Trafiłam tutaj przez przypadek. Moja historia jest trochę skomplikowana, ale może zacznę od pierwszych objawów. Zaczęło się podczas rocznicy komunii, w wieku 9/10 lat. Musialam wtedy wyjsc powiedziec jakis wierszyk. Nie wiedzialam co sie ze mna dzieje, myslalam, ze zaraz zemdleje (bylo goraco i wiele osob mdlalo). Mialam dziwne uczucie w zoladku, takie jak motylki, trema itp. Z roku na rok objawy sie nasilały, przeksztalcily sie w silne odruchy wymiotne przy kazdy stresie typu wyjazd na wakacje, wyjscie ze znajomymi, rozmowa przez telefon z kims obcym. Kiedys na wyjezdzie kilkudniowym nie moglam nic przelknac, bylo mi wiecznie niedobrze, cokolwiek zjadlam - zwymiotowalam. W caigu kilku dni schudlam niesamowicie, wszyscy mysleli, ze mam bulimie. Po powrocie do domu znowu zaczelam jesc normalnie. Z czasem nauczylam sie ten odruch kontrolowac, jednak do tej pory mnie nawiedza, szczegolnie w sytuacji, gdy jest mna zainteresowany jakis facet, ide na rozmowe w sprawie pracy, wyjezdzam w dalsza podroz.
Wiedzialam, ze to nerwica, moi rodzice tez o tym wiedzieli, jednak nie leczylam tego. Sama wiedzialam, gdzie tkwi zrodlo, o tym ponizej.
Kiedy mialam 9/10 lat i dorastalam, moja twarz zaczela sie drastycznie zmieniac. Wydluzyla sie, splaszczyla. Niezyczliwi mowili mi, ze mam "morde jak piec kaflowy". Rozpoznaniem byla skomplikowana wada zgryzu, wymagajaca operacji, ale dopiero w wieku ok 20 lat, kiedy kosci przestana rosnac. Mimo tego nie balam sie wychodzic na zewnatrz, nawet chetnie to robilam, po prostu pragnelam towarzystwa innych osob, jednak bardzo czesto pojawial sie objaw powyzej opisany. Niezyczliwe komentarze innych osob doprowadzaly mnie czesto do placzu, myslalam wielokrotnie o samobojstwie, ale bylam zbyt tchorzliwa, aby to zrobic.
Balam sie ludzi, balam sie ich reakcji na siebie, najlepiej czulam sie ze znanymi mi juz ludzmi.
Teraz jestem po operacji. Duzo sie zminilo w moim wygladzie, ktorego co prawda jeszcze w 100% nie akceptuje, ale widze wiecej akceptacji ze strony ludzi. Ucze sie poznawania nowych ludzi, patrzenia im w oczy, odpowiadania usmiechem na usmiech. Jednak panicznie boje sie nawrotu wady, ktory niestety nastapil, czesto patrze, czy jest jakas zmiana przez to i wpadam w histerie, mam wrazenie, ze zeby mi sie znowu krzywia.
Do tego doszly teraz bole glowy, dokladnie takie, jak opisane na tym forum, glownie w 1 punkcie glowy, ale rowniez i w innych oraz uczucie nalozenia muszelki na ocho i jego lekkie przytykanie. Mam tez manie wynajdowania sobie nowych chorob, mam wrazenie, ze ciagle mnie cos boli. Do tego zaczelam sie bac bardzo duzych wysokosci, ale to chyba prawie kazdemu z wiekiem przychodzi.
I na dodatek zmiany nastroju. Od samobojczego (glownie przed i w czasie miesiaczki) do nieopisywalnej radosci. Ciezko mi z tym zyc, bo chcialabym byc szczesliwa codziennie, jednak staram sie dostrzegac lepsza strone zycia w tych zlych chwilach, wiem, ze zycie mam tylko jedno i ode mnie zalezy, jak je przezyje. Mam osobe, ktora mnie wtedy wspiera. Ale rozumiem osoby ze sklonnosciami samobojczymi, bo wiem, co to znaczy, gdy zycie nie ma juz sensu i nic nie mozna poradzic.