dziękuje slow motion za szybką odpowiedź. i wydaje mi się że chyba lepiej nie nazwałabym w skrócie tego co przeżywam jak Ty to zrobiłaś... i przykro mi że musiałas przez cos podobnego przechodzić bez happy endu...
czego oczekuję od męża? na pewno zrozumienia i ciepła (ale chyba wiesz, ze tak naprawed ktos kto nigdy nie mial depresji, tak naprawde nie zrozumie Cie nigdy) , ale też wielu innych rzeczy których już wiem że on mi nigdy nie da (5 lat po ślubie)... różnica kulturowa, językowa, rodzina (niedawno dowiedzieliśmy się że nie może mieć dzieci), ciężko jest z tym wszytskim żyć.. ale daję radę bo wciąż jest miłość, bo on mnie kocha, bo ja czuje się winna, bo to tak naprawdę ja się nim zajmuje , ale jestem już zmęczona.. chcę żeby ktoś się mną zajął, zaopiekował, powiedział co w życiu dobre co złe. lata zgrywania bardzo silnej osoby, bycie ramieniem do płaczu dla innych, wieczny uśmiech na twarzy i mówienie że wszytsko jest wporządku doprowadziły mnie do stanu w jakim teraz jestem!! i gdzie są teraz Ci, którzy normalnie wypłakiwali się na moim ramieniu? nie ma... jestem sama, bardzo sama i samotna! pojawiają się nowi ludzie, ale ja nie chcę nikogo poznawać, ufać, zaprzyjażnic sie, chce siedziec w domu - bezpiecznie!
Ale chyba zeszlam troche z tematu... nie wiem co robic z tym owym osobnikiem, ktory przyniosl mi tyle radosci i nadzieji ze "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie inaczej"!?
Pozdrawiam