
just_girl
Użytkownik-
Postów
21 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Osiągnięcia just_girl
-
Cieszę się bardzo,zobaczysz nie będzie tak żle,najgorszy jest pierwszy krok,potem będzie z górki.Ja też myślałam,że umrę ostatnio,spotkałam sąsiada i musiałam z nim porozmawiać z grzeczności-nie umarłam,ta głupia choroba chce zniszczyć nam życie,nie zwlekaj jak ja ,bo potem jest trudniej,dasz radę tak jak ja dałam wczoraj,będę próbować do skutku,aż wrócę do normy,pozdrawiam:-)
-
Udało mi się iść samej na rower,mało się nie udusiłam z nerwów przez pierwsze 15minut,spociłam się z nerwów podwójnie,ale potem jakoś poszło,nawet pojechałam na dworzec i stałam w kolejce w kiosku bo pić mi się chciało strasznie i nie miałam wyjścia,jakoś dałam radę,dzisiaj jestem trochę padnięta po tym wyjściu ale jest coraz lepiej,dzieki za wsparcie,buziaki
-
Ja jestem chora jakieś 6 lat,oczywiście liczę łączny czas,bywało super albo żle,ale taki stan jak teraz mam dopiero drugi raz,pierwszym razem z nerwów mdlałam,jak udało mi się zwalczyć chorobę to teraz mnie dusi i to wcale nie kiedy się boję czegoś,więc nie wiem kiedy tak naprawdę mnie złapie,to bardzo utrudnia sprawę,gdybym miała normalne życie pewnie bym o tym nie myślała,ale moje życie to porażka a mojego chłopaka znam 12 lat,bardziej mnie już nie pozna,a może nie chce poznać. Wiecie co jest chyba dla mnie najgorsze?Znajomi mówią,że jestem pierdolnięta i leniwa(przepraszam za słownictwo to cytat) bo nie pracuję,a jestem mądra,znam języki i na wszystkim się znam.Nikt nie wie,że jestem chora,więc jestem jeszcze dobrą aktorką,ale strasznie mnie to męczyło,że zrobili ze mnie lenia.Najgorzej jest iść w gości do kolegi mojego chłopaka,jego matka pracuje w dziekanacie,muszę wysłuchiwać,że nie chcę tam pracować,że wygodna jestem itp....dzisiaj się wkurzyłam.....naprawdę miałam dość,bo czekałam na chłopaka,aż wróci z pracy i gdzieś pójdziemy na spacer - a on mi na to że idzie do tego kolegi.Ja bym nie przeżyła tego wysłuchiwania na nowo tekstów jego matki.........więc byłam taka otwarta i kazałam jej przekazać,że jestem ciężko chora na nerwice i depresje i nie przyjdę.........podobno szczęka jej spadła ......i wiecie co ?Zrobiło mi się lepiej! Oczywiście musiałam wysłuchać najpierw,że jestem pierdolnięta bo nie chcę iść do nich..........ale dzisiaj nic mnie nie ruszy _________________________ Paweł nie przejmuj się,ja sama kładłam kafle i robiłam regips w przedpokoju u rodziców,(nie licząc tego,że jestem babką i to nie powinna być moja specjalizacja) to rodzice zobaczyli (wyszło naprawdę jak z katalogu)i dostałam opierdziel,że trwało to miesiąc ,nawet nie usłyszałam dziekuję.........nikt nie wpadł na to że kamienne kafle pół metrowe nie są łatwe w układaniu w pojedynke
-
Dzisiaj zrobiłam krok do przodu i pojechałam na rowerze do castoramy(market budowlany)byłam tam z pół godziny i zastanawiałam się,dlaczego mi nic nie jest,wszystko było super aż nie wróciłam do domu i zrozumiałam dlaczego jestem chora - nikt w domu mnie nie wspiera,nikogo nie obchodzi,że zrobiłam wielki krok,mój chłopak wyskoczył tylko z pretensjami,że na giełdę nie chcę pojechać kupić satelity(poświęciłam tydzień na porównanie sprzętu,cen i sklepów,wybrałam najlepszy i najtańszy,do tego telewizję cyfrową,w zamian usłyszałam,że on zrobił by to w 5 minut!)Człowiek się stara jak może a i tak usłyszy,że do niczego się nie nadaje.Taki piękny dzień,zero doła i stresu a teraz sie pobeczałam i już nie jest mi fajnie,ale dzięki za wsparcie :-)
