Skocz do zawartości
Nerwica.com

domciok13

Użytkownik
  • Postów

    29
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez domciok13

  1. Fajncia podaj gg jesli mozesz lub skype w prywatnych, przperaszam, ze tu piszę ale w prywatnych moglabys nie zauwazyc:)
  2. Tak myślałem sobie na temat tego co nas ludzi z depresją, hipochondrią, nerwicą i innymi zaburzeniami spotyka... Chciałbym uprzedzić ,że nie jestem fanatykiem religijnym, który ma zamiar was na siłę nawracać. Chcę powiedzieć ,że przez moją głowę dziś ,patrząc w słońce wschodzące o piątej nad ranem wpadło wiele ,myślę ,że mądrych przemyśleń którymi chciałbym się podzielić. Mój temat będzie traktował o wierze. Wierze tej w Boga, jak i ogólnym pojęciu wiary w siebie i we własne siły, i może to zabrzmi strasznie prymitywnie to uważam ,że farmakologia to jedno, psychoterapia drugie, ale istnieje jeszcze jeden bardzo znaczący element bez którego nie damy rady. Jest to wiara w Boga, a co za tym idzie- wiara we własne Ja. Wiara w potęgę siebie. Bóg dał nam niesamowite życie, bezwzględnie czy mamy depresję, raka, udary i inne zaburzenie somatyczne jak i psychiczne. Jeśli głęboko gdzieś w środku pomyślicie sobie ,że Bóg jest przy was i uwierzycie w to, to daję głowę ,że Bóg tego nie pominie w swoim "kalendarzu" , On bez względu na wszystko zawsze będzie przy was, rodzina może was nie zrozumieć w jakim stanie jesteście, rząd, lekarze, nie do końca mogą was zrozumieć ludzie postronni, ale Bóg zawsze. Patrzy na nas wszystkich z góry i uśmiecha się z powodu tego, że ludzie ,którzy niosą ten krzyż są silni, bez względu na to czy skończyło się to tragicznie ,czy nie to i tak w głębi jesteśmy małymi Bohaterami. Małymi? Przepraszam- Wielkimi, może wielu z was pomyśli co ja bredzę, ale tak na prawdę depresja i inne ciężkie zaburzenia psychiczne to jedna wielka batalia o siebie. To wojna przez którą idziemy odziani w najmniej chroniące nas ubrania, bez kamizelek kuloodpornych, to walka gdzie do dyspozycji nie mamy arsenału broni,a jedynie tabletki i wsparcie, może zbyt deprecjonuję tutaj całe to zdanie używając słowa "jedynie" aczkolwiek dumnie kroczymy przez tę wojnę, a On na nas patrzy i wie, że wielu z nas ją wygra, to my sprawiamy ,że istnieje nadzieja na wygranie z tak strasznymi lękami, wie,że los świata i innych ludzi zależy od tych którzy tę walkę wygrają, tutaj pozwolę sobie wstawić tekst Katy Perry "Who Am I living for"- co znaczy "Dla kogo żyję?" Piosenka jest refleksją ,o której mówi już sam tytuł, ale wczytajcie się w słowa, może dodadzą wam otuchy w walce: Czuję w sobie feniksa Kiedy maszeruję sama do innego taktu Powoli przezwyciężając mój strach, tak, tak I jestem gotowa do podróży nieznaną drogą Czekam na moją nadchodzącą bitwę Ten sprawdzian jest moim własnym krzyżem do niesienia Ale tam będę Nigdy nie jest łatwo być wybranym, nigdy nie jest łatwo być wezwanym Stanie na pierwszej linii frontu kiedy zaczynają spadać bomby Widzę niebiosa, ale nadal słyszę płomienie Wołające moje imię Widzę napis na murze Nie mogę zignorować tej wojny Na końcu tego wszystkiego, Dla kogo żyję? Czuję, że to światło które jest we mnie Szybko przeistacza się w błyskawicę Wiem, że jedna iskra może zaszkować świat Tak, tak Więc modlę się o łaske jak Esther Potrzebuję twojej siły, żeby poradzić sobie ze stresem Wiem, że będą ofiary, ale taka jest cena. Nigdy nie jest łatwo być wybranym, nigdy nie jest łatwo być wezwanym Stanie na pierwszej linii frontu kiedy zaczynają spadać bomby Widzę niebiosa, ale nadal słyszę płomienie Wołające moje imię Widzę napis na murze Nie mogę zignorować tej wojny Na końcu tego wszystkiego, Dla kogo żyję? W końcu, dla kogo żyję? W końcu, dla kogo żyję? Głowa, która nosi koronę jest ciężka Nie pozwól pochłonąć się wielkości Widzę napis na murze Nie mogę zignorować tej wojny Na końcu tego wszystkiego, dla kogo żyję? W końcu, dla kogo żyję? W końcu, dla kogo żyję? Głowa ,która nosi koronę jest ciężka- słyszeliście już to pewnie z tysiąc razy, ale to takie mądre, to my nosimy tę koronę, to my jesteśmy wybrańcami, z każdym dniem przeżywamy kolejną walkę, zamiast być smutnym, zobaczcie ile walk już wygraliście, jak odważni jesteście i ile siły was to kosztowało ,a mimo to żyjemy nadal, przed nami na pewno jeszcze kilka dużych bitew, ale pamiętajcie, On jest i patrzy, On czuwa i wierzy, jest pewien ,że jeśli uwierzymy to zwycięstwo mamy w rękach a korona męczeństwa zmieni się w koronę królewską, musimy tylko iść na przód. Nie traćcie nadziei. Bóg w was wierzy. Nie traćmy tego i dziękujmy za to co mamy. To się liczy i może stracimy kawałek z życia ale da nam to wiele pięknych lekcji. Więc jak Rycerze? Walczymy?
