Skocz do zawartości
Nerwica.com

Maja17

Użytkownik
  • Postów

    64
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Maja17

  1. Wiecie, co mi pomogło? Obejrzałam film o ludziach mieszkających na pustyni Pomyślałam sobie "ja tutaj sobie mieszkam, mnóstwo ludzi dookoła, pomoc medyczna itd. a boję się jechać autobusem". Taka drobna myśl, ale z takich myśli buduję sobie coraz lepsze samopoczucie
  2. Mi forum bardzo pomogło, ponieważ dzięki Wam widzę, że inni ludzie mają podobne objawy do moich, więc to nie koniec świata, a po drugie czerpię z Waszych sposobów walki z lękami i w złych chwilach przypominam je sobie. Czym więcej sposobów na walkę z lękiem, tym bliżej do wyzdrowienia
  3. Mi forum bardzo pomogło, ponieważ dzięki Wam widzę, że inni ludzie mają podobne objawy do moich, więc to nie koniec świata, a po drugie czerpię z Waszych sposobów walki z lękami i w złych chwilach przypominam je sobie. Czym więcej sposobów na walkę z lękiem, tym bliżej do wyzdrowienia
  4. Mi forum bardzo pomogło, ponieważ dzięki Wam widzę, że inni ludzie mają podobne objawy do moich, więc to nie koniec świata, a po drugie czerpię z Waszych sposobów walki z lękami i w złych chwilach przypominam je sobie. Czym więcej sposobów na walkę z lękiem, tym bliżej do wyzdrowienia
  5. Ja nauczyłam się panować nad lękiem, jednak zawroty głowy pozostały. Wiem, że to przez nerwicę, więc już się tym tak nie przejmuję, ale czasem jak idę ulicą, to mnie dosłownie "znosi" na lewo lub prawo. Zatrzymuję się wtedy, lekko przechylam głowę i myślę: "chcesz się przewrócić? To masz teraz okazję, jak nie to idę dalej" To trochę pomaga. Mam pytanie do Was, bo ja mam tak, że te "nerwicowe zawroty" są zazwyczaj zupełnie inne od takich normalnych zawrotów głowy. Wy też tak macie? -- 15 lut 2013, 09:02 -- Jeśli chodzi o pulsowanie, ucisk w głowie, to ja też tak mam. Do tego czasem dochodzi uczucie nierealności. Jak ruszam oczami wokoło, to zawroty mam murowane, ale tak miałam jeszcze przed chorobą. Kiedyś sądziłam, że od tego ucisku w głowie nabawię się wylewu, ale jak poczytałam to forum i zobaczyłam, że nie jestem z tym sama, to już się tym tak nie martwiłam i dolegliwości trochę się zmniejszyły. Mam też zawroty jak piszę na klawiaturze, czyli teraz I wiecie co? Mam to gdzieś, bo pisać tutaj z Wami to przyjemność. Pozdrawiam
  6. Ja nauczyłam się panować nad lękiem, jednak zawroty głowy pozostały. Wiem, że to przez nerwicę, więc już się tym tak nie przejmuję, ale czasem jak idę ulicą, to mnie dosłownie "znosi" na lewo lub prawo. Zatrzymuję się wtedy, lekko przechylam głowę i myślę: "chcesz się przewrócić? To masz teraz okazję, jak nie to idę dalej" To trochę pomaga. Mam pytanie do Was, bo ja mam tak, że te "nerwicowe zawroty" są zazwyczaj zupełnie inne od takich normalnych zawrotów głowy. Wy też tak macie? -- 15 lut 2013, 09:02 -- Jeśli chodzi o pulsowanie, ucisk w głowie, to ja też tak mam. Do tego czasem dochodzi uczucie nierealności. Jak ruszam oczami wokoło, to zawroty mam murowane, ale tak miałam jeszcze przed chorobą. Kiedyś sądziłam, że od tego ucisku w głowie nabawię się wylewu, ale jak poczytałam to forum i zobaczyłam, że nie jestem z tym sama, to już się tym tak nie martwiłam i dolegliwości trochę się zmniejszyły. Mam też zawroty jak piszę na klawiaturze, czyli teraz I wiecie co? Mam to gdzieś, bo pisać tutaj z Wami to przyjemność. Pozdrawiam