-
Masz rację,ja najgorzej reaguję jak już wyjdę z chlopakiem i okaże się,że mnie dusi i żle się czuję i chce wrócić a on na to dla zabawy mi mówi,że nie mam kluczy a on nie wraca do domu,dla niego to zabawa a dla mnie tragedia,potem odchorowywałam to pare dni,teraz przygotowuję się psychicznie do wyjścia na rower sama w dzień,bardziej niż wyjścia boję się ,że kogoś spotkam,to chyba ostatnio moj największy problem - boże jaka ta choroba jest powalona,czasem już nie mam siły z nią walczyć,ale truć się seroxatem to też nie wyjście,pozdrawiam cie i wszystkich tych,którzy mają problem z chorobą ,NnNn co u ciebie,trzymasz sie?Tobie się udało iść do pracy,nie poddawaj się,bo doszedłeś daleko,nie warto się cofać i myśleć o śmierci
-
Wiolka ja jestem dokladnie na tym samym etapię,lubię swoją samotność i mojego chłopaka,a cała reszta jest beee,jak mam się spotkać ze znajomymi to jestem chora,odpada wychodzenie do rynku itp,lubię jeżdzić metrem ale może dlatego ,że u nas nie ma,co co autobusu to nie dziękuję,tramwajem ok jak jedzie szybko i nie stoi w korkach,bo wtedy mam tragedię,ogólnie nie jeżdze bo żadko wychodze,a jak już to mam rower i samochód.Do pracy też nie daję rady chodzić,do marketów też lubiłam chodzić i ich się nie boję do czasu ,aż spotkałam tam koleżankę ,teraz mam tragedię,że spotkam kogoś znajomego. Ja też zajmuje sie sprzątaniem i gotowaniem no i hobby sobie stworzyłam,zeby nie zwariować,teraz mam rybki,ale to dużo nie zmienia. Przed tymi atakami duszności też wychodziłam sama,nawet do sklepu z rybkami potrafiłam sama pojechać na rowerze,teraz gorzej,boję się ataku duszności,choć wczoraj zrobiłam z chłopakiem 30km na rowerku i nie umarłam,raz mnie tylko troche dusiło ale staram się opanować,zwalam to na katar itp,żeby się nie wkręcać
-
Ja byłam tak zrozpaczona,że chciałam wyjść i w sumie to miałam już gdzieś czy umrę na dworze i czy się uduszę i wiecie co?Przejechałam na rowerze 30km i mnie nie dusiło a wieczorem poszłam na spacer daleko od domu i mnie nie złapała choroba,to cholerstwo łapie jak tylko się nad sobą rozczulimy,ten seroxat to tylko lek "przeciwbólowy"na strach,brak go powoduje powrót do choroby wiec bez sensu brać go i psuć organizm bo i tak to ic nie da. Ja też mieszkałam za granicą rok i miałam nawroty choroby,ale to były włochy i morze,jak mi było żle to szłam nad morze i nastroj wracał,w dużych miastach jest do d.....w końcu boimy się wszystkiego,ja żeby odpocząć muszę jechać 15km na rowerze z dala od ludzi i autostrady nad rzekę i tam jest mi super! Drugi problem (u mnie) to brak stałego kontaktu z ludzmi,nie pracuję i siedze w domu sama,też teksty o zrobieniu dziecka słyszałam od chłopaka,tylko ciekawe jak taka znerwicowana osoba ma urodzić zdrowe dziecko!Jak mam iść do lekarza to też jestem chora,ale nam nic nie jest,ja nawet zrobiłam test na helicobakterie w żołądku bo one powodują wrzody itp. i nic,test można kupic w aptece jak ciążowy i samemu sprawdzić. Ostatnio czytałam,że organizm potrafi się zbuntować nawet po 2 miesiącach od niemiłego wydarzenia(ja się tak wystraszyłam w drodze z wakacji do polski jak mi się akumulator zapalił w aucie)a teraz odreagowuję po miesiącu cały ten stres. Najgorzej mam w tygodniu,sama przed kompem i obowiązkami domowyymi,tylko w weekendy coś się zmienia,człowiek może tak zwariować z samotności i braku powietrza
-
