Widzę, że z Wami kiepsko, bardzo Wam współczuję... Muszę powiedzieć, że mi też coś niestety ostatnio "leży na żołądku". Nie wiem, czy kojarzycie te objawy ale jeśli tak, to byłabym wdzięczna, jakbyście mi podpowiedziały, co to może być... A więc, od miesiąca męczy mnie gula w gardle, uczucie ucisku w przełyku i natarczywe odbijanie. Jak mnie dopadnie, to musi pomęczyć. Potem zazwyczaj przechodzi. Od kilku dni są jeszcze zaparcia na zmianę z luźniejszą kupą i ogółem uczucie pełności w środku. No a teraz wieczorem dostałam ślinotoku i trochę się zestresowałam, bo już pomyślałam o wymiotowaniu. Zaczęło mi mocno kołatać serce. Na szczęście udało mi się uspokoić, staram się w końcu ostatnio panować nad fobią. Poszłam do kibla i boję się wyjść...Tu czuję się póki co najbezpieczniej Teraz dla odmiany ssanie w żołądku (choć to zapewne z głodu), co chwila chce mi się siku, mam uczucie suchości w gardle i dalej ten paskudny ucisk w przełyku, wrażenie, jakby coś mi podchodziło do góry gorącego...Ohyda. Wiecie może, co to za choroba? Czy któraś mogłaby rozwiać moje wątpliwości, bo...Jak rodzice zobaczą, że siedzę w łazience o tej porze to mnie chyba zabiją -- 04 lut 2013, 00:27 -- Dodam jeszcze, że mam śluz w biegunce Blee Co to jest?
  5. Uwierz mi, mnie również było niezwykle ciężko dojść do tego etapu...Nie wiem, jak do tego doszło ale mam wrażenie, że po prostu w pewnym momencie coś się "odblokowało" w mojej głowie i przestałam się aż tak przejmować. Co prawda, to nie oznacza jeszcze, że to już koniec mojej fobii, bo jakby nie patrzeć, to chociaż już się aż tak bardzo nie boję, to jednak nadal ciągle o tym myślę...A "normalni" ludzie nie mają obsesyjnych myśli o wymiotowaniu...Jak oni to robią? Tak czy inaczej, nadal boję się patrzeć na wymiociny, przebywać w pobliżu wymiotujących ludzi i...w miejscach publicznych. Taa, w domu jakoś umiem się uspokoić i przetłumaczyć sobie całą sytuację. Ale jak jestem na zewnątrz, to zawsze wręcz odruchowo szukam najbliższej toalety, tak na wszelki wypadek. Boję się przez to jeździć autobusami, czy nawet samochodem...Bo zawsze jeśli mi się coś takiego przydarzy, to wiem, że odpowiedzialność za sprzątnięcie tego spoczywa niestety na mnie...Brr, wolę nawet o tym nie myśleć
  6. Ja ostatnio staram się walczyć nie z rotawirusami, lecz przede wszystkim z moją fobią, bo jak się jej pozbędę, to mnie ni w ząb to nie będzie obchodzić, czy zachoruję I tutaj jest problem. Nie wiem, jak to jest z innymi fobiami ale mam wrażenie, że nasza jest jedną z najbardziej uporczywych i trudnych do wyleczenia...Każdy dorosły, którego się pytam, jak sobie z tym poradzić, mówi: "Ee, zwymiotujesz parę razy i ci przejdzie..." Ale to nie jest oczywiście takie łatwe. Choć mimo to odkryłam, że ta metoda jednak działa...choć nie jest bynajmniej przyjemna U mnie w domu przed jakieś 2 tygodnie trzyma się jakiś zmutowany wirus grypy jelitowej i raz atakuje, a raz odpuszcza. Najpierw złapało mnie (to na pewno przez tego cholernego kolegę z ławki!), zaatakował nagle i dostałam totalnego ataku MEGAHISTERII. Moja mama się nieźle wkurzyła i powiedziała, że jak się nie uspokoję, to mnie zamknie w psychiatryku! Więc się uspokoiłam... Mama zrobiła mi herbatę bo było mi rzecz jasna strasznie niedobrze, a gdy łyknęłam parę razy...Zaczęło się. Nie zastanawiając się wiele i starając się nie panikować, pobiegłam (taa, na nogach jak z waty) do łazienki, puściłam uspokajającą wodę w kranie i uwiesiłam się nad zlewem. Moja biedna, zestresowana mama poszła wtedy zapalić . No a mnie zaczęły męczyć jakieś "puste" odruchy wymiotne, czyli coś, czego w wymiotowaniu nie