Skocz do zawartości
Nerwica.com

brakodpowiedzi

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez brakodpowiedzi

  1. dziękuję za wszelkie odpowiedzi, czuję, wiem, że jest w nich sporo racji. Skoro jednak wciąż ją kochał, dlaczego inwestował w relację ze mną (bardzo się poświęcał i zabiegał o mnie). Widziałam jak dzięki temu uczuciu się zmienia - sam przyznał, że na lepsze, (np.rzucił nałóg). Mówił, że przy mnie dopiero poczuł coś, czego nie miał jeszcze nigdy, jedność uczucia i ciała, potrzebę przewartościowania swego życia, stworzenia harmonijnego związku. Mówił, że jestem jego największą miłością i zaklinał, że do starej nie ma już powrotu. Myślałam, że zrozumiał... Najgorsze jest to, że łudzę się, iż za mną zatęskni, że doceni te wartości, to co było między nami i może odważy się wrócić...? W jednej chwili życie straciło dla mnie sens - jestem sama, daleko od rodziny, wciąż nie mogę się zakorzenić, bo teraz on, a rok wcześniej inny mężczyzna, wyrzucili mnie ze swojego życia w podobny sposób. Ten kończący się związek był jednak znacznie bardziej ważny, choć krótszy...Nie wiem, co ze mną jest nie tak...Czy oni naprawdę nie oczekują od miłości wierności, poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, czy nie cenią zaufania, rodzinnego ciepła i możliwości bezgranicznego polegania na drugim? Boże, jakie to jest trudne, nie mogę wytrzymać tej żałości... -- 06 lis 2012, 07:43 -- Gdy zaczynaliśmy związek, zapewniał mnie, że jest do tego gotowy. Wiedział, jaką traumę przeszłam w poprzedniej relacji - gdzie facet z powodu nagłych wątpliwości (rzeczywiście innej kobiety )wyprosił mnie z domu po niemal 4 latach wspólnego bycia i wielu przejściach... Teraz czuję się jednak nieporównywalnie gorzej, znowu zostałam odtrącona,to bardzo boli, bo jestem osobą empatyczną i serdeczną, a w uczucia wkładam wszystko co mogę. Znowu nikt nie potrafi tego docenić... -- 06 lis 2012, 07:46 -- dodatkowo mam poczucie, że tracę najbardziej wartościowego człowieka, jakiego poznałam, tego, o którym w pierwszym momencie spotkania mogłam powiedzieć i czułam, że będzie moim mężem, oparciem, ojcem dzieci. To przekonanie towarzyszyło mi przez cały związek i jest nadal...nie wiem czy to chorobliwa ułuda, czy pozostałość uczucia...ale skoro jest, to może warto jakoś zawalczyć? Tylko jak?
  2. odrzutowiec Witam Drogie / ich Forumowiczki/ Forumowiczów! Potrzebuję pomocy, rady dotyczącej postawy byłego partnera. Byliśmy z sobą 7 miesięcy (krótko), ale ten związek bardzo dobrze rokował. Szybko razem zamieszkaliśmy - on był po bolesnym przeżyciu zdrady (zapewne kilkukrotnej) swojej byłej (zdradziła go z dobrym znajomym, z którym mieszkał, pocieszała się kolegą, gdy mój ex był nieobecny, dodatkowo razem się z niego nabijali), a ja po porzuceniu przez dupka, z którym byłam niemal 4 lata. Uczucie, które nam się przytrafiło spadło na nas z nieba, opromieniło blaskiem miłości, dało wiarę w lepsze jutro. Było szczere i rozwijało się szybko - ja i on mieliśmy pewność, że tego szukamy i chcieliśmy przewartościować swoje życie, stworzyć harmonijny związek. Udało się. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, trafiłam na wspaniałego, dojrzałego człowieka, miałam zostać kiedyś jego żoną, chcieliśmy mieć dziecko (więc intymnie byliśmy blisko, jak nigdy jeszcze; niestety nie zdążyło się udać). Jakiś czas temu poczułam, jakby wyrwał mi serce, moja żałość jest nadal nieutulona. Oświadczył mi, że spotkał byłą, chwilę pomówili i poczuł, że nadal ją kocha...że to uczucie jest silniejsze od tego, które ma dla mnie, że nasz związek nie przetrwa. Poczułam się jak pocieszycielka, którą można było wykorzystać, a teraz odstawić. Podjął stanowczą decyzję. Będzie zabiegał o jej powrót (choć nie wie, czy nadal jest z tamtym, z którym zdradziła...), nie dopuszcza, że może go nie przyjąć, tak więc nie może mi obiecać, że wspomni nas i moje serdeczne uczucie, jeśli mu się nie uda. Przekreślił nasz harmonijny związek, krótki, ale zapewne bardziej wartościowy od 5 letniego zakończonego w perfidny sposób. Radził się przyjaciół - odradzali mu szarganie godności i powrót do zdradzającej, podkreślali zalety naszej relacji. To argumanty, które jednak do niego nie trafiają, zapowiedział, że idzie za głosem uczucia, będzie próbował do skutku. Zostałam zupełnie sama, moja rozpacz nie ma granic. Dlaczego zrezygnował z wierności, poczucia bezpieczeństwa, pewności, zaufania, stabilności - które jak sam przyznał miał w naszym związku? Dlaczego to zrobił skoro jeszcze czuje do mnie miłość, ale słabszą od tej, którą darzy ją? Jestem załamana. Poświęciłam mu wszystko, zamieszkaliśmy razem, mieliśmy plany, związek rozwijał się wzorcowo. Dwa dni przed oświadczeniem mi swojej decyzji wyznawał mi miłość i deklarował, że jestem najważniejsza... Tworzyliśmy bardzo udany związek - przyznali to wszyscy, którzy nas otaczali. Dzieliliśmy się wszyscy radością i mocą naszego uczucia. On porzucił ten szlachetny kamień, a wybrał grudkę błota - zdradę, która może się powtórzyć, upokorzenie, niepewność. Co gorsza, zapewnia, że jest w stasnie zmienić się dla tej, która go zdradziła. Będzie żebrał i zabiegał tak długo, aż zechce go przyjąć?Dla takiej osoby... Jak mógł? Nie wiem, jak sobie poradzić, moja samoocena spadła - to 2 związek, w którym jestem gorsza... Starałam się wprowadzić do jego życia sens, on to wiedział, czuł, ale nie chce docenić. Znam swoją wartość, ale tak bardzo boli to, że ktoś depcze wartościowe uczucie, bo nie wystarczy mu budowanie życia na wierności, odpowiedzialności, pewnym uczuciu i zaufaniu - musi je wznosić na zdradzie, ograniczonym zaufaniu, braku szacunku, czymś co trwało długo, ale było mniej warte od naszej relacji. Swoją decyzją zabił nasze uczucie, nie dał mu się do końca rozwinąć, zburzył namiastkę domu i rodziny, którą razem stworzyliśmy... Jestem jeszcze u niego, twierdzi, że mnie nie wygania...zaczynam szukać nowego lokum...cierpię ogromnie, jest obok mnie, a nie mogę go nawet przytulić. Żyję nadzieją na to, że doceni, ale wiem, że nie teraz. Bardzo go kocham i chciałabym, by zechciał zainwestować w nasze uczucie, w pewną osobę, którą jestem, w osobę, która nie jest mu obojętna, a do niedawna była dla niego wszystkim... Nie potrafię tego przyjąć, nie wierzę w tę decyzję...z minuty na minutę umieram z żalu Przepraszam za długość posta, ale liczę na to, że ktoś życzliwy go przeczyta i coś poradzi... Zapomniałam dodać, że poprzedni jego związek zakończył się jakieś pół roku przed początkiem naszego. To on zerwał, dowiedziawszy się o zdradach przypadkowo, a teraz również on chce prosić o odbudowę tego związku, zmieniać siebie gdy zajdzie taka potrzeba... Dziś dowiedziałam się, że ona zgodziła się wrócić do niego - napisała wiadomość, którą rozpoczęła od wyznania miłości...zauważyłam to ukradkiem. Właśnie wróciłam z pracy, ze łzami w oczach i bólem w sercu, tak jak myślałam, nie zastałam go i zapewne zobaczę dopiero po pracy. Jestem pewna, że pojechał do niej..., więc raczej się nie ocknie i nie zatęskni za mną. Jeżeli idzie o mnie...mam honor, a związek nie zaczął się od łóżka i wspaniale rozwijał. Nie mogę uwierzyć, że wszystko to mogło być nieszczere...choć podjęcie decyzji o zostawieniu mnie w dwa dni jest bardzo dziwne...Co do niego...nie sądzę, żeby miał honor, skoro do takiej osoby wraca, choć dane mu było spotkać kogoś wartościowszego. Kieruje się uczuciem...które jest może przejściowym impulsem, wspomnieniem, ale nie chce słuchać, że w tworzeniu stabilnej relacji na życie liczy się nie tylko uczucie, ale też wartości, argumenty rozsądku - poczucie bezpieczeństwa, wierność, zrozumienie i odpowiedzialność...tego zaś raczej w wielu momentach poprzedniej relacji mu zabrakło. Miał to przy mnie, sam przyznał, ale dodatkowo miał też szczerą miłość, którą - wydaje mi się - zawsze odwzajemniał, nawet w większym stopniu. Jest tylko jedna różnica - gdy byliśmy razem, nikt nie szargał jego godności zdradą, nie oszukiwał, nie był perfidny... Nie rozumiem tego postępowania, a żałość jest we mnie równie wielka jak uczucie do niego, niestety czułam od samego początku, że jest tą osobą i zawsze - choć niedługo - patrzyliśmy w tym samym życiowym kierunku...nie pozwolił dalej rozwijać się uczuciu. Proszę o radę, ta sytuacja mnie wykańcza.