  7. Ja nauczyłam się panować nad lękiem, jednak zawroty głowy pozostały. Wiem, że to przez nerwicę, więc już się tym tak nie przejmuję, ale czasem jak idę ulicą, to mnie dosłownie "znosi" na lewo lub prawo. Zatrzymuję się wtedy, lekko przechylam głowę i myślę: "chcesz się przewrócić? To masz teraz okazję, jak nie to idę dalej" To trochę pomaga. Mam pytanie do Was, bo ja mam tak, że te "nerwicowe zawroty" są zazwyczaj zupełnie inne od takich normalnych zawrotów głowy. Wy też tak macie? -- 15 lut 2013, 09:02 -- Jeśli chodzi o pulsowanie, ucisk w głowie, to ja też tak mam. Do tego czasem dochodzi uczucie nierealności. Jak ruszam oczami wokoło, to zawroty mam murowane, ale tak miałam jeszcze przed chorobą. Kiedyś sądziłam, że od tego ucisku w głowie nabawię się wylewu, ale jak poczytałam to forum i zobaczyłam, że nie jestem z tym sama, to już się tym tak nie martwiłam i dolegliwości trochę się zmniejszyły. Mam też zawroty jak piszę na klawiaturze, czyli teraz I wiecie co? Mam to gdzieś, bo pisać tutaj z Wami to przyjemność. Pozdrawiam
  8. Ja miałam identyczną sytuację jak Nevada. Mój chłopak rano wychodził do pracy, a ja już czułam, że za chwilę będę sama i zaczną mi się lęki. Nie mogłam znaleźć pracy, bo musiałabym wyjść z domu, a w domu też się bałam siedzieć. W pewnym momencie bałam już się iść na najbliższą pocztę czy do sklepu. Siedząc w domu z kolei miałam zawroty głowy i wrażenie, że osunę się na ziemię i nie będzie nikogo, kto mógłby mi pomóc. To rozwijało się 2 lata. Przeczytałam gdzieś, że to co robię, nazywa się "strategią ucieczki" i może tylko pogłębić lęki, to jest tak, że mój mózg koduje sobie, że na przykład sklep to miejsce niebezpieczne, a ja nie próbuję go tego oduczyć, tylko uciekam potwierdzając tym samym "jego wersję" . Wyszłam z domu. Będąc w sklepie, miałam już taki lęk, że chciałam zwiać. Nie zwiałam i nic się nie stało. To były takie malutkie sukcesy, ale dały mi nadzieję. Później jak byłam odwiedzić rodziców, to strasznie się wkurzyłam, bo stwierdzili, że to nienormalne, że nie mogę sama jeździć autobusem i że wymyślam. To wkurzenie, dało mi takiego kopa, że wyszłam od nich i stwierdziłam, że najwyżej umrę w tym autobusie, ale dłużej z nimi nie będę siedzieć. Wróciłam do domu. Nie umarłam :) Pomyślałam sobie tak "ciągle boję się, że umrę i nie umieram.. skoro jeszcze żyję, to nie będę życia marnować". Po tej akcji z autobusem, zaczęłam chodzić wszędzie, korzystać z komunikacji itd. Cudowne uzdrowienie? Nie, gdyż lęki czasem były straszne. Radość też była. Jednak chodzi o to, że trzeba wychodzić. Teraz mogę stwierdzić, że moje lęki zmniejszyły się na tyle, że mogę prowadzić normalne życie. W gorsze dni biorę ziółka na wyciszenie i więcej walczę z lękiem. To prawda, że jak się jest kilka razy w danym miejscu i nic się nie stanie, to staje się ono bezpieczne. Znalazłam pracę i nie boję się do niej chodzić. Życie mnie cieszy. Mam mnóstwo myśli, które mi pomogły, chciałabym się wszystkimi podzielić, niestety się nie da. Może powiem tak: moje życie dzięki tym lękom stało się lepsze. Brzmi paradoksalnie, ale teraz jestem bardziej szczęśliwa i samodzielna niż kiedyś, gdy byłam zdrowa, więc warto walczyć :)
