Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pani Kuleczka

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pani Kuleczka

  1. Witam serdecznie, Mam 2 lata młodszego ode mnie brata z Zespołem Downa. Kiedy o nim opowiadam obcym ludziom mówię "dziecko z Zespołem Downa", ale dzieckiem już nie jest. Ma 22 lata. Kawał chłopa. Stopień upośledzenia - głęboki. Prawie nie mówi. Często mam wrażenie, że nie rozumie co się do niego mówi. Problem mnie i moją rodzinę przerasta. Mój brat ni z tego, ni z owego potrafi z całej siły przyłożyć w twarz. Każdemu. Wystarczy być w zasięgu. Najpierw zezuje na obiekt, a potem "strzał". To się zdarza coraz częściej od może 2-3 lat. Na początku zdawało mi się, że nie potrafił inaczej wyrazić sprzeciwu, czy zniecierpliwienia. Jednak ostatnio przywitaliśmy się jak zwykle "na misia" a on zaraz mnie zdzielił. Nie wiem, co o tym sądzić. Zawsze po ataku staje się coraz bardziej agresywny. Oczywiście jak zareaguje się agresją to jest jeszcze gorzej - zaczyna krzyczeć, walić ręką w coś, albo czymś rzucać. I tak zastanawiam się co robić w tej sytuacji. Chciałabym poświęcać mu czas, ale teraz po prostu staram się być poza zasięgiem. Pozdrawiam.
  2. Pani Kuleczka

    Depresja objawy

    Witajcie, Tak się zastanawiam czy można mówić o depresji, kiedy bywa, że ma się dobry humor? Sama nie wiem co mi jest. Rankiem i w pracy czuje się beznadziejnie, a po pracy wstępują we mnie siły witalne i dobry humor :/
  3. Myślałam, że to tak humorystycznie "Jęczarnia". Ale rzeczywiście jęczycie Pomaga coś? Bo jak tak, to ja też pojęczę.
  4. Brzmisz jak ja. Tzn. mamy podobne problemy. Może po prostu potrzebujesz grupy wsparcia? Na pewno potrzebujesz przyjaciela, który Cię wysłucha i zrozumie. Wiem, łatwo się mówi :) Mój mąż jest mi najbliższą osobą, ale nie chce go zadręczać moimi problemami. Z resztą, wiem, że będzie mu ciężko przyjąć do wiadomości, że mam ze sobą problemy. Będzie obwiniał siebie. Pewnie podobnie jest z Twoją mamą. Nie myślałaś, o tym żeby przyłączyć się do jakiejś grupy o konkretnych zainteresowaniach? W czasach szkolnych mi to bardzo pomagało. Byłam w każdej drużynie sportowej, jaka istniała w szkole
  5. Najgorsze jest to, że ciężko mi przerwać te destrukcyjne zachowania. Jedyne sukcesy odnoszę na polu odwlekania wszystkiego na ostatnią chwilę. Zastanawiam się, sama sobie z tym poradzę i jak to zrobię. Przeczytałam ostatnio "Kto zabrał mój ser", ponoć jedną z najlepszych książek motywacyjnych, gdzie radzą zadać pytanie: "co bym zrobiła, gdybym się nie bała?" i właśnie to zrobić. Ale ja raczej nie wiem co ze sobą zrobić, jestem znudzona, nie czuje sensu, nie ma pomysłu, odczuwam niepokój, frustrację, pustkę. Od czego zacząć? Jak na siebie wpłynąć? Mam po prostu pójść do psychologa? Może jest jakaś książka, którą warto przeczytać? A może najlepszym rozwiązaniem będzie rzucić się w wir obowiązków, rożnego rodzaju zajęć? W kalendarzu opracować plan na całe dnie. Czy to jest rozwiązanie?