  3. Moje Drogie, dziękuję bardzo odpowiedzi! NextMatii, cudak bez watpienia macie rację, On mną czasami manipulował, zapewne. Nie wiem jednak na ile świadomie. Nie mogę zgodzić się z tym, że od początku związku. Nie rozpoczął relacji interesownie, po to, żeby mnie wykorzystywać. Wiem, że mnie kochał. Wielkorotnie mogłam na Niego liczyć, choć zdarzały się także momenty, gdy mnie rozczarowywał. On jako pierwszy zaczął zabiegać o moje uczucie. Pokochałam Go nie od razu. Za to, gdy do tego doszło, oddałam Mu wszystko. Kiedy się z Nim wiązałam, nie wiedziałam, że Jego problemy nerwicowo-depresyjne przybiorą na sile. Gdy zaczęliśmy się spotykać było dobrze, później - pod wpływem życiowych, niepomyślnych okoliczności - dolegliwości się nasilały. To było na zasadzie sinusoidy - małe lub większe kryzysy przeplatane z okresem spokoju, miłości, szczęścia. Kochałam Go, pomagałam, dla mnie istota miłości leży w tym, by nie odwracać się gdy jest gorzej, dawać oparcie. Znosiłam wiele - łącznie z wypraszaniem z łóżka, gdy miał problemy ze spaniem, a ja rzekomo zbyt głośno oddychałam (skrajny przypadek). Nie jestem osobą, która łatwo odpuszcza, poddaje się, więc uznałam, że z Jego chorobą też wygram. Teraz - gdy wszystko jest na dobrej dordze (terapia), On odtrącił mnie, wzgardził, nie docenił poświęceń, zainwestowanego czasu, bezinteresownej pomocy. Nasze realcje były bardzo dobre, także w sferze intymnej, nie mieliśmy większych konfkiltów, potrafiliśmy wypracować kompomis. Nigdy nie odczuwałam, aby On jakoś specjalnie mnie krzywdził. Pomagając Mu uznawałam, że potrzebuje tego wsparcia przejściowo, liczyłam na rewanż, kiedy i mnie kiedyś przytrafi się w życiu coś gorszego. Tymczasem Jego rewanż polega chyba na odrzuceniu mojego oddania i miłości, na tchórzostwie, bo nie jest zdolny podjąć walki o uczucie. Dodatkowo ta nieuczciwość. Przygotowywanie "zaplecza" w postaci innej, szybkie rozpoczynanie nowej relacji... To boli. Strasznie boli. Zabiera wiarę w siebie, w swoją wartość. Serce wyrywa się ku Niemu, a jednocześnie ogarnia potrzeba anienawidzenia, której nie można spełnić. Miłość jest silniejsza. Jak dłgo pozwoli mi czekać? Pewnie zdziwi Was to, co napiszę, ale czekałabym, gdybym tylko wiedziała, że się opłaci. Byłabym skłonna wybaczyć. Nie wiem jednak jak długo trwał będzie ten nowy związek... Bardzo boli mnie to, że ktoś inny będzie budował szczęście na fundamentach częściowo wzniesionych przez mnie - wprowadziłam w życie Ukochanego wiele dobra, miłości, pokazałam mu, czym jest poświęcenie, zaufanie, intymność. Dzięki mnie stał się napewno piękniejszym wewnętrznie człowiekiem, mnie także ubogacił. Teraz wyrzucił do kosza nieoszlifowany diament naszego uczucia Jeśli idzie o egoizm z Jego strony - na pewno coś w tym jest. Mój były partner jst jedynakiem wychowanym w nadopiekuńczej rodzinie, po rozwodzie, właściwie bez ojca. To chyba wiele tłumaczy. Choć jednoznacznie nie mogę przyznać, że egoizm zawsze Mu mnie przysłaniał. Zaspokajał moje potrzeby na tyle, na ile potrafił . Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze raz dziękuję za wsparcie! Miłego dnia.
  4. Minęło 1,5 miesiąca od chwili, kiedy mój Ukochany porzucił mnie przekreślając 3,5 roku wspólnego życia (od niemal 2 lat mieszkaliśmy razem). Prosiłam, by dał nam jeszcze jedną szansę, błagałam, a On mnie odtrącał. Robiłam tak, bo uważałam, że o miłość swojego życia trzeba walczyć choćby kosztem własnej dumy i godności. Zaczęło się od jego prośby o tymczasową separację, która była mu niby potrzebna na przemyślenie tego, czy na pewno ze mną chce związać się zaręczynami, ślubem (sytuacja trochę sprowokowana przeze mnie: składając życzenia powiedziałam, że marzę o legalizacji związku, że może o tym pomyślimy...). Po 2 tygodniach tymczasowy powrót, obietnice, sprzeczność postaw, huśtawka emocjonalna - raz, że kocha,tylko uczucie się zmieniło, że może to dojrzała miłość, której jeszcze nie przeżył; że jestem wspaniała; że zrobi wszystko, aby było dobrze; że pokazałam mu czym jest miłość, byłam pierwszą, najwspanialsza kobietą... innym razem ciągłe wątpliwości - czy uważam, że sobie poradzimy? wolę, aby związek zakończył się teraz, niż po ślubie, gdy pojawią się dzieci...; muszę mieć 100 % pewność, chcę byś była ze mnie dumna; szał namiętności - to znów oschłość, dystans. To był koszmar - niezdecydowanie i dzielenie włosa na czworo starałam się tłumaczyć jego nerwicą (od momentu, gdy się poznaliśmy cierpiał na dolegliwości depresyjno-nerwicowe, które dopiero od roku leczył jedynie lekiem antydepresyjnym), neurotyzmem, sytuacją rodzinną (rozbite małżeństwo rodziców, dotkliwy brak ojca, który przed rozwodem zdradził matkę i wciąż cieniem kładł się na życie syna, nadopiekuńcze wychowanie). Po tym, gdy oświadczył mi, że jednak uważa, iż powinniśmy się rozstać szukałam wyjaśnień jego zachowania u specjalistów. Moje obawy się potwierdzały. Miałam nadzieję, że gdy pochodzi na terapię, wróci, że doceni nareszcie mnie i zainwestowany w związek czas, energię i poświęcenie. Chciałam czekać, jak długo będzie trzeba. Pomyliłam się. Mężczyzna, którego kochałam miłością szczerą i serdeczną, a co najgorsze nadal kocham, odtrącił mnie i najprawdopodobniej zaczął już nowy związek. Miałam pewne podejrzenia, podczas naszej 2 tygodniowej separacji zobaczyłam, że koleżanka z jego studiów okazuje zainteresowanie zdjęciami na portalu społecznościowym. Kierowana intuicją, zapamiętałam nazwisko. Krótko po rozstaniu odwiedziłam jej profil - było w nim zdjęcie, jak odpoczywała po spacerze, leżąc na łóżku, które dzieliłam z ukochanym. Załamałam się. Płakałam i wyłam z żalu. Nadal to robię, kiedy o tym myślę. Zanim to zobaczyłam, rozmawiałam z nim długo przez telefon. Zadzwonił, by złożyć mi życzenia. Mówił o terapii. O tym, że jest zagubiony w sobie, że ma natrętne myśli, które go męczą, że znów odwraca się od świata i kieruje ku własnemu wnętrzu. usłyszałam także coś, co mnie bardzo rozczarowało, żałuję, że nie zdołałam zapytać, co dokładnie miał na myśli - stwierdził, że mówił z terapeutką o naszym "toksycznym związku". Zabolało mnie to niewyobrażalnie. Jak mógł powiedzieć coś takiego, w żaden sposób mi tego nie wyjaśnić? Ta relacja to 3,5 roku mojego życia. Nie było łatwo. Życie z osoba z nerwicą i depresją... Poświęcałam się często. pomagałam. Byłam zawsze, gdy nie było nikogo, gdy szedł na dno, nie mógł podołać. Bez mojego wsparcia nie zdałby ostatnich egzaminów, nie napisał pracy magisterskiej. starałam się go doceniać, choć wiele robiłam za niego, gdy był totalnie, psychicznie rozsypany. Jak można się odwrócić, gdy się kocha? Nie potrafiłam go zostawić. Czułam, że inwestuję w naszą przyszłość. Twierdził, że mnie kochał, że dzięki mnie był kimś, chciał mieć rodzinę, dom, ślub, mieliśmy gdzie razem zamieszkać, ja dostałam pracę, robię doktorat, on zaczął kolejne studia - wszystko szło ku dobremu... Ten związek mnie wykończył. Podsumowując dowiedziałam się, że nasza miłość była prawdopodobnie wynikiem depresji, w której on się znalazł, gdy się poznaliśmy, powiedział też, że związek był toksyczny - choć nie wiem, co przez to rozumie. Gdy mówiliśmy z sobą po raz ostatni zapytał nagle, czy zamierzam zrobić coś z wadą zgryzu, którą mam, czy decyduję się na operację (mam zgryz otwarty), zdziwiło mnie to pytanie, wiedział, że chciałabym to zmienić, ale strasznie boję się skomplikowanej operacji., zawsze twierdził, że mu to nie przeszkadza, że kocha także moje niedoskonałości. Gdy zobaczyłam to zdjęcie jego koleżanki na portalu zauważyłam tylko, że ma piękny uśmiech. Przez te wszystkie komentarze poczułam się jak śmieć. Osoba, której uczucie sprawiało, że czułam się wspaniała i jeszcze wartościowsza zmieszała mnie z błotem, moja somoocena spadła do zera. Najwyraźniej nie jestem dla niego zbyt dobra...mam wady...jestem za słaba, by budować ze mną życie (choć myślałam, że swoją siłę dosłownie i w przenośni udowodniłam