Witam wszystkich!
Chorowałam na nerwicę natręctw przez ok. 3 lata. Przez ostatnie pół roku trwania choroby, objawy były naprawdę tak znikome, że zaczęłam ja traktować jak coś normalnego. Tak jakby to było normalne, jakby tak miało być. Moja choroba ustąpiła 3 tygodnie temu. Z dnia na dzień. Było cudownie. Ten luz w głowie. Ale pewnego wieczoru, ten spokój mnie przeraził. Było za spokojnie. Poczułam jakby czegoś mi brakowało. Przelękłam się okropnie. Dostałam duszności. Wszystko wydało mi się dziwne i straszne. Teraz mam takie ataki prawie codziennie. Tak jakbym nie umiała żyć bez choroby. Do głowy przychodzą mi same przykre myśli. Podczas ataku paniki boję się, że zwariuję, że będę agresywna. Cały czas boję się, że to tylko czas przejściowy, że było za dobrze. Że musi wydarzyć się coś złego. Że zacznę się dziwnie zachowywać na ulicy. Robię rzeczy 'natrętne' z przyzwyczajenia bo wydaje mi się to normalne, chociaż nie czuję takiej potrzeby. Można powiedzieć, że rzeczy normalne jak spokojny spacer czy oglądanie filmu wydają mi się nie normalne bo podczas wykonywania tych czynności jestem za spokojna. Wiem, że to brzmi dziwnie. Ale mam wrażenie, że nie umiem się przystosować na nowo do normalnego życia. Średnio raz dziennie wybucham płaczem, i mam atak paniki. Strasznie się boję tego uczucia. Zaczynam studia, miałam nadzieję na normalne życie. A te lęki mi na to nie pozwalają. Strach przed kolejną chorobą przeszkadza mi w normalnym funkcjonowaniu. Czuję w sobie pustkę. Żadnych uczuć oprócz strachu. Cały czas jest mi zimno, serce mi kołacze i jestem senna. Czasami nie widzę sensu w jedzeniu, chodzeniu, leżeniu, w niczym. Czy miał ktoś podobnie? Co powinnam zrobić?