lubię najbardziej. Ręce mi się trzęsły, ledwo stałam na nogach. W głowie powtarzałam sobie jak mantrę "Spokojnie, Marta, zwymiotujesz i będzie po krzyku. Im szybciej to się stanie, tym szybciej minie i będziesz miała spokój...". "Wykrztuś to z siebie", jak w reklamie leku na chrypę Problem w tym, że...nie mogłam z siebie nic wykrztusić. Tylko wydawałam z siebie jakieś bezsensowne odgłosy, jakbym połknęła żywego śledzia w całości. (Eech, co ja gadam, przecież jestem wegetarianką ) Do rzeczy. Atak torsji ustąpił. Usiadłam na podłodze, przygotowując się na następny. Miałam szczerze mówiąc nadzieję, że tym razem jednak zwymiotuję i nie będę się męczyć. Ale nie. Następny atak bez sensu. I znowu siadłam i myślałam, czy warto jest się w ogóle bać? Dodawałam sobie otuchy, a w międzyczasie nadszedł kolejny beznadziejny atak, i już myślałam, że coś "wyleci"...Ale nie "wyleciało". A już było blisko. Otarłam usta, moja mama wróciła z fajki, bo najwyraźniej słyszała moje "dziwne odgłosy", zobaczyła, że sterczę nad zlewem i pokazała mi . Poczułam się dumna z siebie. W tym momencie strach stał się tak mały, jak atom wodoru. Przetrwałam 3 dni grypy jelitowej i, co ciekawe, nie zwymiotowałam ani razu. Potem choróbsko dorwało mamę i brata. Mamie, tak jak mi, wszystko "wyleciało dołem". A brat rzygał. I rzygał. I rzygał...No i mu też w końcu przeszło. Wczoraj, gdy już czuł się wiele lepiej, poszliśmy razem do pizzerii z nim i z mamą. Piłam z tego samego kubka, co mój brat, więc możliwe, że zaraziłam się ponownie tym wirusem...Nie wiem. Nieważne. Walę to. Co ma być, to będzie. Postanowiłam sobie, że będę się cieszyć życiem i nie przejmować jakimiś tam wymiotami. Najważniejsze, to skojarzyć sobie wymiotowanie z czymś (uwaga, uwaga!) przyjemnym. Niemożliwe? A jednak. Ja na przykład, gdy jest mi niedobrze (tak jak teraz, gdy to piszę), przywołuję sobie obraz dzielnej siebie stojącej nad zlewem. Myślę sobie "najwyżej pójdę do łazienki, uwieszę się nad tym samym zlewem, co wtedy i...zrobię to." Ta zmiana zaszła we mnie niedawno, więc dlatego właśnie chciałam się podzielić z Wami moimi przeżyciami i pokazać co niektórym zainteresowanym, jak sobie radzę z fobią. I że dorośli, o których wspomniałam na początku tego słoniowego postu, jednak mieli trochę racji... Życzę Wam wszystkim dużo zdrówka i powodzenia w walce z emetofobią. I pamiętajcie. Wszystko, co leży w Waszej psychice nie może być usunięte przez nikogo innego, jak tylko przez Was. Odwagi!
  7. Ech, dziewczyny, mam przerąbane...Mój młodszy brat, pierwsze co obwieścił, jak się obudził dziś rano to: "Bardzo boli mnie brzuch i chce mi się wymiotować"...Nie poszedł do szkoły, a ja musiałam iść z tym okropnym strachem "A co jeśli to się stanie? A co jeśli zachce mi się na lekcji? Co jeśli nie zdążę do toalety? Będę musiała sprzątać sama, a nie dość, że nie mogę nawet patrzeć na wymiociny, to co dopiero je sprzątać!" Tak, z bratem sprawa jest jasna - ma ostrą jelitówkę, nasza mama też...Mam nadzieję, że nie dołączę do grona...Ech, mam totalnie dość tej zimy, ciągle męczą mnie jakieś problemy z żołądkiem, a do tego moja fobia...Staram się jej pozbyć. Nie panikuję. Najważniejsze to zawsze zachować trzeźwość umysłu, nawet w obliczu największego strachu (wymiotowania ). Więc...na razie idzie nieźle i uwaga! Istnieje szansa, że pozbędę się emetofobii, proszę trzymajcie za mnie kciuki, a obiecuję, że będę Was zawsze wspierać, jak tylko będę mogła. PS: Mireille - mi też się wiele razy śniło, że wymiotowałam...Budziłam się z krzykiem Dalsza relacja moich zmagań z chorobą i fobią już wkrótce. Prosimy nie zmieniać kanału.