wielokrotnie.... gdy po nocach ślęczałam nad jego pracą, taszczyłam na koniec Polski bagaże, bo on był chory, a musiał jechać do lekarza..., pracowałam wytrwale po to, byśmy mogli urządzić nasze małe, przytulne miejsce na ziemi..., dbałam o harmonijny rozwój rodzinnego życia i pokochałam jego bliskich i jego dom, jak kogoś/coś najcenniejszego na świecie... długo by pisać...), przecież, gdyby nie depresja, pewnie w ogóle by na mnie nie spojrzał...byłam 3, 5 roku, bo nie pojawiła się lepsza, a teraz idę w odstawkę i czuję się wykorzystana do cna. Mimo tego nie potrafię o nim zapomnieć, wciąż go kocham. wiem, że gdyby chciał wrócić w końcu - choć nie bezwarunkowo - uległabym. Pomimo problemów byliśmy sobie tak bliscy, wiem, że wprowadziłam w jego życie wiele radości, wiem, że mnie kochał. Ostatecznie radykalnie wszystko przekreślił, nie chciał podjąć walki teraz, niemal na mecie - gdy zrobiłam mu prezent i zapisałam na długo wyczekiwaną psychoterapię. Chciałam, by pracował nad sobą dla naszej przyszłości, a on się ode mnie coraz bardziej oddala zapewne już w ramionach innej kobiety... Wydaje mi się, że nie wie, iż wiem o istnieniu tamtej dziewczyny. Nigdy nie powiedziałam mu o swoich podejrzeniach, choć zauważyłam, że od początku roku dał jej kilka pozytywnych komentarzy do zdjęć. Prawdopodobnie więc nie był wobec mnie uczciwy...przygotowywał zaplecze, a gdy zyskał przychylność zostawił mnie dla zauroczenia, fascynacji - bo miłością to raczej ten nowy związek nie jest...3, 5 roku i tyle pomyślnie rozwiązanych problemów, taka bliskość, wielkie uczucie...dla zauroczenia... Napisał mi ostatnio spóźnione o 4 dni życzenia urodzinowe, z przeprosinami, wcześniej zapewniał, że o mnie myśli. Nie odpisuję na te wiadomości. Pewnie już nigdy do mnie nie napisze. Wie, że postąpił nieuczciwie, ale chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że ja wiem, że zdradził mnie emocjonalnie... Jestem zrozpaczona. Taki mój los... Jak mógł mnie tak pokrzywdzić...? Przepraszam za objętość wypowiedzi, ale czasami lepiej człowiekowi, gdy się wygada, a może usłyszy również od kogoś słowo życzliwości lub nagany? Pozdrawiam wszystkich cieplutko!
  5. Mój ukochany odezwał po długim czasie. Niestety była to tylko wiadomość dotycząca spraw formalnych, nie nas Gdy ją zobaczyłam, nie mogłam skupić się na pracy, dobrze, że już kończyłam. Ta cała sytuacja mocno nadwyrężyła moje nerwy. Doszło do tego, że nie kontaktuję się z nim ze swojej strony, boję się odtrącenia, które miało miejsce już raz. On niestety też nie daje znaku. Gdy zobaczyłam wiadomość odczułam silny lęk Te dwa uczucia toczą we mnie walkę: lęk i miłość, miłość i lęk i w kółko Po tym fakcie musiałam pojechać załatwić pewna sprawę. Na miejsce zmierzałam ze łzami w oczach... bo tam, gdzie jechałam, wszystko się zaczęło... cała nasza miłość. Tak wygląda niestety teraz moje życie...dużo wspomnień, miejsc...niepewność. Nie chcę, aby to wszystko, co było tak piękne i wyjątkowe się skończyło... Nie wiem już co robić... Trzymajcie się, mam nadzieję, że z Wami lepiej. Miłego wieczoru! -- 22 mar 2012, 21:07 -- xxsloneczkoxx22, cieszę się, że chcesz nawiązać kontakt. Ja również bardzo chętnie porozmawiam. Myślę, że wymiana doświadczeń może nam jakoś pomóc. Liczę na wsparcie wszystkich na forum, wiem, że zewnętrzne spostrzeżenia są w stanie bardzo wspomóc nasze wysiłki, dać siłę do tego, by jakoś przejść to wszystko, wyjaśnić pewne wątpliwości. Przesyłam maila na prv -- 22 mar 2012, 21:15 -- Witaj agusiaww :) Masz rację. Gdy rozmawialiśmy o Jego decyzji na temat rozejścia się powiedział mi coś podobnego do Twojej wypowiedzi - że może nasz związek był wynikiem choroby. Poczułam się strasznie, nie mogę w to uwierzyć tym bardziej, że bardzo zaniepokoiło mnie Jego zachowanie w czasie poprzedzającym rozstanie. obawiam się, że zamieszanie w uczuciach ukochanego mogła spowodować nerwica, na która cierpi :(Napisałabym więcej na prv, ale nie wiem, czy masz ochotę i czas zapoznawać się się z naszą nerwicowo-miłosną historią ? Dziękuję za trafne spostrzeżenie i serdecznie pozdrawiam! -- 22 mar 2012, 21:31 -- 1522 dziękuję bardzo za wsparcie. Jest dla mnie ważne, że ktoś rozumie i ma nadzieję... Ja wierzę, że Wam się uda, że w końcu stopnieją lody. Wiem jednak jak boli brak kontaktu Próbowałeś dowiedzieć się jak czuje się Ukochana? Masz jakiś kontakt z Jej rodziną? Pytam, bo wiem, że mnie samej towarzyszy potrzeba zdobycia informacji. Tak naprawdę nie mam jednak źródła. Mój Ukochany mieszka z mamą, ale nie wypytuje Jej. Trudno mi przewidzieć jak by to potraktowała. Mam wrażenie, że w Jej oczach wszystko jest w porządku, albo przynajmniej wraca do normy. gdy się wyprowadzałam szczerze rozpaczała razem ze mną, jednak ostatecznie chyba myśli, że skoro syn jest w stanie wykonywać to co Niego należy i jeszcze raz na miesiąc wyjść na piwo z przyjacielem, to Jego problemy nerwicowo-depresyjne się skończyły. Ja czuję inaczej. Niestety jestem z tymi przeczuciami sama i na tym polega problem, którego nie potrafię rozwiązać. Niepokoiło mnie zachowanie Partnera przed rozstaniem, ale tylko ja i On o tym wiemy. Ja patrzę na sprawę w miarę obiektywnie - bo na pewno nie do końca On nie widzi problemu. Ona także. Pozostała część rodziny chyba nie zdaje sobie sprawy w rangi problemu, przyjmują decyzję i boją się odezwać, gdyż mój Ukochany bywa impulsywny, gdy ktoś chce forsować swoje stanowisko Wytrwałości, nadziei...Trzymaj się ! -- 22 mar 2012, 21:51 -- Kurcze, w tym radiu ciągle coś o miłości... nie na darmo tylu wielkich pisarzy i poetów poświęcało jej swoje utwory... a nawet życie. Jestem początkującą poetką. Doświadczenie, które teraz przezywam nie pozwoliło się przetworzyć w zgrabne strofy i okiełznać językiem Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła stworzyć z tego, co czuję klejnot oprawiony w metal najczystszej próby :(Cóż, jednych miłość uskrzydla, innym plącze ścieżki. Życzę Wam, Kochani - i sobie gdzieś w głębi serduszka - aby Wasz skarb uczuć zalśnił tak jak niegdyś, by uzyskał trwałość i przezroczystość diamentu, który jaśnieje niczym oczy pełne szczęścia... jedynie Wy wiecie czyje :)
  6. Witaj xxsloneczkoxx22! Mój partner przyjmuje lek an depresje od niemal roku (jest to lek z grupy ssri - Elicea). Sama nie wiem na co dokładnie ma działać: czy bardziej na zaburzenia depresyjne, czy nerwicowe. Jest to lek o dosyć szerokim zastosowaniu. Jeżeli przyjmujesz lek od miesiąca to najprawdopodobniej nie zaczął jeszcze działać w pełni. Psychiatra powiedział mojemu chłopakowi, że lek zacznie działać po około 6 tygodniach, przy czym na początku przyjmowania objawy mogą się nasilić, włącznie z próbami samobójczymi. Trzeba to przetrzymać, przygotować się. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze z Waszą relacją. Myślę, że zrozumienie ze strony partnera i chęć podtrzymania związku to połowa sukcesu. Na pewno się uda :) Jeśli chodzi o nas, to sama już nie wiem. Zastanawiam sie na ile choroba może spustoszyć ludzkie uczucia, czy do rozterek partnera mógł doprowadzić gorszy czas, nawrót objawów zaburzenia...? Konsultowałam się z psychiatrą (niezależnym) i psychologiem poznawczo - behawioralnym.Pierwszy twierdzi, że jeśli chłopak przyjmuje lek, to powinno być lepiej... drugi, że leki psychiatrów nie działają, dlatego wymyślają wszelkie terapie. Pani psycholog twierdzi, że to błędne koło nerwicy, które przerwać może tylko terapia. Leki działają - jej zdaniem - na samopoczucie pacjenta, ale nie likwidują przyczyn, dlatego lęki i wątpliwości będą powracać dopóki osoba chora nie nauczy się z nimi walczyć z pomocą stosowania świadomych mechanizmów. Sama już nie wiem, co myśleć. chłopak milczy od dnia kobiet Moja Droga, życzę Ci powodzenia w walce o uczucie i zwycięstwo w chorobie. Jestem pewna, że się uda, ale trzeba mieć dużo cierpliwości i chęć do walki. Trzymaj się i napisz czasem, co u Was. Pozdrawiam :)!