  3. @follow Tak,tak, mam niby depresję epizodyczną, mówię niby bo aż w to nie wierzę:) wg mnie jeśli to nie głęboka depresja, to nie wyobrażam sobie jaka musi być głęboka, a co do zdrad...eh szkoda mówić nawet na ten temat, brzydzi mnie to środowisko i to bardzo...nie chcę być z nim kojarzony nigdy...nigdy nie dałbym też im praw do adopcji, a jeżeli już to w bardzo sporadycznych przypadkach, i nie dlatego ,że to dwóch facetów czy dwie dziewczyny, ponieważ i tak jedno i drugie mają całkowicie inne charaktery, jeden - bardziej żeński a drugi dominujący ,męski, tak samo w związkach lesbijskich. I co do tego ,że trzeba przedstawiać swoje oczekiwania to było tak od zawsze u mnie, rodzice zakrzewili we mnie piękne wartości, wiara, miłość, wierność, wytrwałość, jeden partner do końca życia...bez zdrad, ja nawet bym nie potrafił zdradzić. Eh...nie pojmę tego środowiska nigdy. No ale cóż sorry za offtopa;) O psychoterapii myślę...myślę ,że fajnie poczytać tak co piszecie tu na forum, to miłe i ciekawe;) P.S. poza tym myślę ,że depresja moja wynika również z tego ,że jestem bardzo przystojny, kochający, wierny więc nie wiem co ze mną nie tak,że zostałem tak potraktowany (przepraszam za ten brak skromności w pierwszym przymiotniku, mawiają ,że lepszy brak niż fałszywa skromność) -- 12 sie 2012, 12:01 -- a co do tych związków to moim argumentem miało być to ,że oni siebie nie szanują w większości przypadków a co dopiero dziecko ...
  4. Geneza mojej depresji była prosta... rozczarowanie w miłości, tak ciężkie ,że słowa nie są w stanie tego odpisać, potem drugi związek (byłem już wtedy w depresji) który wykiełkował we mnie takie zaufanie do mojego partnera ,iż nic nie było w stanie tego zburzyć, tak myślałem wtedy...no niestety życie pokazało jak bardzo się zawiodłem, kolejne zdrady...smutek, płacz, bezradność...myśl ,że musiałem zrobić w życiu tyle złych rzeczy ,że musi to do mnie wrócić. Pierwszy partner zdradził mnie gdy byłem w pracy, drugi zaś gdy wyjechałem do rodziców (do innego miasta) to niesamowite...że tak bardzo dałem się nabrać. Oczywiście teraz jeśli miałbym kogoś to w pracy pojawią się kolejne myśli, kiedy wyjadę do rodziców - również. W domu rodzinnym gdzie obecnie przebywam mam bardzo nieciekawą sytuację, ojciec jest alkoholikiem, mama też czasem lubi sobie wypić...nawet przed pracą, co tłumaczy ,że idzie dopiero na nockę więc może sobie pozwolić, oczywiście gdy mówiłem ,że ma problem to stroniła od tego ,zapierała się rękoma i nogami. Rodzice kłócą się codziennie, to są chore kłótnie, wulgarne, które we mnie strasznie godzą, bez względu na to czy dotyczą pośrednio mnie czy w ogóle nie, mam tu na myśli tylko ich. To niesamowite, czuję się tu, w domu, jakby moje życie się kończyło, ciągłe bóle po jednej stronie klatki piersiowej, oczywiście zdaję sobie mocno sprawę ,że może to być rak bo popalam sobie od 2 lat...aczkolwiek nie zaciągam się, i ta ciągła hiv-fobia, leczę się już rok, ale nie przynosi mi to żadnych rezultatów...ciągle wierzę, ale często miewam myśli samobójcze... kończą się na tym, kiedy myślę o moim kochanym psie, którego kocham jak własne dziecko. Nie wiem już co robić...nie mam pomysłów, nie wyjadę stąd ponieważ na ten czas nie wyobrażam sobie pracy...po prostu gdy byłem w pracy to miałem wrażenie ,że sobie strzelę w łeb, i gdybym miał coś pod ręką to pewnie tak by było...to jakiś koszmar... Brałem Effectin, Bioxetin a teraz Depralin... nie wiem już czy w ogóle jest jakaś szansa...Chciałbym się stąd wyrwać, ale z mamą, najgorsze jest to kiedy mówię jej ,że nie wyleczę się nigdy to ona zawsze odpowie: Robię wszystko co mogę (i zaczyna się płacz) ...i wtedy ja czuję się winny... i tak w kółko...jeśli macie jakieś pytania to śmiało, pozdrawiam i proszę o pomoc. P.S. ciągłe myśli o śmierci, nowotworze i hivie zabijają mnie, mimo ,że zabezpieczam się to boje się ,że przez seks oralny (mimo ,ze ran nie bylo widocznych) złapię ten syf. Choć takich stosunków w ogóle miałem bardzo mało to boję się ,że zostały mi z 4 lata życia to max. Czuję ,że moje życie dobiega końca. Czasem chcę sobie sam odebrać je ,bo nie chcę by śmierć zaskoczyła mnie pierwsza.
×