Bardzo Wam dziękuje za wszystkie odpowiedzi:) Wreszcie czuje sie wysłuchana i zrozumiana, czego nie moge powiedzieć o licznych "specjalistach" :/
weronika, leki antydepresyjne biore od lat z przerwami. Nigdy nie udało się dobrać odpowiednich. Przez ostatnie pół roku brałam Sulpiryd i nie odczuwałam po nim poprawy. Również Lerivon, po którym lepiej mi się spało, którego jednak odstawiłam miesiąc temu na rzecz Neurolu - nieznacznym stopniu pomógł przetrwać mi ten ostatni miesiąc. Jednak ten mój cholerny publiczny psychiatra chce go odstawić i nie wiem co będzie dalej..
W związku z brakiem poprawy po Sulpirydzie wiele razy prosiłam o zmiane leków, ale psychiatra wolał przy nim zostać. Ponadto cierpiałam na anoreksje i brak mojej miesiaczki powiązywałam właśnie z tą chorobą do momentu aż zrobiłam badania hormonalne i ginekolog zalecił odstawić Sulpiryd, gdyż prawdopodobnie on m.in. wstrzymuje mi miesiaczke i robił burze hormonalną. Więc dlatego też drastycznie postanowiłam przerwać Sulpiryd po konsultacji z prywatnym psychiatrą, gdyż ten do którego chodziłam wcześniej postanowił sobie zrobić urlop.
Co do zadowolenia z lekarza? Nie, nie jestem z niego zadowolona, czuję się lekceważona. Próbuje załatwić mnie obserwacją w szpitalu, gdy ja doskonale wiem co mi jest i wiem, że pobyt w szpitalu tylko pogłębił mój stan. Wielokrotnie psychiatrze i psychoterapeutce próbowałam wyjaśnić, że oprócz depresji i zaburzeń odżywiania mam głównie nieleczoną nigdy nierwice - jednak znów z marnym skutkiem. Więc znów udałam sie do któregoś z kolei prywatnego lekarza, jednak znów czuję, że młoda pani doktor mnie zlewa:/ A ja już po prostu nie mam siły na kolejnych lekarzy, na kolejne obnażanie swoich problemów, po którym nie otrzymuje pomocy:(
Co do Twojego przyczyny depersonalizacji to chyba sie zgadzam - organizm już nie wyrabia. Już sama tak wnioskuje, że od miesiąca przeżywam ciągle bardzo, bardzo silne lęki, do tego odstawienie Sulpirydu pewnie nasilił te dziwaczne objawy.
Więc jestem po prostu przerażona. Czuję jak wołam do wszystkich o pomoc (mam za sobą paru psychiatrów, rozmowe z psycholog, półtoraroczną psychoterapię) i nikt nie potrafi mi pomóc. Właśnie dzisiaj w desperacji poszłam po skierowanie do neurologa, bo już brak mi pomysłów po prostu kim jeszcze moge sie ratować. Uczucie bezradności i osamotnienia w problemie jest czymś potwornym:/ ...a to znów mnie nakręca na jeszcze większą nerwice.
A co do tego "odrealnienia", braku poczucia siebie - to dodałabym do tego jeszcze określenie "braku poczucia odległości" - np. miedzy mną a jakimś przedmiotem. Wiem, że coś mijam, ale nie czuje tej przestrzeni między nami. Wiem, że na coś siadam, ale nie czuję tego pod sobą.