Skocz do zawartości
Nerwica.com

gall.anonim

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez gall.anonim

  1. Jak widać narzekanie, niewiele wniosło do problemu I w sumie po co to komu...
  2. Boje się tego, że mimo mojej chęci współpracy, nie przyniesie to skutku. Ale w sumie jak nic nie zrobie to, w końcu zgnije, a jak zrobie to albo zgnije, albo się uda...
  3. a ty powielasz dokladnie te same mechanizmy. Wiem, ale nie daję rady nic z tym zrobić... Ale awantur nie robię. probowales jakiejs? Szybko rezygnowałem z psychoterapii, licząc, że sam wybrnę z problemów. Pisząc ten warunek o psychoterapii miałem na myśli raczej to, że kiedy znowu odpadnę albo, że psychoterapia będzie się ciągneła bez końca i że będę jak Ci smutni ludzie przesiadujący w przychodni i czekający, aż ktoś wysłucha ich narzekania.
  4. Witam, czy ktoś ma doświadczenia z usuwaniem blizn? Mam ich kilka zrobionych rozgrzanym do czerwoności nożem. W Centrum dermatologicznym dowiedziałem się o możliwości usunięcia ich laserem, bądź wycięcie ich i ponowne zaszycie. Głównie zależy mi, aby blizny nie wyglądały na samookaleczenia. Jaka jest skuteczność takich zabiegów, cena, oraz jak wygląda proces rekonwalescencji po takich zabiegach? Poza tym czy ktoś orientuje się jak takie blizny są postrzegane w pracy w służbach mudnurowych. Dodam, że blizny znajdują się głównie na torsie, niewidoczne pod ubraniem. Czy po "zredukowaniu" ich bedę miał problem z dostaniem się do wojska lub policji? Pozdrawiam
  5. gall.anonim

    DEPRESJA!!!

    Cześć, nie mam dużego doświadczenia w udzielaniu rad, ale wychodzę z założenia, że wszelkie testy internetowe nie są w stanie zdiagnozować Twojego stanu. Mam wrażenie, że ludzki umysł jest tak złożony, że prosty algorytm internetowego quizu nie jest w stanie go określić. Jeśli masz wrażenie, że coś jest nie tak, to może skonsultuj się wstępnie z pedagogiem szkolnym, albo z wychowawczynią. Opowiedz, o swoich wątpliwościach, ale absolutnie nie sugeruj się testem. Trzymaj się...
  6. Witam, na wstepię pragnę prosić moderatora, aby przeniósł temat do odpowiedniego działu, bo nie wiem czy treść jest odpowiednia. Nie wrzuciłem posta do "Jęczarni", bo chciałbym aby potraktowano go osobno. Ten temat jest jednym z wielu, jakie można znaleźć na rozmaitych forach psychologicznych, gdzie użytkownicy narzekają na swoje życie i na ludzi, którzy ich otaczają . U mnie nie jest inaczej. Nie liczę na to, że komuś będzie się chciało przeczytać uważnie tego posta, ale mam nadzieje, że znajdzie się jakaś dobra dusza, która napisze coś mądrego, aby mnie podbudować i zapewnić, że uda mi się z "tego" wyrwać. Zacznę od tego, że właśnie skończyłem liceum katolickie (o rok później niż moi rówieśnicy). Zaliczyłem je nie dzięki własnej pracy, tylko dzięki litości nauczycieli. Maturę z matematyki na pewno oblałem, przedmioty dodatkowe przełożyłem na "za rok", tym samym marnując kolejny rok mojego życia. Teraz od ostatniego egzaminu zapycham się Colą i słodyczami, masturbuje do upadłego i nie wychodzę z zasyfionego pokoju. Od kilku lat trwam w takiej wegetacji, miewając okresy kiedy próbowałem się wyrwać z tego amoku i zrobić coś z sobą, Ciągłe porażki w walce jeszcze bardziej mnie łamały. Każde niepowodzenie kończyło się blizną… Wiem, że jest masa ludzi zmagających się z gorszymi warunkami egzystencji i nie chcę pisać jak bardzo mi źle w domu, ale sytuacja jednak mnie wykańcza. Od 14 roku życia mieszkam z dziadkami, ojciec wyprowadził się ze swoją kobietą, matka wyjechała za granicę. Ponad to babcia od urodzenia jeździ na wózku, a dziadek choruje na rozmaite choroby starcze, które z dnia na dzień, widocznie się pogłębiają. Jest człowiekiem okropnie uciążliwym. Ledwo z nim wytrzymujemy. Sam nie raz w złości go uderzyłem. Matka, która chwilowo wróciła do domu (ponieważ wyrzucili ją z pracy za granicą) codziennie robi awantury o to, że przez dziadków jest nieudacznicą życiową. Każdy nasz kontakt kończył się awanturą. Po ostatniej mającej miejsce 4 miesiące temu, w której zdemolowała mi pokój, a Ja w przypływie nienawiści rzuciłem ją na ziemie i wykręciłem ręce, nie odzywamy się. Całkowicie. Jeśli chodzi o ojca to można o nim powiedzieć tylko tyle, że jest typowym cholerykiem i jedyną oceną mojej osoby jest to, że jestem nierobem i leniem (i w sumie ma rację). Całkowity brak kontroli rodziców nade mną, zero wsparcia. Poza tym zahaczyłem na krótko o narkotyki otrzymywane z apteki (Acodin, Tantum rosa), nie wciągnęło mnie to, ale i tak odbiło się na psychice. Jak by tego było mało to od jakiegoś czasu mam takie głupie myśli, straciłem zainteresowanie kobietami, boję się, że zostanę homoseksualistą. Boję się wychodzić, oglądać filmy, bo boję się, że naglę zaczną mi się podobać faceci. A jeśli miało by się tak stać, albo te myśli nie przejdą to pierwsze co zrobię to pójdę do apteki po parę specyfików i zapije je alkoholem, bo tego nigdy nie zaakceptuje. Co więcej, ciągłe niepowodzenia, perspektywa pracy w McDonaldzie i ciągłe życie w takiej apatii odbierają mi chęci na cokolwiek, poza piciem Coli i siedzeniem w pokoju. Marzę, aby być dobrym człowiekiem, pracować w służbach mundurowych z powołania, opiekować się i spędzać czas z ukochaną dziewczyną, skończyć studia, osiągać sukcesy w sporcie i czytać mnóstwo książek. Tylko jak mam to zrobić, kiedy nie potrafię wytrwać w tym co dla innych ludzi jest codziennością Teraz jedynym kołem ratunkowym na jakie liczę jest wizyta u psychologa i psychoterapia. Zaplanowałem, że jeśli kolejny rok przewegetuje, że psychoterapia mi nie pomoże, lub (to co napisałem wyżej), to nie chcę mi się dłużej męczyć i nie patrząc na bliskich… wiadomo… Wiele z tego co przeżywam ciężko opisać, także ująłem naprawdę niewiele w tym i tak za długim poście. Dziękuję za zainteresowanie się moją historią… Pozdrawiam
×