Mój dzien gdy sie zaczyna jest paskuda.Lęk że trzeba wstać,kazda czynność porzadkowa w domu wyprowadza mnie z równowagi więc zaraz jest mysl by albo się połozyć albo najeść.Strach zeby sięzkimś spotkać bo czuję się gorsza nie wporzadku nie na siłach niezbyt fajna.Za mna juz 3 terapie dwie niedokonczone raz przestraszyłam się całego procesu terapii za drugim razem czułam sięjak odmieniec wsród ludzi,niemoznosć nawiązania kontaktow.kilka pobytow w szpitalu tez za mna(gl na zaburzenia odżywiania)praca?wlasciwie to 2 staze do ktorych tez powaznie nie umialam podejsc bo ciagle uczucie nieprzystosowania mi towarzyszyło,teraz mój "paskudny dzień''ciagnie sie juz ponad półtora roku.wieczna frustracja,palenie fajki za fajką,ciagłe myślenie dlaczego inne koleżanki do czegoś doszły,maja albo rodziny albo spełniaja sie zawodowo nie marudzą nie popadają w depresje.Leki biorę choc bez przekonania bo nic się nie zmieni jak nie zmienię nastawienia.Co mialabym zrobic by poczuć się choć trochę jakoś na równi z innymi.Ostatnia diagnoza u mnie to osobowosc narcystyczna.Nie chce mi się kąpać nawet sama ta czynność mnie dobija,nic się nie zmienia.W poniedziałek znow sie na terapie zapisalam juz lęk że się do grupy nie dopasuję i znów będę myśleć że mnie obgadują.Mam siostrzeńca zamiast byc fajną ciocia to mi sie nie chc z nim bawić,siostra wyjechala za praca do holandii a ja glupia siostra nawet z nia nie chce gadac jak zadzwoni bo u mnie nic sie nie dzieje.Przepraszam za literówki ale tez uwagi na to nie zwracam.Ogólnie to poczucie beznadzieji ,gorszośc(a os narcystyczna)co za ironia.