  7. Dobrze, dziękuję za upomnienie i również pozdrawiam! -- 15 mar 2012, 21:45 -- Drogi forumowiczu! Dziękuję za słowa otuchy. Paradoksalnie dobrze jest wiedzieć, że ktoś przeżywa podobnie i służy dobrym słowem. Kiedy rano przeczytałam Twojego posta pozytywnie mnie natchnął i jakoś łatwiej było mi wyjść do pracy. Trudno mi bowiem zmobilizować się do ambitnych zajęć. Wciąż myślę i zastanawiam się, co jeszcze zrobić, aby rozjaśnić sytuację... 1522, mam nadzieję, że wasza historia szczęśliwie się zakończy, że wygracie z chorobą. Dla Ciebie będzie to nauka cierpliwości, dla Twojej wybranki - trudna walka ze sobą, do stoczenia. Myślę, że sukcesem jest to, że Twoja ukochana ma świadomość choroby. Skoro jest to ostre stadium i dopiero początek leczenia, to bardzo prawdopodobnym wydaje się, że zamieszanie w Jej uczuciach spowodowała właśnie depresja. Z moim ukochanym jest trochę inaczej, bierze leki i mam wrażenie, że uważa, że bardzo mu już pomogły (przypominam, że nie korzystał z długotrwałej terapii), nie chce dopuścić do siebie tego, że uczuciowe spustoszenie może być wynikiem nawrotu choroby. Bardzo boli mnie, że traktuje mnie trochę jak wroga, gdy ja oddałabym Mu wszystko, wiem też, że w chorobie wsparcie bliskiej osoby jest bardzo ważne - a tu taki nasz paradoks....odtrącenie, brak kontaktu. Ostatnio dużo czytałam o depresji i nerwicy, wiem, że wtedy chory odsuwa się od swiata zewnętrznego i zwraca ku własnemu wnętrzu. Nie liczy się to, co wokół, tylko problemy, biorą górę nieustanne lęki i obawy, które wydają się bardzo przekonujące, rzeczywiste. Ciesze się bardzo, że Twoja wybranka chodzi na terapię - na podobno daje lepsze efekty niż samo przyjmowanie leków. Często zaleca się tez łączenie tych sposobów walki z dolegliwościami. Mam nadzieję, że przyniesie to dobry skutek, że powrócą uczucia, wspomnienia, szczęście. Jeśli chodzi o mojego partnera, strasznie się boję, że zaangażuje się w inny związek. Jest zagubiony - jak sam przyznał - chce byc szczęśliwy. wydaje mi się, że jest trochę neurotykiem - rozpaczliwie będzie poszukiwał miłości... choć ja ma. Wierzę, że choroba przysłoniła mu świat - nawet mnie. Wiem, że nie miał jeszcze okazji na zmierzenie się ze źródłem swoich lęków - które pewnie bije w dzieciństwie Tak bardzo chcę, by pozwolił mi kroczyć obok siebie, po tej trudnej drodze poznawania siebie. Wiem, że należy mi się to, ale podobnie jak ty - nie mogę zrobić nic. Boję się zadzwonić, nie chcę słyszeć, że decyzja jest świadoma, że ja nie moge się z nią pogodzić. Drogi forumowiczu, jak będziesz chciał popisać, daj znać. Może skontaktujemy się mailowo, by wymienić doświadczenia? Myślę, że rozmowa bardzo pomaga, szczególnie, gdy ktos jest w podobnym położeniu. Mam nadzieję, że do watku dołączy ktos, kto pomoże nam zrozumieć zachowania naszych miłości....znaleźć jakieś rozwiązanie...? Poszłam za twoją rada i zaaplikowałam ziołowe kropelki :) Chyba działają :) Pozdrawiam ! :)
  8. Kurcze, wcięło mi post Tyle pisania na marne -- 15 mar 2012, 20:55 -- Zapomniałam dodać, że piszę teraz pod linkiem "brakodpowiedzi" :)
  9. Dziękuję za odpowiedź. Najgorsze jest jednak to, że chłopak odseparował się ode mnie i mimo tego, że prosiłam, aby poczekał z decyzja o zakończeniu związku aż pochodzi trochę na terapie, nie chciał się zgodzić. Aktualnie nie utrzymujemy kontaktu od tygodnia. on twierdzi, że nie będzie raczej podtrzymywał kontaktu, aby nie robić mi nadziei. Starałam się mu wytłumaczyć, że te nagłe wątpliwości mogą być podsycane przez nerwicę, ale on nie słucha. Wiem, że w najblizszym czasie wybiera się na kontrolę do psychiatry, watpie jednak, żeby mówił coś o naszym związku. Obawiam się, że nie umiałby nawet obiektywnie opisać swojego zachowania tak jak ja mogłabym to zrobić. wiem, że rozmawiał o nas na psychoterapii, ale mówił raczej w świetle negatywnym gdy mówił ze mną przez telefon wspominał o rozmowie z p. psycholog, że mówił coś o tym, iż się męczył. Czy to możliwe, że odsunął mnie od siebie, bo rozmyślania o stałym związku były przyczyną jego lęku? Czy mógł zadziałać jakiś obronny mechanizm? Wiem, że mój chłopak ma nieprzepracowany problem z wychowaniem i rozwodem rodziców. Może stąd ten strach i odsunięcie kogoś, na kim mu zależy (takie miałam zawsze wrażenie). Zastanawiam się, czy nerwica byłaby w stanie sprawić wrażenie braku odczuwania szczęscia, czy wypalenia uczucia? Partner mówił też, że zauwazył, iż zaczynają mu się podobać inne, myśli, że mogłby mnie zdradzić... Czy osoby z nerwicą mają takie myśli? Proszę o odpowiedzi. Wiem, że bardzo pomogą mi w zrozumieniu problemu. pozdrówki :)
  10. Witam dziewczyny! Jestem nową uczestniczką forum i poszukuję pomocy w zrozumieniu zachowania mojego partnera. Przepraszam, jeżeli narażam kogoś na powtórne czytanie posta. Zamieściłam go w kilku tematach. Chciałabym poprosić o poradę w dość trudnej sytuacji. Mam problem w związku i bardzo liczę na porady osób, które cierpią na nerwice lub depresje i znają mechanizmy ich działania. Od niemal 4 lat jestem w związku z chłopakiem, którego bardzo kocham. Od początku bycia ze sobą wspólnie zmagaliśmy się z Jego problemami dotyczącymi dolegliwości zdrowotnych, które kolejno pozbawiały Go możliwości wykonywania wielu ulubionych zajęć. Miał z tego powodu lęki, myśli o stanie zdrowia i niespełnionych możliwościach wracały do niego z różnym natężeniem. W kulminacyjnym momencie było z nim źle: miewał zmienne nastroje, to płakał, to zachowywał się agresywnie, był bezsilny. Skończyło się na wizycie u psychologa, następnie leku od psychiatry (bierze od roku lek z grupy ssri, lekarz stwierdził nerwicę, ale nie wiem jakiego typu...) oraz na nieudolnym rozpoczęciu psychoterapii, którą przerwał po dwóch wizytach. W następstwie przyjmowania leku stan jakoś się ustabilizował, przynajmniej jeżeli chodzi o zmienne nastroje. Jakość życia poprawiła się. Aktualnie zmagam się z problemem dotyczącym naszej relacji. Mieszkaliśmy razem od kilku lat, a partner nagle poprosił mnie, abym wyprowadziła się na jakiś czas, gdyż on musi przemyśleć nasz związek. Podjął taką decyzję po tym, jak rozmawialiśmy o legalizacji, dałam mu do zrozumienia, że marzę o zaręczynach. Chciałabym dodać, że między nami zawsze wszystko było w porządku, spokój, bez kryzysów, życie seksualne zadowalające. Mieliśmy też wspólne plany, dzieci, dom… Jednak od momentu tamtej rozmowy zaczęło się psuć, choć temat poruszaliśmy nie pierwszy raz. Przebywałam z dala od niego przez jakieś 2,5 tygodnia, ale utrzymywałam kontakt co jakiś czas. On zapewniał mnie, że mam być dobrej myśli, że rozważa naszą sytuację. Po moim powrocie - musiałam znów zamieszkać z nim na pewien czas – udzielała nam się huśtawka emocjonalna. Partner zachowywał się, jakby wszystko było w porządku, byliśmy blisko, zapewniał mnie, że kocha, czułam, że wszystko wraca do normy. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiały się jednak co jakiś czas pytania o to, kiedy się wyprowadzę, co bardzo mnie smuciło…Nie wiedziałam już jak to wszystko odczytywać. W okresie naszego emocjonalnego szamotania się mój partner przejawiał dziwne, zmienne zachowania: od miłosnych uniesień i chwil błogiego spokoju do podkreślania, że potrzebuje czasu na przemyślenia. Zaczęłam odczuwać, że bardzo się waha. Zadawał dziwne pytania: czy myśle, że sobie razem poradzimy?, chciałby, abym była z niego dumna; mówił, że musi mieć 100 % pewności, że to na pewno ja, że lepiej w razie czego rozstać się teraz, niż gdy pojawią się dzieci, że nie chciałby mnie zranić, że nie będzie z nikim z litości. Z drugiej strony prosił o czas, twierdził, że chce, aby było dobrze między nami, że musi wszystko poukładać, że jestem wspaniała, bardzo mu zależy, że wierzy, iż na końcu tej drogi przemyśleń spotkamy się ze sobą, że mnie kocha – tylko to uczucie jest chyba inne – może to dojrzała miłość, której nigdy nie przeżył? Najważniejsze jest jednak to, że bardzo często zachowywał się jakby wszystko było w porządku. Mam ogromny mętlik w głowie i nie mogę pohamowac łez. Ostatecznie stwierdził, że powinniśmy się rozejść, bo on czuje, że uczucie do mnie wypaliło się w nim, jakby nie odczuwa już miłości, aktualnie nie jest ze mną szczęśliwy (choć kilka dni wcześniej mówił, że mu ze mną dobrze), nie czuje teraz potrzeby posiadania rodziny i dzieci ze mną. Powiedział, że myślał, że będzie się czuł inaczej, gdy wyjadę, że będzie bardziej tęsknił, tymczasem tak nie było (wspomnę jedynie, że separacja, której tak potrzebowal ostatecznie nie doszła do skutku, gdyż on już jej nie chciał). Bardzo rozpaczałam i prosiłam, by nie zniszczył trwałych fundamentów, które razem wznieśliśmy, byśmy dali sobie szansę, pomówili o tym, co możemy polepszyć w związku. Był i jest nadal nieugięty, choć twierdzi, że bardzo mu przykro, że dzięki mnie był kimś, że może nie spotka już nikogo tak wspaniałego. Początkowo chciał przygotować listę zadań dla nas, ale szybko się wycofał. Stwierdził, że jego marzeniem jest założenie rodziny i posiadanie dzieci, że będzie do tego dążył, jednak już beze mnie. Po decydującej rozmowie zaczął psychoterapię, na którą długo nie mógł się zapisać. Postanowiłam pójść go wesprzeć. Średnio ucieszył się na mój widok. Zaczął zadawać dziwne pytania: czy jak wejdzie do gabinetu, to będę podsłuchiwać pod drzwiami. W kilka dni po tym pojawiły się podobne: czy na pewno oddałam klucze od mieszkania jego rodziców, że boi się, iż mogę go śledzić, czy bywać w miejscach, gdzie on się znajdzie. Kiedy przed rozstaniem leżeliśmy razem w łóżku, po kolejnym epizodzie rozmowy o przyszłości powiedział, że boi się, że mu coś zrobię… Te wszystkie zarzuty bardzo mnie zaniepokoiły. Teraz – od dnia kobiet – nie dzwoni do mnie. Mój były partner jest dla mnie bardzo ważna osobą. Zastanawiam się, czy nie zaczyna się u niego nawrót nerwicy lub epizodu depresyjnego, ponieważ na te dolegliwości przyjmuje leki. Nie wiem dokładnie jaki to typ nerwicy, ale zauważyłam u niego pewne zachowania o których czytałam, jako o symptomach nn: nadmierny pedantyzm, ogromna skrupulatność, nadmierne analizowanie wielu kwestii, nieustanne weryfikowanie wcześniejszych wyborów. Ostatnio wydaje mi się, że widzi przyszłość niezbyt kolorowo, wracają do niego lęki związane z wcześniejszymi dolegliwościami zdrowotnymi i wywołują płacz. Gdy rozmawiałam z nim, twierdził, że jest zagubiony, że ma natłok myśli w głowie, że zwraca się od świata zewnętrznego ku własnemu wnętrzu. Zastanawiam się, czy takie objawy mogą zwiastować powrót depresji czy nerwicy? Czy nerwica może sprowokować wątpliwości dotyczące przyszłości związku i doprowadzić do nagłego, nieuzasadnionego zerwania relacji? Czy takie choroby jak nerwica i depresja mogą powodować poczucie spustoszenia w uczuciach pomimo przyjmowania leku? Może mój partner zdał sobie sprawę z tego, że jestem przyczyną jego lęku przed stałym związkiem i pozbył się mnie, aby źródło lęku zlikwidować? Zapomniałam wspomnieć, że chłopak wychował się w rozbitej rodzinie (rozwód rodziców, gdy miał około 4 lat, ojciec alkoholik, awantury w domu, wychowanie przez matkę i nadopiekuńcze traktowanie przez resztę rodziny). Proszę o poradę wytrwałych, którzy przeczytali cały post... Bardzo zależy mi na utrzymaniu tej relacji. Nie wiem, co zrobić, ponieważ ukochany odrzuca moją pomoc i mam wrażenie, że upatruje we mnie nieprzyjaciela. Obawiam się, że poszuka szczęścia u boku innej, a ja w głębi duszy czuję, że zbyt szybko podjął decyzję o rozstaniu, że za bardzo się boi tego, że miłość przybrała inne barwy. Czuje się odrzucona. To spadło nagle na mnie i na nasze rodziny, które były jego decyzją równie zaskoczone i załamane jak ja. Nie wiem, co robić... Pozdrawiam wszystkich serdecznie i czekam na wskazówki i doświadczenia. -- 14 mar 2012, 21:19 -- Witam naturalnie również chłopaków :) ale gafa :)
  11. Witam wszystkich! Jestem nową uczestniczką forum i poszukuję pomocy w zrozumieniu zachowania mojego partnera. Chciałabym poprosić o poradę w dość trudnej sytuacji. Mam problem w związku i bardzo liczę na porady osób, które cierpią na nerwice lub depresje i znają mechanizmy ich działania. Od niemal 4 lat jestem w związku z chłopakiem, którego bardzo kocham. Od początku bycia ze sobą wspólnie zmagaliśmy się z Jego problemami dotyczącymi dolegliwości zdrowotnych, które kolejno pozbawiały Go możliwości wykonywania wielu ulubionych zajęć. Miał z tego powodu lęki, myśli o stanie zdrowia i niespełnionych możliwościach wracały do niego z różnym natężeniem. W kulminacyjnym momencie było z nim źle: miewał zmienne nastroje, to płakał, to zachowywał się agresywnie, był bezsilny. Skończyło się na wizycie u psychologa, następnie leku od psychiatry (bierze od roku lek z grupy ssri, lekarz stwierdził nerwicę, ale nie wiem jakiego typu...) oraz na nieudolnym rozpoczęciu psychoterapii, którą przerwał po dwóch wizytach. W następstwie przyjmowania leku stan jakoś się ustabilizował, przynajmniej jeżeli chodzi o zmienne nastroje. Jakość życia poprawiła się. Aktualnie zmagam się z problemem dotyczącym naszej relacji. Mieszkaliśmy razem od kilku lat, a partner nagle poprosił mnie, abym wyprowadziła się na jakiś czas, gdyż on musi przemyśleć nasz związek. Podjął taką decyzję po tym, jak rozmawialiśmy o legalizacji, dałam mu do zrozumienia, że marzę o zaręczynach. Chciałabym dodać, że między nami zawsze wszystko było w porządku, spokój, bez kryzysów, życie seksualne zadowalające. Mieliśmy też wspólne plany, dzieci, dom… Jednak od momentu tamtej rozmowy zaczęło się psuć, choć temat poruszaliśmy nie pierwszy raz. Przebywałam z dala od niego przez jakieś 2,5 tygodnia, ale utrzymywałam kontakt co jakiś czas. On zapewniał mnie, że mam być dobrej myśli, że rozważa naszą sytuację. Po moim powrocie - musiałam znów zamieszkać z nim na pewien czas – udzielała nam się huśtawka emocjonalna. Partner zachowywał się, jakby wszystko było w porządku, byliśmy blisko, zapewniał mnie, że kocha, czułam, że wszystko wraca do normy. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiały się jednak co jakiś czas pytania o to, kiedy się wyprowadzę, co bardzo mnie smuciło…Nie wiedziałam już jak to wszystko odczytywać. W okresie naszego emocjonalnego szamotania się mój partner przejawiał dziwne, zmienne zachowania: od miłosnych uniesień i chwil błogiego spokoju do podkreślania, że potrzebuje czasu na przemyślenia. Zaczęłam odczuwać, że bardzo się waha. Zadawał dziwne pytania: czy myśle, że sobie razem poradzimy?, chciałby, abym była z niego dumna; mówił, że musi mieć 100 % pewności, że to na pewno ja, że lepiej w razie czego rozstać się teraz, niż gdy pojawią się dzieci, że nie chciałby mnie zranić, że nie będzie z nikim z litości. Z drugiej strony prosił o czas, twierdził, że chce, aby było dobrze między nami, że musi wszystko poukładać, że jestem wspaniała, bardzo mu zależy, że wierzy, iż na końcu tej drogi przemyśleń spotkamy się ze sobą, że mnie kocha – tylko to uczucie jest chyba inne – może to dojrzała miłość, której nigdy nie przeżył? Najważniejsze jest jednak to, że bardzo często zachowywał się jakby wszystko było w porządku. Mam ogromny mętlik w głowie i nie mogę pohamowac łez. Ostatecznie stwierdził, że powinniśmy się rozejść, bo on czuje, że uczucie do mnie wypaliło się w nim, jakby nie odczuwa już miłości, aktualnie nie jest ze mną szczęśliwy (choć kilka dni wcześniej mówił, że mu ze mną dobrze), nie czuje teraz potrzeby posiadania rodziny i dzieci ze mną. Powiedział, że myślał, że będzie się czuł inaczej, gdy wyjadę, że będzie bardziej tęsknił, tymczasem tak nie było (wspomnę jedynie, że separacja, której tak potrzebowal ostatecznie nie doszła do skutku, gdyż on już jej nie chciał). Bardzo rozpaczałam i prosiłam, by nie zniszczył trwałych fundamentów, które razem wznieśliśmy, byśmy dali sobie szansę, pomówili o tym, co możemy polepszyć w związku. Był i jest nadal nieugięty, choć twierdzi, że bardzo mu przykro, że dzięki mnie był kimś, że może nie spotka już nikogo tak wspaniałego. Początkowo chciał przygotować listę zadań dla nas, ale szybko się wycofał. Stwierdził, że jego marzeniem jest założenie rodziny i posiadanie dzieci, że będzie do tego dążył, jednak już beze mnie. Po decydującej rozmowie zaczął psychoterapię, na którą długo nie mógł się zapisać. Postanowiłam pójść go wesprzeć. Średnio ucieszył się na mój widok. Zaczął zadawać dziwne pytania: czy jak wejdzie do gabinetu, to będę podsłuchiwać