Skocz do zawartości
Nerwica.com

amfibia

Użytkownik
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez amfibia

  1. A chorobę wieńcową też tak wyleczą? Przecież to nie zaburzenia nastroju a choroba związana z biochemią. Choć terapia pomaga osobom mającym jednocześnie zaburzenia osobowości. Uczciwie powiem - o CHAD wiem podstawy.Jeśli chodzi o wyleczalność to na pewno gdzieś mi się przewinęła jedna z teorii które mówią o wyleczalności. Może częściowej , może na określonych zasadach, nie wiem. Spytam tych, co siedzą w psychologii klinicznej na co dzień, może będą wiedzieli coś więcej także z nowinek.Tyle :) Najwyżej napiszą, że się nie da wyleczyć. Mnie nieco przygnębia brak jasnej diagnozy, że nie podpadam w 100% pod żadne kryterium depresji. Byłoby mi chyba prościej.
  2. CO Ty piszesz? Z z BPD i innych zaburzen osobowosci owszem, ale terapii na CHAD NIE MA i CHAD jest choroba NIEULECZALNA i trwa do konca zycia. Po co piszesz takie rzeczy i dajesz falszywa nadzieje? Aż się spytam znajomych psychologów bo wydawało mi się, że wyleczalnosć lub nie zależy od szkoły terapeutycznej i ich poglądów. Poza tym trzeba rozpatrzeć co autor miał na myśli pisząc "wyleczenie". Jak wyleczona osoba funkcjonuje. Pewnie. Wyeliminowałam i poprawiam wszystkie: "muszę","powinnam","należy" a przy jakiejkolwiek wewnętrznej krytyce momentalnie zapalała mi się lampka, żeby poprawiać ją z dobijania się do trzeźwej oceny sytuacji. Spisywałam też co wpływa na moją zmianę nastroju na gorsze i wychodziło, że ja sama mam na niego największy wpływ tj. moja interpretacja rzeczywistości. Ciężko było jednoznacznie ustalić jakie sytuacje poprzedzają kiedy ledwie się obudziłam a już myślałam: "Boże, jaka szkoda... (że się obudziłam)". Teraz nie, bo nie mam pieniędzy. Korzystam z poradników i dotychczasowej wiedzy. Wiem że to niewiele, ale na razie nie stać mnie na więcej. Chcę odłożyć pieniądze na terapie jak leki zaczną działać, żeby je móc potem odstawić, bo na to liczę. Póki co zauważam, że jak tylko odpalają mi się negatywne myśli czy emocje to nie muszę nawet nad nimi pracować - miękko rozbijają się o jakąś wewnętrzną ścianę, która nie pozwala mi zareagować wyjątkowo emocjonalnie. Na nic. Na rzeczy radosne póki co też nie. Jak się złoszczę to krzyczę, ale nie ma we mnie tej adrenaliny jaka była przy złości a jak się śmieję, to naprawde mnie coś bawi, ale wewnątrz nie czuję tej napędzającej endorfiny. Wszystko ledwie się zapali a już gaśnie. Nurzam się w błogiej obojętności. Tak będzie przy lekach czy to przejściowe ? Czy tak właśnie wygląda normalne życie ? Bo jeśli tak to średnio... Ale wątpię - przecież zwykli śmiertelni też opisują stan, kiedy są bardzo szczęśliwi, że przepełnia ich radość, czują jakieś pobudzenie... no dużo czują. Ja czuję teraz niewiele.
