Witam wszystkich. Mam 16 lat i mimo tak młodego wieku czuję, że życie mi się sypie, a nawet wali w błyskawicznym tempie. Od zawsze byłam wrażliwą osobą. Jednak teraz moje przewrażliwienie nie daje mi spokoju. Analizuję każde pojedyncze słowo, które usłyszę (czy przypadkiem ten ktoś nie chciał mnie obrazić, a jeśli tak, to co konkretnie). Moja samoocena jest poniżej zera i tylko doszukuję się kolejnych mankamentów urody czy charakteru. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi i odnaleźć z nimi wspólnych tematów.Kiedy do tego dochodzi to jąkam się i gubię we własnych myślach, zapominam co chciałam przekazać i mówię bzdury, których często żałuję. Planuję każdą rozmowę, a i tak nic z tego nie wychodzi. Mam wyrzuty sumienia. Kiedy ktoś jest niemiły to w ogóle mnie zatyka i nie potrafię sensownie odpowiedzieć. Nawet dzieciom. Ponadto czuję jakby ktoś zawsze na mnie patrzył i zastanawiam się co jest ze mną nie tak, co przysparza jeszcze więcej kompleksów. Unikam znajomych, bo denerwuje mnie ich każde zachowanie, czy wypowiedź, pomimo, że jest całkiem normalna. Z drugiej strony czuję się niezwykle samotna i niepotrzebna. Wszystkim wszystkiego zazdroszczę, co mnie wykańcza. Podejrzewam, że wynika to z moich ogromnych kompleksów. Czuję się niezadbana i zawsze gorsza od innych pod każdym względem.
Kiedy się budzę, nie mam siły żeby wstać. Ustanowiłam sobie jednak poranny rytuał: wstaję, włączam komputer zawsze ten sam serial, robię śniadanie i kiedy jem je przy tym właśnie serialu czuję się spokojniej. Był czas, gdy musiałam jeść ciągle to samo, gdyż nie czułam się spokojnie, kiedy tego nie zjadłam.
Ponadto przy wszystkim, co robię towarzyszy mi zdenerwowanie, lęk oraz niepokój, a także natłok myśli, sprawiający, że czuję się jakbym miała wnętrze głowy zalane jakąś obślizgłą, ciężką substancją. Ciągle jestem zmęczona. Do tego codziennie mam co najmniej 4 wybuchy płaczu. Wtedy czuję się jakby sparaliżowana. Leżę i przechodzi przeze mnie takie okropne uczucie sparaliżowania i niezdolności do poruszenia się. Mam wtedy ochotę tylko wrzeszczeć. Takie napady są często nieuzasadnione, bowiem wczoraj wieczorem po rozmowie telefonicznej z koleżanką, momentalnie zaczął się ten horror, mimo że nic złego nie zrobiła czy powiedziała.
Mam też myśli samobójcze, choć z drugiej strony mnie one przerażają. Rozważam codziennie sens istnienia i gardzę nim, nie odnajdując żadnego powodu, dla którego warto żyć.
Mam także problemy z własną osobowością, bo w jednej chwili chcę być rozrywkowa, niezależna od kogokolwiek, w drugiej chwili zaś czuję się przez to jak bezwartościowa dzi**a.
Mam też problem z niekontrolowaniem siebie podczas jedzenia.
Dodam tylko, że mój problem polega również na tym, że nie mogę liczyć na pomoc psychologa, gdyż moi rodzice, słysząc o moich problemach psychicznych odpowiadają, żebym uderzyła głową w ścianę, to na pewno przejdzie. Dla mnie to nie jest nawet zabawne, lecz żałosne. Błagam o pomoc, a nie mogę jej dostać. Sama nie pójdę do psychiatry czy psychologa, bo z tego co słyszałam, to trzeba to jakoś omówić z rodzicami.
Nasuwa się pytanie: co robić? Co robić!?
Czy to nerwica lękowa? Ja już nie wiem jak sobie poradzić...
Ps. Z góry przepraszam za powtórki oraz złą składnię.