Skocz do zawartości
Nerwica.com

olllga.d

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez olllga.d

  1. olllga.d

    Dzień dobry...

    Dziękuję. Rodzice niewiele mogą mi pomóc, niby mówią, że mogę u nich mieszkać, ale przecież nie będę im siedzieć na głowie bez pracy...
  2. olllga.d

    Dzień dobry...

    Tak, mieszkam w małaj miejscowości, nie znam tu nikogo, bo właśnie do pracy sie tutaj wyprowadziliśmy. Jedynie na angielskim spotykam ludzi, ale to całkiem obce osoby i nie znają mojej sytuacji...Rodziców odwiedzam najczęściej raz w miesiącu na weekend, koleżanki z podstawówki się wyprowadziły, ze średniej też, studiowałam w całkiem innym mieście i nie mam z nikim kontaktu, bo kilka lat temu ojciec mojej córki wykasował mi numery z komórki...Szukam wszędzie w sklepach, biurach, zakładach produkcyjnych...
  3. olllga.d

    Dzień dobry...

    Gdybym tylko coś tu znalazła, mogłabym nawet mały pokoik wynająć, bo mi nie trzeba dużo...ale na prawdę, co 2-3 dni przeglądam ogłoszenia, wysyłam cv na każde, na które spełniam wymagania, nie tylko w moim zawodzie...jednak albo nie dostaję odpowiedzi, albo okazuje się, że praca biurowa to tak na prawdę akwizycja... Jeżeli chciałabym, by mieszkała ze mną musiałabym z jej tatą walczyć, a tego nie chcę, już dosyć było na ten temat powiedziane, nawet, że ją mi zabierze i wywiezie, teraz boję się zapytać, czy to była prawda, spokojniej będzie, gdy zostanie z nim...dla niej jest dobrym tatą, dba o nią i stara się. To, że chcę się wyprowadzić trwa już bardzo długo, nie mogę już z nim mieszkać a moje nerwy czasami wyładowuje na dziecku. Nie wytrzymuję psychicznie a ciągle to odwlekam, już nie mam siły...
  4. olllga.d

    Dzień dobry...

    Droga missgrabelinka, dziękuję, że zechciałaś odpowiedzieć... Aby wyjaśnić całą sytuację musiałabym się cofnąć ładnych parę lat, sytuacja jest dość skomplikowana. Przedstawię w skrócie jak to obecnie wygląda - mój związek z ojcem mojej córki już się skończył. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Kłócimy się codziennie lub z jednodniową przerwą. Córka to wszystko widzi i słyszy... Muszę się wyprowadzić, bo mieszkamy z nim w jego służbowym mieszkaniu. Zarabiam mało, nie stać mnie by coś na miejscu wynająć, nawet pokój, szukam nowej pracy od ponad roku...może dwóch...gdy wysłałam 200 cv przestałam je liczyć...jak na razie byłam na 4 rozmowach i cisza... Nie stać mnie na wychowanie córeczki, poza tym biorę na siebie całą winę i nie mam prawa odbierać mu córki a jej taty... Musiałabym wrócić do rodziców, ale tam też ciężko z pracą. Jeśli nie mogłabym tam nic znaleźć, to pomyślałam, że może wyjadę przej jakąś agencję np do Holandii, poduczyłabym się języka i może byłoby łatwiej z pracą tu... Z jednej strony wiem, że to konieczne, że muszę wyjechać, z drugiej nie mogę sobie wyobrazić rozstania z dzieckiem, ale tłumaczę sobie, że obecna sytuacja też jej szkodzi...
  5. olllga.d

    Dzień dobry...

    Nie wiem gdzie to napisać, nawet nie wiem, czy na tym forum powinnam, bo przecież to nie ten temat... Ja na prawdę nie mam komu tego powiedzieć. Moje życie to dom, praca, 2 razy w tygodniu angielski...Z nikim nie rozmawiam. Rodziców nie chcę martwić, koleżanek ze szkoły, studiów nie widziałam kilka lat... Kolejny raz podjęłam decyzje o wyprowadzce. Obiecałam sobie, że w poniedziałek zaniosę wypowiedzenie. Boje się. Tak bardzo kocham moją córeczkę, ale musi zostać z tatą. Ja nie dam rady jej wychować. I mam wyrzuty, że to przecież moja wina, więc nie powinnam mu jej zabierać, ale serce mi pęka na pół...będę bardzo daleko mieszkać, nie wiem jak to się ułoży, jak ona to zniesie...Całe nasze życie zmarnowałam. Myślę, że nie powinnam się urodzić, że jestem chodzącym złem. Moja mama brała tabletki na podtrzymanie ciąży, bo wcześniejszą poroniła...może tak naprawdę nie powinno mnie tu być, przynoszę tylko ból i cierpienie, jestem nikim
  6. olllga.d

    Dzień dobry...