pod drzwiami. W kilka dni po tym pojawiły się podobne: czy na pewno oddałam klucze od mieszkania jego rodziców, że boi się, iż mogę go śledzić, czy bywać w miejscach, gdzie on się znajdzie. Kiedy przed rozstaniem leżeliśmy razem w łóżku, po kolejnym epizodzie rozmowy o przyszłości powiedział, że boi się, że mu coś zrobię… Te wszystkie zarzuty bardzo mnie zaniepokoiły. Teraz – od dnia kobiet – nie dzwoni do mnie. Mój były partner jest dla mnie bardzo ważna osobą. Zastanawiam się, czy nie zaczyna się u niego nawrót nerwicy lub epizodu depresyjnego, ponieważ na te dolegliwości przyjmuje leki. Nie wiem dokładnie jaki to typ nerwicy, ale zauważyłam u niego pewne zachowania o których czytałam, jako o symptomach nn: nadmierny pedantyzm, ogromna skrupulatność, nadmierne analizowanie wielu kwestii, nieustanne weryfikowanie wcześniejszych wyborów. Ostatnio wydaje mi się, że widzi przyszłość niezbyt kolorowo, wracają do niego lęki związane z wcześniejszymi dolegliwościami zdrowotnymi i wywołują płacz. Gdy rozmawiałam z nim, twierdził, że jest zagubiony, że ma natłok myśli w głowie, że zwraca się od świata zewnętrznego ku własnemu wnętrzu. Zastanawiam się, czy takie objawy mogą zwiastować powrót depresji czy nerwicy? Czy nerwica może sprowokować wątpliwości dotyczące przyszłości związku i doprowadzić do nagłego, nieuzasadnionego zerwania relacji? Czy takie choroby jak nerwica i depresja mogą powodować poczucie spustoszenia w uczuciach pomimo przyjmowania leku? Może mój partner zdał sobie sprawę z tego, że jestem przyczyną jego lęku przed stałym związkiem i pozbył się mnie, aby źródło lęku zlikwidować? Zapomniałam wspomnieć, że chłopak wychował się w rozbitej rodzinie (rozwód rodziców, gdy miał około 4 lat, ojciec alkoholik, awantury w domu, wychowanie przez matkę i nadopiekuńcze traktowanie przez resztę rodziny). Proszę o poradę wytrwałych, którzy przeczytali cały post... Bardzo zależy mi na utrzymaniu tej relacji. Nie wiem, co zrobić, ponieważ ukochany odrzuca moją pomoc i mam wrażenie, że upatruje we mnie nieprzyjaciela. Obawiam się, że poszuka szczęścia u boku innej, a ja w głębi duszy czuję, że zbyt szybko podjął decyzję o rozstaniu, że za bardzo się boi tego, że miłość przybrała inne barwy. Czuje się odrzucona. To spadło nagle na mnie i na nasze rodziny, które były jego decyzją równie zaskoczone i załamane jak ja. Nie wiem, co robić... Pozdrawiam wszystkich serdecznie i czekam na wskazówki i doświadczenia.
  12. brakodpowiedzi

    hasiok

    Witam dziewczyny! Jestem nową uczestniczką forum i poszukuję pomocy w zrozumieniu zachowania mojego partnera. Może to też nerwica natręctw? Chciałabym poprosić o poradę w dość trudnej sytuacji. Mam problem w związku i bardzo liczę na porady osób, które cierpią na nerwice lub depresje i znają mechanizmy ich działania. Od niemal 4 lat jestem w związku z chłopakiem, którego bardzo kocham. Od początku bycia ze sobą wspólnie zmagaliśmy się z Jego problemami dotyczącymi dolegliwości zdrowotnych, które kolejno pozbawiały Go możliwości wykonywania wielu ulubionych zajęć. Miał z tego powodu lęki, myśli o stanie zdrowia i niespełnionych możliwościach wracały do niego z różnym natężeniem. W kulminacyjnym momencie było z nim źle: miewał zmienne nastroje, to płakał, to zachowywał się agresywnie, był bezsilny. Skończyło się na wizycie u psychologa, następnie leku od psychiatry (bierze od roku lek z grupy ssri, lekarz stwierdził nerwicę, ale nie wiem jakiego typu...) oraz na nieudolnym rozpoczęciu psychoterapii, którą przerwał po dwóch wizytach. W następstwie przyjmowania leku stan jakoś się ustabilizował, przynajmniej jeżeli chodzi o zmienne nastroje. Jakość życia poprawiła się. Aktualnie zmagam się z problemem dotyczącym naszej relacji. Mieszkaliśmy razem od kilku lat, a partner nagle poprosił mnie, abym wyprowadziła się na jakiś czas, gdyż on musi przemyśleć nasz związek. Podjął taką decyzję po tym, jak rozmawialiśmy o legalizacji, dałam mu do zrozumienia, że marzę o zaręczynach. Chciałabym dodać, że między nami zawsze wszystko było w porządku, spokój, bez kryzysów, życie seksualne zadowalające. Mieliśmy też wspólne plany, dzieci, dom… Jednak od momentu tamtej rozmowy zaczęło się psuć, choć temat poruszaliśmy nie pierwszy raz. Przebywałam z dala od niego przez jakieś 2,5 tygodnia, ale utrzymywałam kontakt co jakiś czas. On zapewniał mnie, że mam być dobrej myśli, że rozważa naszą sytuację. Po moim powrocie - musiałam znów zamieszkać z nim na pewien czas – udzielała nam się huśtawka emocjonalna. Partner zachowywał się, jakby wszystko było w porządku, byliśmy blisko, zapewniał mnie, że kocha, czułam, że wszystko wraca do normy. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiały się jednak co jakiś czas pytania o to, kiedy się wyprowadzę, co bardzo mnie smuciło…Nie wiedziałam już jak to wszystko odczytywać. W okresie naszego emocjonalnego szamotania się mój partner przejawiał dziwne, zmienne zachowania: od miłosnych uniesień i chwil błogiego spokoju do podkreślania, że potrzebuje czasu na przemyślenia. Zaczęłam odczuwać, że bardzo się waha. Zadawał dziwne pytania: czy myśle, że sobie razem poradzimy?, chciałby, abym była z niego dumna; mówił, że musi mieć 100 % pewności, że to na pewno ja, że lepiej w razie czego rozstać się teraz, niż gdy pojawią się dzieci, że nie chciałby mnie zranić, że nie będzie z nikim z litości. Z drugiej strony prosił o czas, twierdził, że chce, aby było dobrze między nami, że musi wszystko poukładać, że jestem wspaniała, bardzo mu zależy, że wierzy, iż na końcu tej drogi przemyśleń spotkamy się ze sobą, że mnie kocha – tylko to uczucie jest chyba inne – może to dojrzała miłość, której nigdy nie przeżył? Najważniejsze jest jednak to, że bardzo często zachowywał się jakby wszystko było w porządku. Mam ogromny mętlik w głowie i nie mogę pohamowac łez. Ostatecznie stwierdził, że powinniśmy się rozejść, bo on czuje, że uczucie do mnie wypaliło się w nim, jakby nie odczuwa już miłości, aktualnie nie jest ze mną szczęśliwy (choć kilka dni wcześniej mówił, że mu ze mną dobrze), nie czuje teraz potrzeby posiadania rodziny i dzieci ze mną. Powiedział, że myślał, że będzie się czuł inaczej, gdy wyjadę, że będzie bardziej tęsknił, tymczasem tak nie było (wspomnę jedynie, że separacja, której tak potrzebowal ostatecznie nie doszła do skutku, gdyż on już jej nie chciał). Bardzo rozpaczałam i prosiłam, by nie zniszczył trwałych fundamentów, które razem wznieśliśmy, byśmy dali sobie szansę, pomówili o tym, co możemy polepszyć w związku. Był i jest nadal nieugięty, choć twierdzi, że bardzo mu przykro, że dzięki mnie był kimś, że może nie spotka już nikogo tak wspaniałego. Początkowo chciał przygotować listę zadań dla nas, ale szybko się wycofał. Stwierdził, że jego marzeniem jest założenie rodziny i posiadanie dzieci, że będzie do tego dążył, jednak już beze mnie. Po decydującej rozmowie zaczął psychoterapię, na którą długo nie mógł się zapisać. Postanowiłam pójść go wesprzeć. Średnio ucieszył się na mój widok. Zaczął zadawać dziwne pytania: czy jak wejdzie do gabinetu, to będę podsłuchiwać pod drzwiami. W kilka dni po tym pojawiły się podobne: czy na pewno oddałam klucze od mieszkania jego rodziców, że boi się, iż mogę go śledzić, czy bywać w miejscach, gdzie on się znajdzie. Kiedy przed rozstaniem leżeliśmy razem w łóżku, po kolejnym epizodzie rozmowy o przyszłości powiedział, że boi się, że mu coś zrobię… Te wszystkie zarzuty bardzo mnie zaniepokoiły. Teraz – od dnia kobiet – nie dzwoni do mnie. Mój były partner jest dla mnie bardzo ważna osobą. Zastanawiam się, czy nie zaczyna się u niego nawrót nerwicy lub epizodu depresyjnego, ponieważ na te dolegliwości przyjmuje leki. Nie wiem dokładnie jaki to typ nerwicy, ale zauważyłam u niego pewne zachowania o których czytałam, jako o symptomach nn: nadmierny pedantyzm, ogromna skrupulatność, nadmierne analizowanie wielu kwestii, nieustanne weryfikowanie wcześniejszych wyborów. Ostatnio wydaje mi się, że widzi przyszłość niezbyt kolorowo, wracają do niego lęki związane z wcześniejszymi dolegliwościami zdrowotnymi i wywołują płacz. Gdy rozmawiałam z nim, twierdził, że jest zagubiony, że ma natłok myśli w głowie, że