Skocz do zawartości
Nerwica.com

mufina

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mufina

  1. Witam, jestem nową użytkowniczką, ale obserwuję to forum od paru ładnych lat, od momentu gdy posypała mi się psychika. Postanowiłam zalożyć ten temat, bo chciałabym, aby ktoś mi pomógł ocenić, rozpoznać to, co mnie trapi i niszczy. Postaram się opisac problem... Generalnie mam 22 lata. W czerwcu będzie 3 rocznica mojej utraty zdrowia psychicznego. Wszystko zaczęło się tak naprawdę od ataków paniki. Generalnie wcześniej nie miałam problemów z lękiem, nie bałam się, funkcjonowałam samodzielnie, nie wiedziałam czym jest panika. A pierwszy taki atak przeżyłam krótko po maturze, w wakacje. Byłam sama w obcym mieście. W tym czasie miałam sporo stresów: kończyłam liceum a w przeciwieństwie do koleżanek nie wiedziałam co chcę dalej robić w życiu, miałam niewielu znajomych; pokłóciłam się i zepsuła mi się relacja z osobą, na której bardzo mi zależało. Atak był nagły. Spacerując wśród ludzi nagle w kilka sekund zalała mnie fala totalnego przerażenia, miałam trudności z oddychaniem, chciałam uciec a nie wiedziałam dokąd, bałam się że rzucę się na ziemię i zacznę krzyczeć (było to w miejscu publicznym). To była gruba kreska, która oddzieliła mnie od wcześniejszego, w miarę normalnego życia i rozpoczęła pasmo udręk. Po tym incydencie ataki zdarzały się codziennie, nie miałam siły wyjść z domu, ciągle się bałam, czułam że wariuję. Osoba, na której mi zależało, okazała mi swoje jawne lekceważenie - bardzo to przeżyłam. Pojawiła się też depresja. Trafiłam do szpitala, pomogli mi - ataki ustały, nastrój się poprawił ale przybyło mi 20 kg w kilka miesięcy, co mocno zaburzyło mi samoocenę... Spokój trwał rok. Zapomniałam już, co to lęk napadowy. Następny atak wyzwolony został przez dosłownie pierdołę. Pewien facet bardzo mnie skrzywdził. Raz niespodziewanie spotkałam go na korytarzu szkoły - to spowodowało atak. Miało to miejsce na uczelni, co bylo dodatkową traumą - wtedy publicznie totalnie straciłam kontrolę nad sobą... Gdy sobie to przypominam, tak mi wstyd... Ryczałam, trzęsłam się, miałam derealizację, prosiłam, baa, darłam się, żeby wezwać karetkę, oddychałam głośno i histerycznie, łkałam, że nie mogę oddychać - ludzie z grupy drapali się w głowie, nie wiedząc o co chodzi, kobitka prowadząca zajęcia ogłupiała - ale w końcu od niechcenia wezwała karetkę, dostałam zastrzyk relanium domięśniowo, i atak puścił. Potworny wstyd jednak pozostał. Dodam jeszcze, że dla większości grupy i wykładowców moje zachowanie i całokształt itp. było totalnie kuriozalnym zdarzeniem..... Chodzilam do psychiatry i na psychoterapię, ale pomagało doraźnie. Od tamtego wydarzenia zaopatrzyłam się w xanax, bez którego nie ruszałam sie z domu. Musiałam zawsze go mieć. Ataki raz sie pojawiały, raz nie. W ostatnim czasie miałam ponad półroczną przerwę. Lecz... przedwczoraj zdarzyło się coś bardzo, bardzo silnego i dla mnie wręcz potwornego. Byłam bardzo, bardzo zmęczona, miałam dużo roboty, 3 ostatnie noce miałam źle przespane. Po całym dniu pracy poszłam spać do koleżanki, z którą spędziłam miły, choć trochę wykończony wszystkim, wieczór. Byłam śpiąca i normalnie powinnam zasnąć po przyłożeniu głowy do poduszki, ale coś narastało. Położyłam się do łóżka z napięciem nerwowym, i ono coraz bardziej rosło. Gawędziłam sobie z koleżanką leżąc w łózku i opowiadając