Skocz do zawartości
Nerwica.com

nana00

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nana00

  1. Uśmiechnięta, pełna energii, tysiąc myśli na sekundę.. teraz ma nawet do kogo papę otworzyć. Odbudowała wiele znajomości, poznała wielu nowych ludzi na studiach a mimo to, za tym człowiekiem kryje się jeszcze jedna osoba. To ta osoba która zamyka się w swoim pokoju, żyje w świecie wirtualnym w którym jest jej łatwiej mówić o sobie i swoim życiu. To ta osoba która na rękach ma blizny, a w sercu rany, rany zwane przeszłością. I choć wiele osiągnęła to celowo w momentach jakiś niepowodzeń ulega tej przeszłości. Przypomina sobie przykre chwile, swoją walkę ze słabościami i nałogami. Ma przy sobie wspaniałą rodzinę, ale gdy jest źle wraca do wszystkich tajemnic, kłamstw, awantur i problemów jakie się w niej pojawiły. Z jednej strony jest kobieta silna, która stara się zaradzić problemom osób w swoim otoczeniu, a z drugiej jest ta dziewczynka która wzięła na swoje barki cierpienie swoje, najbliższych i znajomych. W takich chwilach jak ta, w takich sytuacjach jak ta która miała miejsce dzisiejszego poranka.. pęka. Wylewa tonę łez, zastanawia się w którym miejscu zadać sobie ból, jaki alkohol kupić w pobliskim sklepie. A to była jedna z wielu awantur, jedna z wielu kłótni między jej rodzicami, jakimi ona i jej rodzeństwo są świadkami. Jedna z wielu. Gdy natomiast masz w sercu nadzieję, wszystko zaczyna się odbudowywać, zaczynasz skakać z radości i kolejny raz coś się zawali - masz ochotę umrzeć. Kilka miesięcy żyła w domu pełnym jakiegoś trudnego do opisania napięcia, ale też spokoju. Były kłótnie, sprzeczki.. ale nie miały tak wielkiego sensu jak ta dzisiejsza. To strasznie boli. Jest jeszcze pewna kwestia - przez wiele lat była pesymistką od jakiej odwracali się ludzie. Zamknięta w swoim świecie. Gdy dała sobie szansę na normalne życie - zaczęła jako już dorosła kobieta niszczyć siebie. Bo jest słaba psychicznie. Nadmierny apetyt, kg słodkiego dla poprawy nastroju, w chwilach jakiś niepowodzeń sięganie myślami w przeszłość jaka ją obezwładnia, myśli o śmierci, o zadaniu sobie bólu fizycznego. Pomimo że cholernie kocha swoją rodzinę - to mimo to często z jej ust pada słowo "NIE", "NIE MAM CZASU", "NIE CHCE MI SIĘ".. rzadko wychodzi ze swojego pokoju, nie lubi ich czułych słów jakich kiedyś jej bardzo brakowało, nie wiele z nimi rozmawia choć to oni jak nigdy tę rozmowę z nią zaczynają. Nic jej się chce. Najchętniej podjęłaby pracę na cały etat. Od rana do wieczora - aby się nie zadręczać, nie myśleć za wiele, nie prowokować, nie nudzić w domu. Ale jest tylko praca na kilka godzin każdego dnia, a w weekendy uczelnia. Co raz bardziej czuje się wypompowana. Czasami wydaje jej sie że nie zna samej siebie. Nie cierpi tej drugiej osoby.. Tego człowieka jaki w niej zamieszkał. Jak może sobie pomóc? Jak pokonać to zło jakie zamieszkało w niej samej, i jakiego nie ma siły się pozbyć? Czy żal, gniew wspomnienia.. mogą tak bardzo niszczyć obecne życie? Przecież wybaczyła.
