Skocz do zawartości
Nerwica.com

niepokorna86

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia niepokorna86

  1. Praca zawsze jakaś się znajdzie tylko za psie pieniądze. Ciężko znaleźć firmę, gdzie zarobki są wyższe od minimalnego wynagrodzenia. A sam czynsz za wynajem mieszkania jest wyższy niż to, co zarobi się w pracy. Dochodzi koszt przedszkola dla dziecka, opłaty... I te 3000 netto trzeba zarabiać żeby chociaż na podstawowe rzeczy wystarczyło, nie mówiąc już o wakacjach. Nienawidzę tego naszego pieprzonego kraju, gdzie ciężko pracujący człowiek przymiera głodem podczas gdy tylko cwaniakom się powodzi. Nie pozostaje nam nic innego jak wyjechać do jakiegoś innego kraju, bardziej cywilizowanego, gdzie posiadanie własnego mieszkania nie jest luksusem, a standardem.
  2. Też czasami chciałabym mieć czym się zabić. Ale wtedy myślę sobie o tym, że to byłoby zbyt proste, a ja przynajmniej kiedyś zawsze byłam ambitna i nie szłam na łatwiznę. Poza tym to, że tu jesteśmy świadczy o tym, że chcemy coś w swoim życiu zmienić na lepsze.
  3. Witam wszystkich użytkowników:) Jestem nowa na tym forum. Nie wiem dlaczego się tu zarejestrowałam, chyba po prostu muszę się komuś wyżalić, a szczerze mówiąc za bardzo nie mam komu. To może zacznę od przyczyny mojej obecności tutaj. Ogólnie rzecz biorąc jestem córką schizofreniczki, co uważam, że jest głównym powodem mojego stanu dzisiaj. Moja matka zachorowała mając 16 lat, myślę że za sprawą swojej matki, a mojej babci, której szczerze nienawidziłam będąc dzieckiem. Teraz, jako już osoba dorosła, posiadająca własną rodzinę, staję przed obawą, iż to właśnie mnie może dotknąć to schorzenie. Obecnie chyba cierpię na depresję, sama nie wiem, boję się iść z tym do psychiatry w obawie przed otrzymaniem otumaniających leków. W każdym razie bywają dni kiedy na nic nie mam siły, przerastają mnie problemy. Moją sytuację pogarsza także fakt, iż nie mam, a tak naprawdę chyba nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół. Zawsze starałam się ufać ludziom, co powodowało, iż skrzętnie to wykorzystywali, na przykład w szkole. Od zawsze też miałam kłopoty z kontaktami z ludźmi, co wynikało poniekąd z mojej nadwagi już w wieku dziecięcym. Często szydzono ze mnie w szkole, a w domu nie było lepiej, bo nawet sama matka ciągle ze mnie żartowała z tego powodu. Dzisiaj czuję bezsilność i smutek, bo mimo, iż mam męża oraz kilkuletnie dziecko czuję się samotna i nie umiem się z niczego cieszyć. Ponadto panicznie boję się kontaktu z ludźmi, nawet z tymi znajomymi. Czasami nawet wykonanie telefonu stanowi dla mnie ogromne wyzwanie i jest źródłem stresu. Dodatkowo obecnie mąż mój jest bezrobotny, ja studiuję i dorabiam w domu, a nie mamy własnego mieszkania. Codziennie zastanawiam się czy jutro będziemy mieli z czego żyć. Myślałam, że kiedy wyprowadzę się z domu moje życie się zmieni, nabierze sensu. Ale tak się nie stało. Mam męża, który w dzieciństwie także wiele przeżył maltretowany przez ojczyma i teraz ma kłopoty z agresją i nerwicą. Nie mam od niego praktycznie żadnego wsparcia, ani w wychowaniu syna, który mimo swoich 4 lat zaczyna również być agresywny, choć nie wiem czy to nie ze względu na przedszkole. Sygnalizowałam mężowi wielokrotnie, niby tak mimochodem, że mam dość życia, że nie widzę jego sensu, ale on przy każdej "głębszej" rozmowie koncentruje się tylko na sobie i zwala całą winę za swoje zachowanie na dzieciństwo. Rozumiem go, jednak wydaje mi się, że wykorzystuje je jako usprawiedliwienie dla swoich przewinień w życiu dorosłym. Muszę jeszcze dodać, że mając lat 17 zaczął on interesować się paleniem niekoniecznie papierosów i robił to jeszcze jakiś czas temu. Około pół roku temu dochodziło nawet do sytuacji, że potrafił dziennie zużyć dwie działki, a mnie wciskał kit, że szef przestał regularnie płacić. Teraz chyba już się to nie zdarza, ale nie wiem czy znowu nie nadejdzie taki moment, że będzie popalał codziennie. Szczególnie mocno boli mnie to, że żeby mieć "na jaranie" już kilkakrotnie zastawiał w lombardzie swoją obrączkę ślubną. Nie wiem co mam robić w tej sytuacji. Chciałabym żeby się rozwijał, jakoś dokształcił, bo mimo, że skończył liceum techniczne to nie podchodził do matury. Ale on wydaje się nie mieć żadnych ambicji, co pewnie jest skutkiem jego zamiłowania do ziela. A ja nie mam już siły, żeby na cokolwiek go namawiać... Tak jak już wspominałam nie mam siły na nic. Czasami codzienne czynności są dla mnie zbyt dużym wyzwaniem. Nic nie daje mi satysfakcji. Ale największy problem to kontakt z ludźmi, który czasami stanowi dla mnie ponadludzki stres. Idąc ulicą ciągle zastanawiam się czy nikt się na mnie nie gapi dlatego, że mam nadwagę czy dlatego, że jakiś element mojej garderoby może wyglądać śmiesznie. Nie wiem czy to wina mojej niskiej samooceny czy już objaw jakiejś choroby. Ale się rozpisałam. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, komu będzie się chciało przez to przebrnąć Pozdrawiam
×