@Intel
Przy wieszaniu "mimowolne oddawanie kału i moczu w majtory" następuje wtedy, kiedy się dusisz. Istotą poprawnego powieszenia się jest przerwanie rdzenia kręgowego, następujące w wyniku szarpnięcia liny, które jest bezbolesne.
Trzeba być kompletnym debilem, żeby się obsrać, posrać, zesrać i co tam jeszcze, a Ty w swoich postach sprawiasz wrażenie człowieka inteligentnego
Też śmieszą mnie u ludzi te wszystkie "próby samobójcze" co to człowiek pochlasta się żyletką, albo wdupi opakowanie jakiegoś ssri i twierdzi, że próbował się zabić
.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Odchodzimy ze świata w spokoju bez zbędnego dramatyzmu. Koncepcja ma tą przewage nad Twoimi wizjami, że oszczędza rodzinie widoku zmasakrowanego ciała i nie ryzykujemy przy niej życiem osób postronnych.
Gdy ja będe popełniał samobójstwo zrobię to właśnie w ten sposób, gdzieś w jakimś motelu za granicą, bez dokumentów jako "no name", gdyż nie chcę, żeby dowiedziała się o tym moja rodzina. Można jeszcze zainscenizować jakiś wyjazd za granice w celu podróżowania, zorganizować u zaufanej osoby pocztówki z za granicy z przyszłymi datami, zaadresowane do rodziny. Pomysłów może być wiele, wyobraźnia nie zna granic.
I oczywiście masz racje Intel. Nie będzie już "dobrze". Nie odyzskasz już swojego wspaniałego konstruktu osobowego jaki posiadałeś przed chorobą. Jak śpiewał Rysiek Ridel "Wspaniali ludzie nie powrócą, nie powrócą już" Nihilizm, relatywizm, determinizm absolutny będzie zatruwał Cię na płaszczyźnie filozoficzno-światopoglądowej. Lęk, derealizacje, depersonalizacje, natręctwa, anhedonia, niewyobrażalne cierpienie zniszczą Cię do reszty psychicznie. Nie mówiąc już o zdegenerowaniu fizycznym i szeregu objawów somatycznych. Stałeś się wegetującym warzywem, życiowym impotentem. Mimo najszczerszych chęci nie jesteś w stanie zagwarantować swojej rodzinie poczucia bezpieczeństwa, stabilności, szczęścia. Lata upodlenia w chorobie wypaczyły Ci konstrukt osobowy i tego nie naprawi już żadna "pseudoterapia" u psychologa, a leki jedynie będą sprawiać, że będzie mniej lub bardziej znośnie. I najgorsza w tym wszystkim jest świadomość zaistniałego faktu. Utrata znajomych, rodziny, planów, marzeń, celów, sensu, radości - wszystksiego co czyni życie "mistycznym".
Można wegetować dalej, można popaść w uzaleznienia, zacząć ćpać, chlać itp., można też zakończyć swoje życie mniej lub bardziej spektakularnie.
W Twoim przypadku z zakończeniem zycia jako "no name" może być problem. Pewnie w prosektorium pobrali by Ci odciski palców i sprawdzili w jakims elektronicznym rejestrze, a z racji "przygody" z naszym "wymiarem sprawiedliwości" raczej w takowym figurujesz. Chyba że wypalilbyś sobie przed śmiercią linie papilarne
Jak sam mówisz pobytu w więzieniu nie wytrzymasz, przez ten czas byłbyś i tak ciężarem dla rodziny, zresztą od 5 lat nieustannie jesteś, co sam przyznałeś. Ludzie cięzko chorzy psychicznie, mający świadomość swojej choroby powinni chyba dla dobra swoich bliskich odizolowac się od nich, bo sprawiają im cierpienie całokształtem swojej choroby, a mając tego świadomość i nie mogąc nic na to poradzić sami cierpią jeszcze bardziej.
Jakie masz wyjścia ? Albo odejść w spokoju z tego świata, albo jeżeli pomimo Twojej choroby istnieje w Tobie jeszcze "wola życia", wypierdalać za granicę, uciekając w ten sposób od kryminału, bo z tego co opowiadałeś, to zarzuty są poważne, szanse nikłe, więc raczej nie ma co liczyć na pozytywne zakończenie tej sprawy. Za granicą będziesz mógł zacząć od nowa, a przynajmniej wegetować dalej będąc wolnym ( może nie mentalnie, ale przynajmniej w fizycznym aspekcie ). Nie obcy Ci jest byt Twojej rodziny, więc będziesz mógł pracować za granicą i przesyłać im zarobione pieniądze, starać się o utrzymanie z nimi kontaktu, jeżeli uważasz, że warto zawracać im życie swoją osobą. Zresztą zawsze będą mogli do Ciebie przyjechać. W końcu świat nie jest tak wielki, a samoloty docierają teraz do każdego zakątka globu.
Dobrze się Ciebie czyta.
Trzymaj się.
-- 15 cze 2012, 08:27 --
Nie wiem czemu, ale nie mogę edytować posta.
Zgłebiłem bardziej temat wieszania i faktycznie mimowolne oddawanie kału i moczu występuje zawsze przy poprawnym powieszeniu przez zerwanie kręgu szyjnego. Jednak jest jeszcze coś, co może człowieka zaskoczyć. Zawsze myślałem, że ten kał i mocz to w wyniku tego "napięcia"
Dobrze wiedzieć, koncepcja z wieszaniem się na stałe wypada z mojego wachlarza "rozwiązań ostatecznych" ;P