Skocz do zawartości
Nerwica.com

lulu

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lulu

  1. No właśnie ja mam tak samo. Im bardziej zagłębiam się w sobie, tym bardziej potwierdzają się moje obawy, że moja psychika jest przez takie dzieciństwo zniszczona
  2. No niezupełnie... Często chcąc się wyrwać z domu rodzinnego, gdzie był alkohol, szybko wychodzi się za mąż/żeni się z nieodpowiednią osobą, często też uzależnioną. Więc powiedzenie z deszczu pod rynnę często dotyczy DDA/DDD. Mnie akurat się poszczęściło. Zgadzam się, przebaczyć nie dla niego, ale dla siebie. Ja już jestem za. Długo to trwało u mnie, nie chciałam mieć nawet myśli o ojcu i o dziwo o mamie też. Unikałam ich grobu jak ognia, ale poukładałam sobie to i szczersze przebaczyłam. Bo z przebaczeniem jest tak, że albo przebaczać wszystko dosłownie wszystko albo nic, bo i tak ta nienawiść wróci. Tak było ze mną. Myślałam, że przebaczyłam ojcu, ale kiedy pojawiła się u mnie depresja, zaczęłam zastanawiać się skąd... no i wpadłam na skrywane od dawna głęboko urazy do obojga rodziców. Człowiek nawet nie wie co kryje w swojej duszy na dnie... Kiya tak, dawno już nie mieszkam z ojcem. Jak miałam 15 lat uciekłam i znalazłam schronienie u dziadka i dlatego powiedzmy wyszłam na ludzi, ale to co działo się przez ostatnie 4 lata życia z ojcem zupełnie mnie rozbiło od środka.
  3. no ja na pewno nie. Nie umiem się dogadać z takimi, a nawet nie próbuję, bo jakoś mnie do nich nie ciągnie..
  4. Wellbutrin XR był jedynym lekiem,który na mnie podziałał. Wcześniej brałam sertralinę i fluoksetynę, ale obie mnie za bardzo otumaniały a do tego kłopoty z popędem seksualnym. Wellbutrin ma to do siebie, że na początku stosowania trudno zasnąć ale to mija po jakiś 2-3 tyg. U mnie oprócz tego skutkiem ubocznym były i są bóle głowy jakąś godzinę po zażyciu i trwają jakieś 3 godziny. Fakt, że po kilku miesiącach wellbutrin jakby stracił na sile i musiałabym stosować większą dawkę 300mg, a że wtedy tj.rok temu, miałam kłopoty finansowe, odstawiłam. Teraz wróciłam do wellbutrinu i dawka 150mg jest wystarczająca, jak na razie.
  5. Nie chcę być wróżbitką, ale myślę, że długo w takim towarzystwie nie wytrzymasz. Jeśli dobrze zrozumiałam, to jesteś skazana na takie towarzystwo, ponieważ są to znajomi twojego chłopaka, czyli dalej wnioskuję, iż twój chłopak jest podobny do nich? To jeśli tak jest to nie wierzę, że wasz związek przetrwa, zbyt duża różnica, rozbieżność między światami - 'oni' nie rozumieją naszego DDA, 'my' ich świata materialistycznego. I nawet jeśli teraz jest ładnie, pięknie, to po latach ta różnica zacznie wam bardzo dokuczać. No chyba że Ty restless nie jesteś DDA czy DDD?
  6. Nie. Teraz wśród moich znajomych, z którymi się spotykam codziennie, bo w pracy nie ma żadnego DDA, ale dobrze z nimi się dogaduję. Oni wiedzą o moim dzieciństwie i rozumieją (na tyle ile potrafią oczywiście) i im nie dałabym w pysk. Bo choć różnimy się doświadczeniami, to mamy charaktery podobne. Tamta osoba, o której pisałam, była mimo dzieciństwa z alkoholem płytka. To była osoba, o jakiej piszesz restless: oj muszę sobie koniecznie nogi wydepilować i to laserowo! och, nie długo mój ślub, nie wiem co kupić, ilu gości zaprosić... jedynym jej problemem było to jaki cień do powiek użyć... No podsumowując: Ja DDA i ona DDA... Może pod kołderką tych płytkich problemów, kryła wielki ból... może,wielka wątpliwość raczej. Taki to jest rodzaj człowieka.. restless: nie mam na myśli tego, że takich osób nienawidzę. Naprawdę daleka jestem od nienawiści, nigdy nie należałam do osób, które żyją nienawiścią, mnie ona męczy i wolę przebaczyć, niż kogokolwiek nienawidzić.. A w pysk tamtej (bo powtarza mnie wszyscy tacy są płytcy) bym dała nie dlatego że jej nienawidzę, ale dlatego, żeby się obudziła, ocknęła i przejrzała na oczy że są ludzie którzy mieli gorzej, których najgorszym wspomnieniem nie jest ojciec leżący na schodach... O tym piszę, odnoszę się do moich doświadczeń z takim typem osoby. Powtarzam, nie jestem wrogo nastawiona do NIE-DDA,przeciwnie.Mówię tylko że życie w luksusach i braku problemów większych niż w co tu się ubrać? powoduje oziębłość empatyczną i poczucie wyższości nad innymi, co większości DDA nie dotyczy.
  7. No mnie alkoholizm ojca rozbił zupełnie... Po uwolnieniu się od tego koszmaru, który fundował mi ojciec (zamieszkałam z dziadkiem), myślałam, że już wszystko za mną, że teraz to już będzie tylko dobrze. Wtedy nie wiedziałam, że takie cechy jak labilność, nerwowość, perfekcjonizm, to efekt życia w takiej rodzinie. Dziś to wiem i cieszę się, że te cechy nieco przygasły we mnie: zamiast denerwować się z byle powodu - mówię o tym, co mnie wkurza lub olewam to, jeśli nie mam na to wpływu. Nie jestem już taką perfekcjonistką (choć może tylko mi się tak wydaje), ale nadal muszę być lepsza w obowiązkach, pomysłach od innych współpracowników, (albo to efekt mojej pracowitości?). Natomiast od kiedy zaczęłam bardziej się zagłębiać w moje dzieciństwo i to, jakie spustoszenie wyrządziło w mojej psychice - jestem wrakiem człowieka. Mam depresję, nerwicę, bulimię... czyli wszystko, co najlepsze Czuję, że cały czas grzebię się w bagnie dzieciństwa i im więcej staram się wyjść, tym bardziej grzęznę... Obawiam się, że dzieciństwo i jego konsekwencje tak bardzo wżarły się w moją psychikę, że do końca mego życia będę taka 'popaprana'...
  8. lulu

