Skocz do zawartości
Nerwica.com

wisnia

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wisnia

  1. ...ostatnie badania udowadniaja ze życie nie ma sensu...ot rodzimy sie zyjemy i umieramy...czesc koniec piesni...dosc dawno doszlam do takiego wniosku...i co z tego...ludzie dziela sie na tych ktorzy wierza w sens nie wierzą w sens oraz takich dla ktorych droga jest wazniejsza od samego celu...ble...generalnie sprowadza sie wszytsko i tak do tego ze ZYCIE NIE MA SENSU... ...no i super...no kur...a wlasnie nie...bo ile mozna siedziec po uszy w mule...?mozna w nim siedziec jak komus jest dobrze...no to reka do gory komu tu jest z tym dobrze?...nie mowcie wiem sama nikomu...mnie samej tez nie...i to jest najbardziej przykre... ...i tak jak Ktos tu napisal...i co z tego ze nadasz sobie łatke definicje pojecie...nazwiesz sie...to nie zmienia niczego...bo i tak sam musisz walczyc czy jestes dystymikiem, paranoikiem, czlowiekiem z depresja, schizofrenia, czy masz osobowosc unikajaca czy dotyczy cie prokrastynacja czy cokolwiek innego...nie wazna jest nomenklatura... ona nie uzdrowi...wazne jest tylko to...ze musisz walczyc z tym sam...oczywiscie jesli chcesz...ale uwaga...to jest kur...sko...ciezka charowa...i to na lata...i w sumie nie wiadomo z jakim skutkiem...i powtarzajac za O.N.A..." czy warto bylo ...."nie wiem nie mam kuli zwiduli... ...nie wazne czy lykasz tabsy smigasz na terapie...i tak jestes na polu walki sam...tyle ze inna moze byc swiadomosc...ze ktos w razie "W" za toba stoi...ze masz wsparcie...i nie mowie o rodzinie spoleczenstwie czy czym innym...mowie o swiadomosci... ...zaczynam walke z prokrastynacja... ...terapia dalej wisi na kolku... ...od paru dni "zapominam" brac cukiereczki...jakos funkcjonuje... ...kiedy zaczne krwawa batalie z dystymia, osobowoscia unikajaca, zakompleksieniem. apodyktyczna matka dla ktorej to ja mam byc substytutem matczynej milosci...kotra zwaraca uwage na forme a nie na tresc...zajmuje sie gownianym papierkiem zamiast skupic sie na wartosci cukierka...kiedy sie wyplacze z toksycznego ukladu... ...kiedy...zaakceptuje siebie i swoje cialo ...kiedy...kiedy...kiedy...ect. ...wtedy jak zwere poslady i zaczne dzialac...albo sie wykrwawie na smierc albo mi sie uda...no chociaz troche cos zmienic... ...mnie praca trzyma jako tako w ryzach "normalnosci"...chociaz jest zrodlem mega stresu...ale wszystko ma schemat cebuli... ...mialam isc spac...a wypisalam...sama nie wiem co ...dobranoc...
  2. ...obecnie jade na moclobemidzie...i w sumie sama nie wiem...czasem mam wrazenie ze mam flow i tzw. atak...glupawe...i niby jest fajnie ale gdzies w glowie sie lapmka zapala...ze tak tez byc nie moze...na poczatku brania mialam masakre...ciagle chcialo mi sie spac...jakies pol godziny od wziecia przechodzilo po jakiejs godzinie czy 1,5rej...najgozej jednak bylo w pracy...spalam prawie ze na stojaco...bralam 2 razy dziennie teraz biore raz dziennie ok poludnia...i jest oko...troche wiecej sie smieje... ...terapia...zawieszona na kolku...
  3. Kiya...wolalabym abys sie nie podpisywala...zeby bylo inaczej...by zadne z nas nie wiedzialo co to dystymia, by zylo... ...okres...gniewu...i poczucia pustki...wiem ze jestem rozmemlana jak ziemniaki...na papke...takie rozmemlanie jest najgorsze...zeby choc byc zimna suka bez uczuc, czy ociekajacym dobrocia aniolem do zrzygania...jakimkolwiek byc tylko nie nijakim... ...szyba...czuje sie jak za szyba z jednej strony jestem ja i cos tam co mnie tworzy i co jakis czas wkur....szyba...i cale zycie...swiat...dwa inne swiaty... ...biore cukiereczki...i oko...nie mam zjazdow...ale sensu nie ma dalej...mam terapie...ale sensu nie ma dalej... ...przelacznik trzeba w mozgu odszukac i pstryk...nie wiem...niby mowie, widze, rozmawiam...jem, pisze teraz na klawiaturze...ale mam wrazenie ze moj mozg nie pracuje ze jest jakas tama...i sama nie moge przebic sie do siebie...ze tam nie ma nic...nie ma mnie...mozg mi nie pracuje... ...mozna mowic do mnie ale nie dociera... ...serotonina dożylnie...pokonujaca bariere krew-mózg dlugo dzialajaca...w postaci inteligentnych czasteczek...albo podskórne implanty wyrownujace stezenie odpowiednich neruroprzekaznikow...cos na podobe hormonalnej terapii zastepczej...systemy transdermalne... a zycie nasze moglo by byc latwiejsze... ...sadze ze sa juz leki, albo sa ludzie ktorzy wymyslili skuteczne leki, jednak to sa miliardy...i beda blokowani przez koncerny...jak Agonista napisal...znam ten rynek, pracuje w branzy... ...nie wiem co czynic nie wiem...