  3. Hej, jestem tu nowa. Nie mam zielonego pojęcia czy mam CHAD ale moje objawy podchodziły tylko pod to, więc jestem leczona, jak pod depresję dwubiegunową. Historia w skrócie: gdybym miała określić od jak dawna czuję się smutna i przygnębiona, to dobrniemy do przedszkola. Od 3 klasy szkoły podstawowej myśli samobójcze (bez prób, same myśli), okresowo ataki lęku (wrażenie duszenia się), natrętne myśli o śmierci, końcu świata, lęku przed śmiercią bliskich itp. Od gimnazjum do połowy liceum: bulimia, samookaleczenia, nastrój typowy jak u nastolatki z problemami: raz lepiej, raz gorzej, częściej gorzej. Od połowy liceum do połowy studiów udało mi się zlikwidować bulimię i samookaleczenia samodzielnie, ale nadal miałam beznadziejny nastrój z czymś, co jak zwuażyłam, jest krótkimi okresami normalności albo euforii trwającej nie dłużej jak kilka godzin. Od połowy studiów przeszłam terapię najpierw psychodynamiczną z rozpoznaniem syndromu DDA a potem poznawczo-behawioralną nastawioną na zlikwidowanie negatywnych przekonań. Wnioski z terapii psychodynamicznej: bulimia i samookaleczenia są wypadkową syndromu DDA a w jego skład wchodzą także problemy z komunikacją interpersonalną, które dodatkowo napędzają moje poczucie niskiej wartości. Wnioski z terapii poznawczo-behawioralnej: niskie poczucie własnej wartości ustąpi po pracy z myślami negatywnymi co z kolei wpłynie na relacje z innymi (czyli, mam nadzieje, rozwiąże się już wszystko), ale terapeutka uznała, że łatwiej byłoby mi nad nimi pracować, jakbym brała leki. I tak wylądowałam u psychiatry po półrocznej próbie pracowania nad tymi myślami bez leków. Myśli przepracowane, jasność myślenia ostra jak brzytwa, ale wyglądało to tak, że leżałam w łóżku zanosząc się płaczem że nie chce mi się żyć z jednoczesnym przekonaniem, że jestem wartościową osobą którą spotykają rzeczy raz gorze, raz lepsze, ale do przejścia. Gdy jestem w takim stanie nie chce mi się żyć ale mam świadomość, że to minie. Potem zwykle następuje kilka godzin pobudzenia psychoruchowego. Gdy jestem w takim stanie wierzę, że wszystko jest piękne i dobre, ale mam świadomość, że to minie. Aha - i lepiej żebym to zużyła na sprzątanie mieszkania, bo jak wyjdę na miasto to potrafię chodzić po sklepach z chęcią na zakupy czy mam na to środki, czy raczej nie Dołek trwa krótko, pobudzenie - krótko (i jedno i drugie do kilku godzin 1-2 razy w tygodniu) a najczęściej mam nastrój na poziomie ciągłego poczucia nieszczęścia. Z rzadka czułam się po prostu normalnie lub szczęśliwa ale bez euforii która jest jak chomiczek w kółku pędzący mi w mózgu. Dostałam więc diagnozę depresji dwubiegunowej, mimo że pod pełne kryteria nie podchodzę, ale lekarz nie mógł mi zapisać leków na samo polepszenie nastroju, bo bał się co się stanie, jak się przełączę na tą, nawet żeby łagodną, euforię. Co biorę to w podpisie. Mam nadzieję spotkać kogoś, kto czuje się podobnie oraz rozstać się z lekami do roku czasu i dalej funkcjonować bez nich.
  4. Wiesz - nie wierzę, że już ktoś nie zajął się tematem jak można pomóc osobom na lekach anty z utrzymaniem wagi. Na pewno są jakieś rozwiązania a nie wyłącznie załamanie rąk i godzenie się z faktem Swoją drogą komuś na Ketilepcie waga wzrosła ? Mam na myśli z normalnej do nadwagi a nie odzyskanie apetytu przy niedowadze.
  5. To wyliczenie mogę podciągnąć pod problem zanikającej tarczycy i niemożliwością (teoretyczną) zapanowania wtedy nad wagą ? Bo koleżanka dla przykładu na nią cierpi i bała się już jeść cokolwiek - jadła na oko mniej jak 1000kcal dziennie i tyła. Po 10kg nadwyżki zapisała się do lekarza, który zmienił jej dietę i na chwilę obecną to raczej jak dla mnie powinna, ale przybrać Myślę, że szybkość przybierania i zapotrzebowanie jest do wyliczenia. Chociażby metodą prób i błędów. Np. można zacząć stosować dietę 1200kcal i sprawdzić, jak się będzie zachowywał na niej organizm. Waga spada? To już można liczyć w jakim tempie i dzięki temu zobaczyć, ile kcal dziennie można dodać. Niemniej jeśli się ma lub miało zaburzenia odżywiania, to jak dla mnie najlepiej zmienić leki. Bo można trenować nie tyle silną wolę ile reakcje na ataki głodu (np. picie wody, relaksacja itp), można zminimalizować dietę, można żywić się normalnie ALE przy tym regularnie chodzić na siłownię, żeby to spalić, myślę też, że można dobrać leki na przyśpieszenie metabolizmu i łykać je równolegle... ...tylko po co ? Dzień 3 - zaliczyłam dwa razy zawroty głowy, znowu rano wstanie jest problemem ale do zwalczenia, wagowo stoję w miejscu, wzmożonego apetytu - brak. Nastrój stabilny, ale na tym etapie to prędzej przypadek lub działanie placebo, więc nie ma się co nad nim rozpisywać - to dopiero za niecałe 2 tygodnie. Ostatni dzień brania połówki tabletki, jutro będzie cała jedna.