Witam ponownie. tak się napisałam,że udało mi się pozbyć choróbska i co?Wielkie g...tak owszem wyleczyłam lęki i wszystko było super,aż zaczęło mnie dusić na rowerze i się załamałam,teraz siedzę na balkonie i patrzę jak ludzie żyją z góry,zadzwoniłam po psychiatrę (170zł w plecy) zapisał mi seroxat w sumie bez zbędnych pytań,czego nie rozumiem,bo w koncu to psychotropy i warto dowiedzieć się czegoś więcej,a może mam inna chorobę ,że mnie dusi? Nabawiłam się tak lęku,że mnie dusi,że jak wychodzę to mnie tak spina,że nie moge oddychać,co w porównaniu do wcześniejszej choroby (lęki,zawroty głowy,kołatanie serca) to masakra,bo nawet jak chce wyjść to i tak mnie dusi. Nie należe do osób,które się poddają i staram się sama pozbyć lęku,nie wziełam seroxatu bo ma skutki uboczne dla mnie masakryczne(kiedys go brałam)ale mam małe pole do popisu,mieszkam na skrzyżowaniu w centrum,dużo znajomych mieszka obok,nie chce ich spotkac w takim stanie bo każdy stres mnie dusi bardziej,więc wychodzę wieczorem z chłopakiem,staram się zaczynać po mału......i może byłoby dobrze ale niestety on pracuje cały tydzień do wieczora,ma już gdzieś wychodzenie na spacer,wczoraj powiedział mi,że ma dość chodzenia po podwórkach po ścianach i woli oglądać tv,co ja teraz zrobie?Chciałabym bardzo się wyleczyć ale sama nie daję rady wyjść,tzn. wyjdę ale bardzo mnie dołuje to ,że nie ma nikogo przy mnie,całe dnie jestem sama w domu,do nikogo nie mogę się odezwać,mam tylko kota i rybki,dlatego tak wariuję,nawet powiedziałam kolezance ,że jestem chora ale ona myśli,że ta choroba to jak grypa i samo mi przejdzie,olała mnie i nie stara się wgłębiać o co chodzi,rodzice też olali temat (przestan robić z siebie sierotę-mówia). Życie nie jest kolorowe,ale nie zamierzam się zabijać,mam 29lat i żyję ze świadomością ze nawet nie będę miała dziecka,bo w takiej chorobie nie donoszę ciąży a jeżeli nawet uda się to jak ja się zajmę dzieckiem jak same nie umiem sobie poradzić ?
-
Staram się być na bierząco, widzę że nie jest to takie proste jak u mnie,kluczem do samowyleczenia nie jesteśmy tylko my ale i to co nas otacza,np. budzę się i jest mi żle,za dużo myślę o chorobie,śmierci i innych bzdurach,chcę się przykleić do mojego chłopaka,który śpi obok a tu bankrut.......burczy na mnie że mu gorąco,zawija się w kołdrę i odwraca tyłkiem do mnie ......a wystarczyło by żeby poświęcił mi 2 minuty i by mi przeszło a tak się męczę.Ja też mam bałaganiarza w domu,pracuje ale poza tym nic nie robi,o cokolwiek poproszę jestem olewana,moje potrzeby są na końcu,fakt że ja jakoś daję sobie radę ze sobą (ale tylko dlatego ze jestem weteranką ten choroby)rano wstaje i zabijam się o ciuchy na ziemi, w kuchni syf po śniadaniu i dzień zaczyna się na nowo,sprzątanie,pranie,gotowanie a i tak wieczorem będzie syf i nikt nie zauważy,że coś zrobiłam ,a jeszcze dostanę opierdziel,że nic nie robie i jak mogę być zmęczona!Wieczorem biorę rower i robię następne 30km,żeby mnie nic nie bolało jak się obudzę,ale i tak rano boli mnie brzuch i ostatnio plecy między łopatkami,w upał nie oddycham. Wiem i jestem pewna,że to co nas otacza wpływa bardzo na to jak będzie wyglądał nasz dzień,10 rano a ja użalam się nad tym dlaczego nie jest tak jak sobie wymarzyłam,spokojny i troskliwy mąż,spokojne życie,czas na zainteresowania .... Jak już pisałam gdzieś wcześniej byłam w takim związku opartym na spokoju i zrozumieniu i choroba zniknęła (a miałam naprawdę ciężki stan) Dla zajęcia