U mnie właśnie wszystko zaczęło się od takich dziwnych zawrotów głowy, niby otępienia nie wiadomo jak to można nazwać. Zaczęło się ponad półtora roku temu. Okropnie się bałam, panikowałam bo przy tym miałam pod opieką rocznego wtedy synka. Potem doszły nagle skoki pulsu, kołotanie serca i drżenie ciała jakbym miała gorączkę. Dwa razy wylądowałam na pogotowiu. Badania wporządku cos na uspokojenie i do domu. Teściowa zaprowadziła mnie do neurologa, tomografia, rezonans wszystko wporządku. Powiedziałą że prawdopodobnie za dużo stresu, żebym sobie brała coś na uspokojenie. Odwiedziłam również endokrynologa i również ok. No nic dalej sobie żyłam, te objawy miałam sporadycznie. Pół roku później znowu się pojawiło ze zwiększoną siłą. Zaczęłam popadać w paranoje, że jednak coś się ze mną dzieje, że na coś choruje (hipochondryczka), serce o mało nie wyskoczy, dziwne otępienia głowy, bóle mięśni, suche oczy (okulista wporządku), napinanie straszne mięśni nóg, których nie mogłam rozluźnić, bóle brzucha, drżenia i tysiące innych rzeczy. Jednak one pojawiały się co jakiś czas. Strasznie mnie to wkurzało bo przecież dziecko, muszę się ogarnąć. Skoro lekarze mówią że na tle nerwowym to zdecydowałam się na psychoterapię. Nie chciałam żadnych leków, mimo że mam okropne lęki, mam lęk poprostu żeby je brać. Na terapię chodzę jakieś pół roku, prywatnie raz w miesiącu wiem że powinno się częściej, ale nie stać mnie na to. Ale co mogę powiedzieć. Dużo mi to daje, gdyby nie psycholog popadłam bym w gorszą panikę na pewno, a tak powoli się uczę jak to opanować. Poradził mi tylko żebym brała jakieś ziołowe leki, stosować trening Schultza (ale tylko regularne codzienne słuchanie naprawdę działa), zapisywanie wszystkich negatywnych myśli w zeszyciku, i zrobienie wkońcu czegoś tylko dla siebie (aerobik, basen, rower itp). bardzo polecał taniec (zumba). Wizyty u niego bardzo mi pomagają, mam dalej objawy i nawet teraz codziennie, tylko za każdym razem jest coś innego. Doszły bóle pleców. Ale wiem że od nerwicy i poprostu z tym żyję, kiedyś przejdzie. Czytam jakieś ksiązki na ten temat, i dużo więcej wiem z czym mam do czynienia. Właśnie z nich nauczyłam się, żeby nie walczyć z nerwicą w sensie opanowywania, tylko przyjąc do siebie że skoro mam nerwicę mam też takie objawy. I tak sobie mówię i mi osobiście pomaga. Gdy mam zawroty wsiadam na rower i jadę i przechodzi, albo samochodem, mówię sobie że mam zawroty bo mam mam nerwicę. Jeśli mogę doradzić to bardzo polecam psychoterapię, ale żeby trafić na dobrą osobę, plus do tego pozytywne myślenie i będzię coraz lepiej. Na pewno nie od razu. Mam czasami takie dni że poprostu już nie mam siły z tym żyć i płaczę, ale później jest już lepiej. I wiem że będą takie dni, ale będzie tego wszystkiego mniej i mniej i mniej, aż wkońcu pewnego dnia zniknie :) Pozdrwiam wszystkich nerwicowców