Skocz do zawartości
Nerwica.com

osmypasazerpodrozy

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia osmypasazerpodrozy

  1. Dzięki wszystkim, pomyślę o pójściu do lekarza. Chociaż jest to ostatnia rzecz na jaką mam ochotę...
  2. Wg mnie to nerwica natręctw, bądź jej początki. Piszesz, że tylko "liznęłaś" temat, więc zakładam, że tych czynności natrętnych jest u ciebie więcej. Dam ci pewien "domowy" sposób na pozbycie się natręctw, jeśli nie zadziała to udaj się do psychologa/psychiatry, to będzie najlepsze rozwiązanie. Radzę ci spokojnie przeczytać całe, mimo że tekst jest długi. Myślę, że warto. Czyli zaczynasz walczyć z rytuałami przez powstrzymywanie się. Kiedy sięgasz po interesującą Cię książkę, zaczynają atakować obsesyjne myśli, które każą Ci wymyć ręce, chociaż dobrze wiesz, że myłeś je kilkanaście minut wstecz. Logiczne przekonanie o ich czystości nie działa. Obsesje nadal napierają („ A może wymyłem niedokładnie? Te kurki są takie brudne, mydło też mogło być zabrudzone, no i dotykałem jeszcze klamki, a teraz okładki książki”). Nie potrafisz się skupić, ale wiesz, że jeśli poddasz się przymusowi ponownego mycia rąk, nie poczytasz książki ani dzisiaj ani jutro (doskonale zdajesz sobie sprawę, że jutro będzie podobnie, a nie udajesz, że jutro wszystko się uda). Tym samym, dokonujesz pierwszego istotnego kroku: obiektywnie oceniasz sytuację i nie chcesz odwlekać na później. Cóż z tego: wobec intensywnych natręctw, które każą Ci wymyć ręce, zaczynasz odczuwać lęk (wcześniej był tylko niepokój). Co robić? Czy nie ma innego sposobu stłumienia lęku? Tylko realizowanie natręctw? Zadając sobie takie pytania, podejmujesz już walkę z chorobą! Jeśli uda Ci się przeciwstawić obsesyjnej potrzebie mycia rąk i wytrzymasz następne kilkadziesiąt minut, zaczynasz odkrywać, iż nie doszło do żadnej katastrofy, chociaż rąk nie umyłeś. Ściany twojego pokoju stoją jak wcześniej, nie doszło także do kataklizmu pogodowego, nikt na Ciebie nie wrzeszczy, a Twoje ciało (pomimo pewnego napięcia) nadal funkcjonuje jak wcześniej. Powoli uspokajasz się. Lęk okazał się nie taki groźny, chociaż wcześniej nie dopuszczałeś nawet możliwości konfrontacji. Jesteś nieco pewniejszy siebie, ponieważ udało Ci się zapanować nad sytuacją (co przecież bardzo lubisz). Nie zmusiłeś się do wykonania irracjonalnych czynności, a pozostałeś cały i zaczynasz wreszcie inaczej oceniać sytuację. Może i dzisiaj nie przeczytasz swojej ulubionej książki, ale przeczuwasz, że po kilkunastu dniach podobnych ćwiczeń, będziesz mógł ją czytać bez większych przeszkód. Stawiasz sobie inne niż dotąd zadanie: Pokonać natręctwa! Zyskujesz pewność: Jeśli tak świetnie wykonywałem swoje natręctwa (bo chyba nikt inny nie potrafiłby wymyć rąk w podobnie doskonały sposób), to pewnie będą także świetnie się im przeciwstawiał! Potrafię to zrobić, chociaż nie od razu. Zdajesz też sobie sprawę, że to proste ćwiczenie (zaniechanie wykonywania rytuałów), nie spowodowało żadnej katastrofy, a wręcz przeciwnie: dzisiaj wygrałeś Ty. Ten prosty przykład (który z powodzeniem możesz dopasować do swoich własnych natręctw), jest przykładem bezpiecznej