    DDA a zycie zawodowe

    Zgadzam się, sumienność, obowiązkowość, perfekcjonizm..hm to jest raczej wada, niż zaleta. Ja mam problemy z akceptacją krytyki, zawsze miałam i w pracy, choć jestem jednym z najlepszych pracowników, nie umiem się pogodzić ze słowami krytyki, nawet taką najmniejszą. Niezniszczalni... No nie wiem. Właśnie teraz, kiedy już nie muszę nosić żelaznej zbroi przeciwko mojemu ojcu alkoholikowi, jestem słaba, bardzo słaba, a raczej bezbronna. Każde nawet najbardziej niewinnie wypowiedziane słowo może mnie zranić tak, że rozpadam się na miliony kawałków. Tak też jest w pracy. Kolejną wadą bycia DDA to jest to, że w pewnych sytuacjach można by wyluzować, a nie zawsze umiem, choć pracuję nad tym i myślę, że z efektami. Tyle tylko że jako DDA ze skrajności wpadam w skrajność - albo jestem wyluzowana na maksa, wręcz porzucam instynkt samozachowawczy, albo też jestem spięta jak klamerka. Albo nadmiernie kontroluję sytuację (siebie też), albo też hulam jakby piekła nie było. A jeszcze najgorsze jest zjawisko przeniesienia, o którym już parę osób tutaj pisało. Ja na szczęście mam kobietą szefa, więc nie mam tej relacji zaburzonej, ale za to przenoszę moje uczucia z dzieciństwa na męża, co oczywiście stanowi ogromny problem dla naszego związku.
  9. Zgadzam się z Tobą restless, ale przyznać musisz, że ludzi, którzy nie mieli ciężkich problemów, patologicznych (bo tylko takie mam na myśli, pisząc w tym poście), cechuje mniejszy poziom empatii i nie potrafią zrozumieć innych, którzy te problemy mają. Tak jak matka, która ma zdrowe dziecko, pieniądze na jego utrzymanie nie zrozumie, co przeżywa matka, która codziennie patrzy na chorobę dziecka i matka, której serce pęka na pytanie co na obiad? Tak ludzie, nie mający kłótni, bicia, zastraszania, interwencji policji w środku nocy i ucieczek, byle nie dać się pobić/zabić, nie zrozumieją, co DDA przeżywa. Mogą co najwyżej pokiwać głową na znak współczucia i na drugi dzień nie pamiętać tej rozmowy na temat dzieciństwa. Myślę, że siedem_zapałek też ma takie osoby na myśli... Dodam jeszcze, że tak jak dzieciństwa DDA mogą się różnić od siebie, tak ludzie z tym syndromem też. Pamiętam taką osobę, z którą rozmawiałam o alkoholizmie w rodzinie. Wkurzyło mnie to, że dla niej tragedią było to, że jej tata pod wpływem alkoholu nie potrafił wyjść po schodach i ona bała się że spadnie albo co gorsza sąsiedzi to zobaczą. Popatrzyłam na nią i... żal mi jej było. Już nie wspomniałam o tym, że mój ojciec po pijanemu szykował na mnie i siostrę tasak, którym zapewniał nas "dziś w nocy nas zapier...li", nie mówiłam jak czuwałyśmy z siostrą na zmianę w nocy, nadsłuchując czynie idzie, jak pod groźbą śmierci kazał mi wyłączyć komputer w domu, który podtrzymywał go niewidzialnymi nićmi (wtedy jeszcze komputer był osobliwością w domu, nikt go jeszcze nie posiadał). Takim osobom chętnie dała bym w pysk, ale jak to powiedziała siedem_zapałek i tak to nic nie da. Rozumiem, że dla niej to, że ojciec się upija, to dramat. Ciekawe jak by nazwała ten koszmar, który ja miałam?
  10. Ja też mówiłam o ludziach, których znam, dlatego pisałam, że mówię z doświadczenia. Często tacy ludzie uważali/uważają za gorszą (choć może to tylko ja tak siebie postrzegam?) Ale wracam do wątku: skąd bierze się w DDA poczucie rozbicia? I jak sobie z nim radzicie?
