Witam
Jestem niecaly miesiac po terapii. Trwala ona ok 12 tygodni.
Szedlem na nia z mysla, ze to bedzie pikus, bo zaliczylem juz jedna terapie odwykowa (2lata). Nie zdawalem sobie wowczas sprawy w jakim jestem bledzie. Podczas terapii mialem bardzo mieszanie uczucia. Czulem, ze moj stan sie poprawia, dosc znacznie. Potem przychodzily momenty kryzysu, niezgoda i bunt. Wrocily ataki.
Nie poddalem sie jednak i ciezko pracowalem nad soba do samego konca. Czy terapia dziala? Dziala jak cholera!
Nie biore lekow od 2 miesiecy (wenlafaksyna drugi raz, 3 miesiace, pierwszy raz prawie 4 lata).
Zero lękow, zero napadow. Idealnie nigdy nie bedzie, ale powiedzialbym, ze bylo nawet kolorowo:)
Od 3 dni czuje sie duzo gorzej. Natretne mysli wracaja, cialo tez wyczynia cuda na kiju. Nastroj mam bardzo zachwiany.
Nie walcze z tym, pozwalam temu byc. Nie powiem, ze do konca i calkowicie zaakceptowalem ten stan, ale ucze sie tego i wiem, ze potrafie, bo mialem doskonaly przyklad tego, ze moge czuc sie dobrze i slyszec od ludzi: "ty? masz jakis problem? chyba zartujesz!" i byc w zgodzie sam ze soba.