  9. Ja miałam identyczną sytuację jak Nevada. Mój chłopak rano wychodził do pracy, a ja już czułam, że za chwilę będę sama i zaczną mi się lęki. Nie mogłam znaleźć pracy, bo musiałabym wyjść z domu, a w domu też się bałam siedzieć. W pewnym momencie bałam już się iść na najbliższą pocztę czy do sklepu. Siedząc w domu z kolei miałam zawroty głowy i wrażenie, że osunę się na ziemię i nie będzie nikogo, kto mógłby mi pomóc. To rozwijało się 2 lata. Przeczytałam gdzieś, że to co robię, nazywa się "strategią ucieczki" i może tylko pogłębić lęki, to jest tak, że mój mózg koduje sobie, że na przykład sklep to miejsce niebezpieczne, a ja nie próbuję go tego oduczyć, tylko uciekam potwierdzając tym samym "jego wersję" . Wyszłam z domu. Będąc w sklepie, miałam już taki lęk, że chciałam zwiać. Nie zwiałam i nic się nie stało. To były takie malutkie sukcesy, ale dały mi nadzieję. Później jak byłam odwiedzić rodziców, to strasznie się wkurzyłam, bo stwierdzili, że to nienormalne, że nie mogę sama jeździć autobusem i że wymyślam. To wkurzenie, dało mi takiego kopa, że wyszłam od nich i stwierdziłam, że najwyżej umrę w tym autobusie, ale dłużej z nimi nie będę siedzieć. Wróciłam do domu. Nie umarłam :) Pomyślałam sobie tak "ciągle boję się, że umrę i nie umieram.. skoro jeszcze żyję, to nie będę życia marnować". Po tej akcji z autobusem, zaczęłam chodzić wszędzie, korzystać z komunikacji itd. Cudowne uzdrowienie? Nie, gdyż lęki czasem były straszne. Radość też była. Jednak chodzi o to, że trzeba wychodzić. Teraz mogę stwierdzić, że moje lęki zmniejszyły się na tyle, że mogę prowadzić normalne życie. W gorsze dni biorę ziółka na wyciszenie i więcej walczę z lękiem. To prawda, że jak się jest kilka razy w danym miejscu i nic się nie stanie, to staje się ono bezpieczne. Znalazłam pracę i nie boję się do niej chodzić. Życie mnie cieszy. Mam mnóstwo myśli, które mi pomogły, chciałabym się wszystkimi podzielić, niestety się nie da. Może powiem tak: moje życie dzięki tym lękom stało się lepsze. Brzmi paradoksalnie, ale teraz jestem bardziej szczęśliwa i samodzielna niż kiedyś, gdy byłam zdrowa, więc warto walczyć :)
  10. Ja miałam identyczną sytuację jak Nevada. Mój chłopak rano wychodził do pracy, a ja już czułam, że za chwilę będę sama i zaczną mi się lęki. Nie mogłam znaleźć pracy, bo musiałabym wyjść z domu, a w domu też się bałam siedzieć. W pewnym momencie bałam już się iść na najbliższą pocztę czy do sklepu. Siedząc w domu z kolei miałam zawroty głowy i wrażenie, że osunę się na ziemię i nie będzie nikogo, kto mógłby mi pomóc. To rozwijało się 2 lata. Przeczytałam gdzieś, że to co robię, nazywa się "strategią ucieczki" i może tylko pogłębić lęki, to jest tak, że mój mózg koduje sobie, że na przykład sklep to miejsce niebezpieczne, a ja nie próbuję go tego oduczyć, tylko uciekam potwierdzając tym samym "jego wersję" . Wyszłam z domu. Będąc w sklepie, miałam już taki lęk, że chciałam zwiać. Nie zwiałam i nic się nie stało. To były takie malutkie sukcesy, ale dały mi nadzieję. Później jak byłam odwiedzić rodziców, to strasznie się wkurzyłam, bo stwierdzili, że to nienormalne, że nie mogę sama jeździć autobusem i że wymyślam. To wkurzenie, dało mi takiego kopa, że wyszłam od nich i stwierdziłam, że najwyżej umrę w tym autobusie, ale dłużej z nimi nie będę siedzieć. Wróciłam do domu. Nie umarłam :) Pomyślałam sobie tak "ciągle boję się, że umrę i nie umieram.. skoro jeszcze żyję, to nie będę życia marnować". Po tej akcji z autobusem, zaczęłam chodzić wszędzie, korzystać z komunikacji itd. Cudowne uzdrowienie? Nie, gdyż lęki czasem