  6. Witam wszystkich, Nie wiem co mi jest. Może to mix chorób psychicznych. Bywają lepsze i gorsze dni. Nie wiem czy to się leczy, czy ja już tak mam. + brak motywacji do czegokolwiek - nie chce mi się nic - budzić się, pracować, wychodzić z domu, wszędzie się spóźniam - nawet jak miałam jakieś plany, to teraz o nich nie pamiętam albo mi się nie chce - chce mi się: jeść, poprawiać sobie nastrój, przestać robić to czego nie powinnam, ale nie potrafię + potrzebuje jakiegoś pozytywnego bodźca, żeby zacząć działać + jeśli w coś się zaangażuję to staram się zbyć perfekcyjna - pochłania to wiele czasu i zwykle wzmaga frustrację jeśli, nie jestem dostatecznie zadowolona. + zaburzenia odżywania - mogę jeść ciągle i wciąż - mam napady wilczego głodu, ochotę na tłuste, potem na słodkie - jem kiedy czuję negatywne emocje - praktycznie codziennie + często czuję niepokój, czy lęk, frustrację z wiadomego lub nieokreślonego powodu, np. kiedy mam do kogoś zadzwonić; kiedy nie robię tego co powinnam, a czemu tego nie robię? nie wiem. + w sytuacjach napięcia potrafię 10 razy w ciągu minuty sprawić e-mail + często czuję pustkę, nie wiem co ze sobą zrobić + czuję, że marnuję czas, ale nie wiem co z nim zrobić + bardzo emocjonalnie pochodzę do wszystkiego, łatwo mnie wyprowadzić z równowagi, zdenerwować - zawsze kończy się to płaczem - nie umiem go powstrzymać. Parę razy zdarzyło mi się nie panować nad sobą i wrzasnąć coś komuś prosto w twarz + jestem nerwowa - potrafię się zdenerwować z byle powodu, mam tendencję do gryzienia, np. paznokci + czasem mam przypływy energii, zrobiłabym coś, ale nie wiem co i zwykle kończy się na sprzątaniu + mam natrętne myśli, których ciężko mi się pozbyć - dotyczą negatywnych sytuacji z mojego życia, najczęściej dopadają mnie przed snem + mam skłonności do analizowania w najmniejszych szczegółach wszystkich negatywnych sytuacji, rozmyślania, przypuszczania... to męczące + czasem boję się wchodzić w interakcję z ludźmi, zwłaszcza jeśli ma to związek z negatywną krytyką np. jeśli ktoś się wepchnie przede mnie w kolejce + boję się swojej kompromitacji, wykazania mojej niekompetencji, ogólnie negatywnej krytyki + kłamię, naciągam fakty, żeby nie pokazać komuś swoich wad, lęków, obniżenia nastroju + w pracy nie wiem od czego zacząć - jestem sama sobie szefem, nikt nade mną nie stoi, niczego mi nie karze, nie kontroluje. Prowadzę sklep, to właściwie samozatrudnienie. Siedzę sama przy kompie 7-9 h dziennie z przerwami na obsługę klientów. Moje obowiązki wydają mi się nieatrakcyjne, praca nudna, klienci często mnie irytują. Jedyne co mnie cieszy, to to, że czasem z kimś sympatycznym porozmawiam. + nie wiem do czego dążę, nie widzę w moich poczynaniach większego sensu + stosuję pocieszacze i zapominacze - pozwalają mi zapomnieć o negatywnych emocjach, pustce, poprawiają nastrój: tv, gry w Internecie, głupie filmiki, artykuły i inne tego typu odmóżdżacze Większość z tych przypadłości mam od kiedy pamiętam z różnym wahaniami. Objawy nasilają się kiedy jestem sama, ostatnie 2 lata były szczególnie trudne: rozwód rodziców, teściów, mój ślub, studia magisterskie, problemy finansowe... długo by wymieniać. Ja: - kobieta 25 lat - mężatka od roku (w związku od 3 lat), bezdzietna - rodzice po rozwodzie, ciągle się kłócą (mieszkają razem z przyczyn technicznych) - mam niepełnosprawnego umysłowo brata - stopień głęboki, obawiam się z nim przebywać, swoje wieczne niezadowolenia okazuje przemocą - a ma 22 lata, kawał chłopa - od 2 lat mieszkam z mężem i teściem, którego nie darzę sympatią, wręcz go nienawidzę (przez 30 lat znęcał się psychicznie i fizycznie nad teściową) - fizycznie nie czuje się atrakcyjna, kiedyś uprawiałam sporty, teraz sportem jest siedzenie przy puzzlach ;P Czasem czuję się jak worek kartofli. - psychicznie... cóż... Jedyne co mnie pociesza, w tym życiu to mój mąż. Kocham go nad wszystko. Tylko, że tak pechowo się dobraliśmy - jesteśmy bardzo do siebie podobni: rozbite rodziny, kompleksy, emocjonalność, postrzeganie świata, poczucie humoru. Przebywając z nim nakręcam się do działania, a bez niego usycham. Nie mam siły, nie wiem od czego zacząć.