terapii, którą z powodzeniem możesz stosować bez większego wsparcia osób drugich. Korzyści są oczywiste, ale spróbujmy raz jeszcze je powtórzyć:- przejmujesz kontrolę nad sytuacją: to Ty zaczynasz kontrolować natręctwa, a nie one Ciebie; - lęk, okazał się emocją, którą można nie tylko przeżyć, ale także opanować. W końcu to nie ktoś obcy go nasyła, ale rodzi się w Tobie i zmusza do podejmowania wrogich Ci działań (kompulsji), które pochłaniają tak ważny przecież czas; - czujesz się pewniej, bo nie odłożyłeś zadania na później, zatem nie pozwalasz obsesjom na nieustanny atak. Tym samym (zgodnie z rysunkiem obrazującym schemat „błędnego koła”), nie prowokujesz kompulsji; - jako, że podjąłeś walkę z rytuałami, dostrzegasz wreszcie, iż po raz pierwszy, świadomie, udało Ci się przerwać błędne koło symptomów chorobowych. Przypominasz sobie także, iż wcześniej, często nie realizowałeś natręctw zgodnie z ich oczekiwaniami, ale działo się to z powodów niezależnych od Twojej woli – ktoś Ci przerwał, coś się wydarzyło. O ile wcześniej czułeś się zagrożony i zły, to teraz, możesz czuć zadowolenie. Udało się świadomie i – przede wszystkim – samodzielnie; - walcząc z chorobą, zyskujesz możliwość realizowania swoich właściwych potrzeb: w tym przypadku, będziesz mógł spokojnie czytać interesującą Cię książkę. Zyskujesz, zatem przekonanie, że to nie natręctwa są tu najważniejsze. Najważniejsze jest, aby ustąpiły; - może zdarzyć się, że pierwsze próby konfrontacji z rytuałami okażą się miernie skuteczne, jednak czujesz, iż to dopiero początek Twojej walki. Nie staraj się poddawać. Z każdym dniem powinno być nieco lepiej, a kiedy wreszcie ćwiczenia znudzą Cię, okaże się, że Twoje natręctwa zostały pokonane. Co zrobić, jeśli mi się nie udaje? Pamiętaj, że zespół natręctw, jak każda inna choroba, ma rozmaite nasilenie. Mogło się zdarzyć, że Twoje objawy nie poddały się powyższemu ćwiczeniu. Pomimo, że zrozumiałeś, na czym polega choroba i dostrzegłeś sens podejmowania ćwiczeń, to jednak nie umiałeś sprostać zadaniu przeciwstawienia się rytuałom. Kiedy chciałeś zaprzestać wykonania, kompulsji, niepokój przerodził się w paniczny lęk, a Ty sam popadłeś w poczucie winy. Mogłeś nawet pomyśleć: „Cóż z tego, że to wszystko przeczytałem? Przecież natręctwa są silniejsze ode mnie. Muszę je realizować. Jestem bezradny. I nigdy z tego nie wyjdę. Jest nawet gorzej. Teraz będę musiał podwójnie nadrobić zaniechane czynności. Nie ma sensu w tych ćwiczeniach”. - Błąd! Jeśli podejmiesz regularne ćwiczenia i nie zniechęcisz się, po kilku miesiącach uda się także Tobie. Nie możesz zakładać, że uda się po dwóch, trzech próbach. Niekiedy udaje się po latach, ale nie oznacza to, że przez cały czas natręctwa będą tak samo silnne, jak na początku. Pamiętaj, że Twoja choroba jest uleczalna. Ale bez Twojego aktywnego udziału w leczeniu, będzie bardzo trudno. Ćwiczenie prowokowania objawów Zdajesz sobie sprawę, że potrafisz powstrzymywać rytuały mycia się i znacząco skróciłeś czas ich trwania. Ale jesteś tak bardzo skupiony na unikaniu kontaktu z czymkolwiek, co mogłoby Cię zbrudzić, że styl Twojego życia staje się coraz bardziej dziwaczny. Boisz