Skocz do zawartości
Nerwica.com

okwip

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia okwip

  1. U mnie z zasypianiem jest tragedia, zawsze lubiłem siedzieć po nocach przed komputerem, tv lub książką, ale to, co wyczyniam teraz, od kiedy jestem na bezrobociu nawet mnie samego zaskakuje. Zwykle kładłem się spać najpóźniej o 2-2:30, obecnie potrafię nie spać do 7 rano, a później pół dnia w d..., znaczy się przespane. Obawiam się, że będzie mi trudno się przestawić na normalny tryb, kiedy w styczniu pójdę do pracy (a pójdę na pewno). Czy miał ktoś podobny problem i zna jakąś skuteczną metodę walki z nim? Próbowałem już nie przespać nocy i położyć się wcześniej spać, niestety nadrobiłem tylko poprzednią noc i skończyło się pobudką o 14. Ten sposób jest więc słaby, czy istnieją lepsze? Może jakieś specyfiki ziołowe?
  2. Drugi dzień bez żadnego doła i hamulcowych myśli, jest nieźle!
  3. No ale i tak do dupy, bo lepsza kiepsko działająca rzecz, niż jej brak (wskutek zniszczenia lub umyślnego zepsucia) :] I boję się, że jak moja złość przekroczy pewne granice, to mając w swoim zasięgu np. zwierzątko mógłbym je w tak zwanym afekcie skrzywdzić. Nie na śmierć, ale powodując ból albo jakieś lżejsze obrażenia, bardzo tego bym nie chciał.
  4. Jak u Kononowicza - nie będzie niczego. Jakoś niezbyt podoba mi się ta perspektywa, dlatego nie mam zamiaru przejść od myśli do czynów.
  5. Hej. Mam tak czasem, że jak się porządnie wkurzę to lubię się wyładowywać na przedmiotach martwych. Zwłaszcza, jeżeli mój stres dotyczy niezadowalającego mnie działania danego urządzenia. Załatwiłem tak już modem bezprzewodowy (perfekcyjny rzut o ścianę...), a mój i tak ledwie żywy laptop jest dobijany ciosami w klawiaturę, piecowi (koza) też się dostaje, chociaż mniej bo jest to sprzęt oczywiście mocniejszy. Jeżeli coś działa dobrze - to jest ok, zwykle nie czuję potrzeby rzutu telefonem, portfelem czy radioodbiornikiem. To nie jest normalne, prawda? Niby lepiej, że wyładowuję się na przedmiotach niż na ludziach albo zwierzętach, ale cholera wie co będzie jak moja frustracja jeszcze narośnie. Powinienem zainwestować w worek treningowy?
  6. To nie wysyłanie CV jest tu problemem... A system nagradzania samego siebie u mnie w ogóle się nie sprawdza.
  7. @Babilon, z zawodu jestem zadowolony, tylko trafiłem na stanowisko, którego nie znosiłem. @ekspert_abcZdrowie - dziękuję za odpowiedź, już myślałem, że nikt mi nie odpisze:). Więc odpowiadam na "zarzuty": CV wysyłam, ale z przyjmowaniem zaproszeń na rozmowy kwalifikacyjne to już różnie bywa. Tym bardziej, że zazwyczaj proponują mi takie g..., że szkoda gadać...a jak już zaproponują coś lepszego i/albo w moim fachu to po rozmowie kwalifikacyjnej cisza. Nie, po prostu prawie zawsze tak było, stąd to moje przyzwyczajenie. A co robić, kiedy brakuje siły i zapału do działania? Nic nie bagatelizuję, po prostu nie chcę wnikać w szczegóły. Natomiast rozwody są dziś tak powszechne, że wielu ludzi się z tym zmaga. Bardziej chodzi o to, w jakiej atmosferze przebiega rozwód, niestety u mnie ta atmosfera była fatalna. Miałem wtedy kilka lat, więc teoretycznie powinienem zapomnieć o tym po kilkunastu latach, tym bardziej, że później warunki miałem w miarę dobre (chociaż nieco odstawałem od wielu rówieśników). Ale jednak chyba nie tak łatwo o tym zapomnieć. Natomiast jeżeli chodzi o szkołę, to cały okres nauki to były problemy, wiem doskonale, że gdzie bym nie poszedł (do jakiejkolwiek szkoły) to nie byłbym lubiany ani nawet akceptowany, tylko byłoby mi to dawane do zrozumienia mniej lub bardziej intensywnie. Zresztą do dzisiaj w żadnej grupie, w której się znalazłem nie czułem się dobrze i