Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marius

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Marius

  1. Cuż,chyba jeszcze spróbuję. Ale mam wrażenie,że wyczerpałem każdy rodzaj rozmowy. Próbowałem delikatnie i twardo,pytając i proponując. Najgorzej,że teraz jest u mamusi i jest pod jej wpływem,a to wróży tylko rozwód. Nie zrozumcię mnie żle -zgodzę się i na to ale wiem,że zawiodę syna tą decyzją. Jesteśmy mu potrzebni oboje. Oboje dobrze się nim zajmujemy i tylko dla niego jesteśmy ze sobą ale to już przekracza wszelkie granice rozsądku.Podejrzewasz,że jednak jestem nieudacznikiem? Może i tak. Ale wiedz,że śpię po 5godz.na dobę,bo porócz etatu zajmuję się synem i porwadzę własną działalność jako grafik komputerowy (wolny strzelec).Nie czuję się nieudacznikiem i nikt ze znajomych,kol.z pracy ani moich prywatnych klientów tak nie uważa.W każdym razie dziękuję za odpowiedż.
  2. Wierz mi próbowałem. Ale ona twierdzi,że problem jest we mnie. Ja mimo wszystko ciągle jej powtwrzam,że ją kocham. Ale ona odpowiada,że nie prawda,że nie jestem facetem,tylko takim czymś. Wszystko zniosę,byleby moje dziecko było szczęśliwe. Naprawdę finansowo nie jest żle -jakoś sobię radzę,mamy gdzie mieszkać i za co żyć,pomimo,że tylko ja pracuję ale ona nie chce,jednak emocjonalnie czuję się okropnie. Tak jak napisałem żal mi tego dziecka,bo jest wspaniałe i na to niezasługuje. Wiem,że żona mnie nie kocha,być może nawet nienawidzi... ,ustępuję na każdym kroku,już zgadzam się na wszystko,ale ciągle jest nie tak jak ona to widzi,ciągle żle!
  3. Witam! Mam podobny problem z żoną. Pracuję,zajmuję się dzieckiem(uwielbiam to),a ciągle słyszę krytykę,że nie tak,że za wolno,że nie dokładnie,że nic jej nie dałem,że jestem draniem i zrójnowałem jej życie,że niszczę syna.... mogła by tak w nieskończoność. Kiedyś(zanim się pobraliśmy) było inaczej. A teraz tylko żle,za mało. Jestem na nogach od 5:30 do 23-24.Rano wstaję,bo dziecku trzeba zrobić jedzonko,zmienić pieluchę,szykuję śniadanie dla żony itp. Póżniej idę do pracy. Wracam o 17ej jem,myję się i zajmuję się dzieckiem:przewijam,karmie,kąpie,prasuje,piorę,sprzątam i ok 21ej kładziemy maluszka spać. Robię kolacje i oglądamy tv. Ale,gdy już padam żona chce rozmawiać. Rozmowa ta polega właśnie na wysłuchiwaniu co robię żle! Gdy wracając z pracy zdarzyło mi się usnąć za kierownicą nieżle się wystraszyłem. Ale żona stwierdziła,że to moja wina,bo jestem słaby. Umówiła mnie nawet do psychiatry i faszerowała lekami,które podobno miały poprawić przekażnictwo w mózgu. Czułem się po nich okropnie otępiały i przestałem je zarzywać. Więc usłyszałem,że jestem kaleką życiowym,nieudacznikiem i niemam żadnych wartości do przekazania dziecku, ponieważ nie potrafię się poświęcić dla niego. Nie wiem co robić. Nie chcę rozwodu,bo kocham synka i chcę uczestniczyć w jego wychowaniu. Przeprowadzamy się z miejsca na miejsce bo wszędzie jej żle. Myślałem nawed wziąć kradyt na hipotekę,ale ostatnio ciągle powtarza,że jestem bezwartościowy,bezurzuteczny,zapatrzony w siebie itd. Kiedyś uderzyła mnie w głowę drewnianą zabawką syna,było też rzucanie trepkiem w twarz,wyzwiska i ciągłe niezadowolenie. Co robić? Pomóżcie!
  4. Witam! mam na imię Mariusz. Od roku jestem mężem i ojcem wspaniałego synka. Problem w tym,że nie układa nam się z żoną. Przed ślubem byliśmy ze sobą 5l. a znamy się od 10ciu. Wszystko było super -naprawdę. Wyjazdy,imprezy,wizyty u znajomych u rodziny. W łużku również się dopasowaliśmy. Problem zaczął się wraz z organizacją wesela. Byliśmy ogłądać salę,-pasowało, zostawiliśmy zaliczkę i zaczeliśmy zajmować się pozostałymi sprawami. Ale jakiś tydzień po wizycie w lokalu w którym miało być nasze wesele narzeczona powiedziała mi,że ona tak nie chce,bo jej siostry miały tradycyjne przyjęcie (w remizie strażackiej),że jej mama wszystkim się zajmie i sala już jest zamówiona.Byłem wściekłu,że wszystko zaplanowały bezemnie. Ale ostatecznie się zgodziłem pod warunkiem,że zapłacę za muzykę,samochód,napoje i alkochol. Zgodziła się i wesele sie odbyło. 2m-ce. po ślubie urodził się nasz syn. Gdy pojechałem do szpitala zobaczyć maleństwo zastałem żonę zapłakaną i odrazu zaczęła na mnie krzyczeć,że zniszczyłem jej życie,jestem zerem,nieudacznikiem itd. Byłem w szoku ale wysłuchałem do końca ze łazami w oczach,pożegnałem się i wyszedłem. Czułem się okropnie,jakby coś we mnie umarło. Od początku zajmowałem się dzieckiem:przygotowanie posiłków,kąpiel,karmienie,przewijanie,zabawa,spacery,usypianie.Tylko ja pracowałem a po pracy starałem sie pomóc żonie,bo po całym dniu z dzieckiem była skonana(gotowałem,sprzątałem,prałem,prasowałem). Zaczeła mieć pretensje,że oprócz pracy i opieki nad dzieckiem mogę przecież jeszcze posprzątać podwórko,naprawić drobne usterki w aucie itp. Początkowo mieszkaliśmy u moich teściów,ponieważ tak chciała żona. Ale,że nie chcieli jej pomagać przy dziecku i nie mogli mnie zaakceptować jako członka rodziny,to stwierdziłem iż czas przeprowadzić się do mojego domu,który przepisali mi rodzice. Niestety sielanka i tym razem nie trwała długo. Rodzice skrarzyli się na moją żonę a ona na nich a ja byłem po środku i obrywało mi się z każdej strony. Obecnie żona zabrała dziecko i wyprowadziła sie do teściów a ja jestem u siebie. Myślałem wziąć kredyt i kupić jakiś dom i iść całkiem na swoje -jak najdalej od tych rodzin, ale od 2m-cy ciągle słyszę o rozwodzie od mojej żony. Jestem nieprzygotowany do życia,leniwy,słaby psychicznie,kaleka,niedorajda - to tylko niekóre z określeń jakie padają pod moim adresem. Nie chcę rozwodu,chcę żeby to dziecko miało obojga rodziców i wychowywało sie w normalnej rodzinie. Teraz odwiedzam syna prawie codziennie,ale widzę radość,gdy jestem i smutek w jego oczkach,gdy muszę jechać do siebie. Ten smutek rozdziera mi serce,bo zastanawiam sie czy to wszystko moja wina?
×