Skocz do zawartości
Nerwica.com

KaLOLek

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez KaLOLek

  1. nie chyba zauważył mój brak bo przestałam przychodzić po leki... powoli zmniejszałam dawki, Ketrel odstawiłam jakoś bez problemu - skończyły się koszmary, potrafię spać...po parogenie miałam zawroty głowy, ale też jakoś przeszło...hydroxyzynke brałam jeszcze od czasu do czasu, i jej najbardziej mi brakuje...no dobra ketrel też był niezły :) mój psychiatra nie był z tych co by się przejmował ile czego i kiedy biorę.... rok temu po pracy gdzie byłam ofiara mobbingu i znęcania się nad pracownikiem/zastraszania itp/stwierdzono u mnie nerwicę/nie wiem czy słusznie...(wygryzmoliłam wielki post ze swoją historią ale mi się skasował zanim go dodałam...(już prawie miałam napad szału ale się opanowałam)... miałam silne objawy somatyczne / i to one nie mój stan ducha mnie zaniepokoiły/omdlenia, bezsenność, duszności, drżenie rąk, przewlekła biegunka, zaburzenia odżywiania z którymi walczę do dziś -zwłaszcza z napadami obżarstwa,wymioty-ze strachu przed szefem potrafiłam się porzygać i popuścić, brak możliwości skupienia się, ciągłe przemęczenia (w sumie pracowałam 30dni w miesiącu po 12-14h więc co się dziwić, a spać nie mogłam, a jak spałam to śniły mi się martwe zwierzęta-że leżą na mnie, dookoła mnie itp... )zresztą to długa historia... trafiłam do lekarza pierwszego kontaktu, badania, skierowanie do psychiatry...ale ja polazłam prywatnie/długie terminy w NFZ...do tego byłam na spotkaniu z psychologiem ale to była jakaś porażka...więc zrezygnowałam...a psychiatra dał mi leki, ja zaczęłam brać i tralalalala teraz mam już dobrą pracę, rozwijam się mam perspektywy, życie mamy stabilne, zdrowy szczęśliwy związek... a mnie moje demony przerastają... nie mam objawów somatycznych jak wcześniej, napadów panicznego lęku/albo czuje nienawiść, albo mi wszystko wisi...jedyny lęk-to boję się siebie samej i mojej choroby...niepokojące jest też obsesyjne sprzątanie-ścieram nieistniejące okruszki z blatu, szaleje z chlorem aż nie zaczną mnie piec ręce...oczywiście nie zawsze... po prostu czasem mam taki napad... czuję albo złość, albo obojętność, mam problem z odczuwaniem spokoju i szczęścia... nie wiem czy diagnoza - nerwica - była dobra w najbliższej rodzinie miałam schizofrenię - ale kto wie czy diagnozy były dobre?-mój dziadek/od strony matki i moja ciotka/siostra matki, moja mama-depresja i próba samobójcza - do dziś pamiętam ślad na po sznurze i paniczny lęk o nią... czyli co-jestem obciążona genetycznie nic tylko iść się wieszać... kurna a wszyscy mnie mają za silną przebojową babkę, trochę spiętą ostatnio ale bardzo dominującą... gdyby wiedzieli jak jestem zgubiona... ps jeszcze nigdy tyle o sobie nie powiedziałam/napisałam nikomu głośno ups! jest w poznaniu jakiś dobry terapeuta? ps2 mam 27lat... -- 29 cze 2012, 00:08 -- ps 3 -zaśmiecam wątek więc już znikam...tylko dodam że: nie potrafię mieć dystansu do siebie, najmniejsza uwaga budzi mój popłoch, mam wrażenie że wszyscy widzą moje błędy, że jestem gorsza, niedobra, że jestem nic nie warta, wyglądam jak śmieć i czuję się jak śmieć, mój facet jest ze mna z przyzwyczajenia i wygody (choc rozsądek mówi mi że to nieprwda w końcu jestem wariatką i wytrzymać ze mną koszmar), nienawidzę siebie, nienawidzę wszystkich dookoła, najchętniej zniknęłabym gdzieś na końcu świata sama, nikt mnie nie lubi, na nikogo nie mogę liczyć, jestem sama na tym świecie, wszyscy czegoś ode mnie chcą, nikt się mną nie interesuje, jestem egoistką, przecież moi przyjaciele mnie kochają, chłopak i mama też, jak ja mogę być taka niedobra, jestem gruba ooo oto przykład moich myśli w kółko tak samo...w kółko tak samo...
  2. wiem... sama do tego doprowadziłam... wybrałam sobie psychiatrę który kasuje pieniądze i robi to czego ja chce - daje mi leki.../bez zbędnych pytań teraz je odstawiłam, ale nie wyleczyłam się ze starych demonów, a nawet rosną one w strasznym tempie, i już sił i rozsądku mi brakuje żeby z nimi walczyć... wiem, że sama nie dam rady, ale nie mam nawet dobrego terapeuty, a znów szukać kogoś z internetu w ciemno tak iść... taka huśtawka od furii i agresji/nienawiści do wszystkich/po nienawiść do samej siebie jest straszna... nie umiem złapać dystansu... na wątku o agresji napisałam jakie cuda potrafię wyczyniać...aż mi wstyd...jeszcze nikomu się do tego nie przyznałam...do sprawiania sobie bólu, kopania w przedmioty... ehh...
  3. KaLOLek