zwraca się od świata zewnętrznego ku własnemu wnętrzu. Zastanawiam się, czy takie objawy mogą zwiastować powrót depresji czy nerwicy? Czy nerwica może sprowokować wątpliwości dotyczące przyszłości związku i doprowadzić do nagłego, nieuzasadnionego zerwania relacji? Czy takie choroby jak nerwica i depresja mogą powodować poczucie spustoszenia w uczuciach pomimo przyjmowania leku? Może mój partner zdał sobie sprawę z tego, że jestem przyczyną jego lęku przed stałym związkiem i pozbył się mnie, aby źródło lęku zlikwidować? Zapomniałam wspomnieć, że chłopak wychował się w rozbitej rodzinie (rozwód rodziców, gdy miał około 4 lat, ojciec alkoholik, awantury w domu, wychowanie przez matkę i nadopiekuńcze traktowanie przez resztę rodziny). Proszę o poradę wytrwałych, którzy przeczytali cały post... Bardzo zależy mi na utrzymaniu tej relacji. Nie wiem, co zrobić, ponieważ ukochany odrzuca moją pomoc i mam wrażenie, że upatruje we mnie nieprzyjaciela. Obawiam się, że poszuka szczęścia u boku innej, a ja w głębi duszy czuję, że zbyt szybko podjął decyzję o rozstaniu, że za bardzo się boi tego, że miłość przybrała inne barwy. Czuje się odrzucona. To spadło nagle na mnie i na nasze rodziny, które były jego decyzją równie zaskoczone i załamane jak ja. Nie wiem, co robić... Pozdrawiam wszystkich serdecznie i czekam na wskazówki i doświadczenia.
  13. Witam wszystkich :) Mam problem w związku i bardzo liczę na porady osób, które cierpią na nerwice lub depresje i znają mechanizmy ich działania. Od niemal 4 lat jestem w związku z chłopakiem, którego bardzo kocham. Od początku bycia ze sobą wspólnie zmagaliśmy się z Jego problemami dotyczącymi dolegliwości zdrowotnych, które kolejno pozbawiały Go możliwości wykonywania wielu ulubionych zajęć. Miał z tego powodu lęki, myśli o stanie zdrowia i niespełnionych możliwościach wracały do niego z różnym natężeniem. W kulminacyjnym momencie było z nim źle: miewał zmienne nastroje, to płakał, to zachowywał się agresywnie, był bezsilny. Skończyło się na wizycie u psychologa, następnie leku od psychiatry (bierze od roku lek z grupy ssri) oraz na nieudolnym rozpoczęciu psychoterapii, którą przerwał po dwóch wizytach. W następstwie przyjmowania leku stan jakoś się ustabilizował, przynajmniej jeżeli chodzi o zmienne nastroje. Jakość życia poprawiła się. Aktualnie zmagam się z problemem dotyczącym naszej relacji. Mieszkaliśmy razem od kilku lat, a partner nagle poprosił mnie, abym wyprowadziła się na jakiś czas, gdyż on musi przemyśleć nasz związek. Podjął taką decyzję po tym, jak rozmawialiśmy o legalizacji, dałam mu do zrozumienia, że marzę o zaręczynach. Chciałabym dodać, że między nami zawsze wszystko było w porządku, spokój, bez kryzysów, życie seksualne zadowalające. Mieliśmy też wspólne plany, dzieci, dom… Jednak od momentu tamtej rozmowy zaczęło się psuć, choć temat poruszaliśmy nie pierwszy raz. Przebywałam z dala od niego przez jakieś 2,5 tygodnia, ale utrzymywałam kontakt co jakiś czas. On zapewniał mnie, że mam być dobrej myśli, że rozważa naszą sytuację. Po moim powrocie - musiałam znów zamieszkać z nim na pewien czas – udzielała nam się huśtawka emocjonalna. Partner zachowywał się, jakby wszystko było w porządku, byliśmy blisko, zapewniał mnie, że kocha, czułam, że wszystko wraca do normy. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiały się jednak co jakiś czas pytania o to, kiedy się wyprowadzę, co bardzo mnie smuciło…Nie wiedziałam już jak to wszystko odczytywać. W okresie naszego emocjonalnego szamotania się mój partner przejawiał dziwne, zmienne zachowania: od miłosnych uniesień i chwil błogiego spokoju do podkreślania, że potrzebuje czasu na przemyślenia. Zaczęłam odczuwać, że bardzo się waha. Zadawał dziwne pytania: czy myśle, że sobie razem poradzimy?, chciałby, abym była z niego dumna; mówił, że musi mieć 100 % pewności, że to na pewno ja, że lepiej w razie czego rozstać się teraz, niż gdy pojawią się dzieci, że nie chciałby mnie zranić, że nie będzie z nikim z litości. Z drugiej strony prosił o czas, twierdził, że chce, aby było dobrze między nami, że musi wszystko poukładać, że jestem wspaniała, bardzo mu zależy, że wierzy, iż na końcu tej drogi przemyśleń spotkamy się ze sobą, że mnie kocha – tylko to uczucie jest chyba inne – może to dojrzała miłość, której nigdy nie przeżył? Najważniejsze jest jednak to, że bardzo często zachowywał się jakby wszystko było w porządku. Mam ogromny mętlik w głowie i nie mogę pohamowac łez. Ostatecznie stwierdził, że powinniśmy się rozejść, bo on czuje, że uczucie do mnie wypaliło się w nim, jakby nie odczuwa już miłości, aktualnie nie jest ze mną szczęśliwy (choć kilka dni wcześniej mówił, że mu ze mną dobrze), nie czuje teraz potrzeby posiadania rodziny i dzieci ze mną. Powiedział, że myślał, że będzie się czuł inaczej, gdy wyjadę, że będzie bardziej tęsknił, tymczasem tak nie było (wspomnę jedynie, że separacja, której tak potrzebowal ostatecznie nie doszła do skutku, gdyż on już jej nie chciał). Bardzo rozpaczałam i prosiłam, by nie zniszczył trwałych fundamentów, które razem wznieśliśmy, byśmy dali sobie szansę, pomówili o tym, co możemy polepszyć w związku. Był i jest nadal nieugięty, choć twierdzi, że bardzo mu przykro, że dzięki mnie był kimś, że może nie spotka już nikogo tak wspaniałego. Początkowo chciał przygotować listę zadań dla nas, ale szybko się wycofał. Stwierdził, że jego marzeniem jest założenie rodziny i posiadanie dzieci, że będzie do tego dążył, jednak już beze mnie. Po decydującej rozmowie zaczął psychoterapię, na którą długo nie mógł się zapisać. Postanowiłam pójść go wesprzeć. Średnio ucieszył się na mój widok. Zaczął zadawać dziwne pytania: czy jak wejdzie do gabinetu, to będę podsłuchiwać pod drzwiami. W kilka dni po tym pojawiły się podobne: czy na pewno oddałam klucze od mieszkania jego rodziców, że boi się, iż mogę go śledzić, czy bywać w miejscach, gdzie on się znajdzie. Kiedy przed rozstaniem leżeliśmy razem w łóżku, po kolejnym epizodzie rozmowy o przyszłości powiedział, że boi się, że mu coś zrobię… Te wszystkie zarzuty bardzo mnie zaniepokoiły. Teraz – od dnia kobiet – nie dzwoni do mnie. Mój były partner jest dla mnie bardzo ważna osobą. Zastanawiam się, czy nie zaczyna się u niego nawrót nerwicy lub epizodu depresyjnego, ponieważ na te dolegliwości przyjmuje leki. Nie wiem dokładnie jaki to typ nerwicy, ale zauważyłam u niego pewne zachowania o których czytałam, jako o symptomach nn: nadmierny pedantyzm, ogromna skrupulatność, nadmierne analizowanie wielu kwestii, nieustanne weryfikowanie wcześniejszych wyborów. Ostatnio wydaje mi się, że widzi przyszłość niezbyt kolorowo, wracają do niego lęki związane z wcześniejszymi dolegliwościami zdrowotnymi i wywołują płacz. Gdy rozmawiałam z nim, twierdził, że jest zagubiony, że ma natłok myśli w głowie, że zwraca się od świata zewnętrznego ku własnemu wnętrzu. Zastanawiam się, czy takie objawy mogą zwiastować powrót depresji czy nerwicy? Czy nerwica może sprowokować wątpliwości dotyczące przyszłości związku i doprowadzić do nagłego, nieuzasadnionego zerwania relacji? Czy takie choroby jak nerwica i depresja mogą powodować poczucie spustoszenia w uczuciach pomimo przyjmowania leku? Może mój partner zdał sobie sprawę z tego, że jestem przyczyną jego lęku przed stałym związkiem i pozbył się mnie, aby źródło lęku zlikwidować? Zapomniałam wspomnieć, że chłopak wychował się w rozbitej rodzinie (rozwód rodziców, gdy miał około 4 lat, ojciec alkoholik, awantury w domu, wychowanie przez matkę i nadopiekuńcze traktowanie przez resztę rodziny). Proszę o poradę wytrwałych, którzy przeczytali cały post... Bardzo zależy mi na utrzymaniu tej relacji. Nie wiem, co zrobić, ponieważ ukochany odrzuca moją pomoc i mam wrażenie, że upatruje we mnie nieprzyjaciela . Obawiam się, że poszuka szczęścia u boku innej, a ja w głębi duszy czuję, że zbyt szybko podjął decyzję o rozstaniu, że za bardzo się boi tego, że miłość przybrała inne barwy. Czuje się odrzucona. To spadło nagle na mnie i na nasze rodziny, które były jego decyzją równie zaskoczone i załamane jak ja. Nie wiem, co robić... Pozdrawiam wszystkich serdecznie i czekam na wskazówki i doświadczenia.
