Witam!
Ja właściwie dopiero od niedawna jestem świadoma swojej hipochondrii. Przez ostatnie dwa lata prawie zamęczyłam psychicznie siebie i swoją rodzinę. Nigdy nie byłam chorowita, nie chodziłam do lekarzy, aż znalazłam sobie guzek w piersi. Po USG i biopsji,lekarz powiedział że to nic groźnego ale mi odbiło. W każdym bólu głowy,ręki czy nogi zaczęłam doszukiwać się ciężkiej choroby (najczęściej raka, mam na tym punkcie fioła). Mam mamę pielęgniarkę więc najpierw wydzwaniałam do niej z opisami dolegliwości. Potem zaczęłam wycieczki po lekarzach. Najpierw dwa lub trzy razy w tygodniu byłam u mojej lekarki rodzinnej, wykłócałam się z nią o skierowania na USG tego i tamtego,na badania krwi itp.Jak miała mnie dość i wygoniła mnie skutecznie, zaczęłam wędrówkę po specjalistach onkolog,neurolog, chirurg,gastrolog,laryngolog, neurolog,pobyt w szpitalu na badaniach. Oczywiście wszystkie wizyty prywatnie więc wydalam na nie majątek. Lekarze ciągle powtarzali mi że jestem zdrowa.W końcu jeden wprost mi powiedział, że powinnam odwiedzić psychiatrę a nie włóczyć się po specjalistach i marnować czas i kasę. Ale się na niego obraziłam!Jak on śmiał tak mi powiedzieć! I jeszcze za wizytę mu płaciłam!
Na jakiś czas przestałam chodzić do lekarzy, czułam się okropnie, nikt mi nie wierzył że boli mnie głowa, mam mdłości,kręci mi się w głowie, bolą mnie oczy, nie mogę spać itd. Któregoś razu tak mnie bolała głowa aż miałam światłowstręt, nie mogłam pójść do pracy.Poszłam do lekarki rodzinnej a ona wypisała mi Neurol,taki łagodniejszy lek na nerwicę,lęki i takie tam. Powiedziała mi, że skoro u tylu lekarzy byłam, i tyle leków już brałam to chyba nie mam nic przeciwko jeszcze jednemu,który mi na 100% może pomóc. No i tak brałam te leki i mi przeszło! Dotarło do mnie że to były nerwy. Jak pozbyłam się guzka w piersi to już całkiem było ok. Jakieś pół roku miałam luz, przestałam się zadręczać,byłam szczęśliwa.
No ale niestety,w lipcu byłam na kontroli i znowu mam guzek w piersi,jutro mam biopsję. To co się teraz ze mną dzieje,jest chyba dwa razy gorsze od tego co było. Śpię po 2-3 godziny w nocy,serce mi wali,niedobrze mi, nie mogę wysiedzieć w kościele bo mi słabo,czuję się jak w klatce (wcześniej tego nie było). Cały czas siedzę w domu,wychodzę tylko do sklepu i to z wielkim trudem. Mam wrażenie, że na dworze czuję się jeszcze bardziej spanikowana niż kiedy jestem w domu. Postanowiłam pójść do psychiatry,oczywiście ten który przyjmuje w mojej miejscowości jest na urlopie:( Czuję, że wariuję.Ciągle sobie wmawiam, że to nic groźnego, że to wytną i będzie ok. ale to nie pomaga, bo właściwie, to może być coś groźnego...
Co ja mam ze sobą zrobić?! Tak się nie da funkcjonować! 1 września wracam do pracy( szkoła) ale chyba nie dam rady z domu wyjść.To wszystko mnie przerasta, nikt mnie nie rozumie ani mama,ani mąż...Krzyczą na mnie, mąż jest wręcz zły na mnie za to zachowanie, ale ja nad tym nie panuję!Chciałabym zachowywać się i myśleć inaczej ale nie potrafię. Czy ktoś może mi podpowiedzieć co robić?
Przepraszam, że tyle tu napisałam,i że się użalam ale jeszcze kilka dni chyba ...no sama nie wiem co będzie.