  11. Zgadzam się. Ludzie nie mający do czynienia z alkoholem lub inną patologią w domu nie rozumieją nas DDA, a my ich. Też uważam, że ludzie którzy nie cierpieli są płytcy i powiem, że moje doświadczenie to potwierdza. A empatia DDA? hm, powiem, że zbyt wielka i mnie to właśnie często przeszkadza, właśnie z powodu nadmiernej empatii mam problemy i cierpię. Też tego nie wiem, czemu jedni sobie z tym radzą, inni nie. Co do Twojego kuzyna siedem_zapalek, jeśli wychowywał się w rodzinie z problemem alkoholowym, to zawsze odciśnie piętno w człowieku i nie będzie nigdy 'normalny', więc pewnie Twój kuzyn też ma problemy, może jeszcze się nie ujawniły, bo moje emocje skrywane przez lata cierpień "uaktywniły" się dopiero po latach, kiedy już miałam swoją rodzinę z dala od alkoholu... Co do ludzi, którzy mają płytkie problemy... Też mam do nich dystans, tyle że nie odczuwam wrogości, ale żal... Bo choć cierpienie nie jest przyjemne, to jednak USZLACHETNIA! Zawsze sobie to powtarzam, że gdybym miała 'normalną' rodzinę, miałabym szczęśliwe dzieciństwo, ale za to dziś nie byłabym taka wrażliwa na krzywdę drugiego człowieka, zaradna, rzetelna i wiele więcej takich pozytywnych cech mogłabym wymieniać. Znam osoby, które miały normalne dzieciństwo, i mają "pstro" w głowie: poddają się z byle powodu, są egoistyczni, często są to osoby typu węże - ślizgają się przez życie po innych ludziach. Brzydzę się takimi ludźmi i to mnie podnosi na duchu, że nie jestem taka. Może warto spojrzeć na siebie właśnie przez te dobre cechy, które wykształciły się w nas DDA, właśnie przez to cholerne piekło w dzieciństwie??
  12. Witam, od 2 może 3 lat jestem świadoma, że jestem DDA, ale dopiero teraz, kiedy stopniowo uświadamiam sobie skutki dzieciństwa w strachu, kłótniach, upokorzeniach i oczywiście z alkoholem w roli głównej, widzę ogrom poniesionych strat w mojej psychice. Czuję się rozbita tak, ze nie umiem sama się pozbierać do "kupy", ba nawet czuję, że nic nie jest w stanie to zrobić. Czuję się wręcz nienormalna, jak kosmita (?). Patrzę na moich rówieśników i widzę, że rzeczy z którymi ja mam ogromne trudności, dla nich nie są przeszkodą, że sytuacje, które choć sprawiają im zawód, złość, nie wywołują większych szkód w psychice. A ja? Każda, nawet najdrobniejsza rzeczy rozwala mnie jak bomba jądrowa. Co gorsze, nawet kilka dni po zdarzeniu nie umiem prowadzić normalnego (to pojęcie w życiu DDA nabiera innego wymiaru) trybu życia. Zgaduję, czy moje zachowanie, słowa, myśli są 'normalne' czy pochodzą z głębi mojego DDA. Rozmyślam o sytuacji i widzę wiele rozwiązań, ale nie potrafię wskazać tego 'normalnego' wyjścia. 'Normalnego' czyli nie zaburzonego dramatycznym dzieciństwem. Męczy mnie to już od dłuższego czasu, ale nie umiem znaleźć właściwego wyjścia. Czerpię trochę z teorii społecznego uczenia się i patrząc na rówieśników, którzy nie są DDA, uczę się od nich zachowywać, myśleć i może czuć inaczej, niż to robiłam do tej pory, czyli przez pryzmat DDA. Napiszcie, czy Wy też odczuwacie podobnie. Może znaleźliście inne rozwiązania tej chorej sytuacji. P.s. Dodam, że chodziłam na terapię, podczas której Pani psycholog próbowała rozwiązać moje problemy wynikające z DDA, ale jedynym jej sukcesem było to, że uświadomiłam sobie że jestem DDA i to, że jestem nienormalna. Pozdrawiam,
×