zawsze w najlepszym razie byłem mało zauważany (a to dzięki temu, że nauczyłem się nie odzywać w towarzystwie, żeby nie zostać wyśmianym). Nie wiem, może miałem takie nieszczęście trafiać zazwyczaj na ludzi na niskim poziomie, a może ja po prostu ściągam na siebie agresję w grupie? Nie wiem.Odnośnie szkoły, to może dziwne, ale w tym, żeby nie zadręczać się tym, co było pomógł mi ten film: http://www.filmweb.pl/film/Nasza+klasa-2007-433313 A pomógł dlatego, że co jak co ale nigdy tak drastycznej przemocy nie doświadczyłem, chociaż mam świadomość, że ten film jest przekoloryzowany i ma za zadanie przede wszystkim pokazać pewne mechanizmy w prosty sposób. Czasami jednak potrafiłem się obronić, czy chociaż odszczeknąć, zawsze coś...no ale nie chcę wchodzić zbyt głęboko w ten temat. Natomiast jeżeli chodzi o utratę pracy, to tak, brak zajęcia bardzo źle wpływa na moją samoocenę, ale nie wiem, czy byłaby ona lepsza, gdyby pozwolono mi kontynuować pracę na poprzednim stanowisku po okresie próbnym. Naprawdę nie znosiłem tego zajęcia. Za to, co jeszcze gorsze, mimo, że mam teraz full czasu to nic nie robię w celu poprawy swojej np. sprawności fizycznej. A wiem,że jeżeli znajdę pracę to tyle czasu już nie bęzie, żeby wyjść do lasu, pobiegać, natomiast rower to jak na razie ze względu na pogodę sobie daruję . Tak dokładnie jest, jak mam do kogoś wystarczające zaufanie to niestety skazuję go na częste słuchanie o moich problemach. Wiem dobrze, że muszę odbudować wiarę w siebie, tylko, że nigdy jej nie miałem. A bez tego nic się nie ruszy, nic się nie poprawi ani trochę. Błędne koło?
  8. Witam. Temat w sam raz dla mnie. Zmagam się z niską samooceną, właściwie towarzyszy mi to nie od wczoraj, ale od dzieciństwa. Nie chcę się zbytnio zagłębiać w kwestie domu rodzinnego, pod tym względem nie było źle ani jakoś bardzo dobrze, na pewno nie mogę powiedzieć, żebym wychowywał się w np. toksycznym domu czy coś takiego. Rodzice rozwiedli się kiedy miałem kilka lat. Myślę, że dużo osób się z tym zmagało, zmaga i będzie zmagać. Okres szkoły na wszystkich szczeblach edukacji, aż do matury przeszedłem ciężko ze względu na brak akceptacji ze strony grupy rówieśniczej (czasami z mojej winy, przeważnie jednak nie, zwłaszcza w szkole średniej- chyba, że moją winą jest niemożność odparcia ataku ze strony GRUPY prymitywnych gnojów i gnojowic) i trudności w nauce. Niby jestem inteligentny, ale nauka przychodziła mi z trudnością, częściowo przez lenistwo, częściowo przez brak uzdolnień zwłaszcza w przedmiotach ścisłych (a humanistycznymi pogardzałem uważając je za nieprzydatne i nie przykładałem się do nich), a także przez stres związany z wynikami w nauce, kontaktach z rówieśnikami i nauczycielami. Chciałbym się raczej skupić na tym, jak jest teraz. Obecnie nie studiuję, nie uczę się ani nie pracuję. Skończyłem szkołę średnią (technik) półtora roku temu, niemal cały czas pracowałem - dorywczo i na etat. Niestety straciłem pracę. W pracy i tak czułem się źle - nienawidziłem tego zajęcia i nie sprawdzałem się jako pracownik, dlatego ze mnie zrezygnowano. Nie ukrywam, że z większością ludzi również nie układało mi się najlepiej. Jednak od kiedy straciłem pracę i nie mogę znaleźć zajęcia jest coraz gorzej, może tutaj znajdę jakąś pomoc, a może chociaż tylko się wygadam. Chciałbym znaleźć pracę, ale czuję się całkowicie zdemotywowany, po pierwsze widzę, jakie są możliwości na rynku pracy (beznadzieja), po drugie nie wierzę po prostu w to, że ja mogę i potrafię znaleźć pracę adekwatną do moich uprawnień, zapewniającą mi jako-takie warunki płacowe i z której będę czerpał satysfakcję. A po trzecie...po trzecie widzę problem w sobie. Nie mam