Skocz do zawartości
Nerwica.com

Baxtorian

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Baxtorian

  1. Owszem, kończę szkołę muzyczną, ale niestety, nie jestem dobry z instrumentu, wyciągam 4-, nie będę dobrym akordeonistą (gdyż na tym instrumencie gram). Przyjaźń jest ważna, ale samą przyjaźnią nie wyżyję... Doceniam jego przyjaźń, ale boję się, że nie dam rady poukładać sobie życia...
  2. Czuję, że moje życie nie ma sensu :/ W podstawówce trzymałem ze złym towarzystwem, lecz postanowiłem coś zmienić, dostałem się do elitarnego gimnazjum, gdyby nie to, pewnie teraz miałbym kolekcje flaszek wystawioną na półce, a za 2 miesiące obudziłbym się naćpany gdzieś w środku lasu... W gimnazjum poznałem nowych ludzi, zmieniłem styl życia... Dostałem się do tej samej szkoły do liceum... teraz jestem w 3. klasie, lecz czuje, że coś mi umyka, coś... coś idzie nie tak! Studia nadchodzą. Boję się, że się nigdzie nie dostanę... Moi rodzice, mój brat... oni zawsze mieli pasek na świadectwie, zawsze najlepsi w klasie... ja? może i dostałem się do dobrej szkoły, ale nigdy nie miałem świetnych ocen, piątki na świadectwach często były z łatwych przedmiotów, albo wypracowane tylko dlatego, że koledzy dawali mi ściągać... Uczyłem się, dużo się uczyłem, ale nauka nigdy nie wchodziła mi tak łatwo jak im... zawsze byłem jednym z najgorszych w klasie... pasek dostałem tylko w drugiej lic i prawdopodobnie w tym roku... na dodatek poszedłem do szkoły muzycznej, chodzę już 12 lat i zaczynam myśleć, że zmarnowałem tysiące godzin, które mogłem przeznaczyć na naukę, na spotkania z kolegami... Z instrumentu nie jestem dobry, a bez tego resztą przedmiotów mogę się podetrzeć... Zawsze kiedy przynosiłem świadectwo słyszałem pochwały "jest lepiej niż ostatnio!", "dobrze się spisałeś!" ale zawsze czułem, że w głębi serca myślą, że mogę dać z siebie więcej, że mi się nie chce, że oni byli o wiele lepsi... moi koledzy też zawsze mieli lepsze stopnie... zwłaszcza mój najlepszy kumpel. Chociaż nazywano nas bliźniakami, to zawsze czułem się jego gorszą wersją... on: najwyższy w klasie, najlepsze oceny, przystojny, prezydent miasta osobiście wręczył mu nagrodę za wyniki w nauce, ma wspaniałą dziewczynę z którą chodzi od 4 lat, a ja? Niby wysoki ale niski gdy staje obok niego, jeden z najgorszych w klasie jeżeli chodzi o naukę, prezydenta miasta na oczy nie widzał, a chociaż trzy razy zagadywałem do dziewczyn to jeszcze ani jedna się nie zgodziła na wspólne wyjście i to nie dlatego, że celowałem w jakieś super laski... Od długiego czasu myślę, że świat byłby lepszy beze mnie, raz nawet próbowałem zejść z tego świata, chciałem się udusić w wannie, jednak do łazienki wszedł mój brat i poczułem, że to był sygnał od Boga "Marcin, jesteś jeszcze potrzebny na tym świecie, masz na nim misję która musisz wykonać". Jednak było to dawno temu, coraz częściej myślę o własnej śmierci... Starałem się patrzeć na pozytywne cechy u siebie. Jednak zakończyło się to jedną wielką porażką... Jedyne co w sobie pozytywnego potrafię znaleźć to to, że potrafię się fajnie ubrać i pocieszałem się tą myślą, ale po tygodniu naszła mnie myśl "to jest tak, jakby owinąć g***o w papierek i mówić, że ma się cukierka"... Mam wspaniałą rodzinę, wspaniałych kolegów, mój kumpel bez problemu mógłby sobie znaleźć lepszego kumpla, lecz dalej mnie nie opuszcza... Boję się, że nie dostanę się na studia, będę zamiatał szkoły, mieszkał w byle jakim mieszkaniu na który wezmę kredyt na całe życie, a w domu nie będą na mnie czekać żona czy dzieci... Boję się, że będę odwiedzał moich znajomych, którzy zostaną wiejskimi lekarzami, wybudują piękne domy w ładnej okolicy, zawsze mając u boku żonę która będzie z nimi w czasie ich problemów... Boję się przyszłości!
×