były straszne. Radość też była. Jednak chodzi o to, że trzeba wychodzić. Teraz mogę stwierdzić, że moje lęki zmniejszyły się na tyle, że mogę prowadzić normalne życie. W gorsze dni biorę ziółka na wyciszenie i więcej walczę z lękiem. To prawda, że jak się jest kilka razy w danym miejscu i nic się nie stanie, to staje się ono bezpieczne. Znalazłam pracę i nie boję się do niej chodzić. Życie mnie cieszy. Mam mnóstwo myśli, które mi pomogły, chciałabym się wszystkimi podzielić, niestety się nie da. Może powiem tak: moje życie dzięki tym lękom stało się lepsze. Brzmi paradoksalnie, ale teraz jestem bardziej szczęśliwa i samodzielna niż kiedyś, gdy byłam zdrowa, więc warto walczyć :)
  11. Maja17

    Przegrałam życie

    A ja wierzę, że można wyleczyć nerwicę. Tak jak inne choroby. Mojej cioci zdiagnozowano nowotwór, nienadający się do operacji. Myśleliśmy, że się załamie, a ona się tak zawzięła, że wypisała się ze szpitala na własne żądanie. Wszyscy byli temu przeciwni. Od tej pory minęło kilkanaście lat, a ciocia żyje do dziś i czuje się dobrze. Wiem, że nie wszyscy mają tyle szczęścia, ale gdyby ona wtedy się poddała, to wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Można pokonać gorsze choroby niż nerwica. Niestety, zła sytuacja finansowa faktycznie może być "nerwicogenna". Wiem to po sobie. Może ten brak nadziei wynika z depresji. Ona często łączy się z nerwicą. Na szczęście jedno i drugie można wyleczyć. Wiem jak głupio brzmią wtedy słowa "głowa do góry" albo "weź się w garść". Uczucie, że nikt dookoła nie rozumie mojej sytuacji, albo że wymyśliłam sobie te lęki. W sumie w pewnym momencie straciłam nadzieję na pomoc nawet od najbliższych. Wtedy pomyślałam "o nie.. tak łatwo się nie dam". To był jakiś taki kop, coś co popchnęło mnie do działania. Nie jesteś sama - zobacz, choćby tutaj znalazłaś życzliwe osoby. To, że napisałaś o swoich problemach, to już duży krok do przodu. Nie poprzestań na tym
  12. Maja17

    Przegrałam życie

    Droga Aju, ja również mam nerwicę. Przełom nastąpił, gdy pomyślałam sobie tak: codziennie myślę czy nie umrę, ale kurde - ciągle żyję, więc dopóki żyję nie ma sensu tracić tego życia. Trzeba walczyć. Zaczęłam wychodzić z domu. Mogę już jeździć autobusem :) Kolejny krok - praca. Długo jej szukałam i wiem, że nie jest łatwo. Teraz ją mam, ale nie jestem z niej zadowolona w myśl zasady "lepsze to niż nic". Znajomi? Przybyło ich od czasu gdy mam pracę, ale wcześniej nawet przyjaciółka unikała ze mną kontaktu (może byłam zbyt zdołowana ). Dlaczego o tym piszę? Nie wiem czy Ci to pomoże, ale mi pomogło uświadomienie sobie, że tylko ja mogę zapracować na swoje szczęście (bez względu na wiek). Przyłapałam się na tym, że dobre chwile zdarzają mi się niezależnie od tego, czy mam w danym momencie kasę czy nie. Oczywiście, z pieniędzmi jest łatwiej. Czytając Twoje wypowiedzi zauważyłam, że jesteś silną osobą. Postaraj się to wykorzystać. Skup się na tym, co TY lubisz, co jest dla CIEBIE dobre. Szukaj pracy i życzliwych ludzi ( ja mam znajomego z doktoratem, którego unikam jak ognia, bo mądrością nie grzeszy i fajną koleżankę sprzątaczkę - bardzo mądra kobieta ). Nie pamiętali o urodzinach? Sama zrób sobie małą niespodziankę - wbij sobie do głowy, że nie przegrałaś życia i to będzie najlepszy prezent, którego nikt Ci nie zabierze. Ja też się czułam samotna, nie lubiłam swojego towarzystwa, bo