jej coś nagle zdałam sobie sprawę, że mój głos jest dla mnie obcy. Swój wlasny głos słyszałam jako głos kogoś obcego, jakbym kogoś innego mówiącego słuchała - i w moment mnie to przeraziło. Podzieliłam się swoim spostrzeżeniem z koleżanką, tak żartobliwie, tak że: ej sluchaj, ja swój głos słyszę jak jakiś obcy, jak nie mój, o kurde chyba na mnie pora" na co koleżanka z przerażeniem, żebym jej nie mówiła takich rzeczy, bo ona zaczyna się "wkręcać".... to był ten moment, że mój lęk podskoczył do dużych wartości, zwiększając się.... Powiedziałyśmy sobie dobranoc, ja próbowalam zasnąć. I WTEDY UŚWIADOMIŁAM SOBIE, że nie mam przy sobie xanaxu.... i to było jak wciśnięcie panic-attack-mode-on, let's START it. Rozpoczął się atak. Straciłam poczucie czasu, czułam że ogarnia mnie obłęd. Pojawiły się, nowe piekielne objawy. W mojej głowie pojawił się makabryczny myślotok - nie da się tego koszmaru opisać, alegorią tego jest jedynie animacja czołówki teleturnieju "Miliard w rozumie", gdy w głowie faceta pojawia się bardzo szybko gęsta sekwencja rozmaitych, szybko zmieniających się kadrów i ta psychodeliczna muzyczka... ja dodatkowo slyszałam myśli wypowiedziane, ogromny zbitek różnych wspomnień, marzeń, skojarzeń, obrazów z telewizji, przeżytych sytuacji, wszystko z potworną prędkością odtwarzane jako historia, bez związku logicznego, wymieszane, szybko jak 100 róznych klatek na sekundę, jeden po drugim. Nie byłam w stanie tego powstrzymać, myślałam że zacznę krzyczeć, potwornie się bałam, lęk dosłownie trzymał mnie za gardło. Bodźce w umyśle bombardowały, nie mogłam leżeć z zamkniętymi oczami bo czulam że wpadam w spiralę totalnego szaleństwa, calkowitego madness i do końca stracę kontakt z rzeczywistością. Patrzyłam na firanę - widziałam na niej wirujące wzory i mówiące do mnie twarze osób z "myślotoku" - myśli jako obrazy i sceny wyświetlaly mi się i tak, gdziekolwiek patrzyłam - obojętnie czy miałam zamknięte oczy, czy nie. Czułam jak dotykam najczystszego obłędu. Miałam myśli żeby zabić koleżankę, zrobić coś złego, coś jej zniszczyć, zdemolować pokój - chciałam krzyczeć, nie byłam w stanie tego wszystkiego znieść. Męczyłam sie długo, wreszcie zasnęlam. Rano koleżanka powiedziała mi, że obudziło ją moje głośne jęczenie przez sen zawodzenie, jakbym miała jakieś rany, albo jakby coś mnie strasznie bolało.. To dopełniło mojego lęku i obrazu szaleństwa. Tak się boję schizofrenii, psychozy, a czasem moje objawy nerwicy wręcz ocierają się o to, tańczą z tym w kółeczku. To, co mnie dotknęło tamtej nocy, ten myślotok - to było jak psychoza. Totalne przerażenie, obłęd. Przeżyłam w swoim życiu już kilka traum na płaszczyźnie nerwowej, a raczej nerwicowej podczas wielu potwornych dla mnie sytuacji - zemdlałam i na ziemi miałam drgawki przy zwykłym pobraniu krwi, dostałam odrealnienia i głuchoty przez szum w uszach który sprawial że nic nie słyszałam po bolesnym zabiegu stomatologicznym, przez ataki paniki wiele razy się zbłaźniłam, a najbardziej wtedy w szkole. Wszystkie te sytuacje miały miejsce, gdy otaczali mnie źli ludzie - nieprzyjemny, wrogi personel medyczny, oschła, nie lubiąca mnie grupa w szkole, wredna, celowo niedelikatna dentystka. Jednak to doświadczenie z przedwczoraj było jak stan z pogranicza, zaburzenie świadomości. Boję się tego. Czy ktoś pomógłby mi to zinterpetować, ten stan który doznałam przy zasypianiu u koleżanki?
×