myśli kupilam sobie rybki i się nimi zajmuje w wolnym czasie,co sprawia mi frajdę,ale jedyne co słyszę to tylko to,że rybki są dla małych dzieci i że tylko kasę przejadają a nic z nich nie ma ....i od razu chce mi się ryczeć a dzień robi się tragiczny. Na szczęście dla mnie dzieci nie mam,nie to że ich nie chcę ale myśl,że urodzę kopie mojego chłopaka ,która będzie taka jak on ......nie dałabym sobie rady,podziwiam cie NnNn,że jeszcze dajesz radę,nie załamuj się,tylko postaraj się powoli jakoś to zmienić na swoją korzyść. Na mnie nikt nie zwróci uwagi,czy mi słabo,czy się żle czuje,ale jak obiadu nie ma 3 dni to zaraz jest zainteresowanie Każdy ma jakiś sposób,jeżeli go nie ma to trzeba rzucić to i zacząć od nowa,trzymajcie się ciepło,buziaki
-
Nie tylko ty masz duszności,ja duszę się już od tygodnia i to nawet nie jest efekt stresu,po prostu jest okres gdzie się duszę a potem nagle przestaję miec te objawy,staram się nie myśleć o tym bo wtedy duszę się jeszcze bardziej,jakby to się nakręcało moimi myślami,ratuję się wodą z lodem,czasem podczas upału po deszczu mam wrazenie że się uduszę,wtedy jest najgodzej.Czasem ratuje się papierową torebką i przez nią oddycham,to czasem pomaga choć wydaje się głupie.Bolą mnie nogi i mi puchną od gorąca jak by mi miały odpaść albo mnie boli brzuch rano,takie objawy nie ustępują do puki nie opuszczę domu i nie wyjadę jak najdalej,dom i rodzice powodują u mnie nieuleczalną nerwice,niestety trudno mi na raz zacząć pracę i znależć mieszkanie,pewnie bym odżyła,starzy wysysają ze mnie całą energię. Każdy ma jakiś ukryty powód choroby i czasem problem jest bardziej lub mniej złożony,na pewno objawy nie miną ,musisz nauczyć się być szczęśliwy i znależć swoje miejsce w tym cholernym świecie,wtedy jest szansa ,że wszystko wróci do normy.Masz obowiązki i rodzinę ,musisz pracować to oczywiste,ale postaraj się też czasem zrobić coś o czym marzysz od dawna,pocieszysz tym własną duszę i będzie ci lżej. Mi już raz udało się w ciągu paru dni pokonać chorobę ,a zrobił to chłopak ,którego poznałam,który rozumiał o czym mówię i jaki mam problem,który zaakceptował mnie taką jaka jestem,to momentalnie zrzuciło mi kamień z pleców i przestałam się bać i przejmować,a ból ustąpił...........niestety rozstaliśmy się a choroba zaatakowała podwójnie. Jednak chcę podkreślić,że jest mozliwe że nagle nam przejdzie,potrzeba to tego cudu bądz czegoś co sprawi,że będziemy chcieli żyć ,miłości,zrozumienia bądz innej indywidualnej potrzeby,całuski dla wszystkich
-
Może to głupie co piszę i większość normalnych nie będzie wiedziała o co biega,ale ja ciągne do wakacji tylko dlatego bo tobie się udało NnNn,wiem że dni bywają do dupy i że czasem masakra wstać z łóżka i iść do pracy jak ból przebija cie z kazdej strony,mam to samo,dzisiaj mialam jakies koszmary ,jak wstalam to nie moglam oddychać i bolało mnie wszystko,ale wstałam bo musiałam posprzątać i zrobić pranie,obiad,już mi lepiej,ważne żeby się napędzać,niedługo jadę na wakacje do wloch samochodem z chlopakiem,na bank bede miala rewolucje,dusznosci,brak snu itp,ale wiem ze jak dojadę nad morze to zniknie choroba w 90%,dlatego nie moge sie doczekać,jak tak mam,daleko od domu choroba mnie nie dosiega. Co do wszelkich wrzodów to nie stres je powoduje tylko helicobacterie,test kosztuje w aptece 30zl i w 2 minuty powie kazdemu czy bedzie mial wrzody czy nie,70% ludzi ma te bakterie,niektórzy chorują ,a ja ich nie mam (na szczescie)Leczenie też jest krotkie antybiotykiem (to tak z nowinek medycyny) NnNn wiem,że życie jest do dupy w takim stanie ale wal do roboty,za zarobione pieniądze zabierz rodzinke na weekend z daleka od domu,to relaksuje i nie bój się wyjść bo to strach nakręca chorobę. Ja sobie teraz wmawiam,jak się wywale na ulicy to trudno, jest lato i sie nie pobrudze hehe,wstane i doczołgam sie do domu i jakos nie padam