  6. nie wiem czykiedykolwiek mialas/es okazje zetknac sie z tym skutkiem ubocznym. wzmozony apetyt na lekach czasem bywa naprawde nie do opanowania... a inna sprawa, ze leki czesto spowalniaja metabolizm same z siebie. Wystarczy, że miałam bulimię. Wiem, co to apetyt nie do opanowania. Poświęciłam wiele lat żeby wypracować różne metody na jego opanowanie w granicach normy. Stad uważam,że nie ma czegoś takiego jak "nie do opanowania", są tylko leki do dobrania (żeby nie wzbudzały takiego efektu) albo ciężka praca (nad tym co robić, kiedy pojawi się taki wielki głód, żeby nie biec do lodówki). Wierzę, że każdemu komu zależy przy odpowiednim wsparciu może się to udać :) Jeżeli lek spowalnia metabolizm to można zmienić dietę na lekkostrawną chociażby. Dietetycy są po to, żeby dobrać dietę do leków. Co do leków to wypowiadam się głównie o Ketrelu. On też ma w skutkach ubocznych przyrost wagi. Depakine bierze moja mama i też mówiła o przyroście wagi przez zwiększony apetyt i zmianę metabolizmu. Tyle że na moje oko jakby w ogóle zechciała ćwiczyć i zmienić nawyki żywieniowe z jedzenia ciastek i ciast w odpowiedzi na głód na suszone owoce, muesli itp. to efektu by nie było lub byłby mniejszy. Jestem ciekawa Waszych opinii ile w tym jest prawdy.
  7. Akurat pigułka sama w sobie tycia nie powoduje, bo nie ma kalorii ani takiej mocy Sprawa każdego z nas co zrobi, jeśli nagle zwiększy mu się apetyt. Myślę, że nie każdy komu nagle się zwiększy momentalnie przytyje-zależy co z tym 'fantem' zrobi.
  8. 2 dni temu lekarz przepisał mi Ketilept na depresję którą wstępnie ocenił na dwubiegunową (ciągłe poczucie smutku z okresowym głębokim "dołkiem" i rzadkimi, kilkugodzinnymi napadami łagodnej euforii). Cel - wyrównanie nastroju. Przez pierwsze 4 dni mam brać połówkę tabletki, potem przez 4 1 tabletkę i zakończyć 2 tabletkami na noc. Dzień 0 - biorę na noc tabletkę w momencie, gdy od 2 dni dryfuję bez jakichkolwiek uczuć i w pelnej stagnacji. Dzień 1 - ciężko mi się obudzić za to miałam kolorowe i wyraziste sny. Stagnacja trwa. Wzmożony apetyt (piszę, bo tego bałam się najbardziej) - brak. Skutki uboczne (poza porannym niedobudzaniem) - brak. Wieczorem przypadkiem wlanęłam głową w ścianę. Łagodny ból po zażyciu leku wzmógł się i zasnęłam z migreną. Dzień 2 - budzę się z migreną po wyrazistych i kolorowych snach. Biorę 1 nurofen i mija. Wzmożony apetyt - brak. Za to skończyła się stagnacja na rzecz rozdrażnienia i przede wszystkim - rozdygotania. Czuję pobudzenie w mięśniach, ciężko jest mi stukać w klawiaturę. Coś jakby mnie ktoś gonił niedawno i jeszcze adrenalina nie zeszła. Będę raportować dalej.
×