Cześć,
na początek przytoczę moją historię w skrócie...
Był to początek klasy I Gimnazjum, zacząłem jakoś częściej chodzić do toalety. Pierw to było tak, że gdy tylko rano wstawałem to już mocno mi się chciało, a potem np. gdy wracałem ze szkoły to też (w szkole nie chodziłem) i problem co raz bardziej się nasilał. Aż zdarzyło się tak, że na ostatniej lekcji bardzo mi się chciało siku, ale to była ostatnia lekcja i uznałem, że wytrzymam. Zostało jakieś 15 minut do końca lekcji, kiedy już bardzo się wierciłem i nie mogłem wytrzymać. W końcu zapytałem się nauczycielki czy mogę pójść, ona na szczęście mi pozwoliła. Nie zdążyłem dobiec do łazienki i się posikałem w drodze... Jak małe dziecko. Nie wiedziałem co zrobić, by nikt nie zobaczył, ale jakoś sobie z tym poradziłem, bluzą zakryłem i nawet nie było widać. Średnio pamiętam jak to wydarzenie przeżyłem, ale nie za dobrze, chociaż bardzo się nie przejąłem, bo nikt nie zauważył.
Z czasem było tylko gorzej, chodziłem co raz częściej do toalety. Powiedziałem o swoim problemie mamie (nie powiedziałem o tej historii w szkole, ponieważ jest dla mnie bardzo wstydliwa...) i myśleliśmy, że to problem z układem moczowym. Więc robiliśmy różne badania, moczu, USG, krwi - wszystko było w porządku. Nawet brałem tabletki na częste chodzenie do toalety, nic nie przechodziło.
Powiedziałem jej, że to może być problem z nerwami, że najczęściej tak mam właśnie w szkole, a szczególnie na takich "ważniejszych" lekcjach. Brałem wtedy różne leki uspakajające, na początku lekkie - nic nie odczuwałem, aż potem mocniejsze - prawie nie lub minimalnie było lepiej. Mama przekonywała mnie do psychologa, ja nie chciałem. W końcu to mnie tak męczyło, że się zgodziłem. Nawet sam chciałem by mi on pomógł. Rodzice wydali na niego kilkaset złotych, ale nic nie pomogło. Nie podam nazwiska, ale wiem, że jeden z lepszych, są dobre o nim opinie.
W gimnazjum zawsze było tak, że chodziłem na co drugiej przerwie czasami nawet na każdej... Jakoś sobie z tym radziłem, chociaż naprawdę mi było ciężko. Cała klasa idzie z pod jednego gabinetu, pod drugi, a ja zawsze musiałem chodzić gdzieś indziej - czyli do łazienki. To uczucie jest ciężko opisać i jest różne. Ale wiem kiedy to jest, bo czuję, że się denerwuje i jakby "czuję" ten pęcherz. Również jest tak, że nie raz mam mocz z niczego tzn byłem niedawno w toalecie lub nie dużo piłem, a tego moczu i tak jest całkiem sporo.
Gdyby to było tylko w szkole, może jakoś bym sobie z tym poradził, ale tak nie jest. Tak mi się zdaje, że to jest zawsze wtedy gdy mam obawę, że nie będę miał dostępu do łazienki/nie zdążę. I myślę, że to przez to przeżycie w I klasy gimnazjum. Bo w domu tak nie mam, ale jak już wychodzę ze znajomymi to już jest inaczej. "odczuwam" ten pęcherz, ciężko to opisać, ale tak mi się zdaje jakby chciało mi się do toalety. Jest różnie, czasami jak pójdę to moczu jest mało, a czasami dużo. Nie wydaje mi się, że to jest od tego ile wypiłem i jak dawno byłem. U mnie chyba bardziej na to nerwy wskazują.
Nie wiem już co mam robić, teraz idę do liceum, chciałbym aby ten problem całkowicie zniknął i żebym nie musiał się martwić tym, że nie zdążę do toalety czy coś. Być spokojnym i móc wyjść normalnie ze znajomymi lub przebywać w szkole. Co mogę zrobić? Ktoś ma jakieś pomysły? Ja już nie wiem co mam zrobić, psychologa nie chcę kolejny raz, bo uważam, że mi nie pomoże, a to tylko strata pieniędzy.