Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marjetka

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Marjetka

  1. Marjetka

    Mama

    Dzięki - spróbuję :)
  2. Marjetka

    Mama

    "Problem" polega na tym, że ja zrozumiałam, że trzeba żyć własnym życiem; to mama nie zdaje sobie sprawy, ze żyje przesadnie czyimś - to znaczy głównie życiem mojej siostry. Rozumiem troskę matki o dzieci, niezależnie od upływu czasu, ale czy można aż tak popadać w skrajności? Przypuszcza,ze po prostu mama BARDZO chce, żeby nam było w życiu łatwiej niż jej i stąd te jej wyolbrzymione strachy i obawy, jak coś idzie nie tak - a przecież niestety takie jest życie. Mówię mamie - spotkaj się z którąś z koleżanek, idźcie do kawiarni, żeby urozmaicić sobie spotkanie, ale często to nie działa. Mama jest tak zaangażowana w pomoc siostrze, że często na własne życie nie ma już siły - w dodatku twierdzi, że ona już nic nie potrzebuje dla siebie. Niby przyznaje mi rację, kiedy argumentuję, ze przemęczona nie będzie mogła pomagać, ale i tak robi swoje :/
  3. Marjetka

    Mama

    Nie jestem pewna nawet czy to nerwica lękowa, czy co innego. Chodzi o moją mamę. Nie wiem od czego zacząć, wiec to jakoś ułożę. Sytuacja ogólna Ogólnie sprawa wygląda tak. Z rodzeństwa mam tylko starszą siostrę, która od kilku lat jest już zamężna, mieszka osobno - ze swoją rodziną (mąż, dwie córeczki - starsza: 5 lat, młodsza - 3). Ja (32 lata) mieszkam ze względów ekonomicznych z mamą, mamy własne mieszkanie. Oczywiście, jesteśmy do siebie bardzo przywiązane; mama z siostrą nawet przywykły, że jestem cały czas "pod ręką". Rok temu poznałam kogoś; to był dla mnie burzliwy rok, ale mniejsza z tym - nie o mnie chodzi, jakoś sobie poradziłam z nową sytuacją, podjęłam decyzję o przeprowadzce do niego (prawie 300 km od domu rodzinnego). Niestety moja mama chyba miała inną wizję kandydata idealnego dla mnie. Nie przeczę, że może być trudno zaakceptować partnera córki, który jest od niej o kilkanaście lat starszy i ma nieco inne poglądy na życie i pracę, niż rodzice kobiety, jednak jako, że mam już 32 lata, najwyższy czas podejmować pewne decyzje samodzielnie, choćby to było trudne. Ja wiec podjęłam z PEŁNĄ ŚWIADOMOŚCIĄ najbardziej prawdopodobnych efektów. Czyli mamy trudne przeżycie nr 1. mojej mamy - moja decyzja. Zaczęła się jednak oswajać z ta moją decyzją. I w tej chwili nastąpiło kolejne "tąpniecie" - problemy w pracy mojej siostry (grozi jej zwolnienie) i jej problemy zdrowotne. Niestety moja siostra od paru lat zmaga się z dużą tuszą i jakoś nie wychodzi jej "zabieranie się za siebie". Dodatkowo ostatnio badanie wykryło coś w jednej z piersi - chodzi i robi na razie badania. Czyli mamy kolejny dość duży problem: zdrowie i sytuacja zawodowa mojej siostry. Moja mama Co mogę o niej samej powiedzieć? Mój ojciec zmarł kilkanaście lat temu; moja mama nigdy nie myślała, żeby się próbować znów z kimś związać. Nie miała łatwego życia - jej mama, czyli moja babcia tez była bardzo nerwowa, co na pewno na mamę źle oddziaływało. Nie, nie była bita czy coś takiego, ale częste widzenie bliskiej osoby w skrajnych nerwach z byle powodu - roztrzęsionej do granic możliwości (przesadnie) nie wpływa dobrze na dziecko. Później wyjazd z rodzinnego miasta na studia, po studiach praca, liczenie tylko na siebie - odkładanie z pensji na wpłatę na mieszkanie do spółdzielni (ponad 10 lat), na zapłatę za wynajem pokoju i takie gospodarowanie środkami, żeby jakoś przeżyć. Z tego wszystkiego zostało poczucie "tułacza bez własnego kąta"; w końcu mieszkanie dostała, teraz jest już jej własnością - po wielu wielu latach. Moja siostra niestety miała kłopoty z koncentracją; mama siedziała z nią nad lekcjami, wystarała się o przyjecie do szkoły średniej itd - to już ją kosztowało sporo nerwów; wie, ile włożyła pracy w to, żeby nikt nie postawił krzyżyka na mojej siostrze z powodów jej problemów z nerwami. Mamie po tym całym życiu pozostało to, że o wszystko SIĘ ZAMARTWIA. I to przesadnie. Ma Mało znajomych; nie daje sobie przetłumaczyć, że zamartwianiem się nie tylko nie polepszy sytuacji, ale jeszcze może ją pogorszyć, bo się wykończy. Sama przeżywałam taki okres w życiu, kiedy się tak zawartwiałam - to było piekło. Poszłam wtedy do lekarza specjalisty. Przeczytałam kilka książek. Pomogło mi. Znalazłam nowy sens życia Nie mogę postawić krzyżyka na własnym życiu, nie po tym, kiedy wyzwoliłam się z pęt, które sama stworzyłam, nie po tym, jak naprawdę zaczęłam