-
Pewnie,że będziesz żył a wakacje zapiszesz w historii jako powrót do zdrowia i będziesz mógł opowiadać każdemu na forum jaki jesteś kozak,że tak szybko udało ci się stanąć na nogi!!!!!!!!!Gratulacje!!! A żołądek wróci do normy,nawet zdrowi mają takie problemy jak idą pierwszy dzień do pracy,ja jak nie mogę nic przełknąć to kupuje sobie zupkę chińską z makaronem łagodną ,taką "kimlan"i ją męczę,żeby nie zagłodzić żołądka,bo potem jak nie zjesz to będzie cie wszystko bolało rano,jedz magnez i witaminy,nie pij kawy,coli i mało herbaty albo owocową a objawy miną,kup sobie rumianek zamiast herbaty;-).Nie zajadaj się tabletami bo po nich rzuci ci się w końcu na żołądek i jelita.Jedz częściej a mniej i nie bardzo tłusto,a potem to zapomnisz,że coś cie boli,będziesz jadł wszystko i żył a to najważniejsze,jestem z ciebie dumna!!!No i nie siedz długo przed kompem,od tego kompa to można też świra dostać,już to przerabiałam,mało ruchu,słabe krążenie i ból pleców,ale teraz będziesz miał zajęcie no i masz rodzinę,która na ciebie czeka,buziaki
-
Ja dzisiaj postanowilam sama pojechac do hipermarketu kupic sobie klapki na pasażu,przy okazji odważyłam się zadzwonić do banku bo do dziś nie miałam karty do bankomatu,jakoś mi się to udało,zaczęłam wychodzić z założenia,że jak NnNn potrafi iść do roboty to ja umiem ruszyć tyłek sama bez pomocy chłopaka i nawet byłam na placu kupić sobie warzywa i nikt mnie nie zjadł
-
Ja jestem już weteranką tego świństwa i też mnie bierze,to ta pogoda do niczego i spadki ciśnienia,do tego masz prawo się bać w końcu idziesz do nowej pracy,każdy zdrowy by z muszlą gadał od rana a co dopiero my walnięci ...w końcu co masz do stracenia,na pewno nie umrzesz po drodze,te bóle są na tle nerwicowym,mnie kłuje tak często,w klatce,pod łopatkami,mam ucisk na szyję,w zależności od dnia,czasem mnie tak brzuch boli że nie mogę chodzić,trzymaj się mocno!
-
Ja też nie byłam w kinie już z 10 lat,od tej pory mamy nawet multiplexy a ja nie wiem jak to wygląda w środku,ja też zaczynałam od chodzenia po ciemku,żeby nikt mnie nie zobaczył i stopniowo chodziłam dalej (u mnie to porażka bo wszędzie ludzie,panika że kogoś spotkam,mieszkam w centrum ) Potem prawie biegiem do parku bo tam spokojniej,mało ludzi i jak się przewrócę to na trawę i nikt nie zwróci uwagi,teraz czasem wraca choroba ale człowiek przyzwyczaja się do tego i już tak nie reaguje paniką,podchodzę do tego spokojnie,bo wiem,że mi przejdzie,są rzeczy nie do przeskoczenia i brakuje mi czasem po prostu z kimś o tym porozmawiać,bo tak naprawdę nie wiele osób rozumie co znaczy "nie móc wstać i czegoś zrobić" Ludzie często mówią mi ,że jestem powalona,z takimi zdolnościami że nie pracuję,że napewno jestem leniem i tyle,a ja co mam im powiedzieć ,że mam nerwicę z napadami agorafobii?Nikt by się do mnie nie odezwał ze strachu ,że jestem nienormalna,najlepiej mnie oddać do czubków jak mówi zawsze mój ojciec i problem z głowy. Dlatego walcie do przodu i nie pozwólcie by choroba była silniejsza od was!!!!!!Buziaki