Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gabrielka

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gabrielka

  1. Czy spotkasz kobietę ze swoich snów? A któż to może wiedzieć? Pozwól, że napiszę Ci coś z własnego podwórka. Otóż, jako że jestem od wielu, wielu lat kobietą wolną i ciągle wierzyłam, że gdzieś ta moja połówka istnieje, byłam otwarta na poznawanie mężczyzn. Nie uważam się za osobę jakoś szczególnie atrakcyjną czy „łatwą” ale mężczyzn na mojej drodze było sporo. Zarówno moi znajomi jak i ja dziwiliśmy się co takiego jest we mnie, że lgną do mnie jak muchy:) Być może umiejętność radzenia sobie w tym szalonym świecie (własna firma, ładne mieszkanie, samotne wychowywanie córki, podróżowanie itd.) ale ja myślę, że przede wszystkim udawało mi się rozstawać z przeszłością i wchodzić w coś nowego spontanicznie i świeżo. Po prostu nie jęczałam nad rozlanym mlekiem bo to nie miało dla mnie żadnego sensu. No ale akurat osoby, które poznawałam niekoniecznie tak spostrzegały życie i się rozstawaliśmy, najczęściej to ja mówiłam „Do widzenia” bo jak już wiesz byłam dłużej z osobą z innej bajki i nie miałam zamiaru przeżywać powtórki. Wśród tych panów, których dane mi było poznać trafiło mi się dwóch z depresją. I to o nich czy o naszych relacjach chcę trochę napisać bo w końcu na forum depresji jesteśmy. To byli naprawdę wspaniali, interesujący panowie. Mieliśmy podobne zainteresowania, statusy społeczne, dużo wspólnych rozmów i w ogóle takie bratnie dusze można by rzecz. No ale z żadnym z nich nie wyszło i to znowu ja powiedziałam „Wiesz jesteś wspaniałym człowiekiem ale kochasz depresję bardziej ode mnie i nam się nie może udać”. Tak, oni moim zdaniem kochali depresję, tak bardzo się z nią zżyli, wręcz przykleili, że nawet im do głowy nie przyszło aby tę miłość do depresji zamienić na miłość do mnie, kobiety z krwi i kości, z którą im było dobrze. Nie wiem czy byłam kobietą z ich snów ale wiem, że było im ciężko po rozstaniu ze mną. Mnie również, bo to były dość długie związki, na tyle długie aby mieć pewność, że się nie mylę bo jak napisałam wyżej chciałam iść przez życie we dwoje. Oczywiście nie było mowy o jakichś pretensjach, winach czy innych bzdurach aby ich pogrążyć. Wręcz odwrotnie, byłam na tyle delikatna na ile to było możliwe bo wiedziałam jak cierpią i nie mogłabym dołożyć jeszcze więcej cierpienia od siebie. Pewnie pomyślisz „No tak ale z niej franca jedna, zamiast pomóc potrzebującemu to go zostawiła”. Faktycznie, tak to mogło wyglądać i nierzadko walczyłam z poczuciem winy ale moim zdaniem postąpiłam właściwiej niż miałabym go na siłę przekonywać, że życie z kobietą jest ciekawsze od depresji i wymuszać zmiany, czy nie daj boże szukać szczęścia u sąsiada. To byli dorośli ludzie i mieli prawo zachowywać się tak jak się zachowywali. Czy mieli na to wpływ? Nie mam pojęcia. Może tak może nie. Nie mnie to osądzać. Ja w każdym razie przestałam wierzyć, że ów pan wybierze miłość i życie z kobietą (niekoniecznie ze mną) a depresję potraktuje jako doświadczenie a nie miłość do niej do grobowej deski. Może to i zabrzmi egoistycznie ale ja jak wszyscy inni ludzie na świecie mam również prawo szanowania i pokochania siebie, prawo do szczęścia. Napisałam to, nie żeby się chwalić czy Cię zdołować ale abyś, jeśli być może na Twojej drodze pokaże się kobieta z Twojej bajki, pamiętał o możliwości przeoczenia tej historii, no bo Ty masz depresję i ta depresja to już taka najważniejsza jest. Jeśli odebrałeś mnie jako osobę silną czy przebojową to zapewniam Cię, że tak nie jest. Moja wrażliwość osiąga czasami rozmiary olbrzyma i często nie wiem jak sobie z takimi czy innymi uczuciami poradzić. Lata temu też byłam u psychiatry ale szybko zrezygnowałam z terapii lekami bo czułam, że to nie jest moja droga do wyzdrowienia. Oczywiście nie namawiam Cię do rezygnacji z terapii. Każdy sam decyduje o swoim życiu czy zdrowieniu. Jedno o czy staram się pamiętać (nie zawsze mi się udaje) to, że strach nigdy niczemu dobremu nie służy, dlatego na ile mi się to udaje próbuję zamieniać go na miłość. Bo najpierw trzeba pokochać tę pokraczną istotkę jaką sama jestem abym mogła pokochać inne pokraczne istotki na tym padole. Poza tym strach zasłania widzenie a miłość odsłania:)