żyć, zrozumiałam, że mam prawo do radości. Ktoś powie, że jestem egoistką, ale za dużo zmieniłam, by teraz wycofać się z przeprowadzki. Chęć pomocy moim bliskim nie może przekreślić mojego własnego życia. Nie wiem już jakich argumentów mam użyć w rozmowie z mamą; chcę jej pomóc. Widzę, jak się wpędza w takie nerwy, że aż strach. Nie ma odskoczni - żyje życiem rodziny mojej siostry; uważa, że to jej święty obowiązek im pomagać, dopóki nie zaryje buzią w ziemię. Ale to już nie jest na siły 70-letniej osoby - użeranie się z dwojgiem małych dzieci. To już jest dużo. Mama myśli tylko cały czas od kilku lat o tym, że moja siostra ma problemy z tuszą, teraz z pracą i tym, co pojawiło się w piersi (choć nie wiadomo co to jest), że szwagrowi tez czasem zdrowie szwankuje. To straszne tak myśleć tylko o takich rzeczach i to bez przerwy. Mówie jej do upadłego, że powinna znaleźć odskocznie. Zaczęłam pokazywać jej Internet, przebąkiwać, że i ludzie w jej wieku z niego korzystają, że umawiają się na różne spotkania, poznają nowych ludzi. Mama twierdzi, że te osoby które zna jej wystarczą. Tylko, że ich też nie słucha, jak ją uspokajają. Brak mi już sił; zaczynam mieć syndrom ucieczki. Chcę jej o tyle pomóc, żeby uświadomić, że największy problem ma sama z sobą. Ja też zaczynam się czuć nerwowo nie najlepiej i to z powodu mamy. Wiem, że chwila mojej przeprowadzki zbliża się nieuchronnie. Moja mama jest dobrą osobą; chciałaby, żeby nam - to znaczy je dzieciom - było łatwiej w życiu niż jej i martwi się tym, co od niej nie zależy. Czy ktoś miał podobny problem?
  4. Dwa lata temu miałam dość poważne problemy nerwicowe. Już nieco doszłam do sibei - w głównej mierze dzięki magnezowi. Jednak mój charakterek pozostał. Jestem osoba niecierpliwą, kiedy wydaje mi się, że coś powinnam umieć zrobić, a napotykam na nieprzewidziane trudności, strasznie mnie to denerwuje - nawet jeśli sprawa jest obiektywnie błaha. Tak było w ostatni weekend. Miałam małe problem z kompem i przedenerwowałam sie o takie bele co cały weekend. To była bomba z opóźnionym zapłonem. wczoraj dwa razy chwytało mnie coś jak kolka (ból skurczowy) po LEWEJ stronie. Przez chwilę było ciężko. Potem uporałam się z tym dzięki masażowi odpowiednich receptorów i mięcie. Na co dzień borykam się z drobniejszymi niedogodnościami "brzuchowymi" na tle nerwowym - mam tez nerwową pracę. Staram sobie jakoś dawac radę, ale boję sie powrotu tego wczorajszego bólu...
  5. PS Nieodłącznym motywem mojej walki jest codzienne mówienie sobie z pełną stanowczością "JA TU RZĄDZĘ" - właśnie nie strach, tylko JA. Po pewnym czasie wytrwałego "powtarzania" można dostrzec, że łatwiej jest nad pewnymi rzeczami zapanować. Jest to czasem ciężka praca, ale przynosi efekty!!!
  6. Rok temu zaczęła mnie dręczyć nerwica żołądkowa i nerwica natręctw. Szukałam pomocy w terapii grupowej, ale z racji trwającego wtedy strajku, nie miałam szans na jej rozpoczęcie. Nie wiedziałam czego się chwycić. Przez przypadek prywatnie rozmawiałam z lekarzem, który zaproponował, żebym przez miesiąc lub dwa pobrała sobie magnez. Tak też zrobiłam. Nawet nie zauważyłam kiedy przykre dolegliwości związane z nerwicą żołądkowa zaczęły zanikać (przykre posmaki w ustach i przykre uczucia w żołądku itd...). dodatkowo zaczęłam sobie popijać herbatkę ziołową z dziurawca, co dodatkowo zaczęło stawiać mnie do pionu. Wprawdzie nadal mam gorsze dni z pewnymi natręctwami (np. muszę po kilka razy sprawdzać, czy wszystko pozamykałam i powyłączałam wychodząc z pracy), ale i tak postęp jest ogromny. Pozdrawiam wszystkich walczących!!!
  7. Boję się najbardziej 2 rzeczy: choroby któegoś narządu jamy brzusznej, która może doprowadzić do zabiegu lub operacji (pęcherzyk żółciowy, wyrostek robaczkowy) i wszystkiego, co powoduje wymioty... Czego boję się w "rutynowych zabiegach"? Znieczulenia ogólnego (jestem alergiczką, może nie "cięzkim przypadkiem", ale jednak) oraz złego samopoczucia po... Wiem, że codziennie ileś osób ma wycinany pęcherzyk albo wyrostek i "jakoś to przeżywają", ale nie mogę sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji... Moje nerwy z tym związane powodują nerwobóle właśnie tych okolic brzucha, które wskazywałyby na wyżej wymienione schorzenia Staram się jak mogę opanowywać - czasem się udaje, ale ogólnie boję się... Czy ktoś też to miał? Czy ktoś sobie poradził z czymś takim? W kwestii wyjaśninia - dobijam się o psychoterapię, ale to jeszcze może potrwać, a ja chcę już walczyć od teraz...
  8. Marjetka

