Skocz do zawartości
Nerwica.com

osa812

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia osa812

  1. Ekomer, a powiedz czy wcześniej takich uczuć nie miałeś, kiedy Ci się to zaczęło? Ja myślałam że fobia społeczna, o ile to to, to coś co ma się od dzieciństwa..
  2. Atalanto (PS.miałam kiedyś kota o takim imieniu :) dzięki za odpowiedź teraz jest mi dość ciężko, więc chciałam połączyć psychologa z lekami, leki - po to by mi się zaczęło chcieć powalczyć o zmianę.
  3. Witajcie, od kilku lat mam bardzo niestałe nastroje, najczęściej depresja przechodzi w nadmierną euforię, nieproporcjonalną do tego z czego wynika. A zwykle wynikają z drobnych gestów innych ludzi, ktoś do mnie się odezwie, albo przeciwnie się nie odezwie... Zachowania i nastroje innych odbijają się we mnie jak w lustrze. Zwykle można to opisać sinusoidą, popadanie ze skrajności w skrajność, rano źle, wieczorem bardzo dobrze i tak to się dzień w dzień zmienia. Na zewnątrz jednak to ukrywam. Zakładam maskę wesołej, wyluzowanej i bezproblemowej. Po prostu rano tak naprawdę "nie wychodzę spod kołdry" i cały dzień tak mam na siebie włożone sztuczne uczucia. A to mnie bardzo gubi, bo inni myślą, że taka osoba ich nie potrzebuje. Co jest największą pomyłką! Nie umiem pokazywać uczuci negatywnych, bo boję się że ludzie nie będą chcieli mieć do czynienia z osobą z problemami. To co mogę im zaoferować to osoba uczynna, miła, bezproblemowa. Z drugiej strony - nawet gdybym chciała - nie umiem tych uczuć negatywnych pokazać. Nie mam ich? Przez wiele lat ukrywania się nie rozpoznaję w sobie takich emocji. Mechanizm obronny i przyjmowanie postawy zdystansowanej już we mnie wrosły i to jestem ja. W kontaktach z ludźmi - źle. Przerost uczuć, oczekiwań i tego co chciałabym dać do realiów. Nastawiam się na zbyt dużą bliskość, a wiem że nie możliwe będzie aż takie zbliżenie się do innych,więc w ogóle daję sobie spokój, izoluję się, odsuwam. Odrzucam, nie wchodzę w relacje, bo boję się tak bardzo że się zawiodę, odrzucenia. Choć ostatnio zaczynam zmieniać to nastawienie :) - przyzwyczajona do samotności - jestem nastawiona na porażkę, więc co mi zależy i próbuję. Przez większość dnia chcę strzelić sobie w łeb, prowadząc ze sobą nieustanną walkę i rozmowy i tłumaczę się przed sobą i "wylewam na siebie pomyje" (oceniam się negatywnie). Autodestrukcja słowna. Nie potrafię rozmawiać. Czuję jedną wielką pustkę. Nie jestem w stanie powiedzieć czegoś poza wyuczonymi schematami. Jak w temacie -proszę o odpowiedź, czy wizyta u psychiatry ma sens i leki jakieś mają sens?
  4. Mi wciąż (no może poza momentami gdy jestem sama) towarzyszy maska, w rodzaju: wszystko ok, jaka to nie jestem spokojna i wyluzowana. Może tak nawet jest, bo już mi w sumie wszystko jedno (nie widzę szans bym zaczęła w sposób normalny odczuwać oraz wyczuwać i zaspokajać swoje potrzeby). Nie ma sensu się nastawiać na cokolwiek, starać w moim przypadku. Choćby nie wiem jak dobre mnie dni spotkały, prędzej czy później wróci to "otępienie" uczuciowe..
  5. Mi wciąż (no może poza momentami gdy jestem sama) towarzyszy maska, w rodzaju: wszystko ok, jaka to nie jestem spokojna i wyluzowana. Może tak nawet jest, bo już mi w sumie wszystko jedno (nie widzę szans bym zaczęła w sposób normalny odczuwać oraz wyczuwać i zaspokajać swoje potrzeby). Nie ma sensu się nastawiać na cokolwiek, starać w moim przypadku. Choćby nie wiem jak dobre mnie dni spotkały, prędzej czy później wróci to "otępienie" uczuciowe..
  6. Siku - też tak mam, więc nie wiem co Ci poradzić może ktoś mądrzejszy się znajdzie... Ale zrób coś z tym, bo z czasem może się pogłębiać, izolować się, wiem to po sobie. Spróbuj więc wychodzić do ludzi z inicjatywą, nie czekać na ich zainteresowanie - wiem łatwo tak mówić. Dla mnie to jakaś totalna abstrakcja bywała ale staram się tłumaczę sobie, że a co, zaryzykuję najwyżej pomyślą jaka ona głupia,po co się narzuca, czego chce.. Wtedy masz jasną sytuację i nie musisz się zamartwiać co myślą o Tobie.A w rzeczywistości nie taki diabeł straszny. Ci co "mają Cię odrzucić" (w Twoich oczach) też są ludźmi (a nie jakimiś potworami czy bogami). I pomyśl o psychologu, może on znajdzie przyczynę Twego problemu i powalczysz!
  7. oj tam, lepiej jeść to niż czekoladę na kolację co był moim zwyczajem;) a fety daję malutko:)
  8. Z podjadaniem u mnie też kiepsko, ale przynajmniej podjadam kapustę duszoną, więc może bardzo nie zaszkodzi:). Małymi kroczkami, najpierw odstawię niezdrowe żarcie, a potem może jakoś uporządkuję godziny swoich posiłków, ale to chyba na dłuższą rozmowę, no bo czymś innym trzeba by zapchać pustkę, ehhh dominika92 - zazdroszczę, ma Ci kto kupić Zbyszka:)
  9. Na kolację najlepiej warzywa albo białko (ja jem ostatnio sałatkę grecką) Dziś "jadę" na kapuście młodej i truskawkach i trochę chleba było i niestety Sprite, ale za to żadnych słodyczy nie było (czekolad,batonów) - co najważniejsze Dominika92 - też się przerzucam na wodę mój cel - 6 kg
  10. Witajcie, chcę się przyłączyć do Was, na początku rzuciłam słodycze (w ciągu 20 dni miałam jakieś zaledwie 2 kiedy się złamałam a w pozostałe pociągnęłam bez nich), nie wiem jak długo wytrwam, ale może dam radę. Ostatnio wyczytałam że jedzenie jest lekiem na brak ciepła i czułości, no cóż w moim przypadku prawda najprawdziwsza:( Więc bez jednego z dwojga pewnie długo nie pociągnę. Jutro i w niedzielę - weekend warzyw i owoców, ktoś się przyłącza?
  11. Też tak mam - dokładnie, naokoło jestem odbierana jako najbardziej wyluzowana, nie przejmująca się niczym i wesoła osoba, a tymczasem prawda jest taka, że zostało mi już tylko udawanie i nie wiem czy kiedykolwiek byłam sobą i tak jak u Snejany nie wiem kiedy i czy wogóle kiedykolwiek uśmiecham i śmieję się "prawdziwie".
  12. osa812