  2. Wczoraj przeczytałam wszystkie Twoje wpisy i tak bardzo mnie zainteresowały, że dzisiaj przeczytałam je ponownie. Nie jestem psychologiem, terapeutą czy psychiatrą ale postanowiłam trochę napisać. Nie mam pojęcia czy to moje pisanie Ci pomoże czy zaszkodzi ale z Twoich wpisów wynika, że bardzo cierpisz więc istnieje szansa, że jeśli nie pomoże to przynajmniej nie zaszkodzi. Być może pozwolę sobie na zbyt głęboki wywód, podchodzący pod jakąś psychoanalizę czy doradztwo ale będę się starała na ile to możliwe pisać wszystko na podstawie własnych doświadczeń lub z obserwacji innych ludzi, których dane mi było poznać i doświadczyć. Wiesz, po przeczytaniu całości Twoich bolesnych wpisów pomyślałam; mój Boże jakie temu facetowi wprasowano głupoty do głowy. Ba, jak ten facet pozwolił na wprasowanie takich głupot do swojego życia. Bo nie jest normalny jak inni? A kto jest normalny? Gdzie jest tabelka, która mówi kto jest normalny a kto nie? Czy ci inni na pewno są normalni a on nie? Człowieku, wrażliwość wylewa się się z Ciebie jak z wiadra. No tak, dzisiaj wrażliwość to bardziej wada niż zaleta jest a jak do tego jeszcze się dołoży umiłowanie wolności, to już katastrofa jest w tym świecie ludzi uwięzionych i manipulowanych bez końca. Pozwoliłeś aby inni wyceniali Twoją wartość, tak abyś pasował do nich jak dobrze skrojony garnitur. No ale Ty nie czujesz się dobrze skrojony i cierpisz niemiłosiernie. A kto do cholery jest tak perfekcyjnie skrojony? Jakiś zimny biznesmen czy inny ważniak, który wszystko potrafi i w ogóle jest OK? Daj spokój, nie jesteśmy w niebie i aniołów póki co u nas brak. No tak ale oni generalnie jakoś się nie przejmują, nie mają depresji i żyją szczęśliwiej. Szczęście to trudna sprawa i nie podejmuje się nawet próby pisania na jej temat. Wrażliwość nie jest grzechem a wręcz odwrotnie, PIĘKNEM. Pięknem trudnym ale wyjątkowym. Dużo napisałeś o swoim małżeństwie i oczywiście katujesz się niemiłosiernie jaki to Ty zły maż, ojciec byłeś. W ogóle nie ma o czym mówić, Twoja postawa wszystko zniszczyła. Proponuję zadać sobie kilka pytań na ten temat i potem spojrzeć jeszcze raz na tego nędznego faceta, za którego się uważasz. Napisałeś, że właściwie od lat jesteś takim trochę outsajderem czyli w momencie zawierania związku małżeńskiego na dobre i złe, Twoja przyszła żona raczej wiedziała jaki jesteś. OK, urodziło się dziecko i jak każda kobieta oczekiwała miłości i wsparcia od swojego wybrańca. Akurat nie ma w tym nic dziwnego ale tak się złożyło, że wybraniec ów jakoś tego nie czuł tak jak ona sobie to wyobrażała i im bardziej ona nalegała tym bardziej on się odsuwał. Ona nieszczęśliwa, on z poczuciem winy i tak żyli aż przystawiła mu rogi i odeszła. A nie przyszło Ci tak przypadkiem do głowy, że po prostu z zupełnie innych bajek jesteście i nie mogło to się udać. Czy gdybyś związał się z kobietą, która by Cię bardziej rozumiała i cieszyła się z tego co otrzymuje, Ty również byś chciał więcej dawać? Piszesz, że żona Cię kochała. Być może ale widzisz w Twoich wpisach jakoś tego nie widać. Osoba, która kocha i wie, że nie może dalej iść z ukochanym, nie rani go, nie upokarza przed innymi, nie wymusza zmian, nie zdradza tylko odchodzi, rozumiejąc sytuację i szanując człowieka, który jest ojcem jej dziecka. Poza tym wiążąc się z facetem lekko odstającym od innych raczej powinna wziąć pod uwagę, że cuda zdarzają się niezmiernie rzadko. Absolutnie nie chcę tutaj obsmarowywać Twojej żony bo jej po ludzku współczuję, tak zresztą jak i Tobie. Rozczarowania, rozwody, rozstania zawsze bolą ale Twoje katowanie siebie jest ogromnym błędem. Wiesz, mnie wiele lat zabrało zanim przestałam się katować i wreszcie zrozumiałam i zaakceptowałam fakt, że zamiast przyciągać, odpychało mnie od własnego męża i ojca naszej córki. Dzisiaj nie mam już z tym żadnego problemu i czuję wielki spokój. Mój maż podobnie jak Twoja żona długo mnie utrzymywał w przekonaniu jaka to ja okropna osoba jestem. Cierpiałam bardzo bo chciałam mieć rodzinę ale niestety ten człowiek był z innej bajki i musieliśmy się rozstać. Dzisiaj nie pozwalam na to aby opinie czy oczekiwania innych ludzi odnośnie mojej osoby miały większy wpływ na moje życie. Oczywiście nie jestem ani aniołem ani ideałem. Ot, kobitka z wszelakimi charakterami ale tak to już jest, że jesteśmy ludźmi i mamy prawo żyć jak chcemy. Też miewam chwile tak trudne, że zastanawiam się nad pójściem do jakiegoś psychiatry aby sobie ulżyć ale te chwile jak chmury na niebie mijają i wraca spokój, który sobie bardzo cenię. Życzę Ci wszystkiego najlepszego a przede wszystkim abyś się tak bardzo nie bał i zamiast strachu próbował do swojego serca wpuścić Miłość. To jest najlepszy lek na świecie!
×