  4. ...nie wiem czy pisanie tu i w ogóle ma jakis sens... ...nawet pisac mi sie nie chce...caly czas w glowie tysiac pomyslow na minute...w realizacji...hmmm poł pomyslu...zapalam sie i tak samo szybko...nawet nie gasne a spalam sie...bardzo malo rzeczy doprowadzilam do konca...(a po drodze...ile razy chcialam zostawic w cholere rzucic...i co wlasciwie...uciec...ale gdzie i przed czym)...len mozna powiedziec, slabeusz...himeryczka...choleryczka...wariatka...czasem od wielkiego dzwonu zryw...kilka minut w ktorych czulam ze jestem wolna ze zyje naprawde...a potem pstryk plomyk gasnie i znow opadam na dno...w gesty muł ktory szczelnie oblepia mnie...i zastygam...na wiele dni tygodni... ...pracuje...tak jedyna czynnosc ktora zmusza mnie do aktywnosci...poza tym, nie robie nic...siedze w domu i...? czekam...nie wiem na co na zycie ze zapuka do drzwi zlapie za rekaw powie chodz poczujesz w sobie wiatr dzikosc i prawdziwa wolnosc...eee nie dzieki posiedze...takie cos nie istnieje... Nie ma motywacji...moje dzialanie wynika tylko z przymusu...bo musze jesc ( choc czasem i tego mi sie nie chce ), bo ktos "upierdliwy" ciagle popycha mnie palcem...bo cos tam...nic od siebie ze srodka...nie czuje potrzeby...nie czuje czasem nic... ...a czasem czuje...tak gleboki smutek zal...mam poczucie czasu ktory tak szalenczo przecieka mi przez palce...o nie on zapierdala...z predkoscia swiatla...nie wiem gdzie stracilam poprzedni rok...zamknelam na chwile oczy...i juz go nie bylo... ...nie czuje ze zyje...jedynie wegetuje....O wiadomosc jutro skonczy sie swiat...ok dobrze...pojde do pracy wroce usiade na kanapie i poczekam... ...nie mam wyrazu oscyluje gdzies miedzy szaroscia a szaroscia...nie ma mnie, wtapiam sie w tlo...w fakture budynkow, zielen drzew...czern asfaltu...nie interesuje mnie nic i chyba nawet nikt...a jesli tak to tylko tak na powiezchni plytko...uprzejma wymiana zdan i zapytan...wszystko w konwencji spolecznej poprawnosci na miernym poziomie...i to z ludzmi kotrych znam...nie jest to zbyt absorbujace i wymagajace zwarzywszy na ich liczbe... ...obserwuje zycie...to ktore przetacza sie obok mnie...i nie czuje czasem niczego...mam wrazenie ze nie mam serca uczuc....jestem maszyna...tak bardzo gdzies sie w sobie zakopalam...ale jedno czesto mnie odwiedza...strach....choc i jego sila widze ze juz slabnie...wtedy gdy jest czuje ze bije moje serce...ze je mam ze pompuje krew...ze mam krew ktora krazy...ze mam cialo, ktore zyje...a potem i on odchodzi...i nie ma nic... ...patrze na ludzi...i wydaje mi sie to wszytko takie sztuczne i puste, i wywoluje to we mnie gniew...w srodku a potem wpycham go glebiej w siebie i niewypowiedziany osiada i zamykam oczy i uszy i chce wejsc w ta sztucznosc...sic!...potem tylko mdlosci i niesmak... ...co to jest przyjemnosc...? ...skad sie biora marzenia...? ...permanentne poczucie beznadziei i marazmu... ...3 terapia... ...nie uwazam ze zycie moje ma jakikolwiek sens...a i nie widze sensu w odbieraniu sobie tego zycia...dotrwam do swej smierci...i moze wtedy zaplacze i przez ulamek sekundy pozaluje swego zycia moze wtedy cos zrozumiem... ...podobno...rodzimy sie z zacisnietymi piesciami...jakbysmy chcieli pokazac swiatu i zyciu ze jest nasz i mamy wole walki ze go zdobedziemy...gdy umieramy rozkladamy ramiona....by pokazac ze nie mamy nic i wszystko zostawiamy...
×