  8. Jejku, współczuję, trzymaj się! Najgorsze już za mną, grypa najwyraźniej zaatakowała głównie jelita i nie zwymiotowałam ani razu (jestem dzielna ) Tyle, że nadal jest mi trochę niedobrze i jestem osłabiona, a rodzice robią mi awantury, że nic nie jem :/ I co najgorsze, mówią, stwierdzili, że mam anoreksję, a ja nie umiem przemówić im do rozsądku, że po prostu mam mdłości i nie mam apetytu...Ech, załamię się kiedyś z nimi... No dobra, w każdym razie dzięki za ogromne wsparcie (widzę, że mogę na Was liczyć ) i życzę wszystkim dużo zdrowia :)
  9. Więc...fobię mam od 10 lat, ostatnio wymiotowałam pół roku temu ale wczoraj miałam silne odruchy wymiotne, dławiło mnie ale nie chciało wyjść...straszne. Boję się, że dzisiaj w nocy też tak będzie... -- 14 sty 2013, 21:17 -- Więc...fobię mam od 10 lat, ostatnio wymiotowałam pół roku temu ale wczoraj miałam silne odruchy wymiotne, dławiło mnie ale nie chciało wyjść...straszne. Boję się, że dzisiaj w nocy też tak będzie...
  10. Nie mierzyłam temperatury ale najprawdopodobniej mam. A z mamą już rozmawiałam, ona uważa, że to głupota (oczywiście)
  11. Niestety nie mam Nawet nie wiem, jakie by to były, a poza tym mama na pewno by mi ich nie kupiła...
  12. Niestety nie, okazało się, że mam grypę jelitową, wczoraj wieczorem mnie już męczyło, potem poszłam spać, rano czułam się nieco lepiej ale teraz chyba znowu się zaczyna Mam nadzieję, że sobie poradzę...
  13. POMOCY! Znowu się zaczyna, to samo co parę dni temu! Czuję się fatalnie, boli mnie żołądek i jelita, ciągle mi się odbija i mam uczucie ucisku w przełyku - nie wiem co to jest ale mnie potwornie mdli i nie chcę, nie chcę, nie chcę...Wiecie czego. Mam nadzieję, że przejdzie, aż mi się zrobiło gorąco, pomocy!!!
  14. A ja dzisiaj cały dzień jestem w napięciu, w szkole tuż przed lekcjami mój kolega powiedział, że jest mu niedobrze i boli go brzuch. Na dodatek był cały blady. Od razu odruchowo dostałam gęsiej skórki i postanowiłam przesiąść się do innej ławki tak, aby zminimalizować szansę zarażenia się od niego jakąś chorobą :/ No i okazało się na pierwszej lekcji, że piszemy kartkówkę i pani postanowiła przesadzić tego "niebezpiecznie chorego" kolegę do mnie! Możecie sobie wyobrazić tą sytuację. On siada przy mnie, a ja się odsuwam jak najdalej. Po prostu panicznie się bałam, że się zarażę jakąś grypą jelitową, a wiadomo, co to oznacza Nie wiem, czy powinnam się bać, chciałabym wiedzieć, czy to możliwe, żeby po paru godzinach spędzonych przy potencjalnie chorej osobie można się zarazić...Tak naprawdę przez cały czas chciałam mu powiedzieć "Wiesz co, głąbie? Jak jesteś chory to lepiej kurde się tu nie pokazuj, bo jeszcze mnie jakimś wirusem zapaskudzisz!" Ehh... Cóż, mogę tylko mieć nadzieję, że będę zdrowa, bo jak mówi babcia "Jakby się tak ludzie ciągle zarażali nawzajem, to by nie wychodzili z toalety" Śmieszny żart...Dla kogoś, kto się nie boi... Cóż, tak czy siak, proszę trzymajcie za mnie kciuki, a ja pozdrawiam Was i życzę dużo zdrówka i dobrego samopoczucia :)
×