  7. Witam, Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Nigdy do nikogo tak negatywnych emocji nie czułam. Nigdy nikomu źle nie życzyłam. Ale to mnie po prostu przerasta. Jeśli wiem, że go mogę spotkać to się stresuję, jak słyszę jego głos to mnie mdli i czuje rozdrażnienie, jak widzę jak je (strasznie mlaska) to czuje obrzydzenie, jeśli coś do mnie mówi to klnę w myślach, żeby się odczepił i wzbiera we mnie złość. Co chwila wyobrażam sobie, że mówię mu jak bardzo go nienawidzę. Bardzo dużo o tym myślę, bo prawie codziennie się widzimy. Jest moim teściem. Niestety jeszcze z nim mieszkam. Mam nadzieję, że w tym roku się to zmieni. Co prawda dom jest dość duży i mamy z mężem swoje 2 pokoje i łazienkę, ale żeby się tam dostać muszę przejść koło jego pokoju, no i w całej reszcie domu mogę go spotkać. Do tego ma dość doniosły głos i jeśli rozmawia przez telefon w swoim pokoju to da się go słyszeć u nas. Na domiar tego jest strasznym brudasem - w ogóle nie sprząta, choć brudzi buciorami podłogi na parterze, kuchnia stale opryskana tłuszczem, a w jego łazience czuć zdechłym kotem. I głównie to mi o nim przypomina, jeśli go nie ma w domu. Staram się go unikać jak mogę. Ależ ile można żyć w ciągłym napięciu i co chwilę się czuć przypływy gniewu (delikatnie mówiąc) na widok jego widok i tego, jak świni w domu. Oczywiście nienawiść nie wzięła się z kosmosu. Jak go poznałam sprawiał wrażenie sympatycznego 55 latka. Wydawało się, że z żoną dobrze mu się okłada. Zamieszkałam z nimi wraz z mężem. Przez kilkanaście miesięcy stopniowo dowiadywałam się, że teść zdradzał teściową i znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie przez 30 lat. Ta kobieta była zastraszona, nie chciała dłużej tak żyć, a jednocześnie bała się podjąć jakiekolwiek działanie. Miarka się przebrała kiedy on podał ją do sądu - chciał ją kolejny raz zastraszyć. Pomagaliśmy jej (ja, mąż i jego siostra), żeby go zostawiła. Wniosła o rozwód i podział majątku. We troje się wyprowadziliśmy, po pól roku się sprowadziliśmy bo postanowili się dogadać (tzn. teść mamił teściową, że rozstaną się w pokoju). Z początku rzeczywiście było spokojnie, ale potem zaczęły się awantury. Teściowa zorientowała się, że teść jest dwulicowym skur**synem (czytaj: kłamcą i manipulantem). Pewnego dnia męża nie było w domu, a do tego rozładował mu się telefon. Roztoczyła się awantura, jakiej nigdy światkiem nie byłam. Krzyczeli, rzucali meblami, okładali się czym się dało - przynajmniej takie wrażenie odniosłam po odgłosach docierających do naszej części domu. Nie wiedziałam co mam robić. Mąż niedostępny, zadzwoniłam do jego siostry, ale ona powiedziała, że ma swoją rodzinę, gości i tym razem nie przyjedzie. Poradziła mi, żebym wyszła z domu... Teściowie byli w łazience, ona leżała na podłodze a on ją kopał. Zauważył mnie (chyba się nie spodziewali, że jestem w domu), zagroziłam, że wezwę policję, a on na to, żebym wezwała "bo ta wariatka zabrała mu telefon". Poszłam do siebie i wezwałam policję. Nie wiedziałam co robić, stałam się i trzęsłam. Po chwili wzięłam torebkę i oznajmiłam, że policja zaraz będzie i wychodzę. Teściowa powiedziała, że idzie ze mną. Na co on ją złapał za włosy i tłukł kolanem o jej głowę. Odepchnęłam go i wyszłyśmy. Policja przyjechała, nic nie zrobili i pojechali. Minął może rok od tego zajścia a ja nie mogę na tego człowieka patrzeć. Sprawy sądowe toczą się jak się toczyły. Ona się wyprowadziła, a on uprzykrza jej życie jak może kolejnymi kłamstwami w sądzie. Krew mnie zalewa jak słyszę o jego poczynaniach. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Tą nienawiścią robię sobie krzywdę, a nie jemu. Jestem tego świadoma, ale nie potrafię się powstrzymać. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Ciągle, o tym myślę. Łzy mieszają się ze złością. Czym więcej analizuję swoje uczucia, tym bardziej mam wrażenie, że ja się go boję. Jedyne co mnie jeszcze trzyma przy nadziei, że wrócę do równowagi, to wyprowadzka. Oby jak najszybciej. Ale czy to wystarczy? Przy różnych okazjach nadal będziemy się widywać. Nie mam dzieci... jeszcze. Ale jak sobie pomyślę, że moje dzieci mogły by mieć z nim kontakt.... uhhh.... krew się burzy. Wydaje mi się, że sama sobie z tym nie poradzę. Co zrobić, żeby odzyskać wewnętrzny spokój? Pozdrawiam
×