    chcę wyjść z ukrycia

    Witajcie, jak w temacie - chcę wyjść z ukrycia! Mam 26 lat, a od ponad 10 żyję ale jakbym nie żyła. Między mną a światem mam postawioną ścianę. Niby funkcjonuję w społeczeństwie, ale tak na prawdę nie potrafię się odnaleźć,gdy jestem wśród ludzi tak naprawdę mnie nie ma, myślę o tym jakby tu uciec. Robię wszystko mechanicznie, tak jak wydaje mi się że należy robić, nie umiem okazywać emocji negatywnych, bo chyba tak długo starałam się je ukrywać, że już ich nie mam. Dlatego wychodzi mi raczej w sferze zawodowej a zupełnie nie radzę sobie w sferze osobistej. Nie potrafię być sobą, często odgrywam rolę "pajaca" w towarzystwie by nie odkrywać się z tym że mi źle i przez to zwykle ludzie mnie odbierają jako wesołą i bezproblemową osobę a prawda jest zupełnie inna. Boję się odrzucenia i nie widzę sensu w podejmowaniu jakichkolwiek prób zmiany mojej sytuacji, nie widzę sensu by wychodzić do ludzi, bo nawet jak z nimi jestem nie potrafię przedrzeć się do nich przez tę ścianę. Z drugiej strony wiem, że poradzę sobie sama (co robię przez większość życia) i nie powinnam bać się przecież odrzucenia. Marzę o tym by czasem być zła i wkurzona a czasem przeszczęśliwa, marzę o tym by móc w pracy wpaść do kogoś na pogawędkę i nie myśleć o tym że się narzucam, marzę o tym by śmiać się naprawdę a nie wtedy gdy inni się śmieją, marzę o tym by umieć się zaangażować w życiu, marzę o tym by czasem tak się zachowywać jak ten żółty ludek - . Proszę o pomoc,radę, cokolwiek.
×