żadnych uzdolnień przydatnych do czegokolwiek, nie rozwinąłem żadnego talentu, moja wiedza jest ogólna, a wiedza w zakresie wyuczonego zawodu marna. Nie jestem sprawny fizycznie, właściwie kaleka ze mnie, działam powoli i szybko się denerwuję. Za to do pracy umysłowej (o ile taką w ogóle można znaleźć w moim wieku i z moimi kwalifikacjami) też się pewnie nie nadaję. Studiów nie podejmę, bo nie wiem jakie, nie wierzę w to, że jestem w stanie je skończyć (chyba, że w jakiejś fabryce magistrów), a nawet jeśli, to i tak nie poprawi to mojej sytuacji zawodowej (mało to magistrów na etatach w sklepach wielkopowierzchniowych?). Poza tym chcę zarabiać pieniądze, a na naukę daję sobie jeszcze czas, ktoś po coś wymyślił kształcenie zaoczne...Problem w tym, że aktualnie nie uczę się ani nie zarabiam. Strasznie się z tym czuję, siedzę w domu bez żadnego pomysłu ani perspektyw na zmianę. Owszem, mogę wyjechać za granicę, ale boję się, że sobie nie poradzę i znowu wrócę przegrany, wiem doskonale, że to nie te czasy, kiedy na zachodzie Europy praca leżała niemal na ulicy. Boję się interakcji ze współpracownikami, dotychczas zawsze w tych interakcjach źle sobie radziłem. Uważam się za totalne beztalencie, bez perspektyw, szans i chęci na poprawienie swojej sytuacji. Przyzwyczailem się do bycia w ogonie stawki we wszelkich aspektach życia, nie oznacza to jednak, że to polubiłem. W szkole od decyzji bardzo radykalnej odciągało mnie między innymi właśnie to, że odbiję sobie te wszystkie szykany, śmiechy itd. później, że do czegoś dojdę, że znajdzie się coś, w czym będę dobry. A tu gooowno, nie ma nic. Nie ma uzdolnień, nie ma pracy, życie towarzyskie szczątkowe...O właśnie, tu też jest słabiutko, nie mam żadnej paczki znajomych, z jednej strony to nie jest takie złe, bo lubię swoją samotnię, ale z drugiej strony chciałoby się czasem gdzieś wyjść, na piwko chociaż a tu dupa, bo nie ma z kim...Chociaż do różnych "paczek" aspirowałem, to w żadnej nie byłem akceptowany. I chyba sobie z tym dam już spokój, bo i tak wyjdzie źle. Mam kilkoro znajomych, prawdę powiedziawszy więcej ich mam w różnych miastach Polski, niż we własnym mieście. Ale kłopot w tym przypadku jest oczywisty. No i jeszcze coś. Właściwie to mam kilka paskudnych cech charakteru, nie chcę i nie umiem tego zmienić. Lubię dołować innych, kiedy mam okazję, chociaż rzadko kiedy mogę i źle mi z tym, że za swoje niepowodzenia z przeszłości i obecne obarczam w ten sposób Bogu ducha winnych ludzi, nieobca jest mi też złośliwość wobec bliższych i dalszych osób. Uwielbiam krytykować innych. A tematy rozmów z zaufanymi osobami lubię nakierowywać na swoje niepowodzenia i po prostu biadolić. I ta złośliwość i skłonność do skupiania się na swoich problemach może zrazić do mnie tę garstkę osób, które mnie próbują wspierać, dlatego wiem, że powinienem się tego wyzbyć, ale nie umiem. I w ten sposób zatruwam nie tylko siebie. Moja samoocena nie jest zaniżona, niestety podobnie jak np. carlosbuenos uważam, że jest realna. Nie widzę w sobie ani uzdolnień, ani pozytywnych cech charakteru, nie widzę też jakiegokolwiek potencjału do zmian. Inni z takim samym problemem (tj. niska samoocena) potrafią np. słuchać, są wrażliwi na punkcie innych ludzi (nie tylko swoim), mają jakieś uzdolnienia, próbują realizować jakieś pasje, mają fajne cechy charakteru, choćby mało przydatne w drapieżnym świecie. Ja nie mam z tego nic. O problemach ze snem nie muszę chyba wspominać, sama za siebie mówi godzina wysłania tego wpisu. Chciałem krótko :) Pozdrawiam. -- 01 gru 2012, 17:41 -- Proszę administrację o usunięcie powyższej wypowiedzi, bo widzę, że nikomu się nie chce tego czytać ani jakkolwiek pomóc.
×