Zmagam sie z choroba 9 dlugich lat, choc troche czasu zabralo psychiatrom zorientowanie sie co mi jest a moze to wszystko we mnie tak ewoluowalo, nie wiem. Tak czy siak lecze sie farmakologicznie od dawna, jednak z lękiem mam do czynienia od lat dwoch. Wyolbrzymianie problemow, oczekiwanie na cos strasznego, co sie wydarzy i przewroci moje zycie do gory nogami. Permanentny strach, zlewne poty, budzenie sie nad ranem i niemoznosc zasniecia ze strachu (bo zle nadchodzi). Niedajace sie usunac mysli o nadciagajacej katastrofie. I permanentny brak poczucia bezpieczenstwa. Chec schowania sie gdziekolwiek, tylko, ze schowac sie nie da, bo trzeba zyc i zmagac sie z wszystkim a to "wszystko" przerasta twoje sily, bo jestes zmeczony ciaglym baniem sie.
Pomagał Xanax. Od kilku tygodni biore Xetanor. Lęki zniknely. Ale bez lekow nie dam rady ciagnac dlugo.