Cześć wszystkim. :-)
Mam bardzo skomplikowaną sytuację z moją ukochaną i nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
Moja dziewczyna jest osobą, dla której najważniejszą rzeczą w świecie jest kontakt z naturą, włóczęgostwo, tułaczka. Ona nie potrzebuje domu, nie potrzebuje ludzi, ona jedynie czego chce to być wolną na łonie natury. W dzisiejszym świecie nie da się tego osiągnąć, jak wiadomo, przez co ona strasznie cierpi. Można powiedzieć, że udaje, że żyje. Nic dla niej nie ma sensu. Cierpi przez to nasz związek, ludzie, którzy ją otaczają i wszystko dookoła. Widzę tylko dwa rozwiązania: albo ona ucieknie, porzuci rodzinę, dom i wszystko co ma, by stać się osobą wolną, albo zacznie cieszyć się rzeczami, które są dla niej mniej ważne (jak chociażby miłość, przyjaciele, rodzina, dobre oceny w szkole). Kiedyś potrafiła się tym cieszyć, lecz jej ex chłopak swoim destruktywnym charakterem sprawił, że ona teraz nie jest w stanie żyć tak, jak żyć by mogła. Przez jej teraźniejsze samopoczucie, nie jest pewna uczuć, którymi mnie darzy, nie jest nawet pewna, czy chce w ogóle ze mną być. Uważa, że dopóki nie poradzi sobie sama ze sobą, nie powinna angażować się w stałe związki. Jednak zdecydowała się na związek ze mną. Obydwoje czujemy się źle w tym związku ponieważ ona nie jest w stanie poświęcić mi tyle uwagi, ile powinna a ja nie jestem w stanie jej pomóc. Z drugiej strony uważam, że idealnie do siebie pasujemy i ani ona nie znajdzie lepszego faceta niż ja, ani ja nie znajdę lepszej kobiety. Nie wiem, co mam robić: czy spróbować pomóc jej odblokować szczęście, które może odczuwać dzięki miłości, przyjaźni itd? Jak to zrobić? Jak sprawić, żeby pustka, którą odczuwa, nie była aż tak dotkliwa? Jeśli nie zdecyduję się na to, zakończę nasz związek, ponieważ uważam, że kompletnie nie ma on sensu, gdy sytuacja wygląda tak, jak wygląda.
Proszę o pomoc.