  2. ja nie zapomnę jak zrobiłam to po raz pierwszy - ryczałam jak głupia.. myślałam jak to ukryć, co zrobić by nikt nie widział (było lato) wybrałam sobie lewą rękę, powyżej nadgarstka.. kiedyś pojechałam do rodziny, siedziałam sobie na podwórku, czytałam książkę, podszedł wuja, potem zlazła się jego, w sumie też moja rodzina, (grill) i w pewnym momencie zwrócił uwagę na moją bliznę. Na co bez skrępowania, bez zawahania odpowiedziałam że nuda na lekcjach, że się wygłupiałam ze znajomymi i nie zdawałam sobie sprawy, że nasze wygłupy zostawią blizny dodając - mam delikatną skórę - koniec tematu. Wypiłam sok, oni zajadali się, a ja poszłam w inne miejsce. Nabrałam świeżego powietrza do płuc bo te opanowanie, dobór słów wiele mnie kosztował. Nie ćwiczyłam wcześniej formułki. Potem jedynie był bandaż i zwichnięcie nadgarstka. Pod koniec zeszłego roku, przed naszą przeprowadzką zrobiłam to ostatni raz jak do tej pory. Z mojego łóżka wystawał drut, wykorzystałam to w wytłumaczeniu siebie. Kiedy nałożyłam bandaż na rękę, a tato zapytał się co znów zrobiłam z powagą i wyrzutem powiedziałam "już dawno prosiłam Cię abyś zrobił coś z tym pieprzonym łóżkiem" - znów koniec tematu. Zamknęłam sie tak jakoś w swoim świecie, kiedyś było gorzej.. ho ho o wiele gorzej. Myśli samobójcze i te sprawy. Ale ktoś dał mi do zrozumienia że mam dla kogo żyć. Bo widzicie.. każdy ma swoje powody, mniej i bardziej sensowne. Ale są. Wszystko leży w naszej głowie, w naszej psychice. Ja miałam w sobie siłę tylko dlatego że miałam rodzinę, i walczyłam o nia. Ta walka bardzo wiele mnie kosztowała. Równie dobrze ktoś mógłby to wszystko olać, nie umieć wybaczyć.. zaprzestać walki, modlitw, starań.. a ja pomimo cholernie wielu błędów i bólu miałam powód by walczyć. Czasami jest taki dzień że mam ochotę sie upić, wziąć garść tabletek, coś ostrego do ręki i ciach. Za daleko jednak zaszłam. Co będzie jutro.. nie wiem.
  3. Jakie miałyście powody ku temu, że zaczęłyście to robić? Zastanawiam się. Kiedyś myślałam, że to głupota, że po co, co to daje, poza tym te blizny, które tak jak na dłoniach mej koleżanki wbijały się w oczy - zapytałam ją po co to robisz? Odpowiedziała mi - chciałam aby zobaczył że cierpię. Bez sensu. Powiedziałam jej - ale to cierpienie być może on nie zauważy, a widzą wszyscy na około Ciebie. Chcą Ci pomóc. Wyszła z sali i od tamtego momentu nie poruszałyśmy tego tematu, a ona zaczęła nosić grube swetry, obwiązywać ręce chustami itd.. po 2 miesiącach nasz kontakt się urwał. Po roku spotkałam ją na ulicy, 17-letnia dziewczyna z dzieckiem w wózku. Jej dzieckiem. To taki tylko wstęp do moich rozmyślań. Zaczęłam czytać o tym w internecie, potem jakieś książki o uzależnieniach itd. Przechodząc kryzys miałam dość poczucia winy jakie od wielu lat nosiłam w sobie. Zawsze tak bardzo starałam się złagodzić sytuacje zaistniałe w moim otoczeniu, chciałam zapobiec ludzkim nieszczęściom. Natłok obowiązków, szkoła.. Ciągle coś ode mnie wymagano. Najbardziej mi chyba brakowało rodziców w wieku dojrzewania. Teraz jako już pełnoletnia osoba czuję ich miłość, ich w pewnym stopniu wsparcie - ale ciężko mi zaakceptować stan obecny, skoro wcześniej, kiedy ich najbardziej potrzebowałam - nie było ich. Pierwszy raz zrobiłam to w wieku lat 16. Pomyślałam sobie - skoro innym pomaga, to może i mi pomoże. Ale nie pomogło. Sumienie dręczyło, wspomnienia wracały, niepowodzenia się namnażały. Potem był 2, 3, 4 raz. Po 2 latach - a 8 latach oczekiwania na cud w mej rodzinie doświadczyłam go. I gdy patrzę na swoje blizny żałuję. Niestety przeszłość odcisnęła swoje piętno i każdego dnia walczę z tym by tego nie zrobić, każdego dnia w chwili słabości - zagłuszam muzykę, spacerem.. mija. To pragnienie okaleczenia siebie mija. Kieruje się tym, by przez swą bezmyślność nie zranić osób które kocham najbardziej, mimo wszystko - kocham - a dla miłości jest się gotowym do wielu poświęceń. Mogłabym sobie ulżyć, zrobić i.. na chwilę byłoby lepiej, ale co z jutrem?
×