Witam, nie wiem czy w dobrym miejscu piszę.
Chyba dzieje się żle. Coraz bardziej czuję się zagmatwana w swoim życiu, a nie mam siły tego zmienić.
Mam 33 lata, pracę, męża, dziecko 2,5 letnie, mamę (ojciec zmarł 12 lat temu, był alkoholikiem).
Mieszkam z mamą - wybudowała dom , do którego wspólnie się wprowadziliśmy. Kontakt z mama mam zły - tak starała się mnie wychować, że nigdy nie mówiła że mnie kocha, nie brała na ręce... Do dziś głównie o coś mnie oskarża. Nie toleruje mojego męża. On nie pracuje - zwolnił się 5 lat temu i próbuje rozkręcać firmę, ale ciągle traia na ludzi, którzy go wykorzystują i oszukują.
Ja zarabiam na dom, za rok mam egzamin specjalizacyjny, potwornie trudny, ale nie potrafię zabrać się za naukę....
Rok temu mielismy z mezem duzy kryzys - chodziło o to, że ja nie miałam ochoty na seks (zresztą dalej nie mam, robimy to jak już na prawę mąż staje się nie do zniesienia).
Miałam okres w życiu, kiedy seks i wszystko co z nim związane brzydziło mnie potwornie. Czuję że dalej tak jest. zmuszam się, a najgorsze jest to, że muszę udawać że mam ochotę, bo nie chcę go ranić. Mój mąż ma bardzo niskie poczucie własnej wartości, i nie da się z nim rozmawiać na temat jego zarobków (kilkaset złotych w miesiącu) bo zaraz jest zdołowany i załamany że w niego nie wierzę. Jest do tego chorobliwie zazdrosny i najbardziej boi się że go kiedyś zostawię. Nie wychodzimy praktycznie nigdzie, bo boję się, że jakikolwiek facet ze mną rozmawia albo patrzy, mąż natychmiast jest naburmuszony i zdołowany, a potem jest awantura.
Czasami marzę o tym, by spotkać jakiegoś spokojnego, dobrego człowieka, który wyciągnie mnie z tego bagna. ale boję się że sobie nie poradzę. boje sie ze zranie dziecko, meza, nie mam siły....
boje sie o przyszlosc. jestem chora na cukrzyce. boje sie ze jak mnie braknie on nie da rady utrzymac dziecka. ostatnio nawet zaniedbuje dziecko, jestem nerwowa, krzycze na malą.
ciągle o czyms zapominam.
poradzcie coś, nie mam siły...