    [Kraków]

    Planowane jest jakies spotkanie w najbliższym czasie? Ciągle nie mofę się zebrać, ale w końcu muszę :)
  9. Niom, ja ztym samym pytaniem. Dziś tam byłam, jutro będe "ścigać" jakiegoś psychoterapuetę o 1. wizytę. byłam na Lenartowicza (?), ale tam z powodu strajku do odwołania nie przyjmują na 1. wizytę :/
  10. Hej, Od takich objawów to zaczęła się moja przygoda z nerwicami. Już w podstawówce obchodziłam przed każdym wyjściem z domu całe mieszkanie, by mieć pewność, że pozamykałam okna, pozakręcałam krany, zostawiłam wyłączone kuchenki, czajniki i inne urządzenia, potem 5 minut szarpałam się z drzwiami, żeby "móc sobie dać rękę uciąć, że zostawiłam je zamknięte, jakby co...". kiedy zapowiadano, że jakiegoś nauczyciela na drugi dzień nie będzie, zapisywałam to i jeszcze dzwoniłam do koleżanek, żeby się upewnić i nie zrobić z siebie błazna... Teraz obsesyjnie oglądam każde jedzenie, czy nie przykleił się jakiś włos albo czy pomidor został w 100% obrany - innymi słowy myślę obsesyjnie i natrętnie czy z powodu jedzenia nie rzygnę :/ Ohyda... Nie jesteś sam!!! Pozdrawiam!
  11. O rany! "cieszę się", że znalazłam ten temat!!! Od zawsze nienawidziłam wymiotować! Wolałabym, przesiedzieć ileś godzin na kiblu i "wydalać z siebie odwrotną stroną medalu", ale rzygać?! NIGDY!!! Ostatnium razem zdarzyło mi się to z 17 lat temu albo i więcej - mogłam miec z 10-11 lat. Wróciliśmy z wakacji - jechaliśmy PKSem. Podczas drogi zjadłam kanapkę - m.in. z pomidorem. Akurat traf chciał, że ten jedyny raz mama go nie obrała. W środku nocy obudziłam się z dziwnym uczuciem i po chwili wiedziałam ,że "stanie się". Na końcu całe i "zdrowe" wyjechały ze mnie skórki :/ Wszystko "poszło szybko" i nawet się nie umordowałam. Dlaczego więc, dlaczego tak się boję? Jestem ogólnie nerwicowcem - zawsze dużo od siebie wymagałam - w szkole, potem w pracy. "Z zewnątrz" wydałam się opanowana, jednak w środku wszystko przeżywałam 3 razy bardziej, niż coś było warte... Potem przyszło wielomiesięczne poszukiwanie pracy - jestem wykształcona, mam 2 zawody... A tu ciągle - nic i nic. To przymusowe "leniuchowanie" zaczęło mnie niszczyć psychicznie. Niemal "w ostatniej chwili" znalazłam pracę, co więcej przy okazji bardzo fajnego szefa!!! Uspokoiłam się i wyciszyłam. Polubiłam to co robię i miejsce pracy... W maju br. zjadłam jednak coś czego nie powinnam (w wieku 18 lat miałam kamienie w woreczku żółciowym - rozpuszczone potem, ale wiem, że dolegliwości woreczka tez powodują m.in. mdłości, wzdęcia ip). Pod wieczór rozbolał mnie żołądek. Nie mogłam nawet dopić mięty żeby wziąć coś rozkurczowego... Nie przespałam nocy, bojąc się wielogodzinnych wymiotów... Od tego czas nie sypiam dobrze. W czerwcu zaczęłam brac leki - na razie ziołowe - na uspokojenie i ogólnie - na żołądek i osłonowe na wątrobę oraz rozkurczowe- jak już naprawdę muszę. Zaczytuję się w książkach o pozytywnej autosugestii i myśleniu... Pojawiło się kilka lepszych dni... Ale ogólnie bywa kiepsko. Zastanawiam się - i co, najwyżej, pójdę do WC, szybko pójdzie i z głowy - jadam mniej, niz kiedyś, wszystko 100 razy obejrzę zanim zjem, jadam tylko "domowe jedzenie", uważam na wszelkie skórki z owoców, włosy, "dziwne zestawienia" (np. ogórek i mleko) i inne tego typu rzeczy, których żołądek może chcieć się pozbyć w tak drastyczny... To już obsesja!!! Kiedyś lubiłam spać - świetnie sie regenerowałam śpiac, czerpałam też przyjemność ze zjedzenia czegoś dobrego (absolutnie nie wyszkuanego!!!) - np. dobry jogurt czy dobra zupa jarzynowa. Dziś jem bo "muszę", bo żołądek może rozboleć tez z brakiu jedzenia, bo musze chodzić do pracy i pracować. są dni, kiedy czuję się bezsilna... W przyszły poniedziałek idę z tym do lekarza "od głowy". Nie chcę tak żyć!!! Chciałabym bardzo podziękowac za post Tifany26!!! Wypróbuję Twój sposób!!! Dzięki - dodałaś mi otuchy i wiary!!!
  12. Marjetka