bałam się własnych myśli. Od kiedy zaczęłam mieć dobre myśli ( czasem nawet na siłę ) nie boję się samotności, a ludzie jakoś sami zaczęli do mnie lgnąć. Szczęście jest w Tobie. Brzmi jak z reklamy . Ale, to prawda. Nie chcesz iść na spotkanie, to nie idziesz i nie patrz na to w ten sposób, że inni coś osiągnęli. Nie wiesz, czy są szczęśliwi. To TY masz być szczęśliwa. Nie odpuszczaj, szukaj pracy, przypomnij sobie jakie masz zainteresowania, a znajomi też się pojawią. Trzymam za Ciebie kciuki :) -- 13 lut 2013, 13:56 -- Przypomniała mi się jeszcze moja Pani woźna z liceum. Nie miała zbyt dużo pieniędzy, ale była najbardziej elegancką i miłą kobietą w szkole. Miała w sobie tyle klasy, że przebiła wszystkie profesorki :) Kiedyś pochwaliłam jej śliczny płaszczyk, a ona mrugnęła i z uśmiechem oznajmiła, że kupiła go na wyprzedaży w lumpeksie. Po prostu biło od niej ciepło i poczucie humoru. Widać, że była szczęśliwa. Sądzę, że sekret tkwił w tym, że ona cieszyła się z drobnych rzeczy, a to bardzo pomaga :)
  13. Sądzę, że akceptacja lęków to pierwszy krok do wyjścia z nerwicy. Kiedy desperacko pragnęłam uciec przed objawami lęku, wtedy one wracały ze zdwojoną siłą. Pomyślałam sobie, że skoro to dzieje się we mnie, to przecież nie ucieknę przed sobą, a skoro nie ucieknę, to lepiej zatrzymać się i pomyśleć logicznie. To mój mózg tworzy lęk, więc na pewno wie też jak się lęku pozbyć. Logiczne myślenie podpowiada jak przechytrzyć nerwy. Próbowałam też sposobu na dystans do siebie. Mój lęk to poważna część mnie, postanowiłam więc uruchomić część mniej poważną Pomogło. Moim zdaniem powaga zwiększa strach, a podejście do tego wszystkiego z nutką humoru rozładowuje napięcie. Najważniejsze jednak, żeby szukać sposobów. Do szukania motywuje mnie moja druga połówka i nasz adoptowany piesek. Lęki bywają straszne, ale nie przebiją tego, co mamy w sercu, więc nie dajcie się im złamać
  14. Jeśli spotyka nas jakieś realne zagrożenie, to mamy 2 sposoby: ucieczka lub walka. Tak samo jest w przypadku lęków. Od kiedy zdałam sobie z tego sprawę wiele się zmieniło. Do tej pory mnożyły się w mojej głowie miejsca związane z lękiem i ucieczką. Coraz gorzej czułam się wychodząc. Kilka tygodni temu postanowiłam wyjść na spacer. Poszłam na pocztę, gdy stałam w kolejce, znów poczułam zbliżający się atak paniki. Pomyślałam, że tym razem nie ucieknę. Postanowiłam to przeczekać i minęło. Wyszłam bardzo zadowolona i pomyślałam, że będę zbierać w głowie takie miejsca, gdzie to ja wygrałam, a nie mój lęk. Z czasem mam takich pozytywnych skojarzeń coraz więcej. Na przykład teraz bardzo lubię chodzić na wspomnianą wcześniej pocztę. Kiedyś podróż zatłoczonym autobusem byłaby nie do pomyślenia. Raz zawzięłam się, że dam radę. Udało się. Dalej się boję, ale mam już jeden przyjazny autobus :) Takimi małymi krokami zmierzam w dobrym kierunku. Im więcej dobrych skojarzeń, tym mniej lęku. Nauczyłam się to w dużym stopniu kontrolować. Pomaga mi też słuchanie muzyki, wtedy skupiam się na ulubionych piosenkach, a nie na biciu serca na przykład. Czasem myślałam, dlaczego mnie to spotkało i czemu nie mogę żyć jak inni. Teraz chcę wyciągnąć z tej mojej nerwicy coś dobrego, bo wiem, że każda wygrana walka daje radość. Inni po prostu wychodzą z domu, a jak ja wyjdę i wygram to zwyczajny spacer sprawia, że świat staje się piękniejszy. Życzę wszystkim owocnej walki
×