    Nerwica a agresja

    dzień dobry... ja też mam problem z agresją... leczyłam się z nerwicy, niestety przestałam/nie czułam się komfortowo u terapeuty/i poprzestałam na psychiatrze któremu płacę a on robi to czego chce -przepisuje mi leki... ale od 3miesięcy odstawiam je zupełnie / uwielbiam moje tableteczki, zawsze nerwowo ich szukam, przeraziło mnie to... i pojawiła się agresja... od kiedy pamiętam /od dziecka/miałam niekontrolowane napady szału /zawsze w samotności, wyładowywałam się na przedmiotach-szafkach, drzwiach, ramie od łóżka-i na sobie -waliłam tak mocno aż nie bolały mnie dłonie, lub coś nie pękło... do dziś w napadach szału rzucam rzeczami, kopie przedmioty... ale teraz jest gorzej - jestem agresywna /jak na razie głównie słownie/wobec mojego chłopaka...czasem w niego rzucę jakimiś przedmiotami...w napadzie szału ledwo się kontroluję, a ostatnio nawet go uderzyłam...nie mogę nad tym zapanować... napady agresji zdarzają się coraz częściej, są wywołane z byle jakich powodów-a to coś mi spadnie, a to pies zaczyna szczekać, a to jest za głośno... ostatnio strasznie przeklinałam, waliłam rękami w kierownice aż prawie ją uszkodziłam bo radio w aucie nie chciało mi się włączyć...myślałam że kogoś za chwilę zabije... na chłopaka rzucam się bo nie umył szklanki, źle odłożył widelec, źle powiesił pranie... dziś nawet ryknęłam na mojego biednego psa - to pierwszy raz - od zawsze mam psa i nigdy nie kierowałam agresji wobec zwierzaka, dziś tylko się wydarłam i od razu poczułam się okropnie...ale w końcu wyładowałam się na chłopaku...zrobiłam jatkę, później się poryczałam, darłam się i rzucałam butami... po takim napadzie szału nienawidzę siebie jeszcze bardziej, gardzę sobą...jestem dla siebie obrzydliwa... jakie to wszystko jest trudne... i później te myśli że już chyba lepiej umrzeć niż walczyć ze sobą...
  4. haha szukam terapeuty bo już sił nie mam... mój psychiatra / wychodzę z nerwicy/wali mi tylko lekami.../które uwielbiam i samo to jest złe- pierwsza myśl zawsze -moje tableteczki! a ja już coraz lepiej definiuje swoje emocje, rozpoznaje zachowania, poznaje ten pokrętny mechanizm...ale nie umiem nad nim zapanować... jeszcze...
  5. witam historia mojego życia jest pogmatwana...od 3lat udany związek,partner zakochany we mnie po uszy... a we mnie odzywają się złe demony sprzed roku... wtedy pomogły leki...dziś nie pomagają leki, we mnie jest jakaś złość i histeria...kocham go ale katuje się myślami, że musimy się rozejść...że nie mam życia bez niego ale go nienawidzę...że on jest potworem chamem i dupkiem /bo np nie umył po sobie szklanki... uczucia są dla mnie straszne silnie, nagle wpadam w furię i jestem bardzo agresywna, za chwilę płaczę histerycznie lub tępo wpatruję się w ściany i wmawiam sobie, że nic już nie ma sensu.../tylko te silne emocje są związane z bardzo drobnymi sprawami - a to ogląda filmik na necie zamiast ze mną porozmawiać, a to źle odłożył sztućce...a to źle spojrzał...wyszukuję sobie powody.... wiem co robię - chcę odsunąć się od wszystkich, zamknąć sama, cierpieć sama, krzywdzić się...a on jest tu tak blisko i mi na to nie pozwala...stąd moja agresja i nienawiść...napady furii.. jak ja mogę go tak krzywdzić... OOoooo widzicie znów zaczynam teraz sobie wmawiam, że on jest doskonały a ja go krzywdzę więc muszę odejść, żeby on nie cierpiał... jestem nienormalna...
×