    Dziś założyłam konto, napisałam pierwszy post...teraz niecierpliwie czekam na odpowiedź z nadzieją, że będzie lepiej...
  7. Dzień dobry, zdecydowałam się napisać, bo wiem, że mam problem, ale nie stać mnie na prywatną wizytę u specjalisty a na NFZ nie mogę się umówić, bo strasznie długo się czeka i nie wiem, czy akurat za te kilka tygodni, miesięcy będę miała z kim zostawić córkę... Teraz widzę, że tak na prawdę od dzieciństwa prześladują mnie różne natrętctwa, choć wtedy nie wiedziałam co to jest i myślałam, że po prostu jestem dziwaczką... Zawsze wiedziałam, że jestem "inna", ale nie wiedziałam, że takie rzeczy można wyleczyć... Myślę, że zaczęło się od przesądów typu "jeśli czegoś zapomnisz i wrócisz po to do domu, usiądź na krześle i policz do 10", "przed krzyżem, kapliczką, kościołem należy się przeżegnać" - robię tak do dziś, bo boję się, że stanie się coś złego. Idąc chodnikiem stawałam tylko na płytkach określonego koloru, na linii pomiędzy płytkami lub co ileś rzędów. Wymyślałam dużą liczbę, dzieliłam w myślach przez 2 - jeśli wynik był nieparzysty, dodawałam 1 i dalej dzieliłam aż końcowy wynik wyniósł 2. Musiałam powtarzać różne czynności określoną ilość razy. Liczyłam kroki. Robiłam to wszystko, bo czułam, że jeśli tego nie zrobię moi rodzice umrą. Bałam się pożaru i włamywacza mordercy - do dziś sprawdzam kilkukrotnie czy są zamknięte drzwi i obmyślam różne warianty ucieczki z mieszkania w razie pożaru. Nie miałam przyjaciół, zawsze byłam odsuwana od rówieśników, żeby im się przypodobać nigdy nie mówiłam swojego zdania, oddawałam im swoje rzeczy, zabawki, słodycze. Moja mama zawsze porównywała moje wyniki w nauce do lepszych dzieci w klasie, wyrzucała mi, że nie koleguję się ze zdolnymi dziewczynkami. Później (około 12-14 lat) zaczęłam pisać listy do więźniów, by mieć w końcu przyjaciół. Ciągle czułam, że nikt mnie nie lubi, na studiach zawsze miałam takie zdanie jak większość, zawsze pożyczałam notatki, kiedy jakiś facet zwrócił na mnie uwagę byłam gotowa wszystko zrobić, by dołączyć kolejną osobę do grupy, która mnie lubi. Doszło do tego, że zaczęłam zdradzać swojego chłopaka, chociaż miałam już wtedy córkę. Dziewczynom pisałam miłe sms-y i mnóstwo miłych komentarzy na nk, byle tylko ktoś mi coś miłego odpisał. "Zmieniam swój charakter", raz chcę być skromna i miła, innym razem zła i egoistyczna. Strasznie mnie irytuje, że otoczenie nie zachowuje się adekwatnie do mojego "aktualnego ja" i nie traktuje mnie tak jak powinno. Tak samo jest z wyglądem, potrafię w ciągu miesiąca przejść od czarnych, rudych po blond (czasami czuję taki przymus, że potrafię jak zahipnotyzowana iść kilka kilometrów późnym wieczorem w deszczu do jedynej otwartej drogerii, wydać na farbę ostatnie pieniądze i przesiedzieć pół nocy w łazience zmieniając kolor), zapuszczać i farbować włosy, by potem je ściąć na krótko bo "od tej pory będę naturalna". Raz stroję się, maluję i chodzę w szpilkach, by za chwilę dojść do wniosku, że to płytkie i głupie i wskoczyć w dresy. Nigdy nie wiedziałam jaka i kim chce być, nie miałam pasji, hobby (czasami coś zaczynałam - np. karate, ale szybko się zniechęcałam lub zmieniałam na coś innego -gitara, angielski), skończyłam studia najlepsze w okolicy ale ze świadomości, że coś skończyć muszę). Mam zmienne nastroje, jestem bardzo nerwowa, nie potrafię bawić się z moim dzieckiem, bo to dla mnie irytujące i głupie. Czasami jestem "normalna", ale nawet drobnostka wystarczy by wyprowadzić mnie z równowagi, zaczynam krzyczeć, moja córka zaczyna płakać a jak po chwili się uspokoję to płaczę razem z nią, przepraszam i czuję się okropnie wiedząc że jej robię krzywdę. Mam świadomość, że jestem płytka, leniwa i głupia. Nigdy nie używam słów "na pewno" (np. gdy ktoś pyta, czy coś zrobiłam) bo wiem, że coś zrobiłam źle. Kilka razy przeglądam rzeczy, dokumenty i dalej mam wrażenie, że czegoś zapomniałam. Kilka razy czytam wysłane e-maile i sms-y by się upewnić, czy nie napisałam czegoś nieświadomie. Na spotkanie (np. rozmowa kwalifikacyjna) zjawiam się co najmniej godzinę wcześniej i spaceruję w pobliżu by się nie spóźnić. Jestem ciągle nie wyspana, zmęczona, boli mnie głowa. Wymyślam sobie różne choroby i ciągle mam nadzieję, że jestem poważnie chora. Kilka razy w nocy wstaje i sprawdzam czy córka oddycha. Budzę się w nocy i sprawdzam która godzina, czy już nie zaspałam, czy mam ustawiony budzik, czy na właściwą godzinę. Czasami w sklepie mam ochotę zostawić zakupy i wyjść, bo wstydzę się podejść do kasy. Ciągle czuję, że mam brudne ręce, czuje na nich brud, bakterie od dotykania klamek, surowych warzyw i od surowego mięsa. Przepraszam, ze tak się rozpisałam, ale chciałam przedstawić wszystko co mi przyszło do głowy, co mi się przypomniało. Bardzo proszę o pomoc...
×