  14. Witam wszystkich :) Mam problem w związku i bardzo liczę na porady osób, które cierpią na nerwice lub depresje i znają mechanizmy ich działania. Od niemal 4 lat jestem w związku z chłopakiem, którego bardzo kocham. Od początku bycia ze sobą wspólnie zmagaliśmy się z Jego problemami dotyczącymi dolegliwości zdrowotnych, które kolejno pozbawiały Go możliwości wykonywania wielu ulubionych zajęć. Miał z tego powodu lęki, myśli o stanie zdrowia i niespełnionych możliwościach wracały do niego z różnym natężeniem. W kulminacyjnym momencie było z nim źle: miewał zmienne nastroje, to płakał, to zachowywał się agresywnie, był bezsilny. Skończyło się na wizycie u psychologa, następnie leku od psychiatry (bierze od roku lek z grupy ssri) oraz na nieudolnym rozpoczęciu psychoterapii, którą przerwał po dwóch wizytach. W następstwie przyjmowania leku stan jakoś się ustabilizował, przynajmniej jeżeli chodzi o zmienne nastroje. Jakość życia poprawiła się. Aktualnie zmagam się z problemem dotyczącym naszej relacji. Mieszkaliśmy razem od kilku lat, a partner nagle poprosił mnie, abym wyprowadziła się na jakiś czas, gdyż on musi przemyśleć nasz związek. Podjął taką decyzję po tym, jak rozmawialiśmy o legalizacji, dałam mu do zrozumienia, że marzę o zaręczynach. Chciałabym dodać, że między nami zawsze wszystko było w porządku, spokój, bez kryzysów, życie seksualne zadowalające. Mieliśmy też wspólne plany, dzieci, dom… Jednak od momentu tamtej rozmowy zaczęło się psuć, choć temat poruszaliśmy nie pierwszy raz. Przebywałam z dala od niego przez jakieś 2,5 tygodnia, ale utrzymywałam kontakt co jakiś czas. On zapewniał mnie, że mam być dobrej myśli, że rozważa naszą sytuację. Po moim powrocie - musiałam znów zamieszkać z nim na pewien czas – udzielała nam się huśtawka emocjonalna. Partner zachowywał się, jakby wszystko było w porządku, byliśmy blisko, zapewniał mnie, że kocha, czułam, że wszystko wraca do normy. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiały się jednak co jakiś czas pytania o to, kiedy się wyprowadzę, co bardzo mnie smuciło…Nie wiedziałam już jak to wszystko odczytywać. W okresie naszego emocjonalnego szamotania się mój partner przejawiał dziwne, zmienne zachowania: od miłosnych uniesień i chwil błogiego spokoju do podkreślania, że potrzebuje czasu na przemyślenia. Zaczęłam odczuwać, że bardzo się waha. Zadawał dziwne pytania: czy myśle, że sobie razem poradzimy?, chciałby, abym była z niego dumna; mówił, że musi mieć 100 % pewności, że to na pewno ja, że lepiej w razie czego rozstać się teraz, niż gdy pojawią się dzieci, że nie chciałby mnie zranić, że nie będzie z nikim z litości. Z drugiej strony prosił o czas, twierdził, że chce, aby było dobrze między nami, że musi wszystko poukładać, że jestem wspaniała, bardzo mu zależy, że wierzy, iż na końcu tej drogi przemyśleń spotkamy się ze sobą, że mnie kocha – tylko to uczucie jest chyba inne – może to dojrzała miłość, której nigdy nie przeżył? Najważniejsze jest jednak to, że bardzo często zachowywał się jakby wszystko było w porządku. Mam ogromny mętlik w głowie i nie mogę pohamowac łez. Ostatecznie stwierdził, że powinniśmy się rozejść, bo on czuje, że uczucie do mnie wypaliło się w nim, jakby nie odczuwa już miłości, aktualnie nie jest ze mną szczęśliwy (choć kilka dni wcześniej mówił, że mu ze mną dobrze), nie czuje teraz potrzeby posiadania rodziny i dzieci ze mną. Powiedział, że myślał, że będzie się czuł inaczej, gdy wyjadę, że będzie bardziej tęsknił, tymczasem tak nie było (wspomnę jedynie, że separacja, której tak potrzebowal ostatecznie nie doszła do skutku, gdyż on już jej nie chciał). Bardzo rozpaczałam i prosiłam, by nie zniszczył trwałych fundamentów, które razem wznieśliśmy, byśmy dali sobie szansę, pomówili o tym, co możemy polepszyć w związku. Był i jest nadal nieugięty, choć twierdzi, że bardzo mu przykro, że dzięki mnie był kimś, że może nie spotka już nikogo tak wspaniałego. Początkowo chciał przygotować listę zadań dla nas, ale szybko się wycofał. Stwierdził, że jego marzeniem jest założenie rodziny i posiadanie dzieci, że będzie do tego dążył, jednak już beze mnie. Po decydującej rozmowie zaczął psychoterapię, na którą długo nie mógł się zapisać. Postanowiłam pójść go wesprzeć. Średnio ucieszył się na mój widok. Zaczął zadawać dziwne pytania: czy jak wejdzie do gabinetu, to będę podsłuchiwać pod drzwiami. W kilka dni po tym pojawiły się podobne: czy na pewno oddałam klucze od mieszkania jego rodziców, że boi się, iż mogę go śledzić, czy bywać w miejscach, gdzie on się znajdzie. Kiedy przed rozstaniem leżeliśmy razem w łóżku, po kolejnym epizodzie rozmowy o przyszłości powiedział, że boi się, że mu coś zrobię… Te wszystkie zarzuty bardzo mnie zaniepokoiły. Teraz – od dnia kobiet – nie dzwoni do mnie. Mój były partner jest dla mnie bardzo ważna osobą. Zastanawiam się, czy nie zaczyna się u niego nawrót nerwicy lub epizodu depresyjnego, ponieważ na te dolegliwości przyjmuje leki. Nie wiem dokładnie jaki to typ nerwicy, ale zauważyłam u niego pewne zachowania o których czytałam, jako o symptomach nn: nadmierny pedantyzm, ogromna skrupulatność, nadmierne analizowanie wielu kwestii, nieustanne weryfikowanie wcześniejszych wyborów. Ostatnio wydaje mi się, że widzi przyszłość niezbyt kolorowo, wracają do niego lęki związane z wcześniejszymi dolegliwościami zdrowotnymi i wywołują płacz. Gdy rozmawiałam z nim, twierdził, że jest zagubiony, że ma natłok myśli w głowie, że zwraca się od świata zewnętrznego ku własnemu wnętrzu. Zastanawiam się, czy takie objawy mogą zwiastować powrót depresji czy nerwicy? Czy nerwica może sprowokować wątpliwości dotyczące przyszłości związku i doprowadzić do nagłego, nieuzasadnionego zerwania relacji? Czy takie choroby jak nerwica i depresja mogą powodować poczucie spustoszenia w uczuciach pomimo przyjmowania leku? Może mój partner zdał sobie sprawę z tego, że jestem przyczyną jego lęku przed stałym związkiem i pozbył się mnie, aby źródło lęku zlikwidować? Zapomniałam wspomnieć, że chłopak wychował się w rozbitej rodzinie (rozwód rodziców, gdy miał około 4 lat, ojciec alkoholik, awantury w domu, wychowanie przez matkę i nadopiekuńcze traktowanie przez resztę rodziny). Proszę o poradę wytrwałych, którzy przeczytali cały post... Bardzo zależy mi na utrzymaniu tej relacji. Nie wiem, co zrobić, ponieważ ukochany odrzuca moją pomoc i mam wrażenie, że upatruje we mnie nieprzyjaciela . Obawiam się, że poszuka szczęścia u boku innej, a ja w głębi duszy czuję, że zbyt szybko podjął decyzję o rozstaniu, że za bardzo się boi tego, że miłość przybrała inne barwy. Czuje się odrzucona. To spadło nagle na mnie i na nasze rodziny, które były jego decyzją równie zaskoczone i załamane jak ja. Nie wiem, co robić... Pozdrawiam wszystkich serdecznie i czekam na wskazówki i doświadczenia.
×