się dotykać zwykłych rzeczy, w specyficzny sposób otwierasz drzwi czy puszki, nie jesteś pewien czy możesz pójść do restauracji w obawie przed kontaktem z obcymi Ci ludźmi czy przedmiotami dotykanymi przez innych. Zaczynasz, więc unikać objawów, a tym samym wycofujesz się z większości przeciętnych aktywności. Jest to bardzo istotny błąd! Co zrobić, aby tego uniknąć? Spróbuj sprowokować objawy. Podobnie jak wcześniej, zacznij od tych najprostszych. Jeśli lękasz się dotknięcia klamki, nie staraj się unikać z nią kontaktu, a wręcz przeciwnie. Raz jeszcze przypomnij sobie, że to nie klamka Ci zagraża. To Twoje natręctwa są właściwym przeciwnikiem. Początkowo ledwo muśnij klamkę, chociaż jednym palcem, potem wszystkimi palcami i powtórz to raz jeszcze, aby wreszcie pochwycić ją całą dłonią. Wytrzymaj tyle ile potrafisz (znowu ten lęk). Uprzytamniaj sobie, że klamka nie parzy, że przetrwałeś ćwiczenie cały i że wokół Ciebie nie zachodzi nic, co obiektywnie mogło by być groźne. Powróć do tego ćwiczenia możliwie szybko i bądź konsekwentny. Pamiętaj: raz pokonane natręctwo, staje się wręcz śmieszne. Możesz ćwiczyć właściwie wszędzie. Jeśli mijasz szczeliny w chodnikach, celowo na nie wchodź. Jeśli nie możesz dotknąć obcych sztućców, zrób i to. Boisz się czytać w obawie, że nic nie rozumiesz, czytaj na głos i nie staraj się wracać do początku strony. Musisz sprawdzić zapisane wcześniej kartki, zrób to sam, ale tylko jeden raz i nie pozwól, aby objawy Cię uprzedziły. Przykłady można mnożyć w nieskończoność, ponieważ nie sposób odgadnąć treści akurat twoich obsesji czy kompulsji. Mechanizm objawów pozostaje bez zmian. Jak zauważyłeś, najistotniejszym sukcesem tego ćwiczenia, jest samodzielne zanurzanie się w sytuacje, w których zawsze przeżywasz natręctwa. A już sam fakt, iż zrobiłeś to z własnej inicjatywy, stanowi o możliwości kontrolowania choroby. Przestałeś być bierny!ak to bywa w każdym podsumowaniu, tak i tu, nie sposób uniknąć powtórzeń. Jednak nie każde powtórzenie jest kompulsją czy obsesją, zatem raz jeszcze chcemy Ci przypomnieć podstawowe informacje zawarte w tym Poradniku: - zespół natręctw jest chorobą, której możesz się skutecznie przeciwstawić. Cierpią na tę chorobę także inni i uwierz, że pacjenci, którzy podejmują właściwe leczenie, odzyskali swoje zdrowie bądź odczuli na tyle znaczącą poprawę, że mogą poprawnie funkcjonować; - jako „poprawne funkcjonowanie” rozumiemy możliwość realizowania zainteresowań, utrzymanie Twojej pracy, edukacji czy właściwych relacji międzyludzkich. Nie uznawaj, że „ja już taki jestem i nic w sprawie tych natręctw nie mogę zrobić”, ponieważ przytakujesz wtedy wersji życia w chorobie, która uniemożliwa Ci swobodę egzystencji; - pamiętaj, że istnieją skuteczne sposoby terapii, a obok zleceń Twojego lekarza istnieje możliwość aktywnego udziału w walce z chorobą, co obrazują powyżej opisane sposoby terapii zwanej behawioralno-poznawczą; - nie oszukuj się, że w Twoim przypadku nic z tego nie wychodzi, jeśli po ledwie kilku próbach wycofałeś się z terapii behawioralnej bądź odstawiłeś zlecane leki bez konkretnego uzasadnienia. Staraj się pamiętać, że na zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne cierpisz od dawna (być może od wielu lat) i nie sposób uznać, iż to w jeden miesiąc miałeś odzyskać dobrą formę; - staraj się obiektywnie oceniać natręctwa. Przede wszystkim – nazywaj je i prawdziwie podsumowuj czas, który Ci zabierają. Nie pomniejszaj ich znaczenia, nie odwlekaj i nie udawaj, że „jutro jakoś to będzie”; - nie wstydź się prosić o pomoc. Jeśli nawet nie od razu spełni ona Twoje oczekiwania, to poprzez pokazanie tego Poradnika, możesz wreszcie zyskać lepsze wsparcie bliskich, często zagubionych i nierozumiejących co właściwie się z Toba dzieje! moze moj przyklad powie osoba ktore choruja na nn, ze nerwica natrectw jest wyleczalna i z tego co sie dowiadywalam sa tez osoby ktore wlasnie dzieki tej metodzie tez natrectw sie pozbyly! zdrowia !
  3. Może wiele ci nie pomogę, ale napiszę, że też tak miałam. Teraz tylko raz na jakiś czas muszę wziąć głębszy oddech, ale to nie jest nic poważnego. Wcześniej było. Czułam, jakby powietrze, które wdycham nie miało miejsca gdzie się "zagnieździć". Miałam też ataki duszności, i z kaszlem, i bez, przy jednoczesnym uczuciu kłucia w sercu/klatce piersiowej... Miałam robioną spirometrię - piękny wynik, przeszłam szereg badań alergicznych - zero uczulenia na cokolwiek, prześwietlenie płuc również nic nie wykazało. Wszelkie leki jakie mi przepisywano (w szczególności alergiczne) nie przynosiły najmniejszego efektu. I ostatecznie fakt, że mój kaszel przerodził się tik kaszlowy to zasądziło na tym, że prawdopodobnie było i jest to z przyczyn nerwowych. Starałam się ograniczyć stres do minimum, dodatkowo brałam codziennie leki uspokajające i poprawiło się. Obecnie wciąż borykam się z tym tikiem kaszlowym, ale ataku duszności nie miałam już dawno.
  4. Nerwica lękowa... Nie wykluczałabym i takiej opcji. Chociaż jednym z moich wymarzonych wariantów jest jednak zwalenie całej winy na dojrzewanie... Wszystko jest możliwe Czyli tak jak podejrzewałam... Znalazłam to określenie około pół roku temu, gdy pomagałam osobie z internetu z problemem podobnym do mojego. Bałam się sama sobie przyznać, że to może być to. Wynika to też może z niepełnej wiedzy - książek psychiatryczny ogółem przeczytałam multum (krótki czas po zaczęciu się moich anomalii "wkręciłam" się w psychiatrię i tak już zostało, stąd też w niewielkim stopniu wiem, co mi pomaga), ale trafić na jakąś tylko o derealizacji nie miałam przyjemności. A szkoda, bo to jest mój główny problem. Informacje z internetu? Jak to wyleczyć? Gdzieś ktoś kiedyś rzucił nazwą jakiegoś leku na nerwicę natręctw, drugi zwykłą walerianą, a trzeci zignorował to, że trzeba się przyzwyczaić. I w sumie sum nie mogę znaleźć żadnej pomocy, więc stosuję swoje pseudo metody, żeby chociaż minimalnie to opanować. Miałam teorię, że to wszystko bierze się z braku snu. W końcu nie bez przyczyn rodzice, lekarze, nauczyciele i wielu innych zarzeka się, jak ważne jest, żeby dzieci się wysypiały. 8 godzin snu bodajże... Rzadko kiedy wyrabiam tę normę. Rozpisuję się, bo to mi pomaga. Przelanie tego gdzieś indziej powoduje, że patrzę na to z trochę innej perspektywy. Ogarniam.
  5. Witam. Na wstępie powiem, że mam 15 lat, bo zapewne będzie to uwzględniane przy odpowiedziach, ale prosiłabym o niesugerowanie się wiekiem. Nie jest to rażąco poważna sprawa, bo nikt poza mną nie jest świadom tego problemu, ale zależy mi na pomocy... Niby wszystko jest dobrze, nie oddzielam się od społeczności, przeciwnie - jestem dość popularna, lubiana, mam przyjaciół i wrogów, zwykle uśmiechnięta, optymistycznie myśląca, nawet energiczna. Z nauką nie mam problemów (był tylko krótki epizod, kiedy brałam tabletki z magnezem, bo nie mogłam się skupić), wręcz ośmieliłabym się stwierdzić, że jestem dużo bardziej dojrzała psychicznie niż reszta mojej klasy. Ale jest coś jeszcze, sedno problemu. Mianowicie od długiego czasu (z rok będzie) czuję, jakbym była w śnie. Dzień miesiąc temu, wczoraj, a nawet parę godzin temu są dla mnie abstrakcją, mimo że wiem co robiłam, co się stało, etc., to nie czuję tego, jakby to było moje wyobrażenie, a nie rzeczywistość. Żyję w rzeczywistości dostępnej tylko dla mnie, mam wrażenie, że tkwię w niej bez możliwości powrotu. Czuję, że zmieniam się bardzo szybko, czasem mam uczucie bycia lepszą niż inni, że tylko ja rozumiem wszystkich... Dopadają mnie nurtujące pytanie, czy ja to ja? Rozważania, dotykające aż tematów egzystencjalnych, dalekiej, głębokiej przeszłości, sensu wszystkiego i tym podobne. Cierpię przez to, nie wiem jak to jest żyć normalnie, czuć wszystkie emocje poprawnie, cierpię, pragnę się w końcu obudzić z tego snu życia... Do tego cierpię na bezsenność (od 2 i pół roku), jak jestem w domu sama to idę spać o 6 rano, ale gdybym tylko nie nudziła się o tej porze to mogłabym spokojnie nie iść spać wcale. Dużo czasu, przeznaczonego na sen, spędzam na komputerze, nie podoba mi się to, te piksele mi nie służą. Kolejny nieciekawy objaw - omamy wzrokowe. Nie wiem czy można to tak mocno nazwać, ale to chyba będzie najbardziej adekwatna nazwa. Patrząc przed siebie, kątem oka widzę niewyraźne rzeczy, zaczernione kształty, przychodzące, gdy nie patrzę na nie. Jeśli spojrzę w stronę, gdzie takowy się "wyświetlił", nie ma go. Nasila mi się w nocy, do tego stopnia, że codziennie gdy moja mama śpi i gaszę światła, wracam do pokoju z zamkniętymi oczami. Staram się to opanować, ale nijak nie potrafię. Uroiłam sobie, że są wynajęci detektywi, którzy mnie obserwują. Jednego z nich już nawet zweryfikowałam, mam jego rejestrację, pozostałych dwóch znam jedynie kolor samochodów. W domu rozglądam się, czy nie ma kamer, czuję się obserwowana. Gdy ktoś jest przy mnie wrażenie to minimalizuje się. Jestem świadoma absurdalności tych urojeń, ale wciąż odczuwam niepokój mając fikcyjne wrażenie, że to jednak prawda. Nie wiem czy to wszystko, co powinnam zawrzeć, dlatego liczę, że ewentualne osoby odpowiadające dopytają mnie o to, co trzeba. Napisałam bardzo okrojenie, bo wiem, że z reguły mało komu się chce czytać długie teksty. Pozdrawiam i z góry dziękuję.
×