Mam 23 lata, studiuje, pracuje...
Od pewnego czasu mam wrażenie, że krążę po jakimś labiryncie bez wyjścia... Nic mnie nie cieszy, ani z pracy nie mam satysfakcji, ani ze szkoły, niedawno zerwałam z chłopakiem ale na nim też mi nie zależy, ba nawet umówiłam się na randkę z paroma facetami ale tylko zrozumiałam, że to nie jest to czego szukam... Właśnie o to chodzi jakbym poprostu nie mogła znalezc tego "czegoś" co nawet nie wiem czym jest bo juz wyczerpałam wszelkie możliwości.... Przestałam lubic prace, nawet na studiach przestało mi zależec, zaczęłam pisac pracę dyplomową, po czym zrezygnowalam przestalam widziec jakikolwiek sens. Nagorsze jest to, że nawet nie potrafie zdefiniowac co jjest nie tak... Ciągłe wahania nastrojów- od totalnej głupawki do totalnego doła (zazwyczaj jak jestem w pracy to na poczatku udaje, że jestem w super humorze, a następnie łape totalnego doła). Nienawidze byc sama w domu- jak tylko przychodzi wolny weekend idę do sklepu po alkohol, żeby czas szybciej zlecial...Moje myśli, gdy nie jestem zajęta głównie skupiają się na rozpamiętywaniu porażek i zastanawianiu się co jeszcze może się zepsuc....Nie wiem, czy to już depresja? Czy są jakies sposoby na wyjscie z tego dołka emocjonalnego samemu?