    [Kraków]

    Hej, Wątpię, żeby obowiązywały "ograniczenia wiekowe" :-) W końcu takie "niedyspozycje" jak nerwice dopadają ludzi w różnym wieku - każdy ma z tym własne doświadczenia, którymi może się podzielić :-) Pozdrawiam!
  13. Marjetka

    Hej

    Jane - do lekarza idę - czekam tylko aż będę mogła wziąć dzień urlopu :/ Co do ziołowych leków, na razie działają o tyle, że mogę spać :-) Pozdrawiam i dzięki za powitanie.
  14. Marjetka

    Hej

    Mam na imię Gośka. Od około miesiąca "męczy" mnie lekka nerwica żołądka - zbyt wczesne poczuciepełności, "poczucie przeszkody" w gardle i kilka innych drobiazgów (bez klasycznych mdłości). Miałam jużczas na pewne przemyślenia - myślę, żezbieram owoce wieloletnich stresów - w liceum, na studiach, potem czas bezrobocia. Na szczęście teraz mam pracę. Biorę jak na razie leki ziołowe - na żołądek i nerwy. To pomaga mi spać i wogóle podjąć walkę. Przezlata miałam teżnerwice natręstw - wiecie, nie byłam pewna tego "co widzę" - czy pozamykałam okna wychodzącz domu, czywszystko powyłączałam, zamknęłam drzwi itd... Pracuję teraz poważnie nad nabraniem dystansu do tego, cvo wkopało mnie w obecny stan. Podczytam to i owo na tym forum. Co jeszcze... Chyba wszystko jak na razie. Pozdrawiam wszystkich!!!
  15. Marjetka

    [Kraków]

    Hej. Mam na imię Gośka, miekszam i pracuję w Krakowie. Jestem "nowym nabytkiem" na tym forum. Dopiero je wertuję. Mam nerwicę żołądka, która daje o sobie znaćprzede wszystkim od późnego popołudnia i wieczorem, a od lat "żyję z" lekką na nerwicą natręctw. Chicałabym się czasem spotkać z ludźmi, którzy mają problem z nerwicą, pogadać... Nie tylko w necie. Na razie podczytuję forum. Mam nadzieję, że uda mi się wziąć udział w jakimś miłym spotkanku. Pozdrawiam wszystkich!!!
×