Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresyjka

Użytkownik
  • Postów

    37
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Depresyjka

  1. Mam w swoim otoczeniu parę osób, które biorą te leki - i czasami wydaje mi się, że są od nich uzależnione, by mieć dobre samopoczucie Jakoś mam obawy przed lekami, jak zaczne... to już końca nie będzie chyba.
  2. Pomoc farmakologiczna... w sensie 'psychotropy' ?
  3. Nie chce by to dziwnie zabrzmiało, ale mam problem dosłownie taki jak ty. Ważę sporo, swoje problemy zajadam, deprechę mam na bank (nie kryję się z tym), krytykuje wszystko, a w szczególności siebie - ten mój wrodzony pesymizm. Z jednej strony cieszę się, że nie jestem sama z takim problemem, ale z drugiej strony nie życzę nikomu takiego samopoczucia, wyniszczającego od środka. Wspierajmy się! Może wspólnie dojdziemy do jakiegoś rozwiązania! :)
  4. Właśnie doszłam do takiego wniosku, że coś u mnie bardziej z psychiką, czy własną samooceną niż z dietą etc. I tu jest ten problem, dlatego wolałam napisać tu do was, byście mi doradzili Psycholog nie doradził, a tylko z wami mogę tak szczerze porozmawiać (
  5. Rzeczywiście - nie powiedziałam jasno co robiłam w tym kierunku. Dietetyka odwiedzałam parokrotnie - on mi doradzał co i jak. Starałam się to utrzymać, jednak bezskutecznie. Stosowałam mnóstwo rodzajów diet, by przypasowały mi, ćwiczyłam regularnie, to trwało naprawdę parę dobrych lat, ale za każdym razem, kiedy rozpoczynałam coś nowego, po max 3 miesiącach znikało. Mam w sobie coś takiego ( i się z tym nie kryję), że to co rozpocznę - nie potrafię zakończyć sukcesywnie. W połowie drogi za każdym razem (nie tylko o odchudzaniu tu mówię) uginam się, przestaję to robić, bo nagle powracają mi myśli w stylu: "Po co ja to robię?" czy też "I tak mi się nie uda!!" Żyję bardzo w świecie marzeń, wyobrażam sobie jaka to szczupła i radosna jestem, ale nie potrafię tego przenieść do świata rzeczywistego i wtedy idę do lodówki i zajadam (niekoniecznie słodycze). Jeżeli chodzi o przygotowanie w stylu "znajomość diety" czy też "co mi wolno, a co nie" to mam to opanowane w malutkim paluszku. Jak wspomniałam... największy mój problem tkwi chyba w tej myśli, że i tak mi się nie uda, ten pesymizm. I tego właśnie nie potrafię pokonać ((( I kolejna wizyta w kuchni...
  6. Może spróbuj z kalendarzykiem tak jak mi psycholog poradził? Zaznaczaj plusikami, kiedy powstrzymałaś się od niepotrzebnego umycia rąk? Bodajże im więcej plusów, tym więcej satysfakcji. Mi nie pomogło, jednak może tobie pomoże. W końcu nie wymyślił sobie tej metody psycholog ot tak.
  7. Jeżeli zacznę się odchudzać to... nie mogę sobie pozwolić na cokolwiek, bo wtedy to już koniec diety. Najlepsze jest to, że często niektórzy pytają mnie (są w trakcie diet) co powinni jeść itp. Doradzę im, ale sama sobie doradzić nie potrafię. A gdzie ja mogę znaleźć takie grupy wsparcia? Nie wiem czy znajdę odwagę
  8. Ja byłam u psychologa, zaczął mi doradzać itp., ale o psychiatrze nic mi nie mówił. Nie chciałabym leków brać
  9. Depresyjka

    Hej ho

    Witam wszystkich forumowiczów, mam nadzieję iż będziemy w stanie pomóc sobie nawzajem :) Pozdrawiam
  10. Witam, na wstępie wybaczcie, że zaczęłam tak forum spamować, ale nie mam z kim o tym porozmawiać, a już sobie nie radzę z samą sobą. Od bardzo długiego czasu (właściwie od małego) mam bardzo niską samoocenę, uważam, że zawsze znajdzie się ktoś, kto wykona coś lepiej ode mnie itp. Także mam przeczucie, że wszyscy czuli by się lepiej gdyby w ogóle mnie na tym świecie nie było. Nie potrafię tego pokonać. Ktokolwiek powie mi nawet delikatne słowo krytyki, że powinnam coś inaczej zrobić - ja od razu w płacz, jakieś myśli samobójcze, także jeszcze sama sobie docinam, że jestem idiotką głupią, że nic nie potrafię czy też inne wydziwienia. Z jednej strony wiem, że nikt w życiu nie ma łatwo, każdemu coś nie wyjdzie, ale wydaje mi się, że w moim w życiu wszystko jest pod górkę. Nie potrafię sobie poradzić ze swoją sytuacją. Byłam u psychologa ze swoimi problemami, poradził mi bym wyszła do ludzi, np na jakąś dyskotekę. Posłuchałam jego rady i tak też zrobiłam. Efekt był odwrotny - ja widząc ludzi dobrze się bawiących uznałam, że są lepsi ode mnie, że nie powinnam się w ogóle tam pojawiać (a przyznam, że próbowałam parokrotnie). Nawet teraz to pisząc chce mi się płakać, najmniejszy impuls powoduje to we mnie. Dla mnie życiowy optymizm nie istnieje. Pesymizm jest podstawą, nie potrafię tego przełamać. Chciałabym jak inni, być odważniejszą, pewniejszą siebie dziewczyna - ale to jest niemożliwe! W innym temacie wspomniałam już, boję się nowych rzeczy - wielokrotnie przeszkodziło mi to w moich życiowych planach, które kiedyś tak skrzętnie układałam z uśmiechem na twarzy. Teraz żadnego planu nie widzę, spontaniczności też nie uznaję Często też przy takich myślach zaczynam się denerwować ponad miarę, chcę wyżyć się na czymś, wręcz rozwalić wszystko wokół siebie, ale powstrzymuję się. Jeszcze jednym z moich problemów jest to, że boję się wyrażać własne zdanie, nie ważne czy coś mnie denerwuje czy bawi - nie potrafię. Wszystko zamykam w sobie, to się we mnie kumuluje. Staram się uśmiechać jakby nigdy nic, ale kiedy coś w środku pęknie, mogę płakać godzinami i wyżywać się nad samą sobą krytykując się. Jeszcze dodam, że jestem najmłodszą ze swojego rodzeństwa - nie wiem, czy i to w pewnym sensie nie wpłynęło na mnie. Cieszę się jedynie, że to forum jest anonimowe i mogę z wami porozmawiać na spokojnie. Mogłabym jeszcze wiele pisać, ale poprzestanę na tym. Dziękuję.
  11. Witam, może dość dziwnie nazwałam ten temat, jednak chciałabym żebyście powiedzieli co sądzicie o moim śmiesznym problemie. Uogólniając - jestem gruba. Od kiedy pamiętam, byłam gruba. Jedynie nieco szczupłości miałam w okresie dojrzewania, ale teraz? ehh.. dawne czasy. Mam taki 'nawyk', czy jak to inaczej nazwać, że kiedy się martwię, stresuję, albo po prostu nudzę to jem. Jem na potęgę. Moje otoczenie krytykuje mnie na każdym kroku - nie czuję się dobrze ze swoją tuszą, jednak kiedy mi jeszcze inni mówią, że muszę się odchudzać to załamuję się tym bardziej. Mam w sobie coś takiego, ze po takich słowach jeszcze więcej muszę jeść - nie wiem czy to na złość całemu światu, czy co, ale wiem, że krzywdę robię sobie. Jednak nie potrafię się powstrzymać. Moja samoocena sięgnęła dna, wstydzę się siebie i przez to uczucie chce jeść więcej by się jakoś pocieszyć! Wiem, że to absurd, ale.... nie potrafię przestać. Kiedyś przez parę miesięcy odchudzałam się, było widać efekty, nawet samopoczucie miałam o wiele lepsze, ale nagle wszystko trysnęło i powróciło do tego czym jestem teraz. Mam o sobie zdanie, że nie dam rady i tak schudnąć, że lepiej jeść, jeść i jeść. Nie myślę o chorobach, jakie mnie czekają... chciałabym coś z tym zrobić, ale co...
  12. Natręctwa mam dość dziwne xD np. kiedy wychodzę z domu - muszę parenaście razy sprawdzić czy gaz wyłączony (ja mam elektryczną kuchenkę! D:), czy krany pozamykane, czy okna pozamykane - jak tego nie zrobię to pół dnia się martwię o to i o tamto. Innym moim natręctwem jest nadmierne mycie rąk - wiele osób mi to zarzuca, bo w ciągu dnia potrafię umyć ręce z 50 razy. Nie pozwolę, żeby ktoś po mnie nawet widelec dotknął - nawet najbliższa rodzina O.O Kolejne z moich (uważam, że natręctw) jest paniczny strach przed czymś nowym. Kiedy przychodzi zrobić mi coś, czego wcześniej nie robiłam, a może być błahostką (jak np. zadzwonienie gdzieś) to język mi się plącze, stresuje się strasznie i nawet sporo czasu przed zaczynam się denerwować, także obawiać co ta druga osoba pomyśli itp. Szczerze... nie wiem co z tym począć. Niby takie błahostki, ale męczy mnie to - jednak nie mogę się przełamać D: Ludzie z mojego otoczenia mówią, bym przestała, bym się nie martwiła itp. ale ich słowa nic mi nie pomagają. U psychologa z tym byłam - to mi powiedział bym sobie w kalendarzyku zapisywała kiedy tego nie zrobię i nic się nie stanie. Ale to na mnie nie działa, bo uważam że jak się teraz